– Dobrze ci radze, LuAnn, nie denerwuj mnie – wycedzil przez zacisniete zeby. – Kiedy sie denerwuje, robie sie bardzo nieprzyjemny. Czasem nawet nieobliczalny.

LuAnn spojrzala obojetnie na bron.

– Czego ode mnie chcesz?

Zapial kurtke.

– Jak juz wspomnialem, jestes moim garncem zlota.

– Nie mam pieniedzy – powiedziala szybko.

Nieomal parsknal smiechem.

– Po co przyjechalas do Nowego Jorku, LuAnn? Zaloze sie, ze do tej pory nie wysciubilas nosa z tego swojego zapyzialego miasteczka. Dlaczego ni stad, ni zowad wybierasz sie w podroz, i to akurat do Wielkiego Jablka? – Przykrzywil glowe i przygladal sie jej, czekajac na odpowiedz.

LuAnn zacierala nerwowo rece nad nierownym blatem stolika.

– No dobrze – odezwala sie w koncu, nie patrzac na mezczyzne – moze wiedzialam, co sie stalo w przyczepie. Ale ja nic zlego nie zrobilam. Musialam jednak stamtad uciekac, bo to moglo zle sie dla mnie skonczyc. A Nowy Jork to takie samo dobre miejsce jak kazde inne. – Podniosla wzrok, zeby sprawdzic, jak przyjal jej wyjasnienie. Na jego twarzy nadal malowalo sie rozbawienie.

– Co zrobisz z taka gora pieniedzy, LuAnn?

Oczy omal nie wyszly jej z orbit.

– O czym ty mowisz? Jakie pieniadze? Te w nosidelku?

– Watpie, czy udaloby ci sie w nim upchnac sto milionow dolarow. – Spuscil wzrok na jej biust. – W staniku tez by sie nie zmiescily, choc spory. – LuAnn patrzyla na niego w oslupieniu. – Zastanowmy sie – ciagnal – jak ksztaltuja sie obecnie stawki w sektorze szantazu. Dziesiec procent? Dwadziescia? Piecdziesiat? Pomysl tylko, nawet dzielac sie ze mna po polowie, nadal masz na koncie grube miliony. Zaopatrzenie siebie i dziecka w dzinsy i tenisowki do konca zycia masz zapewnione. – Pociagnal lyk kawy, rozparl sie wygodnie i bawiac sie serwetka patrzyl na nia kpiaco.

LuAnn zacisnela dlon na lezacym przed nia widelcu. Ledwie stlumila impuls kazacy jej rzucic sie z nim na tego faceta.

– Odbilo ci, i to porzadnie.

– Jutro konferencja prasowa, LuAnn.

– Jaka znowu konferencja?

– No ta, na ktorej, usmiechajac sie i machajac do zawiedzionych mas, masz odebrac swoj wielki czek.

– Musze juz isc.

Wyciagnal blyskawicznie reke nad stolikiem i chwycil ja za ramie.

– Raczej trudno bedzie ci rozporzadzac ta forsa z wieziennej celi.

– Powiedzialam, ze musze isc. – Wyrwala reke z jego uscisku i wstala.

– Nie badz glupia, LuAnn. Widzialem, jak wypelniasz kupon loteryjny. Bylem na losowaniu. Widzialem ten szeroki usmiech na twojej buzi, widzialem, jak popiskujac bieglas w podskokach ulica. Bylem tez w budynku loterii, kiedy przyszlas tam potwierdzic swoj wygrywajacy kupon. A wiec nie probuj wciskac mi kitu. Wyjdz stad, a dzwonie zaraz do zacofanego szeryfa twojego zacofanego okregu i opowiadam mu wszystko, co widzialem. A potem wysylam mu ten kawalek bluzki. Nie uwierzysz, jakie urzadzenia maja teraz w tych swoich laboratoriach. Zaczna skladac wszystko do kupy. A kiedy im jeszcze powiem, ze wygralas wlasnie na loterii i lepiej bedzie, jesli cie szybko przyskrzynia, zanim zwiejesz, to mozesz sie pozegnac ze swoim nowym zyciem. No, ale przynajmniej stac cie bedzie na umieszczenie swojej pociechy w jakims dobrym sierocincu, zeby miala jaka taka opieke, kiedy ty bedziesz gnic w wiezieniu.

– Ja nic nie zrobilam.

– Owszem, wielkie glupstwo, LuAnn. Ucieklas. A jak ktos ucieka, to gliniarze przyjmuja zawsze w ciemno, ze ma cos na sumieniu. Tacy juz sa. Uznaja pewnie, ze siedzisz w tym wszystkim po same czubki swych pieknych uszek. Jeszcze sie toba nie zainteresowali. Ale to tylko kwestia czasu. Od twojej decyzji zalezy, czy zaczna cie namierzac za dziesiec minut, czy za dziesiec dni. Jesli za dziesiec minut, to jestes ugotowana. Jesli za dziesiec dni, to zdazysz zwiac, bo taki chyba masz plan. Placisz mi tylko raz, to gwarantuje. Przez cale zycie nie dam rady przepuscic tylu pieniedzy, chocbym nie wiem jak sie staral, ty zreszta tez nie. W ten sposob oboje wygrywamy. W przeciwnym razie przegrywasz tylko ty, z kretesem. No wiec, jak bedzie?

LuAnn usiadla powoli z powrotem.

– Madrze robisz, LuAnn.

– Nie moge ci zaplacic polowy.

Twarz mu pociemniala.

– Chytry dwa razy traci, moja pani.

– Tu nie chodzi o skapstwo. Moge ci zaplacic, tylko nie wiem jeszcze ile, ale na pewno duzo. Na twoje cholerne potrzeby wystarczy az nadto.

– Nie rozumiem… – zaczal.

– Nie musisz niczego rozumiec – wpadla mu w slowo LuAnn, zapozyczajac frazeologie od Jacksona. – Ale jesli mam ci zaplacic, to musisz mi odpowiedziec na jedno pytanie, i to szczerze, bo inaczej mozesz sobie wzywac gliny, mam to gdzies.

Przyjrzal sie jej uwaznie.

– Co to za pytanie?

LuAnn pochylila sie nad stolikiem i znizyla glos.

– Co robiles w przyczepie? Przeciez wiem, ze nie znalazles sie tam przypadkowo.

– A co to ma za znaczenie? – Wyrzucil ramiona w gore w teatralnym gescie.

LuAnn szybkim ruchem atakujacego grzechotnika chwycila go za nadgarstek. Skrzywil sie, kiedy scisnela go z sila, o jaka jej nie podejrzewal. Choc nie byl ulomkiem, mialby spore trudnosci z uwolnieniem reki z tego uscisku.

– Czekam na odpowiedz i lepiej, zeby byla prawdziwa.

– Utrzymuje sie… – usmiechnal sie i skorygowal – utrzymywalem sie z pomagania ludziom w rozwiazywaniu ich malych problemikow.

LuAnn nie puszczala nadgarstka.

– Jakich problemikow? Czy to mialo cos wspolnego z narkotykami, ktorymi handlowal Duane?

Romanello krecil juz glowa.

– Nic nie wiedzialem o zadnych narkotykach. Kiedy tam wszedlem, Duane juz nie zyl. Moze zalegal z forsa dostawcy albo go kantowal i tamten drugi facet go zalatwil. Kto to wie? Kogo to obchodzi?

– Co sie stalo z tym drugim?

– Przeciez sama go uderzylas, dobrze mowie? Zimny trup, jak wspomnialem w liscie. – LuAnn milczala. Urwal dla zaczerpniecia oddechu. – Moglabys mnie juz puscic.

– Nie odpowiedziales na moje pytanie. A jak nie uslysze odpowiedzi, to mozesz od razu dzwonic do szeryfa, bo ode mnie nie dostaniesz zlamanego centa.

Romanello zawahal sie, ale w koncu chciwosc wziela gore nad rozsadkiem.

– Przyszedlem tam, zeby zabic ciebie – powiedzial po prostu.

Scisnawszy jeszcze raz mocno jego nadgarstek, LuAnn rozwarla powoli palce i cofnela reke. Rozcieral go sobie przez chwile, przywracajac krazenie.

– Dlaczego? – spytala gniewnie LuAnn.

– Robie to, za co mi placa, bez zadawania niepotrzebnych pytan.

– Kto ci kazal mnie zabic?

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату