– Tak.
– Czy mialbys cos przeciwko rozstaniu sie z, powiedzmy, piecdziesiecioma tysiacami frankow?
– Po co?
– Zeby dac je Tabouriemu.
– Raczej nie.
– Rozumiem, ze podpisales tam jakies dokumenty?
– Oczywiscie.
– Wiec podpisz jeszcze jeden, ktory najpierw wlasnorecznie sporzadzisz. Polecenie wyplacenia okreslonej sumy pieniedzy… Zaczekaj chwile, musze podejsc do biurka. – W sluchawce zapadla cisza. – Allo? – przerwal ja po kilkudziesieciu sekundach glos Bernardine'a.
– Jestem, jestem.
– To cudownie – odparl uprzejmie byly specjalista Deuxieme. – Poslalem go na dno wraz z jego jachtem w poblizu Costa Brava. Byl taki tlusty i apetyczny, ze rekiny chyba oszalaly z radosci. Nazywal sie Antonio Scarzi, mieszkal na Sardynii i wymienial narkotyki na rozne wazne informacje, ale ty o niczym nie wiesz, ma sie rozumiec.
– Oczywiscie – potwierdzil Bourne i dla pewnosci przeliterowal nazwisko.
– Zgadza sie. Zaklej koperte, zrob pieczec z wosku, odcisnij na niej palec, po czym zostaw ja u recepcjonisty dla niejakiego pana Scarzi.
– Rozumiem. A co z Anglikiem? Do rana zostalo tylko kilka godzin.
– Z Anglikiem nie bedzie najmniejszych klopotow, natomiast gorzej z ta wczesna pora… To rzeczywiscie zaledwie kilka godzin. Przekazanie pieniedzy z banku do banku to teraz fraszka: wystarczy nacisnac kilka guzikow, a reszta zajmuja sie komputery. Zupelnie inaczej wyglada sprawa z trzema milionami frankow w gotowce, bo twoj znajomy na pewno nie zgodzi sie na inna walute, zeby nie wpasc przy wymianie. W dodatku potrzebne beda bank
noty o duzych nominalach, zeby nie zajely pieciu walizek… Ten osobnik z pewnoscia zdaje sobie sprawe z tych wszystkich problemow.
Jason wpatrywal sie intensywnie w sciane, zastanawiajac sie nad tym, co uslyszal od Bernardine'a.
– Myslisz, ze mnie sprawdza?
– Jestem tego pewien.
– Pieniadze mogly zostac podjete nie w jednym, ale kilku bankach, a potem wsadzone razem z poslancem w maly, prywatny samolot i przerzucone na druga strone Kanalu, gdzie na jakiejs lace czekal samochod, zeby zawiezc je do Paryza.
– Bien. Oczywiscie. Tyle tylko, ze przygotowanie takiej operacji musi troche potrwac, nawet jesli zajmuja sie tym najbardziej wplywowi ludzie. Staraj sie, zeby to nie wygladalo na zbyt proste, bo mozesz wzbudzic podejrzenia. Informuj swojego lacznika o postepach i wyjasnij powod opoznienia, podkreslajac przede wszystkim koniecznosc zachowania scislej tajemnicy. Gdyby wszystko szlo jak po masle, moglby pomyslec, ze to pulapka.
– Rozumiem. Nic, co latwe, nie jest wiarygodne.
– Chodzi o cos wiecej, mon ami. Kameleon moze wcielac sie w dzien w wiele roznych postaci, ale zawsze najbezpieczniej czuje sie w ciemnosci.
– Zapomniales o czyms. Co z Anglikiem?
– Spokojna glowa, kolego – odparl Bernardine i odlozyl sluchawke.
Operacja przebiegla tak gladko, jak chyba zadna z tych, jakie Bourne do tej pory przygotowywal lub ktorych byl swiadkiem. Bez watpienia przyczynil sie do tego spryt zawzietego, utalentowanego czlowieka, urazonego tym, ze zbyt wczesnie odstawiono go na boczny tor. Podczas gdy Jason co kilka godzin dzwonil do Santosa, informujac go o 'rozwoju wydarzen', Bernardine wyslal czlowieka do hotelu po zapieczetowana koperte, a otrzymawszy ja spotkal sie z monsieur Tabourim. Kilka minut po wpol do piatej po poludniu weteran Deuxieme wkroczyl do hotelu Pont Royal ubrany w ciemny prazkowany garnitur, tak angielski, jak tylko mozna bylo sobie wyobrazic. Skierowal sie od razu do windy, a dotarlszy na odpowiednie pietro, zdolal po krotkich poszukiwaniach znalezc pokoj Bourne'a.
– Oto pieniadze – powiedzial, stawiajac na podlodze teczke, i podszedl do baru, skad wyjal dwie miniaturowe buteleczki dzinu, otworzyl je i przelal zawartosc do niezbyt czystej szklanki. – A votre sante – dodal, po czym wypil polowe drinka, odetchnal kilka razy gleboko i wychylil reszte. – Nie robilem czegos takiego od wielu lat.
– Naprawde?
– Naprawde. Zawsze staralem sie wyslac kogos innego. To zbyt niebezpieczne… Tak czy inaczej, Tabouri jest po wsze czasy twoim dluznikiem, a przy okazji udalo mu sie mnie przekonac, zebym zainteresowal sie nieruchomosciami w Bejrucie.
– Co takiego?
– Ma sie rozumiec, nie dysponuje takimi srodkami jak ty, ale przez czterdziesci lat pracy w tym zawodzie zdazylem sie dowiedziec, jak sie zaklada konto w Genewie. Nie moge powiedziec, zebym byl ubogim czlowiekiem.
– Mozesz byc martwym czlowiekiem, jesli zgarna cie, jak bedziesz stad wychodzil.
– Nie mam najmniejszego zamiaru na to pozwolic – oswiadczyl Bernardine, buszujac we wnetrzu malej lodowki. – Zostane tutaj, dopoki ty wszystkiego nie zalatwisz. – Otworzyl dwie kolejne buteleczki i wlal ich zawartosc do szklanki. – No, moze teraz moje stare serce wreszcie troche zwolni – mruknal, podchodzac do biurka. Postawil na nim szklanke, wyjal z kieszeni garnituru dwa pistolety i trzy granaty i ulozyl je rzedem na blacie. – Tak, teraz juz chyba moge sie odprezyc.
– Co to jest, do diabla? – wykrzyknal ze zdumieniem Jason.
– Wydaje mi sie, ze wy, Amerykanie, nazywacie to srodkiem odstraszajacym. Choc jesli mam byc zupelnie szczery, to mam wrazenie, ze i wy, i Rosjanie wylacznie dla zabawy ladujecie mase forsy w bron, ktora nie dziala. Ja pochodze z innej epoki. Kiedy pojdziesz zajac sie swoimi sprawami, zostawisz drzwi otwarte. Pierwszy czlowiek, ktory wejdzie w ten waski korytarzyk, zobaczy w mojej rece granat. To nie jest nuklearna abstrakcja, tylko prawdziwy srodek odstraszajacy.
– Kupuje ten pomysl – oznajmil Jason, ruszajac do drzwi. – Chce z tym jak najpredzej skonczyc.
Znalazlszy sie na ulicy, skrecil za najblizszy rog i, jak to uczynil niedawno przy bramie starej fabryki w Argenteuil, oparl sie o mur i zapalil papierosa. Czekal, pozornie odprezony, choc jego umysl pracowal na najwyzszych obrotach.
Z rue du Bac wyszedl jakis mezczyzna i podszedl do niego. Okazalo sie, ze to rozmowny poslaniec, ktorego poznal minionej nocy. Prawa reke trzymal w kieszeni marynarki.
– Gdzie pieniadze? – zapytal po francusku.
– Gdzie informacja? – odpowiedzial pytaniem Bourne.
– Najpierw pieniadze.
– Nie tak sie umawialismy. – Jason blyskawicznie zlapal mezczyzne za klapy, przydusil do sciany i zacisnal na gardle zelazny uchwyt dloni. – Wracaj i powiedz Santosowi, ze kupil sobie bilet w jedna strone do piekla! Ja nie dam sie nabrac.
– Dosyc! – rozlegl sie przyciszony glos i nagle zza rogu wylonila sie potezna postac Santosa. – Pusc go, Simon. On nic nie znaczy. To sprawa tylko miedzy toba i mna.
– Myslalem, ze nigdy nie opuszczasz Le Coeur du Soldat.
– Uczynilem wyjatek specjalnie dla ciebie.
– Na to wyglada.
Bourne uwolnil poslanca, ktory spojrzal na swego chlebodawce i odszedl szybko, dostrzeglszy ruch jego glowy.
– W hotelu byl Anglik – stwierdzil Santos, kiedy juz zostali sami. – Niosl teczke. Widzialem na wlasne oczy.
– Rzeczywiscie, byl i niosl teczke – zgodzil sie Jason.
– A wiec jednak Londyn skapitulowal? Wyglada na to, ze bardzo im zalezy.
– Moge powiedziec tylko tyle, ze stawka jest bardzo wysoka. Czekam na informacje.
– Moze najpierw ustalimy dalszy tryb postepowania?
– Juz go ustalilismy. Przekazujesz mi informacje, ja zawiadamiam mojego klienta i jesli dojdzie do nawiazania