– Chcesz, zebym zniszczyl to, z czym nie mozesz juz dluzej zyc.

– Przestan pieprzyc, Boume! Nie wiem jak ty, ale ja to lubilem! Chce tego! Nie moglbym bez tego zyc.

– Juz mnie o to prosiles.

– Strzelaj, palancie!

– I znowu prosisz.

– Przestan! – Morderca zerwal sie z krzesla. Jason zrobil dwa kroki, jego prawa stopa ponownie wystrzelila do przodu, trafiajac w zebra zabojcy i odrzucajac go na krzeslo. Allcott-Price wrzasnal z bolu.

– Nie zabije cie, majorze – oznajmil spokojnie Bourne. – Ale jeszcze bedziesz zalowal, ze nie jestes martwy.

– Spelnij moja ostatnia prosbe – wykrztusil zabojca przyciskajac zwiazane rece do piersi. – Nawet ja dawalem moim celom taka szanse… Moge zniesc przygodna kule, ale nie garnizonowe wiezienie w Hongkongu. Powiesza mnie pozna noca, kiedy nikt nie bedzie widzial, tylko dlatego, zeby wszystko odbylo sie oficjalnie, zgodnie z ich swistkar::; Zaloza mi na szyje gruby sznur i kaza stanac na platform l ' '-. zmcae tego!

Delta wiedzial, kiedy zmienic ton rozmowy.

– Juz ci mowilem – oznajmil spokojnie – ze moze cie to nie spotka. Nie prowadze spraw z Brytyjczykami w Hongkongu.

– Co?

– Tak sadziles, ale ja nigdy tego nie potwierdzilem.

– Lzesz!

– W takim razie jestes mniej zdolny, niz przypuszczalem, a od samego poczatku nie byles wcale taki dobry.

– Wiem. Nie mam wyobrazni przestrzennej!

– Z cala pewnoscia.

– Jestes najemnym lapaczem, kims, kogo w Ameryce nazywaja lowca nagrod, ale pracujesz na wlasna reke.

– W pewnym sensie tak. I przyszlo mi do glowy, ze czlowiek, ktory wyslal mnie w pogon za toba, moze zeche cie wynajac, a nie zabic.

– Jezu Chryste…

– A moja cena byla wysoka. Bardzo wysoka.

– A wiec jestes z branzy.

– Tylko tym razem. Nie moglem zrezygnowac z nagrody. Poloz sie na lozku.

– Co?

– Slyszales.

– Musze isc do ubikacji.

– Prosze cie uprzejmie – powiedzial Jason podchodzac do drzwi lazienki i otwierajac je. – Nie jest to moje ulubione zajecie, ale bede cie obserwowal. – Zabojca zalatwil sie, trzymany przez Bourne'a pod strzalem. Kiedy skonczyl, wrocil do malego, obskurnego pokoiku w tanim hotelu na poludnie od Mongkoku. – Na lozko – powtorzyl Bourne, wykonujac znaczacy gest pistoletem. – Kladz sie na brzuchu i rozloz nogi.

– Pedzio, ktory siedzi w recepcji na dole, bylby szczesliwy slyszac nasza rozmowe.

– Mozesz do niego zadzwonic pozniej w stosownej chwili. Kladz sie. Szybko!

– Ciagle sprawiasz wrazenie, jakby ci sie spieszylo.

– I to o wiele bardziej, niz sobie wyobrazasz. – Jason podniosl plecak z podlogi, polozyl go na lozku i podczas gdy zabojca gramolil sie na brudny materac, wyciagnal nylonowe linki. Dziewiecdziesiat

sekund pozniej kostki komandosa byly juz przywiazane do sprezyn w nogach lozka, a jego szyje otaczala cienka biala kreska napietej linki umocowanej do sprezyn u wezglowia. Wreszcie Bourne zdjal powloczke z poduszki i zawiazal ja majorowi wokol glowy tak, ze zakrywala mu oczy i uszy, ale nie utrudniala oddychania. Poniewaz morderca lezal teraz na swoich zwiazanych rekach, byl znowu calkowicie unieruchomiony. Nagle jego glowa zaczela podrygiwac, a wykrzywione usta spazmatycznie lapaly powietrze. Najwyrazniej bylego majora Allcott-Price'a ogarnal paniczny strach. Jason rozpoznal te symptomy, ale nie zrobilo to na nim wiekszego wrazenia.

Nedzny hotelik, ktory udalo mu sie znalezc, nie dysponowal takim luksusem jak telefon. Jedynym srodkiem komunikowania sie z zewnetrznym swiatem bywalo tu lomotanie do drzwi oznaczajace albo policje, albo pilnujacego interesu recepcjoniste z dolu, ktory w ten sposob informowal goscia, ze jesli pokoj ma byc zajmowany przez nastepna godzine, nalezy uiscic oplate za kolejny dzien. Bourne podszedl do drzwi, wyslizgnal sie na brudny korytarz i skierowal do automatu telefonicznego, ktory, jak mu powiedziano, znajdowal sie na jego koncu.

Numer wbil sobie w pamiec i przez caly czas oczekiwal chwili – modlac sie, jesli to bylo mozliwe – w ktorej bedzie mogl go nakrecic. Wlozyl monete i wreszcie to zrobil, lapiac gwaltownie powietrze i czujac, jak krew tetni mu w skroniach. – Damo z Wezem! – powiedzial do telefonu twardym, stanowczym tonem. – Damo z Wezem, Damo…

– Qing, qing – przerwal mu bezosobowy glos w sluchawce mowiacy szybko po chinsku. – Mamy chwilowa awarie obejmujaca wiele telefonow obslugiwanych przez te centrale. Uszkodzenie zostanie wkrotce usuniete. To jest nagranie… Qing, qing…

Jason odwiesil sluchawke. Tysiace bezladnych mysli jak odlamki luster zderzyly sie w jego umysle. Wrocil szybko slabo oswietlonym korytarzem, mijajac po drodze prostytutke, ktora stala w drzwiach liczac pieniadze. Usmiechnela sie do niego, podnoszac rece do zapiecia bluzki. Pokrecil przeczaco glowa i wbiegl do pokoju. Odczekal pietnascie minut stojac cicho przy oknie i sluchajac zduszonych jekow wydobywajacych sie z gardla jego wieznia, po czym znow wyslizgnal sie bezszelestnie z pokoju. Podszedl do telefonu, ponownie wlozyl monete i nakrecil numer.

– Qing… – Trzasnal sluchawka. Rece mu sie trzesly, miesnie na szczekach poruszaly sie nerwowo, gdy myslal o rozciagnietym na lozku „towarze”, ktory tu sprowadzil, by wymienic go na swoja zone. Po raz trzeci podniosl sluchawke i nakrecil zero. – Prosze pani – odezwal sie po chinsku. – Mam bardzo pilna sprawe! Musze jak najszybciej polaczyc sie z nastepujacym numerem! – Podal jej cyfry glosem, w ktorym brzmiala z trudem kontrolowana panika. – Nagranie wyjasnilo mi, ze jest uszkodzenie na linii, ale mam pilna sprawe…

– Prosze chwilke zaczekac. Postaram sie panu pomoc. – Zapadla cisza, ktora wypelnil potezniejacy z kazda chwila lomot w jego piersi, odbijajacy sie echem jak uderzany coraz szybciej beben. Pulsowalo mu w skroniach, wargi mial spieczone, czul suchosc w gardle.

– Linia jest chwilowo nieczynna, prosze pana – odezwal sie inny kobiecy glos.

– Linia? Ta linia?

– Tak jest, prosze pana.

– A nie „wiele telefonow obslugiwanych przez te centrale”?

– Pytal pan telefonistke o konkretny numer. Trudno mi cos powiedziec o innych. Jezeli mi je pan poda, chetnie je dla pana sprawdze.

– Z nagrania wynikalo, ze wiele telefonow jest nieczynnych, a pani mowi, ze to tylko jedna linia! Czy to znaczy, ze nie moze pani potwierdzic… uszkodzenia wiekszej liczby polaczen?

– Slucham?

– Czy duzo telefonow nie dziala! Przeciez macie komputery. One potrafia odnalezc uszkodzenia. Powiedzialem tamtej telefonistce, ze mam bardzo pilna sprawe.

– Jesli ktos jest chory, to chetnie wezwe pogotowie. Zechce mi pan podac swoj adres…

– Chce tylko wiedziec, czy uszkodzonych jest wiele telefonow, czy tylko ten jeden! Musze to wiedziec!

– Uzyskanie takiej informacji zajmie mi duzo czasu, prosze pana. Jest juz po dziewiatej wieczorem i ekipa naprawcza pracuje w zmniejszonej obsadzie…

– Ale przeciez, do cholery, moga powiedziec, czy jest jakas wieksza awaria!

– Prosze pana, nie placa mi za wysluchiwanie obelg.

– Przepraszam, bardzo przepraszam!… Adres? Ach tak, adres! Czy moge dostac adres, pod ktorym zarejestrowany jest ten numer, ktory pani podalem?

– Jest zastrzezony, prosze pana.

– Ale go macie!

– Wlasciwie nie, prosze pana. Przepisy dotyczace zastrzezonych telefonow sa w Hongkongu bardzo surowe. Na moim ekranie widnieje tylko slowo „zastrzezony”.

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату