Sek w tym, ze nie wiadomo, ile ten czlowiek wie. Wymienil prawdziwe nazwisko LuAnn, ale czy wiadomo mu rowniez o zabojstwie Duane’a Harveya i jego zwiazku z LuAnn? O wydanym przed dziesieciu laty nakazie jej aresztowania? I jak wytropil LuAnn po tylu latach? Nastepne pytanie bylo jeszcze bardziej krytyczne: Czy ten czlowiek wie o ustawieniu loterii? LuAnn opowiedziala Charliemu o czlowieku, ktory przedstawil sie jej jako Tecza. Ten Tecza mogl to wydedukowac. Sledzil ja, widzial, jak kupowala kupon loterii, jak potem wyjechala do Nowego Jorku i wygrala fortune. Czy zorientowal sie, ze byl to przekret? I czy podzielil sie z kims swoim odkryciem? LuAnn nie mogla tego wiedziec.

I co sie stalo z Tecza? Charlie oblizal nerwowo usta. Wlasciwie wcale nie znal Jacksona, nigdy go nie widzial. Ale rozmawial z nim czesto, kiedy dla niego pracowal. Jackson mial glos calkiem zwyczajny: spokojny, opanowany, bezposredni, pewny siebie. Charlie znal takich ludzi. To nie byl glos blagiera, kogos, kto wiecej mowi, niz robi. To byl glos czlowieka, ktory patrzy rozmowcy prosto w oczy, mowi wprost, bez fanfar i rozwodzenia sie, co chce zrobic, a potem zwyczajnie to robi. Ludzie tego pokroju potrafia czlowieka wypatroszyc i nie spedzi im to snu z powiek. Charlie dawno juz doszedl do wniosku, ze do takich wlasnie ludzi zalicza sie Jackson. Chociaz twardy i silny, Charlie wzdrygnal sie lekko. Gdziekolwiek znajduje sie teraz Tecza, to z pewnoscia nie wsrod zyjacych. Prowadzil range rovera zatopiony w myslach.

ROZDZIAL DWUDZIESTY OSMY

Lu Ann skrecila w podjazd i zatrzymala woz przed frontem. Nie widziala nigdzie pickupa. Prawdopodobnie Riggs objezdzal prowadzone przez jego firme budowy. Jednak uroda domu Matta Riggsa tak ja urzekla, ze zamiast odjechac, wysiadla z BMW i wstapila na drewniane schodki. Piekne linie starego budynku, widoczna dbalosc i fachowosc, z jaka go odrestaurowano, sprawily, ze nie mogla sie powstrzymac od obejrzenia posesji nawet pod nieobecnosc wlasciciela.

Obeszla szeroka werande, sunac reka po misternie rzezbionej drewnianej balustradzie. Otworzyla siatkowe drzwi i zapukala do drzwi frontowych, ale nie doczekala sie odpowiedzi. Po chwili wahania sprobowala przekrecic galke. Nie napotkala oporu. Tam, gdzie dorastala, ludzie tez nie zamykali drzwi na klucz. Dobrze wiedziec, ze sa jeszcze miejsca na swiecie, gdzie sie tego nie robi. Zawahala sie znowu. Nie wypada wchodzic do czyjegos domu bez wiedzy wlasciciela. Ale gdzie jest powiedziane, ze on sie o tym dowie? Moze uda jej sie zdobyc jakies blizsze informacje na jego temat, cos, co mogloby jej potem pomoc w wyplataniu sie z potencjalnych klopotow.

Pchnela drzwi, weszla i cicho zamknela je za soba. Living room mial podloge z rozmaitej szerokosci starych debowych desek. Wnetrze zachwycalo prostota umeblowania i przemyslanym rozmieszczeniem sprzetow, z ktorych kazdy znajdowal sie w doskonalym stanie. Ciekawe, czy Matt Riggs sam je odrestaurowal? Przechodzila z pokoju do pokoju, zatrzymujac sie tu i tam, by podziwiac kunszt tego czlowieka. Od niektorych mebli bil lekki zapach politury. Wszedzie panowal lad i porzadek. Nie zauwazyla jak dotad zadnych rodzinnych fotografii: ani zony, ani dzieci. Nie wiedziec czemu uznala to za dziwne. Zajrzala do gabinetu. Podeszla na palcach do stojacego tam biurka i zamarla. Wydalo jej sie, ze uslyszala szmer dobiegajacy z glebi domu. Serce zabilo jej mocniej, przygotowala sie do ucieczki. Szmer sie jednak nie powtorzyl. Uspokojona usiadla za biurkiem. Jej wzrok padl na kartke, na ktorej Riggs cos zapisal. Widnialo tam jej nazwisko i garsc danych na jej temat, a ponizej na temat hondy. Zerknela na zegarek. Riggs nie nalezal najwyrazniej do ludzi zasypiajacych gruszki w popiele. I potrafil zdobywac informacje. Niedobrze. LuAnn spojrzala w okno wychodzace na podworko za domem i drgnela. Drzwi stojacej tam konstrukcji przypominajacej stodole byly uchylone. Odniosla wrazenie, ze cos sie tam przed chwila poruszylo. Wstala, wsunela reke do kieszeni plaszcza, scisnela kolbe rewolweru i ruszyla do drzwi frontowych.

Kiedy jednak znalazla sie z powrotem na werandzie, ciekawosc wziela gore i zamiast skierowac sie do swojego samochodu, podkradla sie do drzwi stodoly i zajrzala do srodka. Wnetrze tonelo w blasku zapalonego gornego swiatla. Miescil sie tu warsztat i magazyn. Tylu narzedzi, zapasow drewna i innych materialow zgromadzonych w jednym miejscu LuAnn jeszcze nie widziala. Wsliznela sie do srodka i zauwazyla w glebi schody prowadzace na stryszek, na ktorym kiedys przechowywano pewnie siano. Ale Riggs nie hodowal raczej zadnych zwierzat, a wiec siano nie bylo mu potrzebne. Ciekawe, na co wykorzystal poddasze.

Weszla powoli po schodkach. Zatrzymala sie, zdumiona, na ostatnim stopniu. Na stryszku urzadzono maly gabinet i obserwatorium. Dwie polki na ksiazki, wytarty skorzany fotel i otomana, starodawny zelazny piecyk. W rogu stal zabytkowy teleskop nakierowany na wielkie okno wyciete w dachu i wychodzace na tyly stodoly. Podeszla do tego okna, wyjrzala i serce podskoczylo jej do gardla. Za stodola stal pickup Riggsa.

Odwrocila sie, zeby zbiec po schodach i znieruchomiala na widok wymierzonej w siebie strzelby.

Riggs poznal ja i opuscil powoli bron.

– Co pani tu, u licha, robi?

Probowala go ominac, ale chwycil ja za ramie. Wyrwala mu sie.

– Smiertelnie mnie pan przestraszyl – wyrzucila z siebie.

– Przepraszam, ale co pani tu robi?

– Zawsze tak wita pan gosci?

– Moi goscie wchodza zazwyczaj drzwiami frontowymi i dopiero wtedy, kiedy im otworze. – Rozejrzal sie. – To z pewnoscia nie sa moje drzwi frontowe i nie przypominam sobie, zebym pania zapraszal.

LuAnn odsunela sie, zdeprymowana jego gniewna mina.

– Bardzo dobre miejsce do kontemplacji. Moglby mi pan urzadzic cos takiego w moim domu?

Riggs oparl sie o sciane. Strzelbe trzymal nadal opuszczona, ale gotow byl w kazdej chwili ja poderwac.

– Moze lepiej wstrzyma sie pani z nastepnymi zleceniami do czasu, kiedy zobaczy, jak wyszlo mi ogrodzenie, pani Savage.

Na dzwiek swego nazwiska udala zaskoczenie, ale Riggs nie dal sie zwiesc.

– No i co, znalazla pani w moim biurze cos ciekawego procz informacji, jakie o pani zebralem?

Spojrzala na niego z jeszcze wiekszym respektem.

– Jestem troche przewrazliwiona na punkcie prywatnosci.

– Zauwazylem. To dlatego nosi pani bron?

LuAnn spuscila wzrok na swoja kieszen. Rewolwer wyraznie ja wypychal.

– Spostrzegawczy pan.

– Z trzydziestka osemka wiele pani nie zwojuje. Jesli naprawde tak pani zalezy na prywatnosci i bezpieczenstwie, radze ja wymienic na dziewieciomilimetrowca. – Drgnela mu reka, w ktorej trzymal strzelbe. – Cos pani powiem. Prosze wyjac ten rewolwer za lufe, a ja odloze moja strzelbe.

– Nie zamierzam do pana strzelac.

– I bardzo dobrze – odparl spokojnie. – Prosze zrobic, jak mowie, pani Savage. Tylko bardzo powoli.

LuAnn wyciagnela rewolwer za lufe.

– Teraz prosze go rozladowac i schowac naboje do jednej kieszeni, a bron do drugiej. Ale bez kantow, umiem jeszcze zliczyc do szesciu.

LuAnn, patrzac na niego gniewnie, zastosowala sie do polecen.

– Nie przywyklam, zeby traktowano mnie jak kryminalistke.

– Traktuje pania tak, jak sobie na to zasluzyla, wlamujac sie do mojego domu z bronia. Ma pani szczescie, ze nie zaczalem strzelac bez ostrzezenia. Srut bardzo zle wplywa na

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату