Nie mial watpliwosci, ze przyjmujac propozycje, czulby sie w towarzystwie LuAnn i Lisy znakomicie, a do tego zastepowalby malej ojca. W kazdym razie przez kilka lat. A co potem? Nie spal pol nocy, usilujac sobie wyobrazic, jak bedzie wygladala sytuacja za tych kilka lat.

Tylko patrzec, jak o reke pieknej, bogatej teraz i odmienionej dzieki temu bogactwu LuAnn zaczna sie ubiegac najatrakcyjniejsi mezczyzni swiata. Jest bardzo mloda, ma jedno dziecko i z pewnoscia zapragnie nastepnych. Wyjdzie za ktoregos z tych zalotnikow. A ten przyjmie na siebie obowiazki ojca Lisy, i tak byc powinno. Stanie sie przeciez mezem LuAnn. A gdzie wtedy znajdzie sie miejsce dla niego, dla Charliego? Przecisnal sie miedzy dwoma kamerzystami z CNN blizej sceny. Tak, w koncu nadejdzie taki dzien, ze uzna, iz musi odejsc. Niezrecznie byloby zostac. Nie stanie sie przeciez czlonkiem rodziny, i w ogole. I bedzie to bolesne, bardziej bolesne niz uzyczanie w mlodosci swego ciala na worek treningowy. Spedzil z LuAnn i Lisa zaledwie kilka dni, a juz czul, ze laczy go z nimi wiez, jakiej nie udalo mu sie zadzierzgnac z byla zona przez dziesiec lat malzenstwa. A jak to zniesie po przezyciu z nimi trzech albo czterech lat? Czy rozstanie z Lisa i jej matka nie zlamie mu serca, nie podkopie psychicznie? Pokrecil glowa. Ale z niego twardziel, wylazi szydlo z worka. Ledwie poznal tych prostych ludzi z Poludnia, a juz musi podejmowac brzemienna w skutki decyzje, ktorej konsekwencje moga zawazyc na calej jego przyszlosci.

Czul sie rozdarty. Z jednej strony machnalby na wszystko reka, pojechal i dobrze sie bawil. Co mu tam, skad wiadomo, czy w przyszlym roku szlag go nie trafi? Jednak z drugiej strony bal sie, wahal. Wiedzial, ze moglby byc przyjacielem LuAnn do grobowej deski, ale nie byl pewien, czy potrafilby zyc przy niej ze swiadomoscia, ze wszystko moze sie nagle skonczyc.

– Cholera – zaklal cicho. Spojrz prawdzie w oczy, przeciez to zwyczajna zazdrosc. Gdybys tak byl dwadziescia – wzruszyl ramionami – no, trzydziesci lat mlodszy. Zazdroscil mezczyznie, ktory w koncu ja zdobedzie. Zdobedzie jej milosc. Milosc, przynajmniej z jej strony, dozgonna. I niech Bog ma w opiece faceta, ktoremu przyszloby do glowy ja zdradzic. Widac na pierwszy rzut oka, ze drzemie w niej jedza. Jedza o zlotym sercu, a przez to jeszcze bardziej pociagajaca. Rzadko sie spotyka takie przeciwstawne cechy w jednej cielesnej powloce.

Charlie otrzasnal sie z tych refleksji i spojrzal na scene. Cala sala stezala jak napiety biceps. Zza kulis, posrod trzasku aparatow fotograficznych, wyszla z gracja wysoka, majestatyczna i spokojna LuAnn. Charlie pokrecil z zachwytem glowa.

– Jasny gwint – mruknal pod nosem. Wlasnie jeszcze bardziej utrudnila mu powziecie decyzji.

Szeryf Roy Waymer o malo nie zakrztusil sie piwem na widok LuAnn Tyler machajacej do niego z telewizora.

– Jezus, Maria, Jozefie swiety! – Obejrzal sie na zone, Doris, ktora wlepiala oczy w dwudziestosiedmiocalowy ekran.

– Ty jej szukasz po calym okregu, a ona sobie siedzi w Nowym Jorku! – wykrzyknela Doris. – A to szczesciara. Tyle forsy wygrac. – Doris powiedziala to z gorycza, wylamujac sobie palce. W baniaku na smieci za domem wyladowaly przed chwila dwadziescia cztery podarte kupony loteryjne.

Waymer podzwignal swoje imponujace cielsko z przepastnego fotela i poczlapal do telefonu.

– Obdzwonilem stacje kolejowe w okolicy i na lotnisko w Atlancie tez telefonowalem, ale jak dotad nic. Do glowy by mi nie przyszlo, ze pojechala do Nowego Jorku. Nie poslalem jej zdjecia do biuletynu policyjnego, bo nie myslalem, ze opuscila granice okregu, a co dopiero stanu. Przeciez nie ma nawet samochodu. Z dzieciakiem, i w ogole. Myslalem, ze sie przyczaila u jakiejs psiapsiolki.

– Wyglada na to, ze ci sie wywinela. – Doris wskazala na LuAnn produkujaca sie na ekranie. – Jej nie da sie z nikim pomylic.

– Przestan, matka – fuknal na zone szeryf – tu nie FBI. Od kiedy Freddie poszedl z powodu kregoslupa na zwolnienie, zostalo mi tylko dwoch mundurowych. A policja stanowa sama ma roboty po uszy. Nikogo mi tu nie podesla. – Siegnal po sluchawke.

Doris popatrzyla na niego z niepokojem.

– Myslisz, ze to LuAnn zalatwila Duane’a i tego drugiego?

Waymer przylozyl sluchawke do ucha i wzruszyl ramionami.

– LuAnn potrafilaby dolozyc kazdemu facetowi, jakiego znam. Duane’owi na pewno by dala rade. Ale z tego drugiego bylo kawal chlopa, sto piecdziesiat kilo zywej wagi. – Zaczal wybierac numer. – Chyba ze zaszla go od tylu i zaprawila w leb telefonem. W kazdym razie z kims sie bila. Mam swiadkow, ktorzy widzieli ja tamtego dnia z plastrem na brodzie.

– A to wszystko przez narkotyki – skomentowala Doris. – Biedna ta kruszyna, nie dosc, ze przyszla na swiat w przyczepie, to jeszcze pelnej narkotykow.

Waymer kiwal glowa.

– Wiem, wiem.

– Zaloze sie, ze LuAnn tym wszystkim dyrygowala. Wszyscy wiedza, ze to dziewczyna kuta na cztery nogi. A taka zawsze byla przymilna. Maskowac sie probowala, ale od razu bylo widac, co z niej za ziolko. Nie podobalo jej sie tutaj, ciagnelo ja w szeroki swiat, tylko pieniedzy nie miala. No to sie wziela za narkotyki. Latwy zarobek, wspomnisz moje slowa, Roy.

– Slysze, matka, slysze. Ale juz jej te pieniadze z narkotykow niepotrzebne. – Wskazal glowa na telewizor.

– Lepiej sie pospiesz, bo znowu zwieje.

– Dzwonie do nowojorskiej policji, zeby ja zgarneli.

– Myslisz, ze cie posluchaja?

– Matka, ona jest zamieszana w podwojne morderstwo – powiedzial wyniosle szeryf. – Nawet jesli nie ma nic na sumieniu, to moze byc swiadkiem w sprawie.

– No tak, ale czy tej jankeskiej policji z Nowego Jorku bedzie sie chcialo kiwnac palcem? He?

– Policja to policja, Doris, niewazne, czy to Polnoc, czy Poludnie. Prawo jest prawem.

Doris, wcale nieprzekonana do cnot rodakow z Polnocy, prychnela i nagle w jej oczach pojawila sie nadzieja.

– Zaraz, a jak ja wsadza, to nie bedzie musiala czasem oddac tych wygranych pieniedzy? – Spojrzala znowu na usmiechajaca sie w telewizorze LuAnn, rozwazajac ewentualnosc wyciagniecia ze smietnika tych podartych kuponow i podjecia proby ich rekonstrukcji. – Co by jej przyszlo z tej forsy w wiezieniu, nie?

Szeryf Waymer nie odpowiedzial. Probowal sie polaczyc z nowojorska policja.

LuAnn machala wielkim czekiem, usmiechala sie do tlumu i odpowiadala na pytania padajace z roznych stron ogromnej sali. Telewizja transmitowala to na cale Stany Zjednoczone i na caly swiat.

– Czy ma juz pani jakies plany wykorzystania tych pieniedzy? Jesli tak, to jakie?

– Dowiecie sie – odparla LuAnn. – Zobaczycie, ale bedziecie musieli poczekac.

Jak to bylo do przewidzenia, zdarzaly sie tez glupie pytania.

– Czy sie pani cieszy?

– Bardzo – odpowiedziala. – Bardziej niz kiedykolwiek.

– Czy wyda je pani wszystkie w jednym miejscu?

– Watpie. Musialoby to byc bardzo duze miejsce.

– Wspomoze pani rodzine?

– Wspomoge ludzi, na ktorych mi zalezy.

Padly tez trzy propozycje malzenstwa. Kazdemu konkurentowi do

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату