ciemnorude wlosy… i pragnal. – Uganialem sie za trupie bladymi sprzedawczyniami i sluchalem ozywionych szczebiotow, popijajac kawe w postaci kwasnego mulu. „Les Classiques” to byla strata czasu; to po prostu zoo. Malpy i pawie wystepujace w nedznym widowisku, i nie sadze, zeby ktos naprawde cos wiedzial. Jest jedna mozliwosc, choc moze to tylko bystry Francuz polujacy na amerykanskiego jelenia.
– On? – spytala Marie, przestajac drzec.
– Czlowiek obslugujacy centralke telefoniczna – odparl Bourne, odpedzajac od siebie obraz oslepiajacych eksplozji, wichru i ciemnosci, ktory pojawial sie, ilekroc przypominal sobie te twarz – nie znana, a jednoczesnie tak dobrze mu znana. Ow czlowiek wywolywal lawine skojarzen. Jason odganial te wizje. – Mam sie z nim spotkac kolo polnocy na
– Co ci powiedzial?
– Bardzo niewiele, ale dosc, by mnie zainteresowac. Zauwazylem, ze mnie obserwuje, kiedy wypytywalem personel. W sklepie bylo calkiem tloczno, wiec moglem dosc swobodnie krazyc i rozmawiac z pracownicami.
– Wypytywales? O co?
– O wszystko, co mi przyszlo do glowy. Glownie o dyrektorke czy tez jak tam ja nazywaja. Wziawszy pod uwage to, co sie wydarzylo dzisiaj po poludniu, to gdyby ona byla glowna laczniczka Carlosa, powinna wpasc niemal w histerie. Widzialem ja. Nie histeryzowala; zachowywala sie tak, jakby nic sie nie stalo, jesli nie liczyc dobrego dnia w interesie.
– Ale ona jest laczniczka, jak to okreslasz. D’Amacourt to wyjasnil.
– Posrednio. Dostaje telefon i zostaje poinformowana, co ma przekazac dzwoniac dalej. – Jasonowi przyszlo do glowy, ze w gruncie rzeczy ta wymyslona wersja opierala sie na rzeczywistosci. Jacqueline Lavier naprawde byla tylko posredniczka.
– Nie mozesz tak sobie spacerowac i zadawac pytan nie wzbudzajac niczyich podejrzen – protestowala Marie.
– Mozesz. Jezeli jestes amerykanskim pisarzem i przygotowujesz dla duzego czasopisma artykul o butikach na Saint-Honore – odparl Bourne.
– Calkiem niezle, Jasonie.
– To zagralo. Nikt nie chcial byc pominiety.
– Czego sie dowiedziales?
– Jak wiekszosc tego rodzaju sklepow, „Les Classiques” ma wlasna klientele, ludzi bogatych, w wiekszosci sie znajacych, a co za tym idzie – ze zwyklymi malzenskimi intrygami i zdradami. Carlos dobrze wiedzial, co robi. Maja tam prawdziwa centrale telefoniczna, ale nie taka, ktorej numer mozna znalezc w kazdej ksiazce telefonicznej.
– Powiedzieli ci to? – spytala Marie, trzymajac go za rece i zagladajac mu w oczy.
– Nie tymi slowami – rzekl, zdajac sobie sprawe z jej niedowierzania. – Na kazdym kroku podkreslano talent tego Bergerona; i tak po nitce do klebka. W koncu mozna uzyskac jakis obraz calosci. Wszystko, jak sie wydaje, kreci sie wokol tej dyrektorki. Z informacji, ktore zebralem, wynika, ze ona jest skarbnica wiadomosci towarzyskich, chociaz prawdopodobnie powiedzialaby mi tylko tyle, ze zrobila komus uprzejmosc, jakas przysluge, a ten ktos z kolei zrobil uprzejmosc komus innemu. Wlasciwe zrodlo moze byc nie do ustalenia, i to juz wszystko, czego sie dowiedzialem.
– Skad wiec to spotkanie dzisiaj w nocy na bastingue?
– Tamten czlowiek podszedl do mnie, kiedy wychodzilem, i powiedzial cos bardzo dziwnego. – Jason nie musial wymyslac tej czesci swego klamstwa. Przed niespelna godzina przeczytal te slowa na kartce w eleganckiej restauracji w Argenteuil. – Powiedzial: „Moze pan jest tym, za kogo sie podaje, a moze nie”. Wtedy wlasnie zaproponowal mi drinka, pozniej, z dala od Saint-Honore.
Bourne zauwazyl, ze watpliwosci Marie sie rozwiewaja. Udalo mu sie; zaakceptowala gobelin utkany z klamstw. Dlaczego by nie? Ostatecznie byl
– On moze byc tym czlowiekiem, ktorego szukasz, Jasonie. Mowiles, ze potrzebujesz tylko jednego, wiec moze on nim jest!
– Zobaczymy. – Bourne zerknal na zegarek. Rozpoczal sie okres odliczania przed odejsciem, nie mogl ogladac sie za siebie. – Mamy prawie dwie godziny. Gdzie zostawilas neseser?
– W hotelu „Meurice”, tam sie zameldowalam.
– Wezmiemy go i wybierzemy sie na kolacje. Jeszcze nie jadlas, prawda?
– Nie… – Marie miala zdziwiona mine. – Dlaczego nie zostawic nesesera tam, gdzie jest? Jest calkiem bezpieczny, nie bedziemy musieli sie o niego martwic.
– Bedziemy, jesli przyjdzie nam wynosic sie stad w pospiechu – odparl niemal szorstko, podchodzac do biurka.
– O co chodzi, kochany?
– O nic. – Kameleon sie usmiechnal. – Jestem po prostu zmeczony, i moze tez troche zniechecony.
– Moj Boze, dlaczego? Ten czlowiek z centrali telefonicznej proponuje ci poufne spotkanie pozna noca. On moze cie naprowadzic na jakis slad. I jestes pewien, ze tamta kobieta jest laczniczka Carlosa, wiec z pewnoscia jest w stanie ci cos powiedziec, czy tego chce, czy nie. Moze to straszne, ale uwazam, ze powinno cie to podniesc na duchu.
– Nie jestem pewien, czy potrafie to wytlumaczyc – rzekl Jason, patrzac teraz na jej odbicie w lustrze – ale powinnas zrozumiec, co tam odkrylem.
– Co odkryles? – To bylo pytanie.
– Cos odkrylem. – To bylo stwierdzenie. – Inny swiat – mowil dalej Bourne, siegajac po butelke szkockiej i szklaneczke – innych ludzi. Swiat komfortowy, piekny, lekkomyslny, z mnostwem niewielkich reflektorkow i ciemnego aksamitu. Niczego nie traktuje sie tam powaznie, procz plotek i dogadzania sobie. Kazdy z tych oszalamiajacych ludzi, a wsrod nich i ta kobieta, moze byc lacznikiem Carlosa nawet o tym nie wiedzac, nie podejrzewajac niczego. Takimi wlasnie ludzmi posluzylby sie czlowiek pokroju Carlosa, wszyscy jemu podobni, lacznie ze mna… Tyle odkrylem. To zniechecajace.
– I nierozsadne. Wierz mi, ci ludzie podejmuja decyzje calkiem swiadomie. Takie dogadzanie sobie, o ktorym mowisz, tego wymaga, a oni mysla. A wiesz, co ja mysle? Mysle, ze jestes zmeczony i glodny, wiec przydalaby ci sie szklaneczka whisky, moze dwie. Chcialabym, zebys sie wylaczyl na dzisiejszy wieczor, masz dosc jak na jeden dzien.
– Nie moge tego zrobic – zaprotestowal ostrym tonem.
– No dobrze, nie mozesz – zgodzila sie.
– Przepraszani, jestem zdenerwowany.
– Tak, wiem. – Ruszyla w kierunku lazienki. – Odswieze sie i mozemy isc… Zrob sobie porzadnego drinka, kochanie. Pokazujesz pazury.
– Marie?
– Tak?
– Sprobuj zrozumiec. To, co tam odkrylem, rozstraja mnie. Myslalem, ze bedzie inaczej. Latwiej.
– Kiedy ty szukales, ja czekalam, Jasonie. Nic nie wiedzac. To tez nie bylo latwe.
– Myslalem, ze zamierzasz dzwonic do Kanady. Nie zrobilas tego? Przystanela na chwile.
– Nie – odparla. – Bylo za pozno.
Drzwi lazienki zamknely sie. Bourne przeszedl przez pokoj kierujac sie do biurka. Wysunal szuflade, wyjal papier listowy, wzial dlugopis i zaczal pisac.
To juz koniec. Znalazlem swoje strzaly. Wracaj do Kanady i nic nie mow ze wzgledu na nas oboje. Wiem, gdzie Cie odnalezc.
Zlozyl papier, wsunal go do koperty i nie zaklejajac jej siegnal po portfel. Wyjal z niego francuskie i szwajcarskie banknoty, wetknal za zlozona kartke i zalepil koperte. Na wierzchu napisal: „Marie”.