– Wiem – przyznala LuAnn. Przetarla dlonia twarz i spojrzala na niego bezradnie. – Nie rozumiem, dlaczego chcesz mi pomoc. Nawet mnie nie znasz. A ja przyznalam ci sie przed chwila do popelnienia przestepstwa.
– Powiedzialem juz, ze cie sprawdzilem. Znam twoja przeszlosc. Jackson cie wykorzystal. Do diabla, bedac na twoim miejscu, tez bez zastanowienia chwycilbym sie szansy zostania bogatym.
– Problem polega na tym, ze ja sie jej bez zastanowienia nie chwycilam. Zdecydowalam sie w to nie wchodzic, ale najpierw odkrylam, ze Duane handluje narkotykami, a zaraz potem ile sil w nogach uciekalam z dzieckiem na reku z przyczepy, w ktorej lezaly dwa trupy. Chyba… chyba nie mialam wyboru. Musialam zniknac.
– Rozumiem cie, LuAnn. Naprawde.
– Od tamtego czasu wciaz uciekam. Boje sie wlasnego cienia, boje sie, ze wszystko sie wyda. To tylko dziesiec lat, a mnie sie wydaje, ze uplynelo juz sto. – Pokrecila glowa i splotla dlonie.
– Jak rozumiem, Jackson kreci sie w okolicy.
– Czterdziesci piec minut temu widzialam go w swoim ogrodzie.
– Co?
– Nie wiem, co tam robil, ale przypuszczam, ze przygotowywal grunt pod wprowadzenie w zycie planu, ktory uknul.
– Jakiego planu?
– Na poczatek chce zabic Donovana.
– Slyszalem, jak go ostrzegalas.
– A potem wezmie sie prawdopodobnie za nas. – LuAnn ukryla twarz w dloniach.
– Wiecej go nie zobaczysz.
– O nie, Matt. Musze sie z nim spotkac. I to wkrotce.
Spojrzal na nia wstrzasniety.
– Zwariowalas?
– Wczoraj wieczorem Jackson zjawil sie niespodziewanie w mojej sypialni. Odbylismy dluga rozmowe. Obiecalam mu, ze postaram sie lepiej ciebie poznac. Nie zadal, zebym poszla z toba do lozka, ale tak jakos wyszlo.
– LuAnn, nie mozesz…
– Malo brakowalo, a by cie zabil. Wczoraj wieczorem w chacie. Pewnie wrociles tam po swojego jeepa. Powiedzial mi, ze mial cie na wyciagniecie reki. Masz szczescie, ze zyjesz.
Riggs opadl na oparcie kanapy. A wiec instynkt go nie zawiodl. To pokrzepiajace, pomimo ze nieswiadomie otarl sie o smierc.
– Chcial cie sprawdzic. Niepokoi go twoja niejasna przeszlosc. Zamierza cie przeswietlic, a gdyby natrafil na cos niepokojacego, zabic.
– Ale?
– Ale powiedzialam, zeby zostawil to mnie.
– Ryzykowalas.
– Nie tak jak ty, kiedy nadstawiales karku za mnie. Mialam wobec ciebie dlug wdziecznosci. I nie chcialam, zeby cos ci sie stalo. Na dodatek przeze mnie.
Riggs rozrzucil szeroko rece.
– A co mial z tego ustawienia loterii? Oddalas mu czesc swojej wygranej?
– Cala. – Riggs wpatrywal sie w nia tepo. – Obracal tymi pieniedzmi przez dziesiec lat. Tak bylo w umowie i ten okres wlasnie minal. Inwestowal i wyplacal mi czesc zyskow z tych inwestycji.
– Mial do dyspozycji sto twoich milionow?! Ile zarabialas rocznie?
– W pierwszym roku bylo tego okolo czterdziestu milionow. Inwestowal tez sumy, ktorych nie zdolalam wydac. Moje dochody wzrastaly kazdego roku o dziesiatki milionow.
Riggs zrobil wielkie oczy.
– To czterdziesci procent od samej wygranej.
– Wiem. A Jackson zgarnial z pewnoscia o wiele wiecej. Nie robil tego przeciez z dobroci serca. Sam mi powiedzial, ze to obopolnie korzystna transakcja.
– Jesli ty wyciagalas czterdziesci procent, to on co najmniej tyle samo. Czyli w sumie osiemdziesiat procent zysku z twoich pieniedzy. Takie przebicie mogl osiagnac tylko na nielegalnych operacjach.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– A po uplywie dziesieciu lat?
– Zwrocil mi moje sto milionow.
Riggs potarl czolo.
– A wiec jesli bylo was dwanascioro i zalozmy, ze od kazdego dostal przecietnie siedemdziesiat milionow, to mial do dyspozycji prawie miliard dolarow, ktore mogl inwestowac. Teraz ma na pewno o wiele wiecej. – Riggs zmarszczyl czolo.
– O czym myslisz?
– Jeszcze jedno spedza sen z oczu FBI.
Spojrzala na niego pytajaco.
– Wiem na pewno – wyjasnil – ze od paru lat FBI, Interpol i kilka innych miedzynarodowych agencji powolanych do walki z przestepczoscia dostaje sygnaly o przekazywaniu ogromnych sum na rozmaite legalne i nielegalne ruchy dzialajace w roznych czesciach swiata. Federalni podejrzewali z poczatku, ze to jakis kartel narkotykowy z Ameryki Poludniowej albo Azji pierze w ten sposob swoje pieniadze. Okazalo sie, ze nie. Podejmowali rozne tropy, ale do niczego ich one nie doprowadzily. Ktos, kto dysponuje takimi pieniedzmi, potrafi dobrze sie zakonspirowac. Byc moze tym kims jest twoj Jackson. – Riggs zamilkl.
– Jestes pewien, ze Federalni nie wiedza o loterii?
Riggs zmieszal sie.
– Moge cie zapewnic, ze jesli nawet wiedza, to nie ode mnie. Ale teraz zaczna cos podejrzewac, bo o ciebie pytalem. Nie dalo sie tego obejsc.
– A jesli sami do tego doszli? To mamy teraz na karku i Jacksona, i Biuro Federalne. Dobrze mowie?
Riggs odwrocil na chwile wzrok, a potem spojrzal jej prosto w oczy.
– Dobrze.
– Prawde mowiac, nie wiem, kogo bardziej sie bac.
Popatrzyli na siebie, podobne mysli przyszly im do glow. Oni dwoje przeciwko temu wszystkiemu. Pierwsza przerwala milczenie LuAnn.
– Musze juz isc – powiedziala.
– Dokad?
– Jackson na pewno sledzi kazdy moj krok. Wie, ze spotkalismy sie juz kilka razy. Moze tez wiedziec o moim spotkaniu z Donovanem. Jesli natychmiast nie nawiaze z nim kontaktu, to… – gardlo jej sie scisnelo – to bedzie niewesolo.
Riggs chwycil ja mocno za ramiona.
– LuAnn, ten facet to psychol, ale przy tym geniusz. A przez to jeszcze bardziej niebezpieczny. Jesli nabierze wobec ciebie najmniejszych podejrzen…
Poglaskala go czule po przedramionach.