przyparl do sciany, naciskajac na gardlo lewym przedramieniem. – A wiec jednak zylas! Bylas czescia pulapki, ktora rozsypala sie w Luwrze! Pojdziesz ze mna. Boze, wtedy zginelo tylu ludzi, a ja nawet nie moglem nikomu powiedziec, jak do tego doszlo i kto jest odpowiedzialny… Jesli w moim kraju zabijesz gline, nigdy ci tego nie daruja, a jezeli kilku gliniarzy, to beda cie szukac tak dlugo, az znajda. Jestem pewien, ze pamietaja o Luwrze i tych, co tam zostali!
– Myli sie pan! – wychrypiala rozpaczliwie kobieta, wpatrujac sie w niego wybaluszonymi z przerazenia zielonymi oczami. – Bierze mnie pan za kogos innego…
– Jestes Lavier! Krolowa Faubourga, glowny lacznik z kobieta Szakala, zona generala! Nie probuj mi wmowic, ze sie myle… Szedlem za wami do Neuilly, do tego kosciola, gdzie wiecznie bija dzwony i kreci sie mnostwo ksiezy… Wsrod nich byl Carlos! Zaraz potem jego dziwka wyszla z kosciola, a ty zostalas. Bardzo sie spieszyla, wiec wbieglem do srodka i zapytalem o ciebie jakiegos starego ksiedza, jezeli to byl ksiadz, a on powiedzial mi, ze jestes w drugim konfesjonale z lewej strony. Podszedlem tam, odsunalem kotare i zobaczylem cie… martwa. Wszystko dzialo sie tak szybko, myslalem, ze wlasnie cie zabil i ze jest gdzies w poblizu, w zasiegu mojej reki… albo ja w zasiegu jego. Zaczalem biegac dookola jak wariat i wreszcie go zobaczylem! Byl na ulicy, w sutannie. Wiedzialem, ze to on, bo na moj widok rzucil sie do ucieczki. Zgubilem go, ale mialem jeszcze w zanadrzu jedna karte: ciebie. Zaczalem rozpowiadac na lewo i prawo, ze nie zyjesz… Wlasnie tego sie po mnie spodziewaliscie, prawda? Wlasnie tego?…
– Powtarzam panu, ze pan sie myli! – Kobieta zrezygnowala z bezowocnej szarpaniny. Stala teraz bez najmniejszego ruchu, jakby sadzila, ze dzieki temu bedzie mogla mowic. – Wyslucha mnie pan? – zapytala z trudem. Ramie Jasona w dalszym ciagu uciskalo jej gardlo.
– Na pewno nie teraz – odparl Bourne. – Pojdziemy razem, ty lekko slaniajac sie na nogach. Litosciwy przechodzien pomaga siostrzyczce, ktora nie wiedziec czemu o malo nie zemdlala. Kazdemu moze sie zdarzyc, szczegolnie w tym wieku, prawda?
– Poczekaj!
– Za pozno.
– Musimy porozmawiac!
– Porozmawiamy.
Bourne zwolnil ucisk na gardlo kobiety, tylko po to jednak, zeby uderzyc obiema rekami w miesnie u nasady jej karku. Zachwiala sie, ale zanim zdazyla upasc na ziemie, chwycil ja pod ramiona i troskliwie podtrzymujac czesciowo wyniosl, a czesciowo wyciagnal z uliczki. Natychmiast zwrocilo na nich uwage kilka osob, wsrod nich uprawiajacy jogging mlody chlopak w szortach.
– Od dwoch dni prawie wcale nie spala, bo opiekowala sie moja chora zona i dziecmi! – powiedzial blagalnym tonem kameleon. – Czy ktos moze sprowadzic taksowke? Musze zawiezc ja do klasztoru w IX dzielnicy.
– Ja to zrobie! – zawolal z entuzjazmem mlody biegacz. – Przy rue de Sevres jest calodobowy postoj. To zajmie tylko chwile, bo jestem bardzo szybki!
– Z nieba mi pan spadl, monsieur – odparl Jason, ukrywajac niechec, jaka natychmiast poczul do zbyt gorliwego i zbyt mlodego lekkoatlety.
Po szesciu minutach nadjechala taksowka, a w niej szybkonogi samarytanin.
– Powiedzialem kierowcy, ze ma pan pieniadze – oznajmil, wysiadajac z samochodu.
– Oczywiscie. Pieknie panu dziekuje.
– Niech pan powie siostrze, ze ja to zrobilem – poprosil chlopak, pomagajac Bourne'owi ulozyc nieprzytomna kobieta na tylnym siedzeniu. – Ja tez kiedys bede potrzebowal opieki.
– Przypuszczam, ze to nie nastapi zbyt szybko – zauwazyl Jason, usilujac odpowiedziec usmiechem na szeroki usmiech biegacza.
– Mam nadzieje! Reprezentuje moja firme w maratonie. – Przerosniety dzieciak zaczal przebierac nogami w miejscu, zeby nie stracic ani minuty treningu.
– Jeszcze raz dziekuje. Mam nadzieje, ze pan wygra.
– Niech pan poprosi siostre, zeby sie za mnie modlila! – wykrzyknal infantylny maratonczyk i popedzil przed siebie.
– Lasek Bulonski – rzucil Bourne kierowcy, zatrzaskujac drzwi samochodu.
– Lasek? Ten kicajacy baran krzyczal, ze mamy jechac do szpitala.
– A co mialem mu powiedziec? Siostrzyczka wypila troche za duzo wina i to wszystko…
Kierowca skinal ze zrozumieniem glowa.
– Slusznie, niech sie przewietrzy. Mam kuzynke w klasztorze w Lyonie. Jak przyjezdza na tydzien do rodziny, tankuje tyle, ze przelewa jej sie nosem. Szczerze mowiac, wcale jej sie nie dziwie.
Kiedy na lawke stojaca przy szutrowej sciezce w Lasku padly pierwsze cieple promienie wschodzacego slonca, kobieta w habicie poruszyla sie, a w chwile potem potrzasnela glowa.
– Jak sie siostra czuje? – zapytal Jason siedzacy tuz obok swego wieznia.
– Tak jakbym zderzyla sie z czolgiem – odparla, wciagajac gleboko w pluca powietrze.
– Przypuszczam, ze wie pani o tych sprawach znacznie wiecej niz o dzialalnosci charytatywnej?
Kobieta skinela glowa.
– Owszem.
– Nie ma sensu szukac broni – poinformowal ja Bourne. – Wyjalem pistolet zza tego kosztownego pasa, ktory ma pani pod habitem.
– Ciesze sie, ze poznal sie pan na jego wartosci. O tym takze musimy porozmawiac… Rozumiem, ze skoro nie jestesmy na posterunku policji, uznal pan za stosowne mnie wysluchac?
– Tylko wtedy, gdy bedzie pani miala cos interesujacego do powiedzenia. Radze o tym pamietac.
– Nie mam innego wyboru. Przeciez zawiodlam, wpadlam w rece przeciwnika. Nie stawilam sie w wyznaczonym czasie tam, gdzie powinnam, a sadzac po sloncu, jest juz za pozno na jakiekolwiek tlumaczenia. W dodatku moj rower zostal pewnie przy latarni.
– Ja go nie zabralem.
– W takim razie juz jakbym nie zyla. Nawet jesli ktos go ukradl, to tez nic nie zmieni.
– Dlatego ze pani zniknela? Ze nie przyszla na spotkanie?
– Oczywiscie.
– Pani jest Lavier!
– To prawda, nazywam sie Lavier, ale nie jestem ta Lavier, o ktorej pan mysli. Pan znal Jacqueline, a ja mam na imie Dominique. Dzielila nas niewielka roznica wieku, a w dziecinstwie bylysmy tak podobne, ze czesto mylono nas ze soba. To, co widzial pan w Neuilly- sur- Seine, bylo prawda. Moja siostra rzeczywiscie zginela, poniewaz zlamala podstawowa zasade albo tez popelnila smiertelny grzech, jesli pan woli. Wpadla w panike i zaprowadzila pana do kobiety Carlosa, ujawniajac jego najskrytsza i najcenniejsza tajemnice.
– Pani wie, kim jestem…?
– Caly Paryz wie, kim pan jest, monsieur Bourne. To znaczy, ten Paryz, w ktorym zyje Szakal. Nikt pana nigdy nie widzial, ale wszyscy wiedza, ze pan tu jest i tropi Carlosa.
– Czy pani jest czescia tego Paryza?
– Owszem.
– Na litosc boska, kobieto! Przeciez on zabil pani siostre!
– Wiem o tym.
– I mimo to pracuje pani dla niego?
– W zyciu kazdego z nas sa takie chwile, kiedy mamy bardzo ograniczona mozliwosc wyboru. Na przyklad: zyc albo umrzec. Do momentu, kiedy trzynascie lat temu butik Les Classiques zmienil wlasciciela, Szakalowi bardzo na nim zalezalo. Zajelam miejsce Jacqueline…
– Tak po prostu?
– Nie bylo w tym nic trudnego. Bylam mlodsza od niej, a przede wszystkim wygladalam duzo mlodziej. – Na pokrytej siecia zmarszczek twarzy pojawil sie przelotny usmiech. – Moja siostra zawsze powtarzala, ze to od mieszkania nad samym Morzem Srodziemnym… W kazdym razie operacje plastyczne nie sa w srodowisku haute couture niczym niespotykanym. Jacqui wyjechala rzekomo do Szwajcarii na zabieg, a ja zjawilam sie osiem tygodni pozniej, po odpowiednim przygotowaniu.
– Jak pani mogla? Jak pani mogla to zrobic, wiedzac, co sie z nia stalo?
– Dowiedzialam sie dopiero pozniej, kiedy nie mialo to juz zadnego znaczenia. Wtedy moglam juz wybierac