zamknal oczy.
– Tego wlasnie nie mam zamiaru zrobic – odparl Conklin, ruszajac w jego strone. Jego proteza lomotala o podloge. – Jest pan za to odpowiedzialny… sir! – Funkcjonariusz CIA pochylil sie do przodu, chwytajac za krawedz biurka. – Tak samo jak jest pan odpowiedzialny za to, co stalo sie z Dawidem i Marie Webbami! Za kogo, do kurwy nedzy, pan sie uwaza? I jezeli moj jezyk pana obraza, sir, to powiem panu, za kogo j a pana uwazam. Jest pan siewca, rzuca pan do ziemi ziarna, ale w panskim przypadku sa to| ziarna zatrute. Rzuca je pan w czysta ziemie i zamienia ja w bloto. 'Panskie nasiona to klamstwa i oszustwa. Kielkuja w ludziach, przeksztalcajac ich w rozgniewane i przerazone kukielki, ktore tancza na pociaganych przez pana sznurkach, tak jak kaze im panski cholerny scenariusz! Powtarzam, ty arystokratyczny skurwysynu, za kogo, do kurwy nedzy, sie uwazasz?
Havilland na wpol otworzyl swoje ciezkie powieki i pochylil sie do przodu. Mial twarz starego czlowieka, ktory chcialby umrzec, zeby tylko stlumic dreczacy go bol. Ale jego oczy ozywiala ta sama wscieklosc, ktora pozwalala mu zobaczyc cos, czego inni nie widzieli. – Czy wespre panska argumentacje, jezeli powiem panu, ze Catherine Staples powiedziala mi ogolnie rzecz biorac to samo?
– Wesprze pan i uzupelni!
– Ale dlatego zostala zabita, ze przylaczyla sie do nas. Nie podobalo jej sie to, ale uznala, ze nie ma innej alternatywy.
– Kolejna kukielka?
– Nie. Istota ludzka o wybitnym umysle i bogatym doswiadczeniu, ktora pojmowala, w obliczu czego sie znalezlismy. Ubolewam nad jej strata i sposobem, w jaki zginela, znacznie bardziej, niz pan to sobie wyobraza.
– Czy nad jej strata, sir, czy moze nad faktem, ze wasza swieta operacja zostala zinfiltrowana?
– Jak pan smie – cichym, lodowatym glosem odezwal sie Havilland wstajac z fotela i wbijajac spojrzenie w funkcjonariusza CIA. – Troche za pozno wzial sie pan za moralizowanie, panie Conklin. Panskie oszustwa i uchybienia w sferze etyki sa dobrze znane. Gdyby wszystko ulozylo sie zgodnie z panskim zyczeniem, nie byloby ani Dawida Webba, ani Jasona Bourne'a. To pan zadecydowal, ze jest „nie do uratowania”, nikt inny. To pan zaplanowal jego egzekucje i omal sie to panu nie udalo!
– Zaplacilem za swoj blad. Chryste, jeszcze jak zaplacilem!
– I podejrzewam, ze placi pan nadal, bo inaczej nie byloby pana teraz w Hongkongu – rzekl ambasador kiwajac wolno glowa. Lod w jego glosie zdawal sie topniec. – Przestanmy skakac sobie do gardla. Catherine Staples rzeczywiscie zrozumiala i jezeli jej smierc ma jakies znaczenie, to sprobujmy je odkryc.
– Nie mam zielonego pojecia, od czego zaczac.
– Zostanie pan wprowadzony w szczegoly… podobnie jak Staples.
– Moze nie zdolam ich uslyszec.
– Musze nalegac, by jednak sie pan postaral. Nie mam innego wyjscia.
– Chyba nie sluchal mnie pan uwaznie. Zostaliscie zinfiltrowani! Catherine Staples zostala zabita, poniewaz uznano, iz posiada informacje, z powodu ktorych nalezy ja zlikwidowac. Krotko mowiac, ktos, kto tu przeniknal, widzial, jak Staples spotkala sie z wami raz czy kilka razy. Kanadyjski kontakt zostal nawiazany, wydano rozkaz, a pan pozwolil, zeby poruszala sie bez zadnej ochrony!
– Czy obawia sie pan o wlasne zycie? – zapytal ambasador.
– Bez przerwy – odparl agent CIA. – A w chwili obecnej mam rowniez na wzgledzie czyjes inne.
– Webba?
Conklin przerwal i wpatrywal sie w twarz starego dyplomaty. – Jezeli moje przypuszczenia sa sluszne – rzekl spokojnie – nie moge dla Delty zrobic nic, czego on sam nie zrobilby lepiej. Ale jesli mu sie to nie uda, wiem, o co by mnie poprosil. Zebym chronil Marie. A najlepiej to zrobie walczac z panem, a nie sluchajac pana.
– I w jakiz to sposob ma pan zamiar walczyc?
– Tak, jak tylko potrafie. Podle i bardzo po swinsku. Rozpuszcze wiesci po calym Waszyngtonie, ze tym razem posunal sie pan o wiele za daleko, ze stracil pan panowanie nad sytuacja, byc moze ze wzgledu na starcza demencje. Mam relacje Marie, Mo Panova…
– Morrisa Panova? – przerwal mu ostroznie Havilland. – Psychiatry Webba?
– Nastepny punkt. I wreszcie moj osobisty wklad. Przy okazji, dla odswiezenia panskiej pamieci, nadmienie, ze jestem jedynym czlowiekiem, ktory rozmawial z Dawidem przed jego przyjazdem tutaj. Wszystko to razem, w tym rowniez i sprawa morderstwa kanadyjskiego pracownika sluzby zagranicznej, stanowic bedzie wyjatkowo interesujaca lekture – oczywiscie rozpowszechniana w postaci urzedowych oswiadczen, wedlug starannie opracowanego rozdzielnika.
– W ten sposob narazi pan wszystko na fiasko.
– To panskie zmartwienie, nie moje.
– A wiec nie pozostawia mi pan wyboru – rzekl ambasador. Jego glos i spojrzenie ponownie staly sie lodowate. – Wydal pan rozkaz: „nie do uratowania” i ja bede zmuszony zrobic to samo w stosunku do pana. Nie wyjdzie pan stad zywy.
– O, moj Boze! – szepnal McAllister z kata pokoju.
– I bylaby to najbardziej kretynska rzecz, jaka by pan zrobil – odparl Conklin wbijajac wzrok w Havillanda. – Nie uwzglednil pan jednego. Nie wie pan, co ani komu zostawilem. Ani co zostanie ujawnione, jesli w wyznaczonym terminie nie skontaktuje sie z pewnymi osobami i tak dalej. Pan mnie nie docenia.
– Przewidzielismy, ze moze sie pan uciec do takiej taktyki – powiedzial dyplomata. Odwrocil sie od agenta CIA, jakby przestal go juz interesowac i ponownie usiadl w fotelu. – Pan tez czegos nie uwzglednil, panie Conklin. Ujmujac to delikatnie, ale zapewne trafnie, wiadomo, ze cierpi pan na pewna chroniczna dolegliwosc zwana alkoholizmem. Wobec panskiego przejscia na emeryture w niedlugim czasie i w uznaniu panskich dawnych osiagniec nie podjeto wobec pana zadnego postepowania dyscyplinarnego, ale tez nie powierzano panu niczego, co wiazaloby sie z jakakolwiek odpowiedzialnoscia. Byl pan jedynie tolerowany jako bezuzyteczny zabytek, ktory wkrotce mial byc poslany na zielona trawke. Uznano pana za pijaka, ktorego paranoiczne wybuchy byly tematem rozmow panskich zaniepokojonych kolegow. Jezeli nawet cos wyplynie z jakiegokolwiek zrodla, zostanie to zakwalifikowane jako kolejny przyklad chaotycznych bredni kalekiego, psychopatycznego alkoholika. – Ambasador rozparl sie w fotelu, opierajac lokiec na poreczy i dlugimi palcami prawej dloni dotykajac brody. – Beda panu wspolczuc, panie Conklin, ale nie potepiac. A jezeli panskie samobojstwo nada wszystkiemu dodatkowy dramatyzm…
– Havilland! – krzyknal oszolomiony McAllister.
– Niech pan bedzie spokojny, panie podsekretarzu – rzekl dyplomata. – Pan Conklin i ja wiemy, o co chodzi. Juz to przerabialismy.
– Z ta tylko roznica – zaprotestowal Conklin ani na chwile nie odrywajac oczu od Havillanda – ze mnie ta zabawa nigdy nie sprawiala przyjemnosci.
– A czy sadzi pan, ze mnie sprawiala? – Zadzwonil telefon. Havilland pochylil sie gwaltownie i chwycil sluchawke. – Tak? – Ambasador sluchal wpatrujac sie w ciemne okno w wykuszu. – Jezeli nie sprawiam wrazenia wstrzasnietego, majorze, to tylko dlatego, ze powiadomiono mnie juz pare minut temu… Nie, nie policja, ale czlowiek, z ktorym chcialbym, zeby sie pan spotkal dzis wieczorem. Powiedzmy za dwie godziny. Czy odpowiada to panu?… Tak, teraz jest juz jednym z nas. – Havilland podniosl wzrok i spojrzal na Conklina. – Niektorzy twierdza, ze jest lepszy niz wiekszosc z nas i smiem twierdzic, ze jego przebieg sluzby to potwierdza… Tak, to on… Tak, powiem mu… Co? Co pan powiedzial? – Dyplomata ponownie spojrzal w okno marszczac brwi. – Szybko sie zabezpieczyli, prawda? Za dwie godziny, majorze. – Havilland odlozyl sluchawke. Oparl sie lokciami na biurku i splotl palce dloni. Wzial gleboki oddech. Wyraznie bylo teraz widac, ze jest to stary, zmeczony czlowiek, ktory chce zebrac mysli, zanim zacznie mowic.
– Nazywa sie Lin Wenzu – odezwal sie Conklin. Jego slowa wyraznie zaskoczyly Havillanda i McAllistera. – Kontrwywiad kolonii brytyjskiej, co oznacza powiazania z MI 6, a najprawdopodobniej z Wydzialem Specjalnym. Jest Chinczykiem wyksztalconym w Zjednoczonym Krolestwie i uchodzi za najlepszego oficera wywiadu na tym terytorium. Jego jedyny minus to gabaryty. Latwo rzuca sie w oczy.
– Skad?… – McAllister zrobil krok w strone agenta CIA.
– Pewien maly ptaszek – rzekl Conklin.
– Zapewne kardynal z czerwonym lebkiem – stwierdzil dyplomata.
– W gruncie rzeczy, juz nie – odparl Aleks.
– Rozumiem. – Havilland rozplotl palce i opuscil rece kladac przedramiona na biurku. – On takze wie, kim pan
