Bourne'a z ciezkim automatem wystrzelila w gore odtracajac bron mordercy i uderzajac go niczynr mlotem w lewa skron.
– Ty skurwysynu! – krzyknal oszust dziko, padajac na lewy bok. Jason przygniotl kolanem jego dlon, z ktorej wypadl pistolet.
– Blagaj o szybka smierc, majorze – powiedzial Bourne, gdy pieklo rozgrywajace sie na terenie wiktorianskiej posiadlosci osiagnelo swoj szczyt. Grupa zolnierzy atakujaca w rejonie zawalonego muru zostala teraz skierowana na tyl ogrodu. – Ty naprawde siebie nie lubisz, mam racje? Ale pomysl miales dobry. Oproznie moj plecak z niespodzianek. Juz na to czas.
Bourne odpial pasy i odwrocil plecak do gory nogami, wytrzasajac jego zawartosc na trawe. Plomienie rozszerzajacego sie gwaltownie pozaru, trawiacego juz pierwsze pietro domu, oswietlily lezace przedmioty. Byla tam jedna bomba zapalajaca i ostatni ladunek plastiku, a takze, jak dokladnie opisal to komandos, reczny pistolet maszynowy MAC 10, ktory nalezalo tylko zlozyc i naladowac, aby byl gotowy do strzalu. Bourne zmontowal smiercionosna bron, wlozyl jeden z czterech magazynkow wsuwajac trzy pozostale za pasek. Nastepnie odciagnal sprezyne miotacza, umiescil granat z gazem lzawiacym i nastawil mechanizm. Byl gotowy – gotowy ratowac zycie dzieci, dzieci, ktore narazaly sie dla tych podstarzalych manipulatorow. Pozostala bomba zapalajaca. Wiedzial, gdzie ja skierowac. Podniosl bombe do gory, zerwal oslone i z calej sily rzucil ja w strone ostro zakonczonego szczytu drzwi balkonowych. Przykleila sie do drewna. Nadszedl odpowiedni moment. Pociagnal za spust i wystrzelil granat z gazem, kierujac go na prawo od przeszklonych drzwi. Eksplodowal, odbijajac sie od kamiennej sciany i spadajac na ziemie. Natychmiast zaczely sie unosic klebiace sie chmury gazu, ktory dlawil wszystkich znajdujacych sie w zasiegu jego dzialania. Zolnierze wypuszczali bron, przecierajac rekami zapuchniete, zalzawione oczy i zakrywajac podraznione nozdrza.
Wybuchla druga bomba zapalajaca, rozrywajac wytworna wiktorianska fasade nad drzwiami i roztrzaskujac szyby. Gorna czesc sciany zwalila sie do wylozonego plytami foyer. Plomienie piely sie do gory w kierunku poddasza oraz przenikaly do wnetrza obejmujac zaslony i obicia mebli. Zolnierze uciekali jak najdalej od miejsca ogluszajacej eksplozji i pozau, wpadajac w chmury gazow lzawiacych. Wielu z nich porzucilo bron. Wszyscy biegali bezladnie zderzajac sie ze soba. Probowali wydostac sie z ognia, zaslaniajac usta, kaszlac i szukajac schronienia.
Delta ukucnal trzymajac w reku pistolet maszynowy i tracil zabojce znajdujacego sie tuz obok. Nadeszla pora. Zapanowal kompletny chaos. Na skutek wysokiej temperatury gaz unoszacy sie przed roztrzaskanymi drzwiami wsysalo do srodka, rozrzedzil sie wiec na tyle, by mozna bylo sie tamtedy przedostac. Gdy znajdzie sie wewnatrz, poszukiwania nie beda trwaly dlugo. Rezyserzy tajnej operacji, wymagajacej zakonspirowanej siedziby na obcym terytorium pozostana w domu z dwoch powodow. Po pierwsze dlatego, ze nie mogli dokladnie ocenic liczebnosci i uzbrojenia atakujacych sil, a ryzyko pojmania lub smierci na zewnatrz bylo zbyt duze. Wazniejszy byl jednak drugi powod. Dokumenty nalezalo zniszczyc, spalic, a nie podrzec, jak nauczylo ich doswiadczenie z Teheranu. Dyrektywy, teczki z aktami, sprawozdania z przebiegu operacji, materialy dodatkowe – wszystko to musialo zniknac. Syreny na Victoria Peak stawaly sie glosniejsze; szalony wyscig w gore stromych drog prawie sie zakonczyl.
– Teraz odliczamy – powiedzial Bourne, nastawiajac zapalnik czasowy na ostatnim ladunku plastiku. – Nie dam ci go, ale zuzyje z korzyscia dla ciebie, a takze dla mnie. Trzydziesci sekund, majorze Allcott-Price. – Jason rzucil ladunek lukiem jak najdalej w prawo, w kierunku frontowego muru.
– Moja bron! Na litosc boska, daj mi pistolet!
– Jest na ziemi. Pod moja noga. Zabojca schylil sie.
– Zejdz z niego!
– Kiedy zechce. A na pewno zechce. Ale jezeli sprobujesz go wziac, nastepna rzecza, jaka zobaczysz, bedzie cela w wiezieniu garnizonowym w Hongkongu i – zgodnie z zyczeniem – szubienica, gruby stryczek i kat w niedalekiej przyszlosci.
Morderca spojrzal w gore z przerazeniem.
– Ty przeklety klamco! Klamales!
– Czesto. A ty nie?
– Powiedziales…
– Wiem, co powiedzialem. Wiem rowniez, dlaczego tu jestes i dlaczego zamiast dziewieciu naboi masz trzy.
– Co?
– Ty jestes moja przyneta, majorze. Kiedy cie stad wypuszcze z pistoletem, pobiegniesz w strone bramy albo zniszczonej czesci ogrodzenia – sam zadecydujesz. Oni beda probowali cie zatrzymac. Oczywiscie odpowiesz ogniem, a gdy oni skoncentruja sie na tobie, ja wejde do srodka.
– Ty sukinsynu!
– Czuje sie urazony, ale przeciez zostalem pozbawiony uczuc, tak wiec nie ma to wiekszego znaczenia. Po prostu musze sie dostac do srodka…
Ostatni wybuch wyrwal z ziemi ozdobne drzewo; jego korzenie gruchnely w nadwerezona czesc ogrodzenia. Posypaly sie kamienie, niemalze calkowicie rujnujac mur, a pekajace bryly rozstepowaly sie pod wplywem wtornego uderzenia. Zolnierze z oddzialu pelniacego straz przy bramie ruszyli do przodu.
– Teraz! – ryknal Delta i wyprostowal sie.
– Daj mi rewolwer! Zejdz z niego.
Nagle Jason Bourne zamarl. Nie mogl ruszyc sie z miejsca, tylko wiedziony jakims instynktem wymierzyl zabojcy cios kolanem w gardlo powalajac go na ziemie. Za roztrzaskanymi szklanymi drzwiami prowadzacymi do plonacego foyer pojawil sie czlowiek. Twarz mial zakryta chustka, ale jego utykajaca noga byla widoczna. Jego kustykajaca noga! Niewyrazna postac utorowala sobie droge przez drzwi za pomoca protezy, po czym niezdarnie zeszla po trzech stopniach na wylozony plytami dziedziniec wychodzacy na wspaniale niegdys ogrody. Mezczyzna wysunal sie do przodu i krzyknal najglosniej jak umial, nakazujac straznikom, ktorzy go slyszeli, wstrzymac ogien. Nie musial odslaniac chustki, Delta znal te twarz. Byla to twarz jego wroga. Paryz, cmentarz pod Paryzem. Aleksander Conklin przyszedl wtedy go zabic. Na wysokim szczeblu zapadl wyrok: nie do uratowania.
– Dawidzie! To ja, Aleks! Nie rob tego! Przestan! To ja, Dawidzie! Jestem tu, by ci pomoc!
– Jestes tu, aby mnie zabic. Chciales zabic mnie w Paryzu, probowales znowu w Nowym Jorku. Treadstone- 71! Masz krotka pamiec, draniu!
– A ty nie masz zadnej pamieci, do cholery! Stales sie Delta, bo oni tego chcieli! Znam cala historie, Dawidzie. Jestem tu, bo powiazalismy ze soba wszystkie fakty! Marie, Mo Panov i ja! Wszyscy jestesmy tutaj. Marie jest bezpieczna!
– Klamstwa! Sztuczki! Wy wszyscy razem ja zabiliscie! Zabilbys ja juz w Paryzu, ale nie dopuscilem cie do niej! Trzymalem ja z dala od ciebie!
– Ona nie umarla, Dawidzie! Ona zyje! Moge ja przyprowadzic! Zaraz!
– Kolejne klamstwa! – Delta przykucnal, pociagnal za spust i ostrzelal patio. Pociski odbijaly sie rykoszetem i wpadaly do palacego sie foyer, ale z niezrozumialych powodow omijaly samego czlowieka. – Chcesz mnie zwabic, tak aby moc wydac rozkaz – i bede martwy. Nie do uratowania – wykonano! Nie ma mowy, oprawco! Wchodze do srodka. Dopadne tych cichych konspiratorow, ktorzy sa za toba! Oni sa tam! Wiem, ze tam sa! – Bourne chwycil lezacego morderce, postawil go na nogi i podal mu bron. – Chciales Jasona Bourne'a, jest twoj! Uwalniam go tutaj, kolo tych roz. Zabij go, a ja zabije ciebie!
Komandos, na wpol oszalaly, na wpol zywy, gwaltownie rzucil sie do ucieczki poprzez kwitnace krzaki oddalajac sie od Bourne'a. Poczatkowo biegl sciezka, pozniej, widzac, ze zolnierze obstawili mur od polnocy i od poludnia, blyskawicznie zawrocil. Gdyby pojawil sie we wschodniej czesci ogrodu, dostalby sie pomiedzy oba oddzialy. I juz by nie zyl.
– Nie mam wiecej czasu, Conklin! – wrzasnal Bourne. Dlaczego nie mogl zabic czlowieka, ktory go zdradzil? Pociagnij za spust! Zabij ostatniego z Treadstone-71. Zabij. Zabij! Co go powstrzymywalo]
Morderca przebiegl przez kwietnik, chwycil goraca lufe pistoletu maszynowego Bourne'a, wykrecil ja do dolu, wymierzyl ze swojej broni do Jasona i strzelil. Pocisk drasnal Bourne'a w czolo; wsciekly pociagnal za spust swego automatu. Kule zadudnily o ziemie powodujac drgania na malym poletku ich zawzietej, smiertelnej walki. Chwycil pistolet Anglika wykrecajac go w lewo. Z okaleczona prawa reka zabojca nie mial szans w starciu z czlowiekiem z „Meduzy”. Bron wystrzelila w chwili, gdy Bourne ja wyszarpnal. Oszust upadl do tylu na trawe, a w jego szklistych oczach widniala swiadomosc poniesionej kleski.