Bourne nadal stal zesztywnialy. Wiedzial, ze nie moze rozbic aparatu. Zdal sobie sprawe z czegos jeszcze i zalala go fala strachu.
– Dlaczego ja? – spytal.
– Na zyczenie panskiej narzeczonej, monsieur. – Dziewczyna skinela glowa w strone toalety. – Tam sobie rozmawialysmy. Szczesciarz z pana, to urocza dama. Prosila, zeby to panu dac.
Hostessa wreczyla mu zlozona kartke. Jason wzial papier. Dziewczyna juz szla tanecznym krokiem do wyjscia.
Moj nowy przyjacielu, niepokoi mnie panska choroba, tak jak z pewnoscia niepokoi i pana. Moze pan jest tym, za kogo sie podaje, a moze nie. Odpowiedz poznam za jakies pol godziny. Jeden z uczynnych gosci zatelefonowal, a to zdjecie jest juz w drodze do Paryza. Nie zdola go pan zatrzymac, podobnie jak tych, ktorzy wlasnie jada do Argenteuil. Jezeli istotnie osiagniemy kompromis, nikt i nic nie bedzie pana niepokoic – jak niepokoi mnie panska choroba – znowu porozmawiamy, kiedy przyjada moi koledzy.
Mowia, ze Kain to kameleon, ktory sie pojawia w roznych przebraniach, bardzo przekonywajacych. Mowia tez, ze jest skory do przemocy i do wybuchow zlosci. A to choroba, prawda?
Pedzil ciemna ulica Argenteuil za oddalajacym sie swiatlem na dachu taksowki. Skrecila za rog i zniknela. Stanal dyszac ciezko, rozgladajac sie za inna. Ani sladu. Portier u Rogeta oznajmil, ze na taksowke trzeba poczekac dziesiec, pietnascie minut: dlaczego monsieur nie kazal wezwac wczesniej? Zastawiono pulapke, a on w nia wpadl.
Dalej! Swiatlo, nastepna taksowka! Ruszyl biegiem. Musial ja zatrzymac; musial wrocic do Paryza. Do Marie.
Byl z powrotem w labiryncie, gnal na oslep wiedzac, ze tym razem nie ma ucieczki. Ale odtad to samotny wyscig: ta decyzja byla nieodwolalna. Juz wiecej zadnych dyskusji, zadnych dysput, koniec ze sporami i z przerzucaniem sie argumentami opartymi na milosci i niepewnosci. Bo pewnosc ukazala sie jasno. Wiedzial, kim jest – czym byl. Byl winny, zgodnie z oskarzeniem – zgodnie z podejrzeniami.
Przez godzine, dwie ani slowa. Jedynie spojrzenia, ciche rozmowy tylko i wylacznie o prawdzie. Milosc. A potem odejdzie. Ona nie zauwazy kiedy, a on nigdy nie bedzie mogl jej powiedziec dlaczego. Tyle byl jej winien. Przez chwile to bardzo zaboli, ale nawet ostateczny bol nigdy nie dorowna temu, ktory sprawialo pietno Kaina.
Kain!
– Taxi! Taxi!
18
Marie zgniotla papierosa w popielniczce stojacej na stoliku przy lozku. Wzrok jej zawadzil o numer „Time’a” sprzed czterech lat, a w myslach pojawilo sie na krotka chwile wspomnienie straszliwej gry, do ktorej zmusil ja Jason.
– Nie uslucham! – powiedziala glosno do siebie i przestraszyla sie wlasnego glosu w pustym pokoju. Podeszla do okna, do tego samego okna, przed ktorym stal on, wygladajac na dwor, przerazony, starajac sie, by zrozumiala sytuacje.
– Kochany, moj kochany. Nie pozwol im na to! – Slowa, ktore teraz wypowiadala, juz nie napawaly jej przerazeniem, bo miala wrazenie, ze on jest w tym pokoju, ze slucha, wazy swoje slowa, pragnie uciec, zniknac… wraz z nia. W glebi duszy jednak wiedziala, ze on nie moze tego zrobic, nie moze zadowolic sie polprawda ani trzycwierciowym klamstwem.
Kim oni sa? Odpowiedzi nalezalo szukac w Kanadzie, ale Kanada zostala odcieta; kolejna pulapka.
Jason mial racje co do Paryza, ona tez to czula. Cokolwiek to bylo, znajdowalo sie tu. Skoro udalo im sie znalezc te jedna osobe, ktora odslonila calun i pozwolila mu ujrzec na wlasne oczy, ze sie nim manipuluje, to mozna tez wyjasnic inne sprawy; odpowiedzi juz nie pchaly go ku samozagladzie. Gdyby tylko dal sie przekonac, ze niezaleznie od tego, jakie niewybaczalne zbrodnie popelnil, byl jedynie pionkiem bioracym udzial w znacznie wiekszej zbrodni, byc moze moglby odejsc, zniknac wraz z nia. Wszystko jest wzgledne. Czlowiek, ktorego kochala, nie bedzie mogl nadal wmawiac sobie, ze przeszlosc juz nie istnieje, lecz musi pogodzic sie z tym, ze istnieje, zaakceptowac ja i znalezc spokoj. Takiego wlasnie racjonalnego uzasadnienia potrzebowal – przeswiadczenia, ze nie jest bynajmniej takim czlowiekiem, za jakiego zgodnie z zyczeniem jego wrogow mial go uwazac swiat, bo przeciez w takim wypadku by sie nim nie posluzyli. Byl kozlem ofiarnym, mial umrzec zamiast kogos innego. Gdybyz tylko mogl to zrozumiec, gdyby tylko ona mogla go o tym przekonac. A jesli jej sie to nie uda, to go utraci. Oni go zlapia, zabija.
Oni.
– Kim wy jestescie?! – krzyknela ku oknu, ku swiatlom Paryza. – Gdzie jestescie?
Poczula zimny powiew na twarzy, zupelnie jakby tafle szyb sie stopily i chlod nocy wdzieral sie do wewnatrz. Potem gardlo jej sie zacisnelo i przez moment nie mogla przelknac sliny ani oddychac. Po chwili odzyskala oddech. Przerazila sie: juz raz jej sie cos takiego przydarzylo, pierwszego wieczoru po przyjezdzie do Paryza, gdy wyszla z kawiarni, zeby spotkac sie z Jasonern na schodach Musee de Cluny. Szla szybko bulwarem Saint-Michel, kiedy sie to stalo – zimny wiatr, obrzmienie krtani… w tamtej chwili nie mogla zlapac tchu. Pozniej myslala, ze wie dlaczego. W tej samej chwili o kilka przecznic dalej, w bibliotece Sorbony Jason podjal decyzje, ze odejdzie – wtedy wlasnie ja podjal. Postanowil, ze nie pojdzie na spotkanie.
– Przestan! – krzyknela. – To szalenstwo – dodala, potrzasajac glowa i spogladajac na zegarek. Nie bylo go od przeszlo pieciu godzin. Gdzie on jest? Gdzie?
Bourne wysiadl z taksowki przed eleganckim, choc zaniedbanym hotelem na Montparnassie. Najblizsza godzina bedzie najtrudniejsza w jego ledwie pamietanym zyciu – zyciu, ktore bylo puste przed Port Noir, a stalo sie potem koszmarem. Koszmar ten bedzie trwal nadal, lecz on postanowil przezywac go samotnie; zbyt ja kochal, zeby prosic o to, by go z nim dzielila. Znajdzie jakis sposob i zniknie, zabierajac ze soba wszelkie dowody wiazace ja z Kainem. To takie proste – wyjdzie na jakies rzekome spotkanie i wiecej nie wroci, i w ktoryms momencie w ciagu tej najblizszej godziny napisze do niej krotki list.
To ostatnie bylo nieprawda – nigdy jej nie odnajdzie – ale musial zostawic iskierke nadziei, zeby tylko wsiadla do samolotu lecacego do Ottawy. Kiedys – po pewnym czasie – wspolnie spedzone tygodnie zblakna, stajac sie ukrywana w ciemnym kaciku tajemnica, zamknietymi w skrytce kosztownosciami, ktore sie wydobywa – dotyka – tylko od czasu do czasu w chwilach spokoju. A potem juz nie, bo zyje sie swiezymi wspomnieniami, te uspione traca na znaczeniu. Nikt tego nie wie lepiej od niego.
Przeszedl przez hol skinawszy glowa portierowi, ktory siedzial na krzesle za marmurowym kontuarem czytajac gazete. Ten ledwie uniosl wzrok, stwierdziwszy jedynie, ze intruz ma prawo tu przebywac.
Winda klekocac i stekajac wjechala na czwarte pietro. Jason wciagnal gleboko powietrze i siegnal reka ku drzwiom – za wszelka cene bedzie unikac dramatycznych scen, nie da Marie powodu do zaniepokojenia ani slowem ani wygladem. Kameleon musi stopic sie ze swym otoczeniem, cichym lesnym zakatkiem, gdzie nie znajdzie sie zadnych sladow. Wiedzial, co powiedziec, przemyslal to starannie, tak jak i list, ktory napisze.
– Lazilem przez wiekszosc wieczoru – powiedzial. Tulil Marie, kolysal jej glowe na swoim ramieniu gladzac
