– Nie jestem… znaczy, ja w ogole nie slucham tego rodzaju muzyki. Ale mama za nia przepadala. Zrobilam to dla niej.

– Pewnie sie ucieszyla.

– Nie wiem, mam nadzieje. Umarla przed przyjsciem Lisy na swiat.

– O, to przykre. – Charlie milczal chwile. – No a jakiego rodzaju muzyke lubisz?

– Klasyczna. Chociaz, prawde mowiac, zupelnie sie na niej nie znam. Ale podoba mi sie brzmienie. Kiedy jej slucham, czuje sie jakas czysta i lekka, jakbym plywala w gorskim jeziorze, gdzie woda jest tak przezroczysta, ze widac dno.

Charlie usmiechnal sie.

– Nigdy nie myslalem o tym w taki sposob. Mnie najbardziej lezy jazz. Sam gram na trabce. Nowy Jork ma zaraz po Nowym Orleanie najlepsze kluby jazzowe. Sa otwarte do wschodu slonca. Kilka miesci sie niedaleko hotelu.

– Do ktorego hotelu jedziemy? – spytala.

– Do Waldorf Astoria. Do Towers. Bylas juz w Nowym Jorku?

Charlie pociagnal lyk wody sodowej, rozsiadl sie wygodnie na kanapie i rozpial marynarke.

LuAnn pokrecila glowa i przelknela kes kanapki.

– Ja wlasciwie nigdzie jeszcze nie bylam.

Charlie zachichotal cicho.

– No to skaczesz od razu na gleboka wode, zaczynajac od Wielkiego Jablka.

– Jaki jest ten hotel?

Skonczyla kanapke i popila cola.

– Calkiem przyjemny. Pierwszorzedny, zwlaszcza Towers. Nie jest to, co prawda, Plaza, ale czy Plaza ma konkurentow? Kto wie, moze ktoregos dnia zatrzymasz sie w Plaza.

Rozesmial sie i otarl serwetka usta. Zauwazyla, ze palce ma nienaturalnie duze i grube, o masywnych, guzlowatych stawach.

– Wiesz, po co tu przyjechalam? – spytala, popatrujac na niego niespokojnie.

Charlie przeszyl ja przenikliwym spojrzeniem.

– Powiedzmy, ze wiem wystarczajaco duzo, by nie zadawac niepotrzebnych pytan. Zostawmy to. – Usmiechnal sie z przymusem.

– Widziales sie kiedys osobiscie z panem Jacksonem?

Charlie nachmurzyl sie.

– Zostawmy to, dobrze?

– Dobrze, bylam tylko ciekawa.

– Wiesz, do czego doprowadzila ciekawosc jednego starego kocura. – Ciemne oczy Charliego zablysly na moment. – O nic nie pytaj, rob, co ci kaza, a juz nigdy nie bedziesz miala problemow. Zrozumialas?

– Zrozumialam – mruknela LuAnn, mocniej przytulajac Lise.

Zanim wysiedli z limuzyny, Charlie wyjal ze schowka czarny skorzany plaszcz i kapelusz z szerokim rondem do kompletu i poprosil LuAnn, zeby to wlozyla.

– Z oczywistych powodow nie chcemy, zeby ktos skojarzyl sobie potem, ze widzial cie tutaj juz dzis. Swoj kowbojski kapelusz mozesz wyrzucic.

LuAnn wlozyla poslusznie plaszcz i kapelusz i scisnela sie mocno paskiem w talii.

– Zglosze w recepcji, ze juz jestes. Masz apartament na nazwisko Lindy Freeman, Amerykanki, dyrektorki biura podrozy z siedziba w Londynie, ktora przyjechala tu z coreczka, laczac interesy z wypoczynkiem.

– Dyrektorki? Mam nadzieje, ze nikt mnie o nic nie zapyta.

– O to mozesz byc spokojna.

– Znaczy, nazywam sie teraz Linda Freeman?

– Przynajmniej do wielkiego wydarzenia. Potem bedziesz mogla stac sie z powrotem LuAnn Tyler.

– A musze? – pomyslala LuAnn.

Apartament, do ktorego, zalatwiwszy formalnosci w recepcji, zaprowadzil ja Charlie, znajdowal sie na trzydziestym pierwszym pietrze i byl ogromny. Skladal sie z wielkiego pokoju goscinnego i osobnej sypialni. Rozejrzala sie z zachwytem po eleganckim wnetrzu i o malo nie zemdlala na widok luksusowej lazienki.

– Dla mnie te szaty? – Pogladzila mieciutki material szlafroka.

– Mozesz go nosic, jesli chcesz. Ale to kosztuje siedemdziesiat piec dolcow za dobe czy cos kolo tego.

Podeszla do okna i rozchylila kotary. Jej oczom ukazal sie spory fragment panoramy Nowego Jorku. Niebo bylo zachmurzone, zapadal juz zmrok.

– Nigdy w zyciu nie widzialam tylu budynkow naraz. Jak one sie ludziom nie pomyla? Wszystkie wygladaja tak samo. – Obejrzala sie na Charliego.

Pokrecil glowa.

– No nie, jak ty juz cos powiesz… Jeszcze troche, a pomysle, ze jakas ciemniaczka z ciebie.

LuAnn spuscila wzrok.

– Bo ja jestem ostatnia ciemniaczka. A przynajmniej najbardziej zacofana z tych, jakie spotkales.

Przechwycil jej spojrzenie.

– Hej, nie chcialem cie urazic. Pobedziesz tutaj troche, to sie dotrzesz, wiesz, o co mi chodzi… – Urwal, ale nie spuszczal oczu z LuAnn, ktora podeszla do Lisy i poglaskala ja po buzi. – Patrz, tutaj jest barek z napojami – podjal. Pokazal jej, jak z niego korzystac, a potem otworzyl drzwi sciennej szafy. – Tu masz sejf. – Wskazal na masywne, stalowe drzwiczki osadzone w scianie. Wystukal kod na klawiaturze. – Mozesz w nim trzymac cenne rzeczy.

– Chyba nie mam nic, co warto by tu schowac.

– A kupon loteryjny?

LuAnn siegnela szybko do kieszeni po kupon.

– Czyli tyle wiesz, tak?

Charlie nie odpowiedzial. Wzial od niej kupon i nawet na niego nie spojrzawszy, wlozyl do sejfu.

– Wymysl sobie kombinacje. Tylko zadne tam daty urodzin ani nic w tym stylu. Ale ta kombinacja musi ci sie z czyms kojarzyc, zeby przy pierwszej okazji nie wywietrzala z glowy. Nie radze nigdzie jej zapisywac. Rozumiesz? – Otworzyl znowu sejf.

LuAnn kiwnela glowa, wprowadzila wlasny kod, zaczekala, az sejf przelaczy sie w tryb blokady, i zatrzasnela drzwiczki.

Charlie skierowal sie do drzwi.

– Wroce tu jutro rano o dziewiatej. Jak wczesniej zglodniejesz albo co, to dzwon po sluzbe hotelowa. Tylko zalatw to tak, zeby kelner nie mogl sie dobrze przyjrzec twojej twarzy. Zawiaz wlosy w kok albo wloz czepek kapielowy, ze niby to mialas wlasnie wskoczyc do wanny. Otworz drzwi, podpisz rachunek nazwiskiem Linda Freeman i schowaj sie w sypialni. Napiwek poloz wczesniej na stole. Trzymaj. – Charlie wyjal z kieszeni plik banknotow i wreczyl go LuAnn. – I w ogole staraj sie nie rzucac w oczy. Nie spaceruj po hotelu, nie wdawaj sie z nikim w rozmowy i tak dalej.

– Spokojna glowa, wiem, ze nie wygladam na dyrektorke. – LuAnn

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату