nawet uwierzyli, to co osiagniesz? Zaprzepascisz zyciowa szanse. Przepadnie ci jedyna okazja wyrwania sie z bagna, w ktorym tkwisz po uszy.

Potrzasnal ze smutkiem glowa, jakby chcial powiedziec: „Opamietaj sie, dziewczyno, nie rob takiego glupstwa”.

LuAnn mocniej scisnela raczki nosidelka i zaczela nim kolysac, by uspokoic wiercaca sie, pobudzona Lise.

– Skoro juz mowa o marzeniach, panie Jackson, to ja mam takie. I to wspaniale. Cholernie wspaniale. – Glos jej drzal. Lata syzyfowej walki z przeciwnosciami losu zahartowaly wewnetrznie nie LuAnn Tyler, ale teraz czula sie wstrzasnieta slowami Jacksona, a raczej zawarta w nich prawda.

– Wiem o tym. Powiedzialem juz, ze uwazam cie za osobe inteligentna, a przebieg naszego spotkania tylko utwierdzil mnie w tym przekonaniu. Zaslugujesz na wiecej, i to o wiele wiecej, niz masz. Ale ludzie rzadko osiagaja w zyciu to, na co zasluguja. Podsuwam ci sposob na zrealizowanie twoich wspanialych marzen. – Niespodziewanie pstryknal palcami. – Ot, tak.

W oczach LuAnn pojawila sie nagle czujnosc.

– A skad mam wiedziec, czy nie jest pan przypadkiem z policji i po prostu nie probuje mnie podejsc? Nie usmiecha mi sie wyladowac w wiezieniu. Za zadne pieniadze!

– Bylby to przeciez klasyczny przypadek prowokacji. Zaden sad nie uznalby twojej winy. Poza tym jaki interes mialaby policja w knuciu przeciwko tobie takiej wydumanej intrygi?

LuAnn oparla sie o drzwi. Serce walilo jej jak mlotem, gubilo rytm.

Jackson wstal.

– Wiem, nie znasz mnie, ale zapewniam cie, ze do swoich przedsiewziec podchodze bardzo, bardzo powaznie. Nigdy nie robie niczego, co nie ma mocnego uzasadnienia. Nie sciagalbym cie tutaj dla glupiego zartu, a juz na pewno nie tracilbym na takie zabawy swojego cennego czasu. – W glosie Jacksona pobrzmiewal ton wladczej pewnosci siebie, a jego oczy wwiercaly sie w LuAnn z intensywnoscia, ktorej nie sposob bylo zignorowac.

– Dlaczego wlasnie ja? Dlaczego ze wszystkich ludzi na tym popieprzonym swiecie wybral pan akurat mnie? – zapytala niemal blagalnym tonem.

– Dobre pytanie. Ale, po pierwsze, nie moge ci na nie w tej chwili odpowiedziec, a po drugie – to nieistotne.

– Skad moze miec pan pewnosc, ze wygram?

Jackson zerknal na telewizor.

– W wynik nie powinnas powatpiewac, chyba ze twoim zdaniem mialem niebywale szczescie.

– Ha! W tej chwili powatpiewam we wszystko, co slysze. No wiec, co bedzie, jesli w to wejde i nie wygram?

– A co masz do stracenia?

– Dwa dolce, ktore na poczatek trzeba zainwestowac, zeby w ogole wziac udzial w grze, ot co! Dla pana moze to smieszna suma, ale dla mnie tydzien przejazdow autobusem!

Jackson wyciagnal z kieszeni cztery banknoty jednodolarowe i wreczyl je LuAnn.

– A wiec uwazaj to ryzyko za wyeliminowane, i to ze stuprocentowa nawiazka.

Potarla pieniadze miedzy palcami.

– Ciekawi mnie, jaki pan ma w tym interes. Za stara troche jestem, zeby jeszcze wierzyc w dobre wrozki i spelnianie sie zyczen wypowiadanych na widok spadajacej gwiazdy. Oczy LuAnn byly juz przytomne i skupione.

– Jeszcze jedno dobre pytanie, lecz stanie sie aktualne dopiero wtedy, kiedy zgodzisz sie wziac w tym udzial. Ale masz racje: nie robie tego z dobroci serca. – Ironiczny usmieszek przemknal mu przez wargi. – To transakcja handlowa. A na wszystkich dobrych transakcjach zyskuja obie strony. I sadze, ze zyski z tego przedsiewziecia mile cie zaskocza.

LuAnn wsunela banknoty do torebki.

– Jesli oczekuje pan ode mnie odpowiedzi w tej chwili, to zdecydowanie odmawiam.

– Zdaje sobie sprawe, ze moja propozycja niesie ze soba potencjalne komplikacje. Dam ci wiec czas do namyslu. – Zapisal na karteczce numer bezplatnej linii telefonicznej i pokazal go LuAnn. – Ale decyzje musisz podjac szybko. Do comiesiecznego ciagnienia loterii pozostaly cztery dni. Musze znac twoja odpowiedz najpozniej o dziesiatej rano pojutrze. Pod tym numerem zlapiesz mnie wszedzie, o kazdej porze dnia i nocy.

– A jesli za dwa dni tez odmowie, a tak prawdopodobnie bedzie? – spytala, spogladajac na karteczke.

Jackson wzruszyl ramionami.

– Wtedy na loterii wygra ktos inny, LuAnn. Ktos inny stanie sie bogatszy o co najmniej piecdziesiat milionow dolarow i na pewno nie beda go z tego powodu dreczyly wyrzuty sumienia, zapewniam cie. – Usmiechnal sie dobrodusznie. – Wierz mi, mnostwo ludzi z pocalowaniem reki zajeloby twoje miejsce. Z pocalowaniem reki. – Wcisnal jej w garsc kartke z numerem telefonu. – Pamietaj, moja oferta stanie sie nieaktualna nieodwolalnie pojutrze, minute po dziesiatej rano. – Nie wspomnial, rzecz jasna, ze jesli LuAnn odmowi, bedzie ja musial niezwlocznie zabic. Przez twarz przemknal mu cien, ale po chwili juz z usmiechem otwieral przed LuAnn drzwi, zerkajac przy tym na Lise. Mala przestala sie wiercic i patrzyla na niego szeroko rozwartymi slepkami. – Wykapana mama. Mam nadzieje, ze rozum tez po tobie odziedziczyla. – Kiedy LuAnn przekraczala prog, dorzucil: – Dziekuje, ze przyszlas, LuAnn. Milego dnia zycze.

– Dlaczego wciaz mi sie wydaje, ze wcale nie nazywa sie pan Jackson? – spytala, posylajac mu przenikliwe spojrzenie.

– Mam szczera nadzieje, LuAnn, ze wkrotce sie do mnie odezwiesz. Lubie patrzec, jak szczescie usmiecha sie do ludzi, ktorzy na to zasluguja. A ty? – Cicho zamknal za nia drzwi.

ROZDZIAL CZWARTY

Wracajac autobusem do domu, LuAnn z rowna troskliwoscia holubila Lise, co i karteczke z numerem telefonu. Miala bardzo nieprzyjemne uczucie, ze wszyscy wspolpasazerowie doskonale wiedza, co jej sie dzisiaj przydarzylo, i bardzo surowo osadzaja postawe, jaka przyjela. Jakas objuczona plastikowymi siatkami na zakupy starsza kobieta w wyswiechtanym plaszczu i opadajacych, dziurawych podkolanowkach, wlepiala w nia nieprzychylny wzrok. LuAnn nie byla pewna, czy kobieta patrzy tak na nia, bo naprawde wie o spotkaniu, czy tez po prostu zazdrosci jej mlodego wieku, urody i udanego dziecka.

Odchylila sie na oparcie siedzenia i popuscila wodzy wyobrazni, rozwazajac mozliwe konsekwencje przyjecia badz odrzucenia propozycji Jacksona. Nieskorzystanie z oferty wiazalo sie, co prawda, z pewnymi nastepstwami, a w tle kazdego majaczyly fizjonomie daunopodobnych osobnikow, ale jej przyjecie rowniez rodzilo swego rodzaju problemy. Gdyby rzeczywiscie wygrala i stala sie niewyobrazalnie bogata, to jak powiedzial mezczyzna, moglaby miec wszystko. Wszystko! Jechac, dokad zechce. Robic, na co ma ochote. Boze! Na mysl o takiej nieskrepowanej wolnosci, od ktorej dziela ja tylko cztery dni i jedna rozmowa telefoniczna, o malo nie zerwala sie z miejsca, by plasac w waskim przejsciu miedzy siedzeniami autobusu i krzyczec z radosci. Podejrzenie, ze ma do czynienia z jakims kantem albo dziwacznym zartem, odrzucila. Jackson nie chcial od niej wyciagnac zadnych pieniedzy. Zreszta skad by je wziela. Nic nie wskazywalo rowniez na to, ze oczekuje od niej w zamian jakichs uslug seksualnych, chociaz pelne warunki umowy nie zostaly jej jeszcze przedstawione. Jednak nie odniosla wrazenia, ze Jackson jest zainteresowany jej wdziekami. Nie

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату