Wzruszyl ramionami.

– Nie wiem. – Chciala go znowu chwycic za nadgarstek, ale tym razem byl na to przygotowany i w pore cofnal reke. – Mowie ci, ze nie wiem. Moi klienci nie wpadaja pogawedzic przy kawie, kogo mam dla nich sprzatnac. Zadzwonil do mnie, polowe honorarium wyplacil z gory. Druga polowe mialem dostac po robocie. Wszystko poczta.

– Nadal zyje.

– Zgadza sie. Ale tylko dzieki temu, ze zostalem odwolany.

– Przez kogo?

– Przez tego, kto mnie wynajal.

– Kiedy cie odwolal?

– Bylem w twojej przyczepie. Widzialem, jak wysiadasz z samochodu i odchodzisz. Wrocilem do swojego wozu i wtedy zadzwonil. Bylo chyba pietnascie po dziesiatej.

LuAnn odchylila sie na oparcie krzesla. Cos jej switalo: Jackson. A wiec tak rozprawia sie z tymi, ktorzy nie ida na wspolprace.

Romanello, zniecierpliwiony jej milczeniem, pochylil sie nad stolikiem.

– Skoro odpowiedzialem na wszystkie twoje pytania, moze bysmy tak przeszli do omowienia warunkow naszego malego ukladu.

LuAnn patrzyla na niego przez pelna minute, zanim wreszcie sie odezwala.

– Marny twoj los, jesli sie okaze, ze mnie oklamales.

– Sluchaj, ktos, kto zarabia na zycie zabijaniem, wzbudza zwykle w ludziach troche wiecej strachu, niz ty go okazujesz – powiedzial, wlepiajac w nia ciemne oczy. Odsunal czesciowo zamek blyskawiczny kurtki, odslaniajac znowu kolbe pistoletu. – Nie przeciagaj struny! – W jego glosie pobrzmiewala nuta grozby.

LuAnn zerknela pogardliwie na pistolet i przeniosla wzrok na twarz mezczyzny.

– Wychowywalam sie wsrod swirnietych ludzi, panie Tecza. Pijani wiesniacy dla zabawy mierzyli czlowiekowi w twarz z dubeltowki i naciskali spust. Bywalo tez, ze pocieli kogos tak, ze rodzona mamusia go nie poznawala, a potem zakladali sie, jak dlugo pociagnie, zanim wykrwawi sie na smierc. Byl jeden taki czarny chlopiec, ktory skonczyl w jeziorze bez przyrodzenia, z poderznietym gardlem, bo ktos uznal, ze zbyt nachalnie przystawia sie do jakiejs bialej dziewczyny. Jestem przekonana, ze przylozyl do tego reki moj tatus, ale policja palcem nie kiwnela. A wiec twoj pistolecik i twoja gadka zupelnie mnie nie ruszaja. Konczmy z tym i wynos sie w diably z mojego zycia.

Grozba szybko ulotnila sie z oczu Romanella.

– W porzadku – mruknal, zapinajac z powrotem kurtke.

ROZDZIAL PIETNASTY

Pol godziny pozniej Romanello i LuAnn wyszli z kafejki. LuAnn zlapala taksowke i pojechala z powrotem do hotelu, gdzie spedzila pare godzin w salonie pieknosci, by uwiarygodnic historyjke, jaka uraczyla Charliego. Romanello, pogwizdujac cicho pod nosem, ruszyl ulica w przeciwnym kierunku. Mial dzisiaj bardzo udany dzien. Uklad, ktory zawarl z LuAnn, nie byl na sto procent pewny, ale przeczucie mowilo mu, ze dziewczyna dotrzyma umowy. Zagrozil jej, ze jesli najdalej za dwa dni pod wieczor na jego konto nie wplynie pierwsza rata wynegocjowanej sumy, to dzwoni na posterunek policji w Rikersville. Dziewczyna zaplaci, Romanello byl tego pewny. Spokojna glowa.

Chcial to uczcic. Po drodze do domu kupil butelke chianti. Widzial sie juz w posiadlosci, ktora wkrotce nabedzie gdzies daleko stad. Przez tych kilka lat parania sie eksterminowaniem rodzaju ludzkiego uciulal spora sumke, ale dotad zmuszony byl ostroznie czerpac z kasy. Tego by tylko brakowalo, zeby do jego drzwi zapukal urzad podatkowy i poprosil o przedstawienie rachunkow. Teraz mial ten problem z glowy. Blyskawiczne wzbogacenie sie pozwalalo czlowiekowi odplynac poza zasieg fiskusa, i nie tylko. Tak, to byl wspanialy dzien – podsumowal Romanello.

Nie mogl zlapac taksowki, pojechal wiec metrem. Tlok byl taki, ze ledwie sie wcisnal do wagonu. Wysiadl kilka stacji dalej i pare minut potem stal juz przed drzwiami swojego mieszkania. Przekrecil klucz w zamku, wszedl i zaryglowawszy drzwi, skrecil z butelka do kuchni. Mial juz zdjac marynarke i nalac sobie lampke chianti, kiedy rozleglo sie pukanie. Wyjrzal przez judasza. Pole widzenia wypelnial brazowy mundur pracownika firmy kurierskiej UPS.

– Co jest? – spytal przez drzwi.

– Mam przesylke dla pana Anthony’ego Romanella, pod tym adresem. – Pracownik UPS uwaznie ogladal pekata paczke osiem na jedenascie cali, obracajac ja w rekach.

Romanello otworzyl drzwi.

– Anthony Romanello?

Kiwnal glowa.

– Prosze tu podpisac. – Mezczyzna podal dlugopis przymocowany lancuszkiem do elektronicznej podkladki zaciskowej.

– Nie wciskasz mi tu chyba jakichs sadowych nakazow, co? – Romanello usmiechnal sie, kwitujac odbior paczki.

– Za malo mi placa, zebym to robil – odparl czlowiek z UPS. – Moj szwagier z Detroit byl doreczycielem sadowym. Jak go dwa razy postrzelili, rzucil to w diably i poszedl rozwozic pieczywo. To dla pana. Najlepszego.

Romanello zamknal drzwi i obmacal pudelko z cienkiej tektury. Usmiechnal sie szeroko. Druga rata za LuAnn. Uprzedzono go o mozliwosci anulowania zlecenia, ale jednoczesnie zapewniono, ze niezaleznie od tego, jak sie sprawy potocza, reszte forsy dostanie. Chwila! Juz sie nie usmiechal. Przeciez wyplata miala zostac wyslana na jego skrzynke pocztowa. Nikomu nie mowil, gdzie mieszka. Ani jak sie naprawde nazywa.

Slyszac szmer za plecami, odwrocil sie na piecie.

Z mroku zalegajacego w living roomie wylonil sie Jackson, ubrany tak samo elegancko jak na spotkaniu z LuAnn. Oparl sie o drzwi do kuchni i zmierzyl Romanella od stop do glow oczami skrytymi za para ciemnych okularow. Mial przyproszone siwizna wlosy i rowno przycieta brodke. Jego policzki byly miesiste i obwisle, uszy czerwone i jakby rozdeptane, jedne i drugie uformowane z lateksu.

– Cos ty, cholera, za jeden i jak tu wlazles?

Jackson zignorowal to pytanie i wskazal palcem obleczonej w rekawiczke dloni na paczke. – Otworz.

– Bo co? – warknal Romanello.

– Przelicz pieniadze, czy suma sie zgadza. Nie krepuj sie, nie poczuje sie z tego powodu urazony.

– Sluchaj no…

Jackson zdjal okulary i przewiercil Romanella wzrokiem.

– Otwieraj – powiedzial prawie szeptem.

W glosie tym nie bylo ani sladu grozby i Romanello nie mogl zrozumiec, dlaczego caly w srodku dygocze. Mimo wszystko w ciagu trzech ostatnich lat zamordowal z premedytacja szesc osob. Nie da sie zastraszyc.

Rozerwal szybko opakowanie paczki i jej zawartosc wysypala sie ze srodka. Romanello obserwowal sfruwajace na podloge scinki gazety.

– To ma byc zabawne? Jesli tak, to mnie nie rozsmieszylo. – Lypnal wsciekle na Jacksona.

Jackson pokrecil ze smutkiem glowa.

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату