Przynosi mi pieniadze. Czy ty takze dasz mi pieniadze?

– Tak, za usluge.

– Aiya! Masz ochote na to stare cialo? W spodniach nosisz chyba niezly topor! Przerznij jakas kurwe, nie mnie!

– Nie topor, tylko kilka slow – odparl Bourne siegajac prawa reka do kieszeni spodni. Wyjal studolarowy banknot i umiescil go we wnetrzu dloni tuz przed twarza handlarki, tak zeby nie dostrzegli go otaczajacy ich poszukiwacze taniego zysku.

– Aiya… aiya! – szepnela kobieta, kiedy cofnal banknot sprzed jej zaciskajacych sie palcow; na ziemie miedzy jej grubymi udami zsunal sie martwy waz.

– Place za usluge – powtorzyl Bourne. – Skoro uznalas mnie za jednego ze swoich, spodziewam sie, ze inni pomysla tak samo. Jesli ktos bedzie cie wypytywal, masz powiedziec, ze bialy czlowiek w ogole sie nie pojawil, nic wiecej. Czy to uczciwe?

– Uczciwe! Daj pieniadze!

– A usluga?

– Kupiles weza! Weza! Nic nie wiem o zadnym bialym czlowieku. W ogole sie nie pojawil! Prosze. Masz tu swojego weza. Kochaj sie! – Kobieta chwycila banknot, po czym nabrala pelna garsc wnetrznosci i wrzucila je do plastikowej torby, ozdobionej podpisem dyktatora mody, Christiana Diora.

Wciaz pochylony Bourne uklonil sie szybko dwa razy i zmieszal z tlumem. Bebechy weza wyrzucil przy krawezniku, daleko od ulicznej latarni, zeby nikt nie zauwazyl. Schodzac powoli po schodkach w wypelnione oparami wnetrznosci Miasta za Murami, udal kilka razy, ze podnosi do ust ociekajacy tluszczem, cuchnacy kawalek ryby. Upuscil go w koncu na ziemie spogladajac na zegarek. Byla 9.15; na miejsce powinni przybywac ludzie taipana.

Musial wiedziec, jak daleko siegaja podjete przez bankiera srodki ostroznosci. Chcial, zeby klamstwo, ktore wcisnal snajperowi w opuszczonym biurze nad portowa estakada, stalo sie prawda. Chcial obserwowac, zamiast byc obserwowany. Powinien zapamietac kazda twarz i miejsce kazdego z nich w strukturze dowodzenia, wiedziec, jakimi posluguja sie srodkami lacznosci, a przede wszystkim odkryc slabe punkty w ochronie taipana. Dawid rozumial, ze sprawe przejmuje teraz w swoje rece Jason Bourne; w tym, co robil, byl wyrazny sens. List od bankiera zaczynal sie od slow: Zona za zone… Trzeba bylo tam zmienic tylko jedno slowo: Zona za taipana.

Bourne skrecil w zaulek po lewej stronie i przeszedl kilkadziesiat metrow umyslnie nie zwracajac uwagi na to, co widzial; nie inaczej zachowalby sie staly mieszkaniec Miasta za Murami. Na ciemnej klatce schodowej jakas kobieta odbywala na kleczkach stosunek z mezczyzna, ktory trzymal nad jej twarza pieniadze; chlopak i dziewczyna, najwyrazniej narkomani na glodzie, blagali o cos mezczyzne w drogiej, skorzanej kurtce; przy scianie sikal maly, palacy marihuane chlopiec; beznogi zebrak sunal z klekotem na swoim wozku, mruczac bez przerwy bong ngo, bong ngo, proszac o jalmuzne; na kolejnej pograzonej w polmroku klatce schodowej elegancko ubrany alfons straszyl jedna ze swych dziwek, ze uszkodzi jej fizjonomie, jesli ta nie zacznie przynosic wiecej pieniedzy. Dawid Webb zastanawial sie, czy nie znalazl sie przypadkiem w Disneylandzie. Jason Bourne badal bacznym okiem zaulek niczym zwiadowca, ktory znalazl sie na tylach wroga, w strefie walki. 9.24. Zolnierze zajmuja swoje posterunki. Bourne-Webb zawrocil i ruszyl w droge powrotna.

Na wyznaczone miejsce szla wynajeta przez bankiera dziwka. Nie dopieta czerwona bluzka ledwo skrywala jej male piersi, a tradycyjne rozciecie czarnej, spodnicy siegalo pachwiny. Wygladala jak karykatura samej siebie. „Bialy czlowiek” musial ja rozpoznac. Punkt pierwszy:

akcentuj to, co oczywiste. Cos, co wbija sie w pamiec; nie ma czasu na subtelnosci. Kilka metrow za nia jakis facet mowil cos do trzymanego w dloni radiotelefonu, potem wymienil szybkie spojrzenie z dziwka, skinal glowa i ruszyl w strone schodkow. Bourne przystanal, zgarbil sie i obrocil do sciany. Uslyszal za soba kroki: pospieszne, zdecydowane, coraz szybsze. Minal go drugi Chinczyk, niewysoki mezczyzna w srednim wieku, w ciemnym garniturze czlowieka interesu, krawacie i wypolerowanych na wysoki polysk butach. Nie byl obywatelem Miasta za Murami: na jego twarzy przestrach mieszal sie z niesmakiem. Ignorujac dziwke spojrzal na zegarek i pospieszyl dalej. Wygladal i zachowywal sie jak dyrektor, ktoremu polecono spelnic przykry obowiazek. Skrupulatny i dyspozycyjny pracownik firmy, dbajacy przede wszystkim o biezace notowania jej akcji, poniewaz liczby nigdy nie klamia.

Jason badal nieregularny rozklad klatek schodowych; facet musial wyjsc z ktorejs z nich. Jego kroki rozlegly sie nagle w niewielkiej odleglosci, a sadzac po tempie, w jakim sie poruszal, nie dalej niz dwadziescia metrow od Bourne'a. W gre wchodzila trzecia klatka po lewej albo czwarta po prawej. W jednym z pomieszczen przy ktorejs z tych klatek czekal na swego goscia taipan. Bourne musial odkryc, przy ktorej i na ktorym pietrze. Taipan powinien byc zaskoczony, nawet wstrzasniety. Musi zrozumiec, z kim ma do czynienia i ile go bedzie kosztowac to, co przedsiewzial.

Jason ruszyl ponownie, udajac teraz pijanego przechodnia. Przypomnial sobie stara mandarynska melodie ludowa.

– Mciii hua chengzhang liu yue – zanucil cicho i odbil sie miekko od sciany w chwili, gdy dotarl do prostytutki. – Mam pieniadz – odezwal sie niezbyt poprawnie po chinsku. – A ty, piekna kobieto – dodal milym glosem – masz to, czego ja potrzebuje. Dokad pojdziemy?

– Nigdzie, pijaczku. Zjezdzaj stad.

– Bong ngo! Cheng bong ngo! – zaskrzeczal beznogi zebrak wprawiajac w ruch swoj klekocacy wozek. – Cheng bong ngo! – krzyczal pochylajac sie ku scianie.

– Jau! – wrzasnela kobieta. – Wynos sie stad, Loo Mi, zanim dostaniesz takiego kopa, ze twoje bezuzyteczne scierwo zleci z wozka. Mowilam ci juz, zebys nie przeszkadzal w interesach!

– Robisz interesy z takim tanim pijaczkiem? Zalatwie ci cos lepszego.

– To nie jest moj klient, kochanie. Zawraca mi tylko glowe. Czekam na kogos innego.

– W takim razie odrabie mu stope! – wrzasnal groteskowy zebrak wyciagajac spod wozka rzeznicki tasak.

– Co robisz, u diabla? – ryknal po angielsku Bourne, uderzajac go stopa w piers, tak ze beznogi kadlub razem z wozkiem potoczyl sie az do przeciwleglej sciany.

– Sa jeszcze jakies prawa – zaskrzeczal poszkodowany. – Zaatakowales kaleke! Obrabowales kaleke!

– Zaskarz mnie – odparl Jason i odwrocil sie do kobiety. Zebrak odjechal w glab zaulka klekoczac swoim wozkiem.

– Mowisz… po angielsku. – Dziwka wlepiala w niego oczy.

– Podobnie jak ty – odrzekl Bourne.

– Mowisz takze po chinsku, ale nie jestes Chinczykiem.

– Moze w duchu. Szukalem cie.

– To ty jestes tym czlowiekiem?

– Ja.

– Zabiore cie do taipana.

– Nie. Powiedz mi tylko, ktora to klatka schodowa i ktore pietro.

– Nie takie dostalam instrukcje.

– Sa juz nowe instrukcje. Wydal je taipan. Czyzbys je kwestionowala?

– Musi je dostarczyc jego zarzadca.

– Maly Zhongguo ren w ciemnym garniturze?

– On nam mowi, co mamy robic. I placi nam w imieniu taipana.

– Komu jeszcze placi?

– Sam go zapytaj.

– Taipan chce to wiedziec. – Bourne siegnal do kieszeni i wyciagnal plik zlozonych banknotow. – Kazal mi cie dodatkowo wynagrodzic, jesli mi pomozesz. Podejrzewa, ze jego zarzadca go oszukuje.

Kobieta cofnela sie do sciany, patrzac na przemian na pieniadze i na twarz Bourne'a.

– Jesli klamiesz…

– Dlaczego mialbym klamac? Taipan chce mnie widziec, wiesz o tym. Mialas mnie do niego zaprowadzic. To on kazal mi sie tak ubrac, tak zachowywac, znalezc ciebie i obserwowac pilnie jego ludzi. Skad bym wiedzial, ze tu czekasz, jesli nie od niego?

– Od kogos z bazaru. Miales sie tam z kims spotkac.

– Nie bylem tam. Przyszedlem prosto tutaj. – Jason wyjal z pliku kilka banknotow. – Oboje pracujemy dla

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату