tego drugiego goscia? Zimny trup. Miejmy nadzieje, ze policja nie zorientuje sie, ze tam bylas. Mysle, ze spodoba ci sie artykulik, ta krotka notatka z zycia twojego rodzinnego miasteczka. Pogadajmy. Za godzine. Wez taksowke i przyjedz pod Empire State Building. To obiekt naprawde wart obejrzenia. Tego duzego faceta i dziecko zostaw w hotelu. Iks

LuAnn rozdarla szary papier, ktorym owinieta byla paczka, i na podloge wypadla gazeta. Schylila sie po nia. Byl to „Atlanta Journal and Constitution”. Rozpostarla gazete na stronie zaznaczonej kawalkiem zoltego papieru i usiadla na sofie.

Na widok naglowka az podskoczyla. Pozerala wzrokiem slowa, zerkajac raz po raz na ilustrujaca artykul fotografie. Na ziarnistym, czarnobialym zdjeciu przyczepa wygladala jeszcze nedzniej niz w rzeczywistosci. Co tu zreszta ukrywac, wygladala tak, jakby sie juz rozleciala i czekala tylko na przybycie smieciarzy, ktorzy wywioza ja razem z lokatorami na najblizsze wysypisko. Na fotografii widac tez bylo fragment maski kabrioletu ze zdobiacym ja obscenicznym ornamentem. Woz stal przodem do przyczepy jak pies mysliwski wystawiajacy panu zwierzyne.

Artykul donosil o trupach dwoch mezczyzn i znalezionych w przyczepie narkotykach. Na widok nazwiska Duane’a Harveya LuAnn lzy naplynely do oczu. Jedna skapnela na gazete i rozplynela sie, wsiakajac w papier. LuAnn odchylila sie na oparcie sofy i zamknela oczy, zeby uspokoic rozdygotane nerwy. Ochlonawszy nieco, podjela lekture. Drugiego mezczyzny jeszcze nie zidentyfikowano. Natrafiwszy w tekscie na swoje nazwisko, zamarla. Policja juz jej szukala. Nie doczytala sie, zeby ja o cos oskarzano, ale jej znikniecie musialo sie wydac policji mocno podejrzane. Skrzywila sie, przeczytawszy, ze zwloki znalazla Shirley Watson. Ekipa dochodzeniowa zabezpieczyla tez w przyczepie banke z kwasem akumulatorowym. LuAnn sciagnela brwi. Kwas akumulatorowy. To Shirley wrocila z tym kwasem, zeby sie mscic, jasna sprawa. Watpila jednak, zeby policja, majac pelne rece roboty z co najmniej dwoma popelnionymi przestepstwami, zawracala sobie glowe tym, do ktorego nie doszlo.

Kiedy siedziala tak wstrzasnieta, wpatrujac sie tepo w gazete, do drzwi znowu ktos zapukal. Omal nie spadla z sofy.

– LuAnn?

Odetchnela gleboko.

– Charlie?

– A ktozby inny?

– Chwileczke. – Zerwala sie na rowne nogi, wydarla pospiesznie artykul z gazety, wepchnela go do kieszeni, a list i reszte gazety wsunela pod sofe.

Otworzyla drzwi. Charlie wszedl do pokoju i zdjal plaszcz.

– Beznadziejna sprawa. Szukaj igly w stogu siana. – Wysunal papierosa z paczki, zapalil i zapatrzyl sie w okno. – Ale wciaz nie moge sie pozbyc uczucia, ze ktos za nami lazi.

– Moze to tylko jakis zlodziej, Charlie. Slyszalam, ze pelno ich tutaj.

Pokrecil glowa.

– To prawda, zlodzieje sie ostatnio rozzuchwalili, ale jesli jest, jak mowisz, to dawno by juz nas obrobili, wyrwaliby ci torebke i zwiali. Calkiem tez mozliwe, ze sterroryzowaliby nas pistoletem i oskubali w bialy dzien na oczach ludzi. Ale ja mam wrazenie, ze ten ktos chodzi za nami juz od jakiegos czasu. – Odwrocil glowe i spojrzal na nia. – Nie przytrafilo ci sie nic niezwyklego, kiedy tu jechalas?

LuAnn pokrecila tylko glowa, patrzac na niego szeroko rozwartymi oczami. Bala sie odezwac.

– Nie zauwazylas, zeby w drodze do Nowego Jorku ktos cie sledzil?

– Nikogo takiego nie widzialam, Charlie. Przysiegam. – LuAnn zaczela drzec. – Boje sie.

Otoczyl ja poteznym ramieniem.

– No, nie ma czego. Pewnie jestem przewrazliwiony. Ale to czasami poplaca. Sluchaj, moze wybralibysmy sie na zakupy? Humor od razu ci sie poprawi.

LuAnn wsunela odruchowo reke do kieszeni i namacala wydarty z gazety artykul. Serce podchodzilo jej do gardla, szukajac miejsca, gdzie bedzie moglo eksplodowac. Spojrzala jednak na Charliego spokojnie, przymilnie.

– Wiesz, na co mam naprawde ochote?

– No, na co? Tylko powiedz i sprawa zalatwiona.

– Chce sie uczesac. I moze jeszcze zrobic manicure. Nie pokaze sie przeciez ludziom z takimi wlosami i paznokciami. Jutrzejsza konferencja prasowa ma byc transmitowana na caly kraj, chce ladnie wygladac.

– Jasny gwint, ze tez o tym nie pomyslalem. Zaraz znajdziemy w ksiazce telefonicznej jakis dobry salon pieknosci…

– Na dole, w holu, jest jeden taki – wpadla mu w slowo LuAnn. – Widzialam, jak wchodzilam. Robia tam wlosy, paznokcie u rak i nog, makijaz, wszystko. Calkiem szykownie wygladal.

– To jeszcze lepiej.

– Zostaniesz z Lisa?

– Mozemy zejsc tam z toba.

– Przestan, Charlie. Czys ty sie z choinki urwal?

– A co? Co ja takiego powiedzialem?

– Mezczyzni nie wchodza do salonow pieknosci podpatrywac, co sie tam dzieje. Kobiety maja swoje sekrety. Gdybyscie wiedzieli, ile pracy trzeba wlozyc, zebysmy ladnie wygladaly, to pryslby caly czar. Ale mam dla ciebie zajecie.

– Jakie?

– Kiedy wroce, bedziesz mogl postekiwac z zachwytu i kadzic mi, jaka jestem piekna.

– Z tym nie powinienem miec specjalnych trudnosci – powiedzial z usmiechem Charlie.

– Nie wiem, jak dlugo mnie nie bedzie. To moze troche potrwac. Gdyby Lisa zglodniala, to w lodowce masz przygotowana butelke. Potem pobawisz sie z nia troche i polozysz spac.

– Nie spiesz sie, nie mam nic w planie. Piwko, kablowka… – podszedl do wozka i wzial Lise na rece – i towarzystwo tej mlodej damy. Niczego mi wiecej do szczescia nie potrzeba.

LuAnn zdjela plaszcz z wieszaka.

– Po co ci on? – zdziwil sie Charlie.

– Musze kupic pare osobistych drobiazgow. Po drugiej stronie ulicy jest sklep.

– Mozesz je kupic w stoisku z upominkami w holu.

– Jesli ceny maja tam takie, jak w poprzednim hotelu, to ja dziekuje, wole sie przespacerowac na druga strone ulicy i nie marnowac pieniedzy.

– LuAnn, przeciez jestes teraz najbogatsza kobieta swiata, moglabys kupic caly ten przeklety hotel.

– Przez cale zycie po kilka razy ogladalam kazdego centa, zanim go wydalam, Charlie. Nie moge sie z dnia na dzien pozbyc starych nawykow. – Otworzyla drzwi i obejrzala sie na niego, usilujac ukryc zdenerwowanie. – Wroce najszybciej, jak sie da.

Charlie podszedl do niej.

– Nie podoba mi sie to. Nie wolno ci wychodzic samej na ulice.

– Charlie, jestem dorosla. Dam sobie rade. Poza tym Lisa idzie niedlugo spac, a nie mozemy jej przeciez zostawic tutaj samej, prawda?

– No nie, ale…

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату