– Nos masz dlugi i prosty, LuAnn, klasyczny, naprawde. Ale nieco modeliny, tu podcieniowac, tam podmalowac, i voila, mamy gruby, krzywy kinol, ktory zupelnie nie przypomina oryginalu. Nie boj sie, to tylko tymczasowe. Wszyscy, jak sie dobrze zastanowic, jestesmy tymczasowi. – Zachichotal wesolo.

Przystapil do nawilzania sztucznego nosa czarna gabka, pudrowania jego powierzchni, rozprowadzania podkladu i dodawania rozu przy nozdrzach, by nadac mu bardziej naturalny wyglad. Subtelnie nalozone cienie i szminka sprawily, ze oczy LuAnn wydawaly sie teraz blizej osadzone, troche pudru i kremu stonowalo linie szczeki. Troche rozu nalozonego na policzki zharmonizowalo je z reszta.

LuAnn poczula, jak Jackson wodzi ostroznie palcami po gojacej sie ranie na szczece.

– Paskudne rozciecie. Pamiatka po przygodzie w przyczepie? – Nie doczekawszy sie odpowiedzi, ciagnal: – Trzeba to zszyc. A i tak chyba pozostanie blizna. Nie przejmuj sie, kiedy skoncze, nic nie bedzie widac. Ale bez chirurgii plastycznej tu sie nie obejdzie. – Znowu zachichotal i dorzucil: – Na moje fachowe oko.

Nastepnie umalowal jej starannie usta.

– Troche wezsze niz u klasycznej modelki, LuAnn – orzekl. – Ale od czego jest kolagen?

LuAnn starala sie, jak mogla, zeby nie zerwac sie z krzykiem. Nie miala pojecia, co tak naprawde z niej robi. Kojarzyl sie jej z jakims szalonym naukowcem, ktory przywraca do zycia trupa.

– Teraz nakladam ci piegi na czolo, na nos i na policzki. Gdybysmy mieli wiecej czasu, nalozylbym je rowniez na dlonie, ale go nie mamy. Zreszta nikt nie zwroci na to uwagi, wiekszosc ludzi jest malo spostrzegawcza. – Rozpial jej kolnierzyk bluzki i naniosl piegi na szyje. Potem zapial z powrotem guzik, spakowal sprzet i pomogl jej przeniesc sie z powrotem na tylna kanape.

– Mozesz juz otworzyc oczy. W schowku obok siebie masz male lusterko – poinformowal ja.

LuAnn siegnela niepewnie po lusterko i uniosla je do twarzy. Zaparlo jej dech w piersiach. Patrzyla na rudowlosa, piegowata kobiete o krotkich sterczacych na wszystkie strony wlosach i bardzo jasnej, niemal albinoskiej cerze. Oczy miala mniejsze i blizej osadzone, brode i linie szczeki lagodniej zarysowane, policzki plaskie i owalne. Ciemnoczerwona szminka powiekszala optycznie usta. Nos byl duzo szerszy i wyraznie skrzywiony w prawo. Brwi o wiele jasniejsze. Nie poznawala samej siebie.

Jackson rzucil jej cos na kolana. Spuscila wzrok. Paszport. Otworzyla go. Z fotografii patrzyla na nia kobieta, ktora widziala przed chwila w lusterku.

– Mistrzowska robota, nie uwazasz? – odezwal sie Jackson.

Wdusil wylacznik i zapalajaca sie lampka podsufitowa oswietlila go. A raczej ja. LuAnn zaniemowila z wrazenia. Naprzeciwko siedzial jej sobowtor, a scislej, sobowtor kobiety, ktora sie wlasnie stala. Takie same krotkie, rade wlosy, ta sama cera, ten sam skrzywiony nos, wszystko takie samo – odnosila wrazenie, ze patrzy na siostre blizniaczke. Jedyna roznica polegala na tym, ze ona miala na sobie dzinsy, a jej blizniaczka sukienke.

LuAnn nie mogla dobyc glosu. Jackson zlozyl rece.

– Wcielalem sie juz w kobiety, ale chyba po raz pierwszy charakteryzowalem kogos na siebie juz ucharakteryzowanego. Swoja droga, to ja jestem na tej fotografii w paszporcie. Zrobilem ja sobie dzisiaj rano. Moim skromnym zdaniem niezle sie spisalem, no, moze tylko twojego biustu nie udalo mi sie podrobic. Ale nawet blizniaczki nie musza byc pod kazdym wzgledem identyczne. – Usmiechnal sie ubawiony jej zdumiona mina. – Nie oczekuje owacji na stojaco, sadze jednak, ze zwazywszy na warunki, w jakich przyszlo mi pracowac, zasluguje na troche uznania.

Limuzyna znowu ruszyla. Wyjechali z garazu i w niecale pol godziny pozniej byli juz na lotnisku Kennedy’ego.

Zanim szofer otworzyl drzwiczki, Jackson spojrzal ostro na LuAnn.

– Nie wkladaj tego kapelusza ani okularow, bo to sugeruje, ze probujesz oslonic twarz, a poza tym moglabys uszkodzic makijaz. Zapamietaj sobie zasade numer jeden: kiedy starasz sie przed kims ukryc, ostentacyjnie zwracaj na siebie uwage, pokazuj sie w pelnym swietle. Dwie dorosle blizniaczki to rzadki widok. Ludzie – z policjantami wlacznie – na pewno nas zauwaza, i chociaz zaczna sie za nami ogladac, nikt nie powezmie zadnych podejrzen. Poza tym policja szuka jednej kobiety. Kiedy zobacza dwie, i do tego blizniaczki, to chociaz bedziemy z dzieckiem, w ogole nie wezma nas pod uwage. Taka jest juz ludzka natura. Maja mnostwo terenu do przeczesania, a czasu niewiele.

Jackson wyciagnal rece do Lisy. LuAnn odruchowo przygarnela mala do siebie, posylajac mu podejrzliwe spojrzenie.

– LuAnn, staram sie jak moge bezpiecznie wyekspediowac was obie z kraju. Bedziemy niedlugo przechodzili przez kordon policji i agentow FBI, ktorzy cie szukaja. Uwierz mi, nie mam zamiaru zabierac ci coreczki. Potrzebuje jej z bardzo szczegolnego powodu.

W koncu LuAnn oddala mu Lise. Wysiedli z limuzyny. W butach na wysokim obcasie Jackson byl nieco wyzszy od LuAnn. Zauwazyla, ze jest smuklej budowy ciala i musiala to przyznac, dobrze sie prezentowal w swoim stylowym stroju. Na ciemna sukienke narzucil czarny plaszcz.

– Chodzmy – powiedzial do LuAnn.

Zesztywniala, slyszac w jego glosie ten nowy ton. Teraz nawet mowil tak jak ona.

– A gdzie Charlie? – spytala LuAnn, kiedy kilka minut pozniej wchodzili do rojnego budynku terminalu. Za nimi dreptal z torbami pucolowaty bagazowy.

– Bo co? – mruknal Jackson.

Z wprawa szedl na szpilkach. LuAnn wzruszyla ramionami.

– Tak tylko pytalam. Zajmowal sie mna. Myslalam, ze przyjdzie sie pozegnac.

– Niestety, opieka Charliego nad toba juz sie skonczyla.

– Aha.

– Nie martw sie, LuAnn, jestes w o wiele lepszych rekach. – Jackson spojrzal przed siebie. – Zachowuj sie naturalnie. Jestesmy siostrami blizniaczkami, gdyby ktos o to zapytal, w co watpie. Na wszelki wypadek mam dokumenty potwierdzajace ten fakt. W razie czego nie odzywaj sie, ja bede mowil.

LuAnn serce zamarlo na widok czworki mundurowych policjantow przygladajacych sie bacznie kazdej z osob, ktora ich mijala.

Przeszli pod ich czujnymi spojrzeniami. Jeden zerknal nawet na dlugie nogi Jacksona, ktore mignely pod odchylajaca sie pola plaszcza. Jackson wydawal sie z tego zadowolony. Tak jak przewidzial, policjanci szybko stracili wszelkie zainteresowanie nimi i skupili sie na innych pasazerach wchodzacych do terminalu.

Jackson i LuAnn zatrzymali sie przy stanowisku British Airways.

– Potwierdze twoj bilet, a ty zaczekaj na mnie przy tamtym barku. – Jackson wskazal na druga strone szerokiego korytarza.

– Dlaczego nie moge go sama potwierdzic?

– A ile razy latalas za ocean?

– Nigdy nie siedzialam w samolocie.

– No wlasnie. Zalatwie to o wiele szybciej niz ty. Gdybys cos sknocila, powiedziala cos nie tak, moglibysmy zwrocic na siebie uwage, a na tym najmniej nam w tej chwili zalezy. Personelowi linii lotniczych nie mozna zarzucic zbytniego przewrazliwienia na punkcie bezpieczenstwa, ale idiotami tez nie sa i zdziwiloby cie, jacy potrafia byc spostrzegawczy.

– No dobrze. Nie chce czegos skonocic.

– Daj mi paszport. Ten, ktory przed chwila ode mnie dostalas. – LuAnn posluchala i patrzyla za Jacksonem, ktory pchajac przed soba wozek z Lisa ruszyl do stanowiska kontroli paszportowej. Za nimi dreptal bagazowy. Jackson wspaniale nasladowal jej ruchy. LuAnn, pokreciwszy z

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату