– Czemu tak cie interesuje, co robilem przed osiedleniem sie w Charlottesville?
„Bo staram sie ocalic ci zycie, i slabo mi sie robi, ilekroc pomysle, jak malo brakowalo, zebys juz przeze mnie nie zyl”.
– Jestem zwyczajnie ciekawa – powiedziala, silac sie na spokojny ton.
– To tak jak ja. I cos mi mowi, ze twoje tajemnice sa od moich o wiele bardziej zajmujace.
– Nie mam zadnych tajemnic – zachnela sie z udawanym zdziwieniem.
Odstawil filizanke.
– Nie do wiary, ze przechodzi ci to przez gardlo.
– Jestem bogata. Sa tacy, ktorzy nie przebierajac w srodkach, chcieliby uszczknac z tego cos dla siebie. Co w tym tajemniczego?
– A wiec uwazasz, ze tamten facet z hondy to potencjalny porywacz.
– Byc moze.
– Dziwny porywacz.
– Nie rozumiem.
– Troche o tym myslalem. Gosc wygladal na profesora college’u. Wynajal sobie tutaj lokum i urzadzil je. Probujac cie jakoby porwac, nie nosil nawet maski. A kiedy sie wtracilem, gdy cie scigal, on, zamiast dac za wygrana, usilowal mnie wyprzedzic, chociaz nie mial juz szans, by cie dogonic. Wiem z doswiadczenia, ze wiekszosc porywaczy nie pracuje w pojedynke. Ze wzgledu na trudnosci natury organizacyjnej.
– Wiesz z doswiadczenia?
– Widzisz? Juz zasypuje cie tajemnicami.
– Moze chcial mnie nastraszyc, zanim podejmie wlasciwa probe porwania.
– Nie sadze. Po co mialby budzic twoja czujnosc. Porywacze wola dzialac z zaskoczenia.
– Jesli nie jest porywaczem, to kim?
– Mialem nadzieje, ze ty mi to powiesz. Byliscie z Charliem w chacie. Co tam znalezliscie?
– Nic.
– Nie wierze.
Lu Ann wstala, piorunujac go wzrokiem.
– Nie lubie, gdy zarzuca mi sie klamstwo.
– To przestan klamac. – Odwrocila sie do niego plecami. Wargi jej drzaly. – Catherine, staram sie ci pomoc. No dobrze, w moim poprzednim zyciu mialem do czynienia z przestepcami. Mam przygotowanie i doswiadczenie, ktore moze sie przydac, jesli powiesz mi prawde.
Wstal i polozyl reke na jej ramieniu. Odwrocil ja twarza do siebie.
– Widze, ze sie boisz. Z drugiej strony wiem, ze nerwy masz ze stali i nie brakuje ci odwagi. Stad wniosek, ze to cos naprawde powaznego. Chce ci pomoc. I pomoge, jesli mi tylko pozwolisz. – Ujal ja pod brode. – Gram z toba w otwarte karty, Catherine. Uwierz mi.
Skrzywila sie lekko, kiedy znowu wypowiedzial jej imie. To falszywe imie. Uniosla reke i poglaskala go po palcach.
– Wiem, Matthew. Wiem. – Podniosla na niego wzrok i rozchylila wargi. Patrzyli sobie prosto w oczy, stykaly sie ich palce, ciala plonely. Spontanicznosc tego odczucia zupelnie ich sparalizowala. Ale nie na dlugo.
Riggs przelknal z trudem sline, opuscil dlonie na posladki LuAnn i nagle przyciagnal ja do siebie. Jej cieple, miekkie piersi wypalaly blizniacze niewidzialne dziury w jego grubej flanelowej koszuli. Usta przywarly do ust, na podloge opadl szlafrok. LuAnn jeknela i zamknela oczy, jak pijana kolysala glowa, nastawiajac szyje na gorace pocalunki Riggsa. Wczepila sie palcami w jego wlosy, a kiedy porwal ja na rece i wtulil twarz miedzy jej piersi, oplotla rekami jego glowe, a nogami talie.
Kierowany jej goraczkowo szeptanymi wskazowkami, Riggs dopadl do malej goscinnej sypialni na parterze. Pchnal drzwi. LuAnn oderwala sie od niego i rzucila na wznak na lozko, napinajac niecierpliwie miesnie dlugich nog. Wyciagnela do niego rece.
– Cholera, Matthew, szybciej!
Riggs podswiadomie wychwycil w jej glosie nagly nawrot akcentu z Georgii, ale byl w tym momencie zbyt zamroczony pozadaniem, by przywiazywac do tego wage.
Zrzucone z nog ciezkie robocze buciory wyladowaly z hukiem na debowej podlodze. Za nimi polecialy spodnie. Nie tracac czasu na rozpinanie guzikow, zerwal z siebie koszule, sciagnal bokserki i zatrzasnawszy noga drzwi, rzucil sie na LuAnn.
ROZDZIAL TRZYDZIESTY OSMY
Apartament Jacksona byl wielki i przestronny, umeblowany replikami osiemnastowiecznych sprzetow. Stary debowy parkiet pokrywaly dywany ze scenami z wczesnego okresu kolonizowania Ameryki. Na scianie wisiala plaskorzezba przedstawiajaca dzika kaczke w locie. Druga sciane zdobila kolekcja oprawnych w ramy portretow Wirginczykow, ktorzy w przeszlosci piastowali urzad prezydenta tego kraju.
Jackson siedzial przy stole i wpatrywal sie w maly ekran laptopa. Zajazd, w ktorym sie zatrzymal, stal na uboczu, co gwarantowalo mu wieksza swobode ruchu bez rzucania sie w oczy. Poprzedniego wieczoru wymeldowal sie jako Harry Conklin i zameldowal znowu juz pod innym nazwiskiem. Lubil takie manewry. Zle sie czul, grajac zbyt dlugo jedna postac. Poza tym nie chcial sie juz wiecej spotykac z Pembertonem, ktory znal go jako Conklina. Teraz mial na glowie baseballowa czapeczke. Nowy nos i lateksowe wory pod oczami zmienily twarz nie do poznania. Na plecy opadaly mu zebrane w konski ogon siwo-blond wlosy. Obrazu dopelnialy dluga, pomarszczona szyja i krepa budowa ciala. Wygladal jak podstarzaly hippis. Bagaz lezal w kacie. Z zasady nie rozpakowywal sie. Dzialalnosc, jaka prowadzil, wiazala sie czasami z koniecznoscia szybkiej zmiany miejsca pobytu.
Przed dwoma godzinami przekopiowal skanerem na twardy dysk swojego laptopa jeden zestaw odciskow palcow, ktore pozdejmowal w chacie, i przeslal go poprzez modem swojemu informatorowi. Wczesniej zadzwonil do niego i wyjasnil, o co mu chodzi. Informator ten mial dostep do bazy danych zawierajacej ocean niezmiernie interesujacych faktow i wlasnie dlatego Jackson wciagnal go na liste swoich wspolpracownikow. Nie bylo pewnosci, czy w jakichs aktach znajduja sie juz odciski palcow czlowieka sledzacego LuAnn, ale sprawdzic nie szkodzilo. Jesli juz je zarejestrowano, Jackson bedzie mial znacznie uproszczone zadanie.
Usmiechnal sie na widok wypelniajacego sie danymi ekranu. Zdigitalisowana fotografia mezczyzny, jego dane osobiste.
Thomas J. Donovan. Fotografia pochodzila sprzed trzech lat, ale Jackson przyjal, ze w wieku Donovana ludzie juz tak bardzo sie nie zmieniaja. Studiowal przez chwile nijaka twarz mezczyzny, potem zajrzal do przenosnego zestawu charakteryzujacego. Nazwisko Donovana nie bylo Jacksonowi obce. Donovan byl znanym dziennikarzem „Washington Tribune”. Zreszta przed rokiem napisal wnikliwy artykul o senatorskiej karierze ojca Jacksona.
Jackson czytal ten artykul, ale nie znalazl w nim nic o osobistym zyciu ojca ani o jego wrednym charakterze. Historycy beda niewatpliwie holubili tego czlowieka, ale jego syn wiedzial