probowal jej dotykac, nie wyglaszal komentarzy na temat przymiotow jej ciala i wydawal sie czlowiekiem pod kazdym wzgledem profesjonalnym i powaznym. Jesli byl czubkiem, to odwalil kawal porzadnej roboty, udajac przed nia normalnego. Poza tym wynajecie pomieszczenia, zatrudnienie sekretarki, i tak dalej, musialo go cos kosztowac. Jesli nawet Jackson byl umyslowo chory, to stanowczo miewal nawroty normalnosci. Pokrecila glowa. I przewidzial bezblednie wszystkie numery, jakie padna w losowaniu, zanim jeszcze wyplula je maszyna. Temu nie da sie zaprzeczyc. Jesli wiec mowil prawde, to sek tylko w tym, ze jego propozycja ocierala sie o nielegalnosc, o przekret, a co to znaczylo, wolala nie myslec. Byl to powazny problem. Co bedzie, jesli sie zgodzi, a potem wszystko sie wyda i zostanie przylapana na oszustwie? Powedruje do wiezienia, kto wie, czy nie na reszte zycia. Co stanie sie wtedy z Lisa? Euforia opadla. Jak wiekszosc ludzi marzyla czesto o zdobyciu fortuny. Ta wizja nieraz pomagala jej przetrwac trudne chwile i nie zalamac sie. Ale w swoich marzeniach nie kojarzyla nigdy tej fortuny z kula i lancuchem. Cholera – mruknela pod nosem. Wybor miedzy niebem a pieklem. No i jakie warunki postawi Jackson? Nie miala watpliwosci, ze ten czlowiek zazada bardzo wysokiej ceny za przeobrazenie jej z nedzarki w ksiezniczke.
No wiec, co by zrobila, gdyby przyjela propozycje i naprawde wygrala? Taka wolnosc latwo sobie wyobrazac, smakowac, slyszec, czuc. Co innego korzystac z niej w rzeczywistosci. Podroze po swiecie? Nigdy nie ruszyla sie na krok z Rikersville, ktore najbardziej znane bylo z dorocznego targu i smierdzacych rzezni. Na palcach jednej reki mogla policzyc, ile razy jechala winda. Nigdy nie miala domu ani samochodu. Prawde mowiac, niczego nigdy nie miala. Zaden bank nie prowadzil konta na jej nazwisko. Potrafila jako tako czytac, pisac i mowic po angielsku, ale z pewnoscia nie byla kandydatka do wyzszych sfer. Jackson powiedzial, ze moglaby miec wszystko. Ale czy tak w istocie bylo? Czy naprawde mozna wylowic zabe z kaluzy, przeniesc ja do francuskiego zamku i spodziewac sie, ze cos z tego bedzie? Ale nie musiala tego wszystkiego robic, wprowadzac do swojego zycia tak drastycznych zmian, stawac sie czyms i kims, kim zdecydowanie nie byla. Wzdrygnela sie.
W tym rzecz – pomyslala. Odgarnela wlosy z twarzy, pochylila sie nad Lisa i przesunela palcami po czole coreczki. Odetchnela gleboko, wciagajac w pluca slodkie wiosenne powietrze wplywajace przez otwarte okno autobusu. Chodzi o to, ze rozpaczliwie pragnela stac sie kims innym, kims zupelnie roznym od osoby, ktora teraz byla. Przez cale zycie przeczuwala, wierzyla i miala nadzieje, ze pewnego dnia zrobi cos w tym kierunku. Jednak z kazdym mijajacym rokiem ta nadzieja coraz bardziej blakla, stawala sie jak sen, ktory z czasem ja opusci i uleci, i pod koniec, jako skurczona, pomarszczona wlascicielka szybko gasnacego zycia, nieciekawego zycia, nie bedzie juz nawet pamietala, ze kiedykolwiek snula takie marzenia. Z kazdym dniem wizja tej ponurej przyszlosci stawala sie coraz wyrazniejsza, jak obraz na ekranie telewizora, do ktorego przylaczono w koncu antene.
Teraz wszystko raptownie sie zmienilo. Autobus podskakiwal na wyboistej szosie, a ona wpatrywala sie w numer telefonu. Wkrotce wysiadzie z Lisa u wylotu gruntowej drogi, ktora zaprowadzi je do obskurnej przyczepy kempingowej, gdzie na ich powrot w niewatpliwie podlym nastroju czeka zapyzialy Duane Harvey. Zazada pieniedzy na piwo. Humor jej sie poprawil, kiedy przypomniala sobie o czterech dodatkowych dolarach, ktore wiozla w kieszeni. Znajomosc z panem Jacksonem przyniosla juz pierwsza korzysc. Na poczatek pozbedzie sie z domu Duane’a, zeby w spokoju przemyslec sprawe. Dzisiaj w Squat and Gobble, jego ulubionej knajpie, jest wieczor promocji piwa. Jesli da mu dwa dolary, Duane uchla sie do nieprzytomnosci. Spojrzala przez okno na swiat budzacy sie po zimie do zycia. Wiosna. Nowy poczatek. Moze i dla niej? Poczatek, ktory nastapi za dwa dni o dziesiatej rano. Przez dluga chwile patrzyly sobie z Lisa w oczy, a potem wymienily czule usmiechy. LuAnn przytulila coreczke do piersi, nie wiedzac, czy smiac sie, czy plakac, bo ochote miala i na jedno, i na drugie.
ROZDZIAL PIATY
Skrzypnely spaczone drzwi siatkowe i LuAnn weszla z Lisa na reku do przyczepy. Bylo tu ciemno, zimno i cicho. Duane chyba jeszcze spal. Jednak, przeciskajac sie waskim korytarzykiem, oczy i uszy miala otwarte na kazde poruszenie i dzwiek. Bala sie nie tyle Duane’a, ile tego, ze ja znienacka zaskoczy. W uczciwej walce bez trudu dawala mu rade. Nieraz juz porzadnie oberwal, kiedy zaszural do niej po pijanemu. Na trzezwo nie rwal sie zazwyczaj do rekoczynow. A powinien byc teraz trzezwy, a raczej znajdowac sie w stanie zblizonym do trzezwosci, bo calkowicie wytrzezwiec zazwyczaj mu sie nie udawalo. Dziwnie bylo pozostawac w zwiazku z kims, w kim widzi sie calkowite przeciwienstwo swojego idealu. Potrafilaby jednak wymienic z dziesiec innych kobiet trwajacych w podobnych ukladach, ktorych fundamentem sa bardziej wzgledy ekonomiczne, ograniczony wybor, a przede wszystkim przyzwyczajenie, niz cos, co chocby z grubsza przypominalo glebsze uczucie. Owszem, skladano jej inne oferty, ale korzystajac z nich, wpadlaby tylko z deszczu pod rynne.
Uslyszawszy pochrapywania dolatujace z malenkiej sypialni, zatrzymala sie i wsunela tam glowe. Zaparlo jej dech w piersiach, kiedy rozroznila na lozku zarysy dwoch cial. Z prawej strony lezal Duane, spod koca wystawala mu tylko glowa. Druga osoba przykryta byla z glowa, jednak dwa wybrzuszenia koca na wysokosci klatki piersiowej sugerowaly, ze nie jest to zaden z kumpli od butelki Duane’a, odsypiajacy tu popijawe.
Lu Ann, stapajac na palcach, przeszla korytarzem do lazienki, zostawila tam nosidelko z popatrujaca niespokojnie Lisa i zamknela drzwi. Chciala oszczedzic malej widoku tego, co sie tu za chwile rozpeta. Kiedy wrocila do sypialni, Duane dalej chrapal w najlepsze, ale cialo obok zmienilo pozycje i spod koca wysypaly sie ciemno-rude wlosy. W sekunde pozniej LuAnn chwytala juz za nie pelna garscia i ciagnac z calych sil, wywlekala nieszczesna wlascicielke gestych, dlugich pukli z lozka z zamiarem cisniecia nia o sciane.
– O, cholera! – wrzasnela kobieta, szorujac nagimi posladkami po szorstkiej, wytartej wykladzinie, po ktorej ciagnela ja za wlosy wsciekla LuAnn. – Cholera, LuAnn, puszczaj!
– Shirley, ty zdziro – wysapala LuAnn, ogladajac sie na nia przez ramie – mowilam, ze jak cie tu jeszcze raz przydybie na szlajaniu, to Bog mi swiadkiem, kark przetrace!
– Duane! Wez jej cos powiedz! Zwariowala! – zawyla Shirley, probujac rozpaczliwie wyszarpnac swoje wlosy z dloni LuAnn.
Shirley byla niska i miala ze dwadziescia funtow nadwagi. Jej tluste uda i duze obwisle piersi przelewaly sie podczas tej szamotaniny w te i we w te, plaskajac o siebie rytmicznie.
Kiedy kobiety, w drodze do drzwi sypialni, przesuwaly sie obok Duane’a, ten sie ocknal.
– Co tu sie wyprawia? – wymamrotal zaspanym glosem.
– Cicho siedz! – warknela LuAnn.
Duane, ogarnawszy przytomniejacym wzrokiem sytuacje, siegnal do nocnej szafki po paczke marlboro. Przypalajac sobie papierosa, usmiechnal sie do Shirley.
– Juz wychodzisz, Shirley? – Odgarnal z czola opadajace strakami wlosy i zaciagnal sie z luboscia dymem.
Wywlekana z sypialni Shirley wybaluszyla na niego oczy. Na jej pucolowate policzki wystapil burgundowy rumieniec.
– Ty gnoju!
Duane poslal jej reka pozegnalnego calusa.
– Ja tez cie kocham, Shirl. Dzieki, ze wpadlas. Fajnie bylo. – Zarechotal i podciagnawszy sie na lozku do pozycji siedzacej, klepnal sie po udzie. W chwile potem LuAnn i Shirley zniknely za drzwiami.
Porzuciwszy Shirley na podworku pod przerdzewialym fordowskim silnikiem, LuAnn zawrocila do przyczepy.
– Polowe wlosow mi wyrwalas, suko! – wrzasnela za nia Shirley, zbierajac sie z ziemi. LuAnn szla dalej, nie ogladajac sie za siebie. – Moje ubranie! Oddawaj mi, cholera, ubranie, LuAnn.