Powiedzial mi, ze sledztwo nadal trwa, a on sam nie spocznie, dopoki LuAnn Tyler nie stanie przed sadem. O ile zdolalem sie zorientowac, wedlug niego to ty handlowalas narkotykami, bo chcialas uciec od Duane’a i szarego zycia. Duane probowal ci to wyperswadowac, a wtedy zamordowalas i jego, i tego drugiego, rzekomo twojego wspolnika.

– Przeciez to stek bzdur.

Donovan wzruszyl ramionami.

– My oboje to wiemy. Ale decydowac bedzie lawa przysieglych zlozona z twoich krajanow z Rikersville. – Urwal, by obrzucic pelnym uznania spojrzeniem jej elegancki stroj. – Czy moze raczej z twoich bylych krajanow. Nie radzilbym ubierac sie tak na rozprawe. Z miejsca mialabys wszystkich przeciwko sobie. Duane od dziesieciu lat wacha kwiatki od spodu, a ty przez ten czas zylas sobie na wysokiej stopie niczym sama Jackie O. Dla tamtejszych prostych ludzi to plachta na byka.

– Jakbym nie wiedziala. – Zawiesila na moment glos. – A wiec w tym rzecz? Jesli nie zgodze sie mowic, wydasz mnie Billy’emu Harveyowi?

Donovan poklepal dlonia deske rozdzielcza.

– Moze cie zaskocze, ale ta sprawa nic a nic mnie nie obchodzi. Jesli nawet zabilas tego czlowieka, to zrobilas to w samoobronie. Koniec, kropka.

LuAnn zsunela ciemne okulary na czolo i spojrzala na niego.

– To o co ci chodzi?

Nachylil sie do niej i uniosl porozumiewawczo brwi.

– O loterie.

– O jaka loterie? – spytala bez mrugniecia powieka LuAnn.

– O te, na ktorej przed dziesiecioma laty wygralas sto milionow dolarow.

– No wiec?

– No wiec jak to zrobilas?

– Jak to jak? Wypelnilam kupon i okazalo sie, ze trafilam.

– Nie to mialem na mysli. Pozwol, ze naswietle ci pokrotce sprawe. Nie bede sie wdawal w techniczne szczegoly, ale przesledzilem dalsze losy wszystkich, ktorzy wygrali na loterii w ciagu ostatnich kilku lat. Stwierdzilem, ze dziewieciu na dwunastu zwyciezcow z kazdego roku oglasza z czasem bankructwo. Bach, bach, mozna wedlug tego nastawiac zegar. Potem natknalem sie na dwanascioro po kolei zwyciezcow, ktorym udalo sie jakos umknac plajty, i w tej wyrozniajacej sie grupie bylas ty. No, jak to mozliwe?

Wzruszyla ramionami.

– A skad ja mam wiedziec? Moim majatkiem zarzadzaja fachowcy. Moze tamci tez takich maja.

– Przez dziewiec z dziesieciu lat nie odprowadzalas podatkow od swoich dochodow. To tez sie chyba przyczynilo.

– Skad o tym wiesz?

– Mowilem ci juz, ze dotrzec mozna do kazdej informacji. Trzeba tylko wiedziec, gdzie i jak szukac. Ja wiem.

– Musialbys o tym porozmawiac z ludzmi, ktorzy zajmuja sie moimi finansami. Podrozowalam przez te dziewiec lat po swiecie. Byc moze dochody, jakie w tym czasie osiagnelam, nie podlegaly opodatkowaniu w Stanach.

– Watpie. Napisalem wystarczajaco duzo artykulow na tematy finansowe, by sie orientowac, ze Wuj Sam sciaga podatek, z czego i kogo sie da. Nikomu nie popusci.

– No to dzwon do urzedu podatkowego i donies na mnie.

– Widze, ze sie nie rozumiemy. Ja szukam materialu.

– Materialu?

– Tak. Zapomnialem ci powiedziec, dlaczego cie odwiedzilem. Nazywam sie Thomas Donovan. Prawdopodobnie nie slyszalas o mnie, wiedz zatem, ze od trzydziestu lat jestem dziennikarzem „Washington Tribune” i dodam nieskromnie, ze cholernie dobrym dziennikarzem. Jakis czas temu postanowilem napisac artykul o loterii krajowej. Osobiscie uwazam ja za farse. Za jej posrednictwem rzad ograbia najubozszych. Wabiac ta marchewka, kuszac reklamami, naklania ludzi do topienia rent z ubezpieczenia spolecznego w grze, w ktorej szanse wygrania sa jak jeden do ilus tam milionow. Przepraszam, ze sie tak zaperzam, ale pisze tylko o sprawach, w ktore czuje sie emocjonalnie zaangazowany. Tak czy inaczej, poczatkowo zamierzalem zdemaskowac w moim artykule mechanizm wysysania wygranych pieniedzy z biedakow, do ktorych szczescie sie usmiechnelo. No wiesz, rozmaitej masci kanciarze proponujacy rzekomo oplacalne inwestycje, ludzie podsuwajacy jeden plan pomnozenia majatku po drugim, a rzad patrzy na ich proceder przez palce. A kiedy loteryjny zwyciezca podupada finansowo tak, ze nie ma z czego placic podatkow, wkracza urzad podatkowy i oskubuje go do ostatniego centa, zostawiajac biedniejszym, niz byl przed odebraniem wygranej. Dobry temat i trzeba go poruszyc. Kiedy jednak zaczalem zbierac materialy, natknalem sie na ciekawa zbieznosc losow zwyciezcow loterii z roku, w ktorym i ty wygralas. Zaden z nich nie stracil z wygranej ani centa. Malo tego, sadzac z wysokosci podatkow, jakie odprowadzaja, sa teraz jeszcze bogatsi. O wiele bogatsi. Namierzylem wiec ciebie, no i jestem. Czego chce, pytasz? To proste. Prawdy.

– A jesli jej ode mnie nie uslyszysz, wyladuje w wiezieniu w Georgii, tak? Sugerowales to przez telefon.

Donovan spojrzal na nia gniewnie.

– Przed ukonczeniem trzydziestego piatego roku zycia mialem juz w dorobku dwa Pulitzery. Pisalem o Wietnamie, Korei, Chinach, Bosni, Afryce Poludniowej. Dwa razy bylem ranny. Cale zycie strawilem na uganianiu sie po swiecie od jednego punktu zapalnego do drugiego. Jestem uczciwym czlowiekiem. Nie zamierzam cie szantazowac. To nie w moim stylu. Powiedzialem ci tak przez telefon, bo inaczej nie chcialabys sie ze mna spotkac. Jesli szeryf Billy cie dopadnie, to z pewnoscia nie z moja pomoca. Osobiscie mam nadzieje, ze nigdy mu sie to nie uda.

– Dziekuje.

– Jesli nie powiesz mi prawdy, to znajde ja gdzie indziej. Tak czy inaczej napisze ten artykul. Ale jesli nie uslysze twojej wersji calej tej historii, to nie gwarantuje, jak cie w nim przedstawie. Jesli zas zgodzisz sie ze mna porozmawiac, to moge ci zagwarantowac jedno: ze uwzglednie w artykule twoja wersje. Jesli zlamalas w jakis sposob prawo, to z mojej strony nic ci nie grozi. Nie jestem glina ani sedzia. – Urwal i spojrzal na nia wyczekujaco. – To jak bedzie?

Milczala przez kilka minut, nie odrywajac oczu od drogi. Donovan widzial, ze toczy ze soba wewnetrzna walke. W koncu spojrzala na niego.

– Powiedzialabym ci prawde. Boze, jak ja pragne z kims o tym porozmawiac. – Odetchnela spazmatycznie. – Ale nie moge.

– Dlaczego?

– Juz teraz grozi ci wielkie niebezpieczenstwo. Gdybym ci powiedziala, nie byloby dla ciebie ratunku.

– Przestan, LuAnn. Nieraz juz znajdowalem sie w niebezpieczenstwie. Taki mam zawod. Co mi grozi i z czyjej strony?

– Wyjedz z kraju.

– Slucham?

– Ja pokrywam koszty. Wybierz sobie jakies miejsce, zalatwie wszelkie formalnosci. Otworze ci konto.

– To twoj sposob na pozbywanie sie problemow? Wysylasz je do Europy? Przepraszam, ale ja mam tu swoje zycie.

– Wlasnie. Jesli zostaniesz, to mozesz sie z nim pozegnac.

– Bedziesz musiala wymyslic cos lepszego. Jesli zgodzisz sie na wspolprace, mozemy naprawde czegos dokonac. Porozmawiaj ze mna. Zaufaj mi. Nie przyjechalem tutaj zmuszac cie do czegokolwiek. Ale nie przyjechalem tez wysluchiwac bzdur.

– Ja mowie prawde. Grozi ci powazne niebezpieczenstwo! Donovan juz

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату