fascynujaca zagadka, jesli wzielo sie pod uwage olbrzymia sile barmana i jego bez watpienia nieprzecietny umysl.

Byla dwunasta czterdziesci siedem, kiedy Jason, ubrany w dzinsy, koszule, wytarty sweter i w czapce na glowie, dotarl do bramy nieczynnej fabryki. Wyjawszy z kieszeni paczke gauloise'ow, oparl sie o ceglany mur i zapalil papierosa, gaszac zapalke nieco pozniej, niz to bylo konieczne. Caly czas myslal o tajemniczym Santosie, glownym laczniku w armii Szakala, jego najbardziej zaufanym wspolpracowniku, ktorego nienaganna francuszczyzna wskazywala co najmniej na studia na Sorbonie, choc przeciez ten czlowiek pochodzil z Ameryki Lacinskiej, a dokladniej z Wenezueli, jezeli Bourne'a nie mylilo przeczucie. Fascynujace. I ten oto Santos pragnal spotkac sie z nim 'w pokojowych zamiarach'. Brawo, amigo, pomyslal Jason. Santosowi udalo sie dotrzec do ambasadora USA w Londynie i zadac mu pytanie, ktore musialo wywrzec na dyplomacie wstrzasajace wrazenie. Atkinson nie mial innego wyboru, jak tylko potwierdzic, ze wszystkie polecenia wydane przez Krolowa Wezow maja byc natychmiast realizowane. Sila 'Meduzy' byla jedyna nadzieja ambasadora.

A wiec Santos potrafil zmieniac swoje postepowanie, opierajac sie nie na emocjach czy zobowiazaniach, tylko na logicznych argumentach. Pragnal wygrzebac sie z rynsztoka, a dysponujac trzema milionami frankow i niezliczona iloscia miejsc na swiecie, w ktorych moglby sie ukryc, mial na to wreszcie powazne szanse. Jego bystry umysl kazal mu sie nad tym zastanowic. W zyciu zdarzaja sie czasem okazje tworzace zupelnie nowe mozliwosci i taka okazja zdarzyla sie wlasnie lacznikowi i wasalowi Szakala, byc moze przezywajacemu powazny kryzys uczuc wobec swego dotychczasowego pana i wladcy. Dlatego Bourne, wiedziony instynktem, zwrocil uwage Santosa na te alternatywe. 'Moglbys wyjechac, zniknac… Zamozny czlowiek, wolny od trosk i klopotow…' Kluczowymi slowami byly 'wolny' i 'zniknac' i oczy Santosa zareagowaly na nie w odpowiedni sposob. Byl gotow skusic sie na przynete w postaci trzech milionow frankow, a Bourne nie mial nic przeciwko temu, zeby pozwolic mu przegryzc zylke i odplynac.

Jason spojrzal na zegarek; minelo pietnascie minut. Nie ulegalo watpliwosci, iz ludzie Santosa przeszukuja teraz pobliskie uliczki, dokonujac ostatniej inspekcji przed pojawieniem sie ich chlebodawcy. Mysli Bourne'a wrocily na krotko do Marie i przeczucia, jakie tknelo go na Trocadero, a takze do slow starego Fontaine'a, uslyszanych na Wyspie Spokoju, kiedy razem obserwowali z poddasza teren pensjonatu, czekajac na pojawienie sie Carlosa. 'On jest blisko, czuje to. Tak samo, jak czuje nadejscie burzy'. Podobne, ale jednoczesnie jakby odwrotne odczucia mial Jason na Trocadero… Wystarczy! Teraz licza sie tylko Santos i Szakal!

Punktualnie o pierwszej w zaulku pojawili sie dwaj poslancy, ktorzy wczesniej przyszli do hotelu Pont Royal.

– Santos chce sie z toba zobaczyc – oznajmil ten bardziej wymowny.

– Nigdzie go nie widze.

– Masz pojsc z nami. On nigdy nie wychodzi z Le Coeur du Soldat.

– Jak sadzicie, dlaczego mi sie to nie podoba?

– Nie masz powodu, zeby tak myslec. Ma pokojowe zamiary.

– Ale pewnie nie zapomnial wziac ze soba noza?

– Nigdy nie nosi noza ani zadnej innej broni.

– Milo to slyszec. W takim razie chodzmy.

– On nie potrzebuje zadnej broni – wyjasnil spokojnie drugi poslaniec.

Mineli oswietlone blaskiem neonu wejscie i skrecili w ledwo dostrzegalne przejscie miedzy budynkami. Kiedy znalezli sie na zapleczu restauracji, Jason ujrzal ostatnia rzecz, jaka spodziewal sie zobaczyc w tej dzielnicy: angielski ogrod. Zajmowal ogrodzony teren o wymiarach mniej wiecej dziesiec na szesc metrow, pyszniac sie niesamowitymi barwami w zimnym blasku ksiezyca.

– Niezly widok – powiedzial Jason, nie starajac sie ukryc zdumienia. – Ktos musi kolo tego niezle chodzic.

– To pasja Santosa. Nikt jej nie rozumie, ale tez nikt nie smie tknac zadnego kwiatka.

Fascynujace.

Dwaj mezczyzni zaprowadzili Bourne'a do metalowej windy poruszajacej sie po prowadnicach przytwierdzonych do zewnetrznej sciany budynku. Nic nie wskazywalo na istnienie jakichs schodow. Kiedy z trudem zmiescili sie do ciasnej klatki, milczacy do tej pory poslaniec nacisnal w ciemnosci jakis guzik i powiedzial:

– Juz jestesmy, Santos. Kamelia. Mozesz nas wciagnac.

– Kamelia? – powtorzyl ze zdziwieniem Jason.

– Teraz wie, ze wszystko jest w porzadku. Gdyby cos bylo nie tak, moj przyjaciel powiedzialby 'lilia' albo 'roza'.

– Co wtedy by sie stalo?

– Lepiej niech pan o tym nie mysli. W kazdym razie ja wole o tym nie myslec.

– Tak, oczywiscie.

Winda zatrzymala sie gwaltownie; malomowny poslaniec pchnal z trudem grube stalowe drzwi i Bourne znalazl sie w znajomym, umeblowanym ze smakiem pokoju, w ktorym staly wypelnione ksiazkami regaly, obszerny fotel i pojedyncza lampa, oswietlajaca siedzacego Santosa.

– Mozecie juz odejsc, przyjaciele – powiedzial do dwoch towarzyszacych Jasonowi mezczyzn. – Odbierzcie swoje pieniadze od kelnera i powiedzcie mu, zeby dal Rene i temu mlodemu Amerykaninowi po piecdziesiat frankow. Niech wreszcie sie wyniosa. Ciagle leja po katach… Moze im powiedziec, ze pieniadze sa od przyjaciela, ktory wczoraj o nich zapomnial.

– Cholera! – syknal Jason.

– Zapomniales, prawda? – zapytal z usmiechem Santos.

– Mialem inne sprawy na glowie.

– Tak jest, Santos!

Dwaj poslancy nie zjechali winda, lecz wyszli przez drzwi znajdujace sie po lewej stronie pokoju. Bourne spojrzal za nimi ze zdziwieniem.

– Jest tam klatka schodowa prowadzaca do kuchni – wyjasnil Santos, odpowiadajac na nie zadane pytanie. – Drzwi mozna otworzyc tylko z tej strony… Prosze siadac, monsieur Simon. Jest pan moim gosciem. Jak tam glowa?

– Dziekuje, lepiej. – Bourne usiadl na kanapie, zapadajac sie w miekkie poduszki; z cala pewnoscia nie byla to pozycja pelna godnosci. – Rozumiem, ze tym razem ma pan pokojowe zamiary.

– Czesc z nich dotyczy trzech milionow frankow, o ktorych pan wspominal.

– Rozumiem, ze rozmowa z Londynem przyniosla zadowalajace rezultaty?

– Nikt nie moglby zmusic tego czlowieka, zeby zareagowal w taki sposob. Naprawde istnieje jakas Krolowa Wezow, ktora wzbudza nie tylko uwielbienie, lecz takze strach, co oznacza, ze dysponuje ogromna sila.

– Wlasnie to staralem sie panu powiedziec.

– Teraz panu wierze. Mozemy skupic sie na panskich prosbach czy tez zadaniach…

– Powiedzmy raczej wymaganiach – przerwal mu Jason.

– Dobrze, niech beda wymagania – zgodzil sie Santos. – Rozumiem, ze ma sie pan skontaktowac z Kosem osobiscie, bez zadnych swiadkow?

– To nieodzowne.

– Czy wolno mi spytac dlaczego?

– Szczerze mowiac, i tak wie pan juz zbyt duzo, wiecej, niz przypuszczaja moi klienci, ale przeciez zadnemu z nich nie grozila utrata zycia w pokoju nad restauracja w Argenteuil. Nie chca miec z panem do czynienia, bo zalezy im na dyskrecji, a pod tym wzgledem nie jest pan zupelnie czysty.

– Jak to? – zapytal Santos, zaciskajac potezna dlon na oparciu fotela.

– Pewien starzec usilowal ostrzec jednego z czlonkow Zgromadzenia przed przygotowywanym na niego zamachem. To on wspomnial o Kosie i Le Coeur du Soldat. Na szczescie uslyszal to nasz czlowiek i dyskretnie dal znac moim klientom, ale kto wie, ilu jeszcze starcow moze w kazdej chwili wyga dac sie o Le Coeur du Soldat i o panu…? Nie, pan nie moze miec nic wspolnego z moimi klientami.

– Nawet za panskim posrednictwem?

– Ja znikne bez sladu, pan nie. Chociaz, szczerze mowiac, na panskim miejscu powaznie bym sie nad tym zastanowil… Prosze, mam cos dla pana. – Bourne wyprostowal sie, signal do tylnej kieszeni spodni i wyjal z niej gruby zwitek banknotow opasany szeroka gumka. Rzucil pieniadze Santosowi, ktory zlapal je bez trudu. – Zaliczka w wysokosci dwustu tysiecy frankow. Upowazniono mnie, zebym to panu dal na dowod dobrych intencji.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату