potraktowaniu paralizatorem ustapil bol w kolanach. Sunac plecami po scianie, dowlokl sie do sciennej szafy i otworzyl ja. Wsunal sie do srodka i chwycil zebami za drewniany wieszak. Teraz mrowily go juz i rece, i nogi, co bylo podnoszacym na duchu objawem, bo swiadczylo, ze wraca mu wladza nad wlasnym cialem. Z najwyzszym trudem sciagnal wieszak i wyrwal z niego poprzeczke do wieszania spodni. Reszte wieszaka odrzucil i odepchnawszy sie od sciany, dowlokl sie do lozka. Poslugujac sie zebami i jedna reka, porwal na pasy przescieradlo. Pracowal coraz szybciej, paraliz ustepowal. Za to robilo mu sie slabo – skutek utraty krwi. Mial coraz mniej czasu. Przewiazal sobie dlugim pasem przescieradla biceps tuz nad rana i skrecil go mocno poprzeczka wieszaka. Zaimprowizowana opaska uciskowa spelnila swoje zadanie i krwotok ustal. Charlie podniosl sluchawke i zadzwonil pod 911. Podal swoj adres i zwalil sie na lozko. Pot lal sie z niego strumieniami, mieszal sie z krwia, w ktorej caly byl ubabrany. Nie mogl miec pewnosci, czy przezyje, ale po glowie kolatala mu sie tylko jedna mysl: Jackson ma Lise. Dziewczynka byla teraz przyneta. Przyneta na jej matke.
I Charlie bardzo dobrze wiedzial, co sie stanie, kiedy LuAnn da sie na to zlapac: Jackson zabije i ja, i Lise. Z ta przerazajaca mysla stracil przytomnosc.
Kiedy furgonetka skrecila w autostrade, Jackson, przyswiecajac sobie miniaturowa latarka, przyjrzal sie wreszcie dokladniej twarzyczce nieprzytomnej Lisy.
– Wykapana matka – mruknal pod nosem. – Bojowego ducha tez po niej odziedziczyla.
Dotknal policzka dziewczynki.
– Kiedy cie ostatnio widzialem, bylas niemowleciem. – Zawiesil glos i patrzyl przez chwile w ciemnosc za szyba. Potem znowu spojrzal na Lise. – Bardzo mi przykro, ze musialo do tego dojsc.
Poglaskal ja delikatnie po policzku i cofnal reke. Roberta, Donovan, siostra Alicja, a teraz to dziecko. Ile jeszcze osob bedzie musial zabic? Kiedy to sie skonczy – obiecal sobie – zaszyje sie na jakims odludziu, gdzie nikt go nie znajdzie, i przez nastepne piec lat nic nie bedzie robil. Kiedy oczysci juz umysl z wypadkow tego tygodnia, zastanowi sie, co dalej poczac ze swoim zyciem. Ale najpierw musi wyrownac porachunki z LuAnn. Jej smierc nie bedzie mu spedzala snu z powiek.
– Nadchodze, LuAnn – powiedzial w ciemnosc.
LuAnn poderwala sie gwaltownie na lozku do pozycji siedzacej. Dyszala spazmatycznie, serce walilo jej jak oszalale.
– Co sie stalo, kochanie? – Riggs tez usiadl i otoczyl reka jej dygoczace ramiona.
– Boze, Matthew!
– No co? O co chodzi?
– Cos sie stalo Lisie.
– Przestan. To byl tylko zly sen, LuAnn. Cos ci sie przysnilo.
– On ja ma. Ma moje dziecko. Boze, dotykal ja. Widzialam.
Riggs ujal ja pod brode i zmusil, zeby na niego spojrzala.
Oczy miala rozbiegane.
– Lisie nic sie nie stalo. Mialas koszmarny sen. To zupelnie zrozumiale w tych okolicznosciach. – Staral sie nadac swemu glosowi jak najspokojniejszy ton, chociaz gwaltowne wybudzenie z twardego snu tym histerycznym wybuchem wyprowadzilo go troche z rownowagi.
Odepchnela go, wyskoczyla z lozka i zaczela szukac czegos goraczkowo wsrod rzeczy lezacych na nocnym stoliku.
– Gdzie telefon?
– Co?
– Gdzie ten cholerny telefon?! – wrzasnela. I w tym momencie go znalazla.
– Do kogo dzwonisz?
Nie odpowiedziala. Trzesacym sie palcem wystukala numer telefonu komorkowego. Przestepowala z nogi na noge, czekajac na polaczenie.
– Nikt nie odbiera.
– No to co? Charlie wylaczyl pewnie telefon. Wiesz, ktora godzina?
– Nie zrobilby tego. On nigdy nie wylacza tego przekletego telefonu. – Wybrala numer jeszcze raz. Z tym samym skutkiem.
– To moze baterie mu siadly. Mogl ich nie doladowac po przyjezdzie do motelu.
LuAnn krecila glowa.
– Cos sie stalo. Cos zlego.
Riggs wstal z lozka i podszedl do niej.
– Posluchaj, LuAnn. – Potrzasnal nia tak mocno, jak pozwalala mu na to zraniona reka. – Posluchasz mnie przez chwile?
Uspokoila sie troche i spojrzala na niego.
– Lisie nic nie jest. Charliemu tez. Mialas po prostu koszmarny sen. – Objal ja i przytulil mocno. – Po poludniu sie z nimi zobaczymy. I wszystko bedzie dobrze, przekonasz sie. Jadac tam noca, nie bylibysmy w stanie zaobserwowac, czy ktos nas nie sledzi. Chcesz z powodu jakiegos zlego snu sciagnac na Lise prawdziwe niebezpieczenstwo?
Patrzyla na niego polprzytomnie, w jej oczach plonelo wciaz przerazenie.
Mruczal jej dalej do ucha kojace slowa, az w koncu sie uspokoila. Podprowadzil ja z powrotem do lozka. Polozyli sie. On znowu zasnal, a LuAnn wpatrywala sie w sufit i modlila cicho, by okazalo sie, ze rzeczywiscie byl to tylko sen. Cos jej mowilo, ze nie. Wydalo jej sie, ze w ciemnosciach cos zamajaczylo, jakby wyciagnieta do niej reka. Nie zdolala okreslic, czy w przyjaznym, czy we wrogim gescie, bo wizja po chwili znikla. Objela spiacego Riggsa. Oddalaby wszystko, zeby przytulac tak teraz swoja corke.
ROZDZIAL PIECDZIESIATY SZOSTY
Zblizal sie front burzowy i jeszcze na te noc oraz nastepny dzien synoptycy zapowiadali silne wiatry oraz obfite opady deszczu. Wiatr juz sie wzmagal, jednak dwaj doswiadczeni agenci FBI pelniacy sluzbe na punkcie kontrolnym przy drodze prowadzacej do posiadlosci LuAnn, saczac goraca kawe z termosu, napawali sie jeszcze porannym spokojem i pieknem okolicy. Ruchu nie bylo specjalnego, ale to bynajmniej nie usypialo ich czujnosci.
O jedenastej przy ich punkcie kontrolnym zatrzymal sie samochod. Siedzaca za kierownica Sally Beecham, gospodyni LuAnn, opuscila szybe i spojrzala wyczekujaco na jednego z agentow. Ten machnal reka na znak, ze droga wolna. Wyjechala z posiadlosci przed dwoma godzinami po zakupy. Zatrzymana wtedy na punkcie kontrolnym, bardzo sie zdenerwowala. Agenci nie wyjasnili jej wiele, dali jednak do zrozumienia, ze FBI do niej nic nie ma. Kazali jej robic to co zawsze, czyli wypelniac dalej swoje obowiazki, jak gdyby nic sie nie stalo. Dostala od nich numer telefonu, pod ktory miala zadzwonic, gdyby zauwazyla cos podejrzanego.
Mijajac punkt kontrolny tym razem, sprawiala wrazenie bardziej juz rozluznionej, troche nawet wbitej w dume z powodu calej tej uwagi, jaka okazywaly jej wladze.
– A to sie pani obkupila – zazartowal jeden z agentow. – I kto to wszystko teraz zje? Bo Tyler raczej nie wroci. – Tu poslal porozumiewawczy usmiech koledze.
Furgonetka, ktora wkrotce potem nadjechala od strony glownej szosy i zatrzymala sie przy punkcie kontrolnym, wzbudzila wieksze zainteresowanie agentow. Starszy mezczyzna za