LuAnn podniosla sie z fotela.
– Widze, ze tu sie kroi jakas grubsza sprawa i nie chce miec z tym nic wspolnego. Nic! Nawet za sto dolcow dziennie – wyrzucila z siebie z glebokim obrzydzeniem zmieszanym z jeszcze glebszym rozczarowaniem, bo oto rozwiewaly sie w oczach jej nadzieje na zarobienie tysiaca dolarow. Podniosla z podlogi nosidelko z Lisa, swoja torbe i odwrocila sie, by ruszyc do drzwi.
– Gwarantuje ci, ze wygrasz na loterii, LuAnn – doszedl ja cichy glos Jacksona. – Gwarantuje ci, ze wygrasz minimum piecdziesiat milionow dolarow.
Zatrzymala sie jak wryta. Nie sluchajac glosu rozsadku, ktory kazal jej brac nogi za pas i czym predzej sie stad wynosic, odwrocila sie powoli twarza do Jacksona.
Nie poruszyl sie. Dalej siedzial ze zlozonymi jak do pacierza dlonmi za biurkiem.
– Koniec z Duane’ami, koniec z nocnymi zmianami w zajezdzie dla ciezarowek, koniec z martwieniem sie, skad wziac na jedzenie i czyste ubranka dla coreczki. Bedziesz mogla miec wszystko, czego tylko zapragniesz. Wyjechac, dokad zechcesz. Stac sie, kim zechcesz. – Mowil wciaz cicho i spokojnie.
– Moglby mi pan zdradzic, jak sie to robi?
Piecdziesiat milionow dolarow, powiedzial?! Boze Wszechmogacy! Oparla sie jedna reka o drzwi, bo zakrecilo jej sie w glowie.
– Wpierw musisz mi odpowiedziec na pytanie.
– Jakie pytanie?
Jackson rozlozyl rece.
– Czy chcesz byc bogata?
– Na mozg panu padlo czy jak?! Sily mi nie brakuje i ostrzegam, ze jesli zacznie pan cos kombinowac, to tak pana kopne w ten wylenialy zadek, ze wyleci pan stad na zbity pysk az na ulice razem z ta polowka rozumu, z ktora sie pan dzisiaj obudzil.
– Mam przez to rozumiec, ze nie? – zapytal.
LuAnn energicznym ruchem glowy odrzucila na bok dlugie wlosy i przeniosla nosidelko z Lisa z prawej do lewej reki. Mala popatrywala to na matke, to na Jacksona, zupelnie jakby sledzila w skupieniu ich burzliwa konwersacje.
– Sluchaj pan, dobrze wiem, ze nie mozesz mi niczego takiego zagwarantowac. Wychodze wiec i dzwonie do czubkow, zeby po pana przyjechali.
Jackson spojrzal na zegarek, podszedl do telewizora i wlaczyl go.
– Za minute rozpoczyna sie losowanie krajowej loterii. Co prawda do wygrania jest dzisiaj tylko milion dolarow, ale mozemy je potraktowac jako lekcje pogladowa. Nic na tym nie korzystam, robie to tylko dla celow demonstracyjnych, by rozwiac twoj calkowicie zrozumialy sceptycyzm.
LuAnn spojrzala na ekran. Poszla wlasnie w ruch maszyna losujaca. Rozpoczynalo sie ciagnienie loterii. Jackson zerknal na nia z ukosa.
– Dzisiaj wylosowane zostana kolejno numery osiem, cztery, siedem, jeden, dziewiec i szesc.
Wyciagnal z kieszeni kartke i dlugopis i zapisal numery, ktore przed chwila wymienil. Wreczyl kartke LuAnn.
Z trudem stlumila wybuch smiechu, z ust wyrwalo jej sie tylko glosne parskniecie. Odeszla ja ochota do smiechu, kiedy prowadzacy zakomunikowal, ze pierwszym wylosowanym numerem jest osiem. Potem maszyna wyplula, jedna po drugiej, kulki z numerami cztery, siedem, jeden, dziewiec i szesc i ogloszono oficjalnie zwycieska kombinacje. LuAnn popatrzyla z pobladla twarza na karteczke, a potem znowu na liczby widniejace na ekranie telewizora.
Jackson wylaczyl odbiornik.
– Ufam, ze nie watpisz juz w moje mozliwosci. Moze wiec wrocimy do mojej oferty.
LuAnn oparla sie o sciane. W glowie jej huczalo jak w ulu. Patrzyla na telewizor. Nie dostrzegala zadnych podlaczonych do niego kabli ani urzadzen, ktore moglyby pomoc temu czlowiekowi w przewidzeniu wyniku. Zadnego magnetowidu. Tylko przewod zasilajacy biegnacy do sciennego gniazdka sieciowego. Przelknela z trudem sline i przeniosla wzrok na Jacksona.
– Jak pan to, u diabla, zrobil? – zapytala schrypnietym, wystraszonym glosem.
– Tego nie musisz wiedziec. Odpowiedz tylko, prosze, na moje pytanie. – Podniosl troche glos.
Odetchnela gleboko, starajac sie zapanowac nad roztrzesionymi nerwami.
– Pyta mnie pan, czy zgadzam sie zrobic cos nieuczciwego. A wiec mowie panu prosto z mostu, ze nie. Nie przelewa mi sie, ale przestepca nie jestem.
– A kto mowi, ze to nieuczciwe?
– Pan wybaczy, twierdzi pan, ze w gwarantowaniu komus wygranej na loterii nie ma nic nieuczciwego?! Mnie to wyglada na gruby przekret! Wydaje sie panu, ze jak biore gowniane roboty, to zaraz jestem glupia ges?!
– Wrecz przeciwnie. Bardzo wysoko oceniam twoja inteligencje. Dlatego wlasnie cie tu zaprosilem. Przeciez ktos musi wygrac te pieniadze, LuAnn. Dlaczego nie mialabys to byc ty?
– Bo to nieuczciwe, ot, dlaczego!
– A kogo bys konkretnie skrzywdzila, wygrywajac? Poza tym, z praktycznego punktu widzenia, nie bedzie mozna mowic o nieuczciwosci, jesli nikt sie nie dowie, jak do tej wygranej doszlo.
– Wystarczy, ze ja wiem.
Jackson westchnal.
– Szlachetna postawa. Ale naprawde chcesz spedzic reszte zycia u boku Duane’a?
– On swoje dobre strony tez ma.
– Doprawdy? Zechcialabys mi je wyliczyc?
– A idz pan do diabla! Wracajac do domu, wstapie chyba na policje. Mam znajomego gliniarza. Zaloze sie, ze bardzo sie zainteresuje, jak mu o tym wszystkim opowiem. – LuAnn odwrocila sie i siegnela do galki u drzwi.
Na te wlasnie chwile czekal Jackson.
– A wiec Lisa bedzie sie wychowywala w rozpadajacej sie przyczepie w srodku lasu. – Powiedzial, jeszcze bardziej podnoszac glos. – Twoja coreczka, jesli wdala sie w matke, bedzie sliczna dziewczyna. Osiagnie pewien wiek, zaczna sie nia interesowac mlodzi ludzie, rzuci szkole, gdzies tam po drodze zajdzie moze w ciaze, cykl zacznie sie od nowa. Tak bylo z twoja matka? – Zawiesil na chwile glos. – Tak bylo z toba? – dodal bardzo cicho.
LuAnn odwrocila sie do niego powoli. Oczy miala szeroko otwarte, blyszczace.
Jackson patrzyl na nia wspolczujaco.
– Tak bedzie, LuAnn. Dobrze wiesz, ze mam racje. Jakie perspektywy macie z tym czlowiekiem ty i Lisa? A jesli nie z nim, to z innym Duane’em, a potem z jeszcze innym? Zyjesz w nedzy, umrzesz w nedzy i to samo czeka twoja coreczke. Nic tego nie zmieni. Wiem, to niesprawiedliwe, ale fakt pozostaje faktem. Ludzie, ktorzy nigdy nie znajdowali sie w twojej sytuacji, powiedzieliby pewnie, ze powinnas sie spakowac i odejsc. Zabrac coreczke i wyjechac. Ale nie powiedzieliby ci, jak masz to zrobic. Skad wziac pieniadze na przejazd autobusem, na noclegi w motelach, na jedzenie? Kto przypilnuje ci dziecka, kiedy bedziesz szukala pracy, i potem, kiedy juz ja znajdziesz, o ile w ogole ci sie to uda. – Jackson pokrecil ze wspolczuciem glowa i nie spuszczajac z LuAnn oka, podparl sie reka pod brode. – Na policje mozesz naturalnie pojsc. Ale kiedy z nimi wrocisz, tutaj nikogo juz nie bedzie. A myslisz, ze ci uwierza na slowo? – Skrzywil sie sceptycznie. – A gdyby