– Podam ci bardzo dobry powod. Po to, zebym w ciagu najblizszych trzydziestu minut nie znalazl Riggsa i nie zabil go. Utne mu glowe i wysle ci ja poczta. Jesli ostrzezesz go przez telefon, to pojade do twojego domu i pozabijam tam wszystkich od pokojowek po ogrodnikow, a nastepnie zrownam go z ziemia. Potem pojade do ekskluzywnej szkoly twojej ukochanej coreczki i wyrzne tam wszystkich do nogi. Mozesz sobie dzwonic do woli, ostrzegac cale miasto, a ja zaczne zabijac kogo popadnie. To chyba wystarczajacy powod, zebysmy sie spotkali, prawda LuAnn? A moze jeszcze ci malo?
– Gdzie i kiedy? – wykrztusila LuAnn, przerazona ta werbalna jatka. Byla pewna, ze Jackson naprawde jest do tego zdolny.
– Jak za starych dobrych czasow. A skoro juz mowa o starych dobrych czasach, to moze zabierzesz ze soba Charliego. Jego tez to dotyczy.
LuAnn odsunela od siebie sluchawke i patrzyla na nia tak, jakby chciala stopic ja wzrokiem wraz z czlowiekiem po tamtej stronie linii.
– Nie ma go tutaj w tej chwili.
– No, no. A myslalem, ze nie odstepuje cie na krok.
Cos w tonie jego glosu tracilo jakas strune w pamieci LuAnn. Nie bardzo wiedziala jaka.
– Nie jestesmy sklejeni. Charlie ma wlasne zycie.
Do czasu – pomyslal Jackson. Do czasu, tak jak i ty. Mam jednak pewne watpliwosci, naprawde je mam.
– Spotkajmy sie w chacie, w ktorej uwil sobie gniazdko twoj wscibski przyjaciel. Za trzydziesci minut. Zdazysz?
– W chacie za trzydziesci minut.
Jackson odlozyl sluchawke i odruchowo namacal noz w kieszeni.
Oddalona dziesiec mil od niego LuAnn wykonala niemal identyczny ruch, odbezpieczajac pistolet.
Zmierzch juz zapadal, kiedy LuAnn skrecala w lesna, zaslana liscmi droge. Bylo tu bardzo ciemno. Wjechala w gleboka kaluze powstala podczas nocnej ulewy. Kiedy na przednia szybe prysnela fontanna wody, az podskoczyla. Zobaczyla przed soba chate. Zwolnila i zlustrowala wzrokiem teren. Zadnego samochodu, nikogo. Jackson pojawial sie i znikal jak duch. Zatrzymala BMW przed frontem rozpadajacej sie rudery i wysiadla. Przykucnela, by przyjrzec sie podlozu. W tym blocku wszelkie slady bylyby wyraznie widoczne, ale ona ich nie dostrzegala.
Spojrzala na chate. Byl tam juz, nie miala najmniejszych watpliwosci. Wyczuwala go, tak jak wyczuwa sie bliskosc wilgotnego, zaplesnialego grobu. Wziela jeszcze jeden gleboki oddech i podeszla do drzwi.
Przekroczywszy prog, rozejrzala sie po malym wnetrzu.
– Jestes przed czasem. – Jackson wynurzyl sie z mrocznego kata. Twarz mial te sama co podczas ich pierwszego spotkania. Cenil sobie konsekwencje. Ubrany byl w skorzana kurtke i dzinsy. Na glowie mial czarna narciarska czapke, na nogach ciemne buty turystyczne. – Ale przynajmniej sama – dorzucil.
– Mam nadzieje, ze pan tez. – LuAnn przesunela sie nieco, zeby miec za plecami sciane, nie drzwi.
Jackson zauwazyl to i usmiechnal sie. Zalozyl rece na piersi, oparl sie o sciane i wydal wargi.
– No to skladaj swoj raport – powiedzial.
LuAnn trzymala rece w kieszeniach kurtki. Jedna sciskala kolbe pistoletu wymierzonego przez material w Jacksona. Musial zauwazyc wybrzuszenie.
– Dobrze pamietam, jak sie zarzekalas, ze nie potrafilabys zabic z zimna krwia – zakpil, przekrzywiajac glowe.
– Od kazdej reguly sa wyjatki.
– Fascynujace, ale nie mamy czasu na przekomarzania. Raport.
LuAnn zaczela mowic urywanymi zdaniami.
– Mialam spotkanie z Donovanem. Tym czlowiekiem, ktory mnie sledzil, Thomasem Donovanem. – Zakladala, ze Jackson ustalil juz tozsamosc Donovana. W drodze tutaj zdecydowala, ze najlepiej bedzie mowic prawde, a odchodzic od niej tylko w krytycznych momentach. Powinna w ten sposob zyskac wiarygodnosc w oczach Jacksona. – Jest dziennikarzem z „Washington Tribune”.
Jackson przykucnal i zlozyl rece jak do pacierza. Nie spuszczal z niej wzroku.
– Dalej.
– Pisze artykul o loterii. O dwanasciorgu zwyciezcow sprzed dziesieciu lat – spojrzala na niego znaczaco. – Wie pan, o ktorych. Wszystkim swietnie sie powodzi.
– No i?
– No i Donovan chce sie dowiedziec, dlaczego, bo z pozostalych zwyciezcow wiekszosc splajtowala. Znaczny odsetek, tak powiedzial. I na tym tle panska dwunastka sie wyroznia.
Jackson dobrze ukryl irytacje. Nie cierpial niedorobek, a ta byla powazna. LuAnn przygladala mu sie uwaznie. Czytala z jego twarzy slady konsternacji. Podnioslo ja to bardzo na duchu, ale nie byl to czas na kontemplowanie tego odkrycia.
– Co mu powiedzialas?
– Ze ktos z loterii polecil mi bardzo dobra firme inwestycyjna. Podalam mu nazwe tej, o ktorej pan mi kiedys wspominal. Zakladam, ze jest legalna.
– Bardzo – odparl Jackson. – Przynajmniej z wierzchu. A inni?
– Powiedzialam Donovanowi, ze nic mi o nich nie wiadomo, ale mozliwe, ze zostali skierowani do tej samej, co ja, firmy.
– Kupil to?
– Powiedzmy, ze byl rozczarowany. Chcial napisac artykul o tym, jak bogaci wykorzystuja biednych – wie pan, ktos wygrywa na loterii, a potem dopadaja go pasozytnicze firmy inwestycyjne, oskubuja do czysta i musi oglosic bankructwo. Powiedzialam mu, ze ode mnie na pewno nie doczeka sie potwierdzenia swojej tezy, bo bardzo dobrze sobie radze.
– A wie cos o Georgii?
– Podejrzewam, ze wlasnie to go do mnie przyciagnelo. – LuAnn zauwazyla z ulga, jak Jackson kiwa nieznacznie glowa. Najwyrazniej doszedl do tego samego wniosku. – Myslal chyba, ze przyznam sie do udzialu w jakims wielkim spisku.
Oczy Jacksona zablysly ponuro.
– Wysuwal jakies inne teorie, na przyklad, ze loteria zostala ustawiona?
LuAnn wiedziala, ze najmniejsze zawahanie byloby teraz katastrofalne w skutkach.
– Nie – zaprzeczyla stanowczo. – Ale byl przekonany, ze natrafil na wielki temat. Powiedzialam mu, ze nie mam nic do ukrycia, a jak nie wierzy, to niech sprawdzi w tej firmie inwestycyjnej. Od razu spuscil z tonu. Powiedzialam tez, ze jak chce pojsc na policje w Georgii, to prosze bardzo. Moze juz pora wyjasnic te sprawe.
– Chyba nie mowilas tego powaznie?
– Staralam sie, zeby tak to odebral. Pomyslalam sobie, ze jak zaczne krecic i sie wypierac, to rozbudze tylko jego podejrzliwosc. Bo tak w ogole to on jakby slyszal, ze dzwonia, ale nie wiedzial, w ktorym kosciele.
– I na czym sie skonczylo?
– Podziekowal mi, ze poswiecilam mu czas, nawet przeprosil, ze zawracal mi glowe. Powiedzial, ze moze sie jeszcze ze mna skontaktuje, ale raczej watpi. – LuAnn znowu