zlozyl gazete i wsunal ja do kieszeni. Podoba mu sie to czy nie, jest teraz zwiazany z LuAnn na dobre i na zle. Bylo to nowe wyzwanie, a on ponad wszystko uwielbial wyzwania. Musi jednak odzyskac kontrole nad biegiem wypadkow. Poinstruuje ja dokladnie, co ma robic, a jesli dziewczyna nie zastosuje sie do tych instrukcji, zabije ja po odebraniu wygranej.

Zebral z podlogi scinki gazety i rozdarte opakowanie przesylki UPS. Kilkoma pociagnieciami w sobie wiadomych miejscach sciagnal ciemny garnitur wraz z przydajacymi mu tuszy poduszeczkami i zapakowal to wszystko do pokrowca na pizze lezacego w kacie living roomu. Pod spodem mial niebiesko-biala koszulke rozwoziciela Domino’s Pizza. Wsunal ostroznie wyciagniety z kieszeni odcinek nici pod modelinowa nakladke na nos, podwazyl ja, zdjal i schowal do pokrowca na pizze. W podobny sposob pozbyl sie pieprzyka, brodki i nakladek na uszy. Przetarl twarz alkoholem z buteleczki, ktora wyjal z kieszeni, usuwajac postarzajace go szminki i cienie. Ruchy mial szybkie i metodyczne, zdradzaly wieloletnia praktyke. Na koniec natarl wlosy zelem, ktory skutecznie usunal pasemka siwizny. Przejrzal sie w wiszacym na scianie lusterku. Nastepnie przykleil sobie sztuczne wasiki i nasadzil na glowe baseballowa czapeczke z napisem Yankee, z ktorej zwisal sztuczny konski ogon. Przeslonil sobie oczy ciemnymi okularami; zmienil wizytowe buty na tenisowki. Ponownie spojrzal w lusterko i ujrzal zupelnie inna osobe. Nie mogl powstrzymac usmiechu. Co za talent. Kiedy kilka sekund pozniej wychodzil z mieszkania, twarz Romanella byla juz rozluzniona, spokojna. I taka miala pozostac na zawsze.

ROZDZIAL SZESNASTY

– Wszystko bedzie dobrze, LuAnn – powiedzial, poklepujac ja po dloni, Roger Davis, mlody, przystojny mezczyzna, ktory prowadzil losowanie krajowej loterii. – Wiem, ze sie denerwujesz, ale caly czas bede przy tobie. Zalatwimy to mozliwie bezbolesnie, daje slowo.

Znajdowali sie w budynku loterii, w wybitym pluszem pokoju, z ktorego trzeba bylo przejsc kawalek korytarzem, by znalezc sie w wielkim audytorium zapelnionym po brzegi dziennikarzami i zwyczajnymi ludzmi czekajacymi na prezentacje zwyciezcy loterii. LuAnn miala na sobie bladoblekitna sukienke do kolan i tego samego koloru buty. Fryzure i makijaz zawdzieczala charakteryzatorom zatrudnianym przez Komisje Loteryjna. Rozciecie na szczece zagoilo sie juz na tyle, ze zrezygnowala z plastra.

– Pieknie wygladasz, LuAnn – rzekl Davis. – Nie pamietam rownie atrakcyjnej zwyciezczyni, naprawde. – Usiadl obok niej tak blisko, ze zetknely sie ich uda.

LuAnn poslala mu usmiech, odsunela sie i spojrzala na Lise.

– Nie chce zabierac tam Lisy. Smiertelnie sie przestraszy tych tlumow i swiatel.

– Nie ma sprawy. Niech tu zostanie. Zaraz znajde kogos, kto jej popilnuje. Bedzie bezpieczna. – Zawiesil glos i po raz kolejny obmacal wzrokiem zgrabna figure LuAnn. – Ale powiemy, ze masz coreczke. To uatrakcyjni twoj wizerunek. Wielkie pieniadze dla mlodej matki i jej corki. Musisz byc teraz bardzo szczesliwa. – Poklepal ja po kolanie, a potem, nie spieszac sie z cofnieciem dloni, uscisnal je. Ponownie przemknelo jej przez mysl pytanie, czy ten facet nie jest czasem w to zamieszany. Czy wie, ze wygrala te fortune w wyniku oszustwa. Wygladal na takiego. Na czlowieka, ktory dla pieniedzy gotow jest na wszystko. Na pewno dobrze by mu zaplacono za pomoc w wykreceniu podobnego numeru.

– Za ile wychodzimy? – zapytala.

– Za jakies dziesiec minut. – Usmiechnal sie do niej znowu i silac sie na swobodny ton, dorzucil: – Aha, nie okreslilas jeszcze precyzyjnie swojego stanu cywilnego. Czy twoj maz…

– Nie jestem zamezna – wpadla mu w slowo Lu Ann.

– Ach tak… no dobrze, czy ojciec dziecka bedzie na sali? – Poprawil sie szybko. – Musimy to wiedziec ze wzgledow organizacyjnych.

LuAnn spojrzala mu w oczy.

– Nie, nie bedzie go.

David usmiechnal sie wymownie i przysunal troszke blizej.

– Rozumiem. Hmmm. – Zlaczyl czubki palcow, przytknal je na chwile do warg, a potem niedbalym gestem zarzucil reke na oparcie sofy. – Sluchaj, LuAnn, nie wiem, jakie masz teraz plany, ale jesli potrzebujesz przewodnika, ktory oprowadzilby cie po miescie, to jestem do twojej dyspozycji. Przez dwadziescia cztery godziny na dobe. Zdaje sobie sprawe, ze ciebie, wychowana w malym miasteczku, ta wielka metropolia… – tu David teatralnym gestem wyrzucil w gore reke – musi przytlaczac. Ale ja znam ja jak wlasna kieszen. Najlepsze restauracje, kina, sklepy. Moglibysmy sie niezle zabawic. – Przysunal sie jeszcze blizej, pieszczac wzrokiem kraglosci ciala dziewczyny i niby to od niechcenia wodzac palcami po jej ramieniu.

– Przykro mi, panie Davis, ale to chyba nie najlepszy pomysl. Ojca Lisy nie bedzie, co prawda, na konferencji prasowej, ale jestesmy z nim umowione zaraz po niej. Musial zaczekac na przepustke.

– Przepustke?

– Sluzy w marynarce. Jest pletwonurkiem w formacji SEAL. – Krecac glowa, zapatrzyla sie w przestrzen, jakby przypomniala sobie wlasnie cos wstrzasajacego. – Przyznam sie panu, ze Frank mnie czasami przeraza. Jest okropnie zazdrosny. Raz, w barze, pobil do nieprzytomnosci szesciu facetow tylko dlatego, ze na mnie zerkali. Myslalam, ze ich pozabija. Na szczescie przyjechala policja. Ale im tez sie porzadnie oberwalo, zanim go obezwladnili.

Davidowi zrzedla mina. Czym predzej odsunal sie od LuAnn.

– Co ty powiesz!

– Ale niech pan nie wspomina o tym na konferencji, panie Davis. Frank zajmuje sie w wojsku bardzo tajnymi rzeczami i moglby sie wkurzyc, gdyby sie panu cos wyrwalo. Bardzo sie wkurzyc! – Poslala mu blagalne spojrzenie, z rozbawieniem obserwujac fale strachu przebiegajace przez jego przystojna twarz.

David zerwal sie z sofy.

– Oczywiscie, ani mru-mru. Przysiegam. – Oblizal nerwowo wargi i przesunal drzaca dlonia po powleczonych zelem wlosach. – Ide zobaczyc, czy wszystko gotowe, LuAnn. – Zdobyl sie na niepewny usmiech i pokazal jej oba kciuki.

Odwzajemnila sie tym samym gestem.

– Wielkie dzieki za zrozumienie, panie Davis. – Kiedy wyszedl, odwrocila sie do Lisy. – Ty nigdy nie bedziesz zmuszona do czegos takiego, malenka. Twoja mama wkrotce tez nie. – Wziela Lise na rece i zapatrzyla sie na scienny zegar odmierzajacy czas.

Charlie, rozgladajac sie w kolo, przepychal sie przez zatloczone audytorium w kierunku podwyzszenia. Wybral miejsce, z ktorego dobrze widac bylo scene, i zatrzymal sie. Najchetniej towarzyszylby LuAnn, udzielajac jej wsparcia moralnego, ktorego z pewnoscia teraz potrzebowala. Ale to nie wchodzilo w rachube. Musial do konca pozostawac w cieniu. Wzbudzanie podejrzen nie wchodzilo w zakres jego obowiazkow. Spotka sie z LuAnn po konferencji. Bedzie jej musial powiedziec, czy z nia jedzie, czy nie. Sek w tym, ze jeszcze sie nie zdecydowal. Chcial juz siegnac po papierosa, ale przypomnial sobie, ze w tym budynku nie wolno palic. Szkoda, bo bardzo tesknil za kojacym dzialaniem nikotyny. Wyskoczylby na malego dymka przed budynek, ale na to nie bylo juz czasu.

Westchnal z rezygnacja i przygarbil sie. Wiekszosc zycia tulal sie z miejsca na miejsce bez okreslonego planu, bez zadnych przemyslanych dlugofalowych celow. Uwielbial dzieci, lecz wlasnych nie mial. Zarabial dobrze, ale pieniadze, choc zapewnialy niezly standard zycia, szczescia mu jakos nie przyniosly. Mial juz swoje lata i podejrzewal, ze na zadna odmiane nie moze juz raczej liczyc. Podazal wciaz droga, ktora wybral w mlodosci. Az do teraz. LuAnn Tyler zaproponowala mu sposob na wyrwanie sie z tego zakletego kregu. Nie ludzil sie, by byla zainteresowana seksualnie, zreszta wcale tego by nie chcial. Pragnal jej przyjazni, jej dobroci – dwoch rzeczy, ktorych zawsze mu w zyciu brakowalo. No wiec jak? Jechac czy nie jechac?

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату