– I niczego wiecej nie zauwazyles?

– No… Ten pozar i cale zamieszanie… Rozmawialem wtedy przez radio.

– Popatrz na te podziurawione szyby! – powiedzial rozkazujacym tonem Bernardine, wskazujac na witryny sklepow. – Spojrz na slady na asfalcie. Tutaj strzelano, stary przyjacielu, i to ostro! Ci, ktorzy uciekli, sa przekonani, ze mnie zabili. Nic nie mow i niczego nie rob, po prostu zostaw ich w spokoju.

– Jestes szalony…

– A ty jestes glupcem. Dopoki istnieje chocby najmniejsza szansa, ze ktorys z tych ludzi jeszcze tutaj wroci, nie wolno nam niczego zepsuc.

– Teraz znowu mowisz zagadkami…

– Wcale nie – odparl Bernardine, obserwujac, jak strazacy za pomoca wielkich gasnic dogaszaja wrak furgonetki. – Wyslij ludzi do kazdego z tych domow. Niech zapytaja, czy nic sie nikomu nie stalo, i wyjasnia, ze wedlug pierwszych ustalen to, co sie wydarzylo na ulicy, bylo potyczka przestepczych gangow.

– Przeciez to prawda?

– W kazdym razie byloby dobrze, gdyby w to uwierzyli. Nadjechala karetka pogotowia i jeszcze dwa radiowozy, wszystkie na sygnalach i z migajacymi swiatlami. Na skrzyzowaniu z rue d'Alesia zaczeli sie gromadzic mieszkancy okolicznych budynkow, wiekszosc w kapciach i pospiesznie narzuconych szlafrokach lub podomkach. Z furgonetki Szakala pozostaly jedynie dymiace, poskrecane szczatki.

– Niech ludzie pogapia sie jeszcze chwile, a potem kazcie im isc do domow – ciagnal dalej Bernardine. – Za jakas godzine lub dwie, kiedy juz to posprzatacie i zabierzecie ciala, zamelduj centrali, tylko glosno, ze sytuacja zostala opanowana i ze zostawiacie na miejscu tylko jednego czlowieka, ktory dopilnuje uprzatania ostatnich sladow. Ma otrzymac kategoryczny zakaz indagowania kogokolwiek wchodzacego lub wychodzacego z tych budynkow, czy to jasne?

– Ani troche. Przeciez sam powiedziales, ze tam ktos moze sie chowac…

– Wiem, co powiedzialem – odparl ostro byly konsultant Deuxieme. – To niczego nie zmienia.

– Czyli ty tez tu zostaniesz?

– Tak. Pokrece sie troche po okolicy.

– Rozumiem… A co z raportem policji? I z moim?

– Napisz prawde, nie cala, ma sie rozumiec. Otrzymales informacje – niestety, nie mozesz ujawnic zrodla – ze na bulwarze Lefebvre ma sie wydarzyc cos, co z pewnoscia zainteresuje wydzial do walki z narkotykami. Sprowadziles na miejsce oddzial policji, ktory niczego nie odkryl, lecz wiedziony instynktem wrociles kilka minut pozniej pod ten sam adres, niestety zbyt pozno na to, by nie dopuscic do krwawych wydarzen.

– Niewykluczone, ze nawet mnie pochwala… – mruknal wysoki funkcjonariusz Biura. – A twoj raport? – zapytal, marszczac brwi.

– Zobaczymy, moze w ogole nie bede musial go pisac… – odparl jeszcze niedawno byly, a teraz znowu aktualny konsultant Deuxieme.

Sanitariusze zawineli ciala ofiar w plastikowe worki i wsadzili je do ambulansu, dzwig pomocy drogowej zaladowal na ciezarowke wrak furgonetki, a pracownicy przedsiebiorstwa oczyszczania uprzatneli miejsce tragedii; daly sie slyszec uwagi, ze nie trzeba robic tego zbyt dokladnie, bo wtedy nikt nie pozna bulwaru Lefebvre. Kwadrans poznej bylo juz po wszystkim: ciezarowka z wrakiem odjechala, zabierajac ze soba takze osamotnionego policjanta, ktory w ten sposob skrocil sobie droge do najblizszego posterunku, znajdujacego sie w dosc duzej odleglosci. Minela czwarta rano i wkrotce niebo nad Paryzem mial rozjasnic pierwszy blask wstajacego switu, zwiastujac poczatek kolejnego, wypelnionego ruchem i zgielkiem dnia. Na razie jednak jedynymi oznakami zycia na bulwarze Lefebvre byly oswietlone okna w domach bedacych ostoja Szakala. Znajdowali sie tam mezczyzni i kobiety, ktorym juz nie bylo dane spac tej nocy. Mieli do wykonania zadanie zlecone przez samego monseigneura.

Bourne siedzial na chodniku, opierajac sie plecami o mur dokladnie naprzeciwko budynku, z ktorego na spotkanie z policja wyszli przerazony piekarz i oburzona zakonnica. Bernardine ukryl sie w zalamaniu muru kilkadziesiat metrow dalej, tam gdzie zatrzymala sie czarna furgonetka Szakala. Umowa byla jasna: Jason pojdzie za pierwsza osoba, ktora wyjdzie z ktoregokolwiek z domow, i zatrzymaja sila, stary agent zas podazy za druga i postara sie ustalic miejsce, do ktorego zmierzala, ale bez nawiazywania kontaktu. Bourne przypuszczal, ze poslancem bedzie piekarz lub zakonnica, dlatego tez usadowil sie w glebokim cieniu wlasnie przed tym domem.

Jego przeczucie okazalo sie w znacznej mierze trafne, tyle tylko, ze nie przewidzial wariantu z wieksza liczba osob i srodkow lokomocji. Siedemnascie po piatej przed domem zatrzymaly sie dwa rowery, na ktorych siedzialy zakonnice w habitach i bialych czepkach; w chwile potem otworzyly sie drzwi domu i na ulice wyszly trzy kolejne siostry, rowniez z rowerami, wspiely sie z godnoscia na siodelka i ruszyly w droge wraz z tymi, ktore na nie czekaly. Jedyna pociecha byl dla Jasona fakt, ze dzielna obronczyni domu Szakala zajela pozycje na samym koncu malego peletonu. Bourne wyskoczyl ze swego ukrycia i nisko schylony przemknal na druga strone pograzonej jeszcze w mroku ulicy. Kiedy znalazl sie na wysokosci posesji sasiadujacej z rzekoma siedziba zakonu, drzwi otworzyly sie ponownie i po ceglanych schodach zszedl szybkim krokiem otyly piekarz, kierujac sie bez wahania w przeciwna strone. Bernardine tez bedzie mial co robic, pomyslal Bourne, po czym ruszyl biegiem za oddalajacymi sie zakonnicami.

Uliczny ruch w Paryzu stanowi niezglebiona zagadke niezaleznie od pory dnia i nocy, dostarczajac rozlicznych i zarazem wiarygodnych usprawiedliwien wszystkim, ktorzy spoznili sie na spotkanie lub zjawili sie za wczesnie albo trafili w zupelnie inne miejsce, niz powinni. Bez watpienia przyczynia sie do tego rowniez fakt, ze paryzanin za kierownica jest jednym z ostatnich reliktow minionej, barbarzynskiej przeszlosci, a porownywac go mozna jedynie z jego kolegami w Rzymie lub Atenach. Doswiadczyly tego na sobie pedalujace zawziecie zakonnice, a szczegolnie przelozona, ktora jechala jako ostatnia i na skrzyzowaniu z rue Lecourbe musiala sie zatrzymac, zeby przepuscic posuwajaca sie w slimaczym tempie kolumne samochodow dostawczych. Po kilku sekundach oczekiwania nagle skrecila w waska boczna uliczke i nacisnela mocno na pedaly. Bourne, ktoremu zaczela sie juz mocno dawac we znaki rana odniesiona na Wyspie Spokoju, nie przyspieszyl jednak kroku, dostrzegl bowiem stojacy u wylotu uliczki znak z napisem IMPASSE – brak przejazdu.

Znalazl rower przypiety lancuchem do starej zelaznej latarni. Ukryl sie kilka metrow dalej w zaglebieniu muru i dotknal spowijajacego mu kark bandaza; byl przesiakniety krwia, ale na szczescie pekl najwyzej jeden szew. Oprocz tego bolaly go potwornie nogi… Nie, bolaly to nie bylo dobre slowo. Nie przyzwyczajone do takiego wysilku miesnie protestowaly potwornymi skurczami.

Spokojny jogging nie byl odpowiednim przygotowaniem do gwaltownych przyspieszen, unikow i skokow. Bourne oparl sie o mur, dyszac ciezko. Nie spuszczal wzroku z roweru, usilujac odegnac od siebie mysl, ktora jednak powracala z okrutnym uporem: jeszcze kilka lat temu nie zwrocilby uwagi na bol w nogach z tego prostego powodu, ze nic by go nie bolalo.

Cisze uliczki zaklocil szczek zdejmowanego skobla, a zaraz potem skrzypienie ciezkich drzwi; Jason przywarl plecami do sciany, wyszarpnal zza paska pistolet i obserwowal, jak zakonnica podchodzi szybkim krokiem do latarni. Nachylila sie nad spinajaca lancuch klodka, nie mogac w przycmionym swietle trafic kluczem do dziurki. Bourne opuscil swoja kryjowke i zakradl sie bezszelestnie od tylu.

– Spozni sie siostra na pierwsza msze – powiedzial.

Kobieta odwrocila sie raptownie, wypuszczajac klucz z dloni. Siegnela blyskawicznie miedzy faldy habitu, ale Jason jednym skokiem znalazl sie tuz przy niej, unieruchomil jej ramie w zelaznym uchwycie, a druga reka zsunal z jej glowy bialy czepek. W chwili gdy w slabym blasku wstajacego dnia zobaczyl twarz kobiety, az zatkalo go ze zdumienia.

– Moj Boze…! – wyszeptal wreszcie z najwyzszym trudem. – To ty!

Rozdzial 27

Znam cie! – syknal Bourne. – Paryz, trzynascie lat temu… Nazywasz sie Lavier, Jacqueline Lavier. Bylas wlascicielka jednego z tych butikow… Les Classiques… St. Honore… Punkt kontaktowy Carlosa w Faubourgu! Znalazlem cie potem w konfesjonale w Neuilly- sur- Seine. Myslalem, ze nie zyjesz! – Juz niemloda twarz kobiety wykrzywila sie w rozpaczliwym grymasie. Sprobowala uwolnic sie z jego uscisku, ale Jason szarpnal ja w bok i

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату