swoje.

Przeczucie nie zawiodlo Jacksona. Czlowiek sledzacy LuAnn od poczatku nie pasowal mu do sylwetki typowego szantazysty. LuAnn nielatwo bylo namierzyc. Moglo sie to udac tylko doswiadczonemu dziennikarzowi albo jakiemus bylemu policjantowi, bo ci wiedzieli, jak sie do tego zabrac, i dysponowali niezbedna wiedza oraz, co najwazniejsze, dostepem do informacji.

Jackson zamyslil sie. Prawde mowiac, ze zwyczajnym szantazysta sprawa bylaby o wiele prostsza. Donovan zbiera niewatpliwie material do jakiegos artykulu, wielkiego artykulu, i nie spocznie, dopoki nie osiagnie zamierzonego celu. Interesujace wyzwanie. Ale zabicie go nie wchodzilo w rachube. Wywolaloby za duzo szumu. Poza tym Donovan mogl poinformowac kogos o swoim sledztwie, chociaz z drugiej strony wiekszosc dziennikarzy tej co Donovan klasy z rozmaitych powodow, miedzy innymi z obawy, ze ktos im podbierze temat, nie odkrywa swoich kart az do dnia publikacji.

Musi ustalic, ile Donovan wie i czy powiedzial komus, nad czym pracuje. Siegnal po telefon i wybral numer redakcji „Tribune”. Poprosil o polaczenie z Thomasem Donovanem. Powiedziano mu, ze Donovan jest na urlopie. Odlozyl powoli sluchawke. Nie mial zamiaru rozmawiac z tym czlowiekiem, nawet gdyby go zastal. Chcial jednak uslyszec jego glos, bo to moglo mu sie przydac. Nasladujac czyjs glos, w czym Jackson byl mistrzem, mozna wspaniale manipulowac ludzmi.

Jesli wierzyc Pembertonowi, Donovan przebywal w rejonie Charlottesville co najmniej od miesiaca. Jackson koncentrowal sie przez moment nad jednym oczywistym pytaniem: Dlaczego ze wszystkich zwyciezcow loterii wybor padl akurat na LuAnn? Odpowiedzi udzielil sobie niemal natychmiast. Bo z nich wszystkich tylko ona byla poszukiwana w zwiazku z morderstwem. Tylko ona zniknela przed dziesieciu laty i wszelki sluch o niej zaginal. Ale jak Donovanowi udalo sie wpasc na jej trop? Slad zostal dobrze zatarty i z biegiem lat jeszcze bardziej sie zatarl, biorac nawet pod uwage fakt, ze LuAnn popelnila niewybaczalny blad, wracajac do Stanow Zjednoczonych.

Nagle Jackson doznal olsnienia. Donovan znal podobno nazwiska przynajmniej czesci zwyciezcow loterii z roku, w ktorym Jackson ustawial gre. A jesli z tymi pozostalymi tez bedzie probowal nawiazac kontakt? Skoro nie wydobyl tego, czego chcial, od LuAnn, a Jackson byl raczej pewien, ze to mu sie nie udalo, to logicznie rzecz biorac, jego nastepnym krokiem bedzie proba dotarcia do innych. Siegnal po sluchawke. W pol godziny obdzwonil cala jedenastke swoich pozostalych podopiecznych. W porownaniu z LuAnn byli jak potulne owieczki dajace sie prowadzic za raczke. Robili, co im kazal. Byl ich dobroczynca, czlowiekiem, ktory doprowadzil ich do ziemi obiecanej bogactwa i wygody. Teraz, jesli Donovan chwyci przynete, pulapka sie zatrzasnie.

Jackson wstal i zaczal chodzic po pokoju. Po chwili zatrzymal sie, otworzyl neseser i wyjal z niego koperte z fotografiami. Zrobil je podczas pierwszego dnia pobytu w Charlottesville, jeszcze przed spotkaniem z Pembertonem. Byly niezlej jakosci, zwazywszy, ze uzywal teleobiektywu, a poranne swiatlo pozostawialo wtedy wiele do zyczenia. Teraz patrzyl na te kilka uwiecznionych na zdjeciach twarzy. Czterdziestokilkuletnia Sally Beecham, gospodyni LuAnn, wygladala na zmeczona i zatroskana. Mieszkala na parterze po polnocnej stronie rezydencji. Przeniosl wzrok na nastepne dwie fotografie. Latynoskie sprzataczki. Przychodzily o dziewiatej rano, wychodzily o szostej wieczorem. Teraz robotnicy. Jackson przygladal sie uwaznie kazdej twarzy. Robiac te fotografie, zwracal uwage, jak sie poruszaja, jak gestykuluja. Zarejestrowal tez ich glosy. Przesluchiwal te nagrania po wielekroc, podobnie jak nagranie glosu Riggsa. Tak, wszystko dobrze sie ukladalo. Rozmieszczal swoich zolnierzy na optymalnych pozycjach, jak pionki na planszy wojennej gry strategicznej. Byc moze zbierane mozolnie informacje o codziennym zyciu Catherine Savage nie zostana nigdy wykorzystane. Ale nigdy nic nie wiadomo. Wolal byc przygotowany na wszelkie ewentualnosci. Zebral fotografie i schowal je z powrotem do nesesera.

Z ukrytej kieszeni walizki wyciagnal chinski noz z krotka rekojescia – przeznaczony do rzucania. Byl tak ostry, ze przecinal skore przy najlzejszym dotknieciu gola dlonia. Rzucalo sie nim, trzymajac za idealnie wywazona rekojesc z tekowego drewna. Jackson zaczal sie przechadzac po pokoju, myslal. LuAnn byla niezwykle szybka i zwinna. Zupelnie jak on. Tak, wyrobila sie przez te lata. Czego jeszcze sie nauczyla? Jakie nowe umiejetnosci opanowala? Ciekawe, czy przeczuwala to co on: ze pewnego dnia ich drogi znowu sie skrzyzuja i ze bedzie to jak zderzenie dwoch pociagow. Czy przygotowala sie na taka ewentualnosc? Zamierzajac sie na niego nozem do papieru, ostrzegla, ze potrafi nim zabic z odleglosci dwudziestu stop. Przy jej szybkosci ostrze weszloby mu w serce, zanim zdazylby zareagowac.

Z ta mysla. Jackson obrocil sie wokol wlasnej osi i cisnal noz. Ostrze rozlupalo na dwoje lebek kaczki i wbilo sie na kilka cali w sciane. Jackson ocenil na oko odleglosc: co najmniej trzydziesci stop. Usmiechnal sie. LuAnn okazalaby rozsadek, gdyby go wtedy zabila. Najwyrazniej sumienie jej na to nie pozwolilo. Sumienie stanowilo jej najslabsza strone, najwiekszym zas atutem Jacksona byl calkowity jego brak.

Jesli dojdzie co do czego, wlasnie to przewazy szale.

ROZDZIAL TRZYDZIESTY DZIEWIATY

LuAnn przygladala sie spiacemu obok Riggsowi. Przeciagnela sie z cichym westchnieniem. Czula sie jak dziewica, kiedy sie kochali. Byl to nieprawdopodobnie dynamiczny akt, az dziw, ze lozko wytrzymalo. Pewnie jutro wszystko ich bedzie bolalo. Usmiechnela sie na te mysl, poglaskala go po ramieniu i przytulila sie, zarzucajac zgieta w kolanie noge w poprzek jego ud. Otworzyl oczy i spojrzal na nia. Chlopiecy usmiech rozjasnil mu twarz.

– No co? – spytala z figlarnym blyskiem w oku.

– Probuje sobie wlasnie przypomniec, ile razy wyjeczalem: „Och, najdrozsza!”

Przesunela dlonia po jego klatce piersiowej, a potem wbila w nia paznokcie. Syknal z bolu i chwycil ja za nadgarstek.

– Moich: „O tak, o tak!” bylo chyba mniej, ale tylko dlatego, ze nie moglam zlapac tchu.

Usiadl i zanurzyl dlon w jej wlosach.

– Przy tobie czuje sie i mlody, i stary zarazem.

Pocalowali sie. Riggs opadl z powrotem na poduszke, a LuAnn zlozyla glowe na jego piersi. Zauwazyla blizne na brzuchu.

– Niech zgadne. Stara wojenna rana?

Zdziwiony, spojrzal najpierw na nia, a potem na blizne.

– A, to… Nie, po prostu wyrostek.

– Naprawde? Nie wiedzialam, ze mozna miec dwa wyrostki.

– Co?

Wskazala na blizne po drugiej stronie brzucha.

– No nie, moze dosc tego ogladania i zadawania pytan. Porozkoszujmy sie lepiej chwila. – Powiedzial to wesolo, ale wyczula w jego tonie nakaz.

– Wiesz, jesli bedziesz tu przychodzil codziennie budowac studio, to moze nam to wejsc w nawyk, jak sniadanie. – LuAnn usmiechnela sie i natychmiast ugryzla sie w jezyk. Czy jest na to jakas szansa? Ta mysl ja przytloczyla.

Odsunela sie od niego i spuscila nogi z lozka.

Ta raptowna zmiana nastroju nie uszla uwagi Riggsa.

– Cos nie tak powiedzialem?

Obejrzala sie. Patrzyl na nia pytajaco. Jakby zawstydzona nagle swoja nagoscia, chwycila koc i owinela sie nim.

– Mam dzisiaj mnostwo zajec.

Riggs usiadl i tez chwycil za koc.

– Bardzo przepraszam, jesli zburzylem ci rozklad dnia. Widze, ze moje okienko trwa od szostej do siodmej rano. Kto nastepny w kolejce?

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату