– Zaraz po odlozeniu sluchawki zorientowalem sie, ze troche za duzo ci powiedzialem i ze moze to miec powazne nastepstwa. Wspomnialem o LuAnn i pieniadzach, a pieniadze, jak ci zapewne wiadomo, potrafia sprowokowac ludzi do dziwnych zachowan.
– O czym ty gadasz?
– Panie Romanello, wynajalem pana do wykonania pewnego zadania. Z chwila anulowania zlecenia nasze drogi sie rozeszly. Moze ujme to inaczej: nasze drogi mialy sie rozejsc.
– I rozeszly sie. Nie zabilem jej, tak jak bylo w umowie, a ty co, makulatura mi teraz placisz? Ze mna taki numer nie przejdzie.
Jackson zaczal wyliczac na palcach.
– Przyjechales za ta kobieta do Nowego Jorku. Chodziles za nia po miescie. Wyslales do niej list. Spotkales sie z nia, i chociaz nie wiem, o czym rozmawialiscie, to wszystko wskazywalo na to, ze o niczym przyjemnym.
– Skad, u diabla, to wiesz?
– Przede mna niewiele sie ukryje, panie Romanello. Naprawde niewiele. – Jackson zalozyl z powrotem okulary.
– Nie masz zadnego dowodu.
Jackson parsknal smiechem, na dzwiek ktorego Romanellowi zjezyly sie wloski na karku. Siegnal po pistolet, ale nie bylo go tam, gdzie powinien byc.
Jackson, nie spuszczajac oczu z oglupialej twarzy mezczyzny, pokrecil ze smutkiem glowa.
– Straszny scisk w metrze o tej porze dnia. Prawdziwy raj dla kieszonkowcow. Ciekawe, czy cos jeszcze ci nie zginelo.
– Nic mi nie udowodnisz. A do glin nie pojdziesz. Wynajales mnie, zebym kogos zabil. Sam bys sie pograzyl.
– Nie mam najmniejszego zamiaru zwracac sie do wladz. Nie stosujac sie do moich instrukcji, pokrzyzowales mi plany. Przyszedlem poinformowac cie, ze o wszystkim wiem, ze na skutek twojego niewlasciwego zachowania przepadla ci reszta honorarium i ze postanowilem przykladnie cie ukarac.
Romanello wyprostowal sie na cale swoje sto dziewiecdziesiat centymetrow wzrostu i zasmiewajac sie serdecznie, spojrzal z goryla Jacksona.
– No, skoro chcesz mnie ukarac, to chyba przyprowadziles ze soba kogos, kto mi te kare wymierzy.
– Takie sprawy wole zalatwiac osobiscie.
– Tej nie zalatwisz.
Romanello siegnal blyskawicznie do lydki i wyprostowal sie. W prawej rece trzymal noz o zabkowanym ostrzu. Chcial juz ruszyc na intruza, ale znieruchomial na widok jakiegos urzadzenia w dloni Jacksona.
– Przewaga sily i wzrostu jest czesto przeceniana, zgodzisz sie ze mna? – powiedzial Jackson. Dwie strzalki wystrzelone z paralizatora ugodzily Romanella w sam srodek klatki piersiowej. Jackson naciskal dalej spust, razac go pradem elektrycznym pod napieciem stu dwudziestu tysiecy woltow, doprowadzanym do strzalek cienkimi kabelkami. Tamtego momentalnie scielo z nog. Lezal nieruchomo, wybaluszajac na Jacksona zdumione oczy.
– Naciskalem spust przez pelna minute. Teraz przez najmniej pietnascie minut pozostaniesz sparalizowany, co bardzo ulatwi mi zadanie.
Romanello patrzyl bezradnie, jak Jackson kleka obok, ostroznie wyrywa strzalki z jego piersi, chowa aparat z powrotem do kieszeni, a potem rozpina mu koszule.
– Imponujace owlosienie, panie Romanello. Zaczalbym wierzyc w cuda, gdyby lekarz przeprowadzajacy sekcje zwlok wypatrzyl w tej gestwinie dwie male dziurki.
To mowiac, Jackson wyciagnal z kieszeni marynarki cos, czego widok do reszty sparalizowal Romanella. Oczy stanely mu w slup, jezyk skolowacial. Pomyslal, ze to pewnie atak serca. Nie mogl poruszyc ani reka, ani noga. W ogole ich nie czul. Ale nadal widzial wszystko wyraznie, choc w tym momencie wolalby rowniez oslepnac. Sledzil ze zgroza metodyczne ruchy Jacksona nakladajacego bez pospiechu igle na strzykawke.
– To w przewazajacej mierze zupelnie nieszkodliwy fizjologiczny roztwor soli – wyjasnil Jackson tonem nauczyciela zwracajacego sie do uczniow. – Mowie w przewazajacej mierze, bo w jego sklad wchodzi jeszcze cos, co w pewnych warunkach moze sie okazac zabojcze. – Usmiechnal sie do Romanella, zawiesil na chwile glos, jakby upajal sie znaczeniem wlasnych slow, po czym podjal: – Roztwor zawiera domieszke pewnej substancji wytwarzanej w naturalny sposob przez organizm. Normalnie jej poziom mierzy sie mikrogramach. Zamierzam zaaplikowac ci dawke kilka tysiecy razy wieksza, czyli pare miligramow. Po dotarciu do serca spowoduje ona skurcz tetnic wiencowych, wywolujac cos, co lekarze nazywaja okluzja wiencowa; mowiac prosciej, jest to najciezszy z atakow serca. Przyznam ci sie, ze nigdy jeszcze nie wyprobowywalem tej metody zadawania smierci na kims, kto odczuwa skutki porazenia paralizatorem. Sam bardzo jestem ciekaw, jak w tych warunkach bedzie przebiegal proces. – Jackson mowil to beznamietnym tonem belfra przeprowadzajacego sekcje zaby w szkolnej pracowni biologicznej. – Poniewaz substancja ta, jak juz wspomnialem, jest normalnie obecna w organizmie i podlega naturalnym procesom przemiany materii, podczas sekcji zwlok zaden patolog nie stwierdzi u ciebie jej podejrzanie podwyzszonego poziomu. Pracuje aktualnie nad trucizna sprzezona z enzymem uwiezionym w specjalnej oslonce. Krew szybko rozpusci powloke ochronna, ale zanim to nastapi, trucizna bedzie miala mnostwo czasu, zeby zrobic swoje. Po rozpuszczeniu sie oslonki enzymy wejda natychmiast w reakcje z trucizna i rozloza ja, innymi slowy – zniszcza. W podobny sposob usuwa sie plamy oleju. To nie do wykrycia. Zastanawialem sie nawet, czy nie wyprobowac tego dzisiaj na tobie, ale proces jest jeszcze niedopracowany, a w tego rodzaju sprawach nie lubie sie spieszyc. Chemia wymaga cierpliwosci i precyzji. Zdecydowalem sie wiec na stara, wyprobowana prostaglandyne.
Jackson wodzil igla tuz przy szyi Romanella, szukajac najlepszego punktu wklucia.
– Znajda cie tutaj – mlodego, dobrze zbudowanego mezczyzne, ktory z przyczyn naturalnych zszedl w kwiecie wieku. Jeszcze jeden statystyczny przypadek w trwajacej obecnie debacie na temat zdrowotnosci.
Romanellowi, usilujacemu walczyc z bezwladem po potraktowaniu paralizatorem, oczy nieomal wychodzily z orbit. Z wysilku nabrzmialy mu zyly na szyi. Jackson, dziekujac za to w duchu swej ofierze, wbil igle w tetnice szyjna i wcisnal tloczek strzykawki. Uczyniwszy to, usmiechnal sie i poglaskal mezczyzne po glowie. Tamtemu zrenice lataly tam i z powrotem z regularnoscia metronomu.
Jackson wyjal z torby brzytwe.
– Bystrooki patolog moglby zauwazyc miejsce wklucia, musimy je wiec jakos zatrzec. – Nacial brzytwa skore na szyi Romanella dokladnie w miejscu, w ktorym przed chwila wbil igle. spod skory wyplynela na powierzchnie kropelka krwi. Jackson schowal brzytwe z powrotem do torby i wyjal plaster opatrunkowy. Zakleil nim swieze rozciecie i z usmiechem przyjrzal sie swemu dzielu.
– Przykro mi, ze musialo do tego dojsc, bo mialem zamiar skorzystac jeszcze w przyszlosci z twoich uslug. – Podniosl bezwladna reke Romanella i nakreslil nia krzyz nad piersia porazonego mezczyzny. – Wiem, panie Romanello, ze chociaz sprzeniewierzyl sie pan naukom Kosciola, jest pan wyznania rzymskokatolickiego – ciagnal. – Obawiam sie jednak, ze zaproszenie tu kaplana, by odprawil ostatnia posluge, nie wchodzi w rachube. Zreszta tam, gdzie pan idzie, nie jest to raczej honorowane, prawda? Na czysciec pan chyba nie liczy? – Podniosl z podlogi noz Romanella i wsunal go z powrotem do pochwy na jego lydce.
Mial juz wstac, kiedy zauwazyl brzeg gazety tkwiacej w wewnetrznej kieszeni marynarki Romanella. Siegnal po nia. Pochmurniejac, czytal o dwoch zamordowanych, o narkotykach, o zniknieciu LuAnn i o wszczetych przez policje poszukiwaniach. To wiele wyjasnialo. Romanello ja szantazowal. Albo probowal to robic. Szkoda, ze ten artykul nie wpadl mu w rece dzien wczesniej. Rozwiazalby problem w prosty sposob. Usunalby natychmiast LuAnn Tyler. Teraz nie mogl tego zrobic. Niestety stracil czesciowo kontrole nad sytuacja. LuAnn potwierdzila juz wygrywajacy kupon. Za niecale dwadziescia cztery godziny miala zostac przedstawiona swiatu jako ta, ktora wygrala na loterii. Tak, teraz jej dziwne prosby nabieraly sensu. Jackson