glosie Riggsa slychac bylo nieskrywana radosc.
– Boze Wszechmogacy! Alleluja! Gdzie?
– W Charlottesville. FBI obstawila agentami lotnisko i wszedl im z bratem prosto w rece. Chyba przylecial porachowac sie z Lu Ann.
– Z bratem?
– Rogerem. FBI nie wie jeszcze, czy byl w to wszystko zamieszany, ale to sie wyjasni. Najwazniejsze, ze maja Petera Crane’a. Wzywaja LuAnn na jutro rano do Waszyngtonu, by zlozyla zeznania.
– Jutro? To co bedzie z naszym spotkaniem?
– Wlasnie w tej sprawie dzwonie. Spakujcie sie z Lisa i przyjezdzajcie do Waszyngtonu. Spotkamy sie w gmachu Hoovera. Ulica Dziewiata rog Pennsylvania Avenue. Spodziewaja sie tam was. Wszystko zalatwione. Jesli ruszycie od razu, zdazymy moze jeszcze zjesc wspolne sniadanie. Mam ochote to uczcic.
– A FBI? To oskarzenie o morderstwo?
– Wszystko zalatwione, Charlie. LuAnn zostala oczyszczona z zarzutow.
– Wspaniale, Riggs. To najwspanialsza wiadomosc od nie wiem kiedy. Gdzie LuAnn?
– Rozmawia z drugiego aparatu z FBI. Przekaz Lisie, ze mama przesyla jej calusy i nie moze sie juz doczekac, kiedy ja zobaczy.
– Powtorze. – Charlie odlozyl sluchawke i bez zwloki zabral sie do pakowania. Alez chcialby widziec mine Jacksona, kiedy zgarnialo go FBI! Kutas jeden. Wpadl na pomysl, ze wyniesie bagaz do samochodu i dopiero potem obudzi Lise. Niech mala sobie jeszcze pospi, poki moze. Jak uslyszy o matce, dlugo nie bedzie mogla zmruzyc oka. Wygladalo na to, ze Riggs jednak sie spisal.
Z sercem lekkim jak piorko, objuczony dwiema torbami, Charlie otworzyl drzwi frontowe.
I zamarl. W progu stal mezczyzna w czarnej kominiarce i mierzyl do niego z pistoletu. Charlie z dzikim rykiem wscieklosci rzucil w niego torba, wytracajac mu pistolet z reki. Potem zlapal mezczyzne za maske, wciagnal do domku, pchnal na sciane i zanim tamten oprzytomnial, siedzial juz na nim, okladajac fachowo wielkimi jak bochny piesciami.
Mezczyzna zwiotczal szybko pod tym gradem poteznych ciosow i znieruchomial. Charlie, czujac za plecami obecnosc kogos jeszcze, obejrzal sie.
– Witaj, Charlie. – Jackson zamknal za soba drzwi. Rozpoznajac ten glos, Charlie rzucil sie na nowego intruza z szybkoscia, ktora zaskoczyla Jacksona. Dwie strzalki z paralizatora utkwily w piersi Charliego, ale niemal w tym samym momencie na podbrodku Jacksona wyladowala ogromna piesc, odrzucajac go na drzwi. Jednak Jackson dalej naciskal spust, razac cialo Charliego pradem elektrycznym.
Charlie kleczal i wytezajac wszystkie sily, probowal wstac. Pragnal wziac tego czlowieka w obroty, skatowac go tak, zeby nie mogl juz nikogo skrzywdzic. Na prozno. Probowal sie do niego podczolgac. Caly swoj wysilek podporzadkowal jednemu celowi: zniszczyc tego czlowieka. Ale cialo nie reagowalo na wysylane przez mozg polecenia. Osuwajac sie powoli na podloge, patrzyl ze zgroza na stojaca w drzwiach sypialni Lise.
Chcial cos powiedziec, chcial krzyknac, zeby uciekala, uciekala co sil w nogach, ale z jego ust wydobyl sie tylko cichy, przeciagly jek.
Patrzyl z przerazeniem, jak Jackson, zataczajac sie, podbiega do Lisy i przyciska jej cos do ust. Dziewczynka szamotala sie rozpaczliwie, ale na prozno. Wciagnela noskiem opary chloroformu i po chwili lezala juz na podlodze obok Charliego.
Jackson otarl sobie krew z twarzy i bez ceremonii poderwal na nogi swojego wspolnika.
– Wsadz ja do samochodu, ale tak, zeby nikt nie widzial – warknal.
Mezczyzna kiwnal w oszolomieniu glowa. Jeszcze nie w pelni doszedl do siebie po kontakcie z piesciami Charliego.
Charlie patrzyl bezradnie, jak wynosi nieprzytomna Lise. Potem przesunal oczy na Jacksona, ktory kleczal przy nim, rozcierajac sobie ostroznie podbrodek.
– Aresztowali Jacksona – odezwal sie glosem Riggsa. – Maja go. Mam ochote to uczcic. – I wybuchnal smiechem.
Charlie milczal. Lezal nieruchomo, patrzyl, czekal.
– Wiedzialem, ze moj telefon uspi twoja czujnosc – podjal Jackson wlasnym juz glosem. – Otwierac drzwi, nie sprawdziwszy uprzednio, czy droga wolna, bez gotowej do uzycia broni? Coz za zaniedbanie! A do tej pory tak sie pilnowales, z taka sumiennoscia sprawdzales, czy nie jestescie sledzeni. Wiedzialem, ze tak bedzie. I dlatego juz pierwszej nocy po przyjezdzie do Charlottesville zakradlem sie do garazu w Wicken’s Hunt i w kolumnie kierownicy kazdego stojacego tam wozu, z range roverem wlacznie, zainstalowalem nadajniki. Sa to urzadzenia skonstruowane specjalnie na potrzeby armii z wykorzystaniem techniki globalnej nawigacji satelitarnej. Nie ma takiego miejsca na ziemi, w ktorym moglbys sie przede mna ukryc. Byly bardzo drogie, ale warte swojej ceny. Po spotkaniu z LuAnn wiedzialem juz, ze wysle gdzies z toba Lise, a musialem przeciez znac dokladnie miejsce waszego pobytu na wypadek, gdybym potrzebowal Lisy do ostatniej odslony. Uwielbiam podejscie strategiczne, a ty? Tak rzadko sie je stosuje. No i okazalo sie, ze bede dziecka potrzebowal. Dlatego tu jestem.
Charlie skrzywil sie lekko, widzac, jak Jackson wyciaga z kieszeni kurtki noz, i skrzywil sie jeszcze raz, kiedy Jackson podciagnal mu rekaw koszuli.
– Doprawdy kocham to urzadzenie – ciagnal Jackson, spogladajac na paralizator. – To jeden z nielicznych przyrzadow, jakie znam, ktore umozliwiaja przejecie pelnej kontroli nad kimkolwiek, nie czyniac mu specjalnej krzywdy i nie pozbawiajac przytomnosci.
Jackson schowal paralizator do kieszeni. Strzalki pozostawil w klatce piersiowej Charliego. Tym razem nie byl juz tak pedantyczny, jesli chodzi o zacieranie wszelkich sladow.
– Wziales strone niewlasciwej osoby. – Mowiac to, rozprul rekaw koszuli Charliego az po ramie. – Byles lojalny wobec LuAnn i patrz, gdzie to cie zaprowadzilo. – Jackson pokrecil ze smutkiem glowa, ale usmiech na jego twarzy zdradzal, ze jest zachwycony.
Charlie sprobowal zgiac noge w kolanie i skrzywil sie. Bolalo, ale przynajmniej ja czul. Jedna ze strzalek, o czym Jackson nie wiedzial, wbila sie w krzyzyk, ktory Charlie nosil na piersiach. Druga, zanim weszla w cialo, otarla sie o medalik. W rezultacie natezenie pradu wstrzasajacego jego cialem nie bylo az tak duze, jak to zakladal Jackson.
– Paraliz wywolany porazeniem potrwa co najmniej pietnascie minut – informowal go tonem wykladowcy Jackson. – Niestety, naciecie, ktore ci za chwile zrobie, sprawi, ze wykrwawisz sie na smierc w ciagu dziesieciu minut. Ale fizycznie nic nie bedziesz czul. Gorzej zniesiesz to od strony psychicznej, bo nie bedzie ci przyjemnie obserwowac, jak zycie z ciebie uchodzi, gdy ty nic na to nie mozesz zaradzic. Moglbym cie zabic szybko, ale ten sposob wydaje mi sie o wiele bardziej adekwatny. To mowiac, Jackson nacial gleboko biceps Charliego, ktory, czujac jak ostrze przecina skore, zacisnal mocno zeby. Kiedy z rany zaczela sie saczyc krew, Jackson wstal.
– Bywaj, Charlie, pozegnam od ciebie LuAnn. Zanim i ja zabije. – To ostatnie zdanie Jackson bardziej wywarczal, niz wypowiedzial. Jego twarz wykrzywila nienawisc. Usmiechnal sie jeszcze raz i wyszedl, zamykajac za soba drzwi.
Cal po calu, Charlie zdolal sie przekrecic na plecy. Potem, z nie mniejszym trudem, uniosl muskularne rece i chwycil za sterczace mu z piersi strzalki. Mial juz zawroty glowy wywolane utrata krwi. Pocac sie obficie, wyciagnal strzalki i odrzucil je. Nie zmniejszylo to dretwoty ciala, ale i tak poczul sie troche razniej. Potem, wykorzystujac te resztke kontroli nad czlonkami, jaka mu jeszcze pozostala, podsunal sie na plecach do sciany i wywindowal po niej do pozycji siedzacej. Nogi mrowily tak, jakby wbijano w nie miliony plonacych igiel, caly byl we krwi, ale udalo mu sie jakos podzwignac na rowne nogi. O dziwo, po