– Jak sie ciesze, ze pana slysze, sir! Wiele u nas sie zdarzylo, odkad pan wyjechal. Panskie urocze dzieci czuja sie bardzo swietnie, chlopiec bawi sie ze mna na plazy, a…
– Chce mowic z panem St. Jacques. Natychmiast!
– Oczywiscie, sir. Jest na gorze…
– Johnny?
– David! Gdzie jestes?
– Niewazne. Uciekaj stamtad! Zabierz dzieciaki i pania Cooper i uciekaj!
– Wiemy o wszystkim, Dave.
– Kto?
– Dave. To przeciez ty, prawda?
– Tak, oczywiscie… Co wiecie?
– Kilka godzin temu dzwonil Aleks Conklin i powiedzial, ze mamy spodziewac sie wiadomosci od faceta o nazwisku Peter Holland. Zdaje sie, ze to szef waszego wywiadu, prawda?
– Tak. I co, zadzwonil?
– Owszem, dwadziescia minut pozniej. Maja nas ewakuowac o drugiej po poludniu. Potrzebuja tych kilku godzin, zeby zalatwic zezwolenie na przelot wojskowej maszyny. Dolaczylem do ekipy pania Cooper, bo twoj niedorozwiniety syn twierdzi, ze nie potrafi zmienic siostrzyczce pieluszek… David, co sie wlasciwie dzieje, do diabla? Gdzie jest Marie?
– Pozniej wszystko ci wyjasnie. Rob to, co ci kaze Holland. Powiedzial, dokad was zabiera?
– Nie, aleja ci cos powiem: zaden pieprzony jankes nie bedzie rozkazywal ani mnie, ani dzieciakom mojej siostry, ktora badz co badz jest Kanadyjka. Jemu tez to powiedzialem, rzecz jasna.
– To milo z twojej strony. Zawsze dobrze jest miec wsrod przyjaciol dyrektora CIA, prawda?
– Gowno mnie to obchodzi. U nas ten skrot oznacza Ciemne Interesy Amerykanow, i to tez mu powiedzialem!
– Jeszcze lepiej… Co on na to?
– Wydusil z siebie, ze chce nas umiescic w pewnym bezpiecznym domu w Wirginii, a ja mu na to, ze moj jest wystarczajaco bezpieczny, a w dodatku jest w nim restauracja, sluzba, plaza i dziesieciu straznikow, ktorzy moga mu odstrzelic jaja z odleglosci dwustu metrow.
– Jestes uosobieniem taktu. Jak na to zareagowal?
– Rozesmial sie, a potem wyjasnil, ze w Wirginii maja dwudziestu straznikow, ktorzy moga odstrzelic moje jaja z czterystu metrow, a dodatkowo znakomita kucharke, wysmienita sluzbe i najnowszy telewizor dla dzieci.
– Brzmi dosyc przekonujaco.
– Potem powiedzial cos jeszcze bardziej przekonujacego, na co juz nie mialem odpowiedzi. Twierdzi mianowicie, ze nikt niepowolany tam sie nie dostanie, jest to bowiem podarowana rzadowi przez pewnego starego ambasadora majacego wiecej pieniedzy, niz wynosi roczny budzet Kanady, ogromna posiadlosc w Fairfax z wlasnym lotniskiem i tylko jedna droga dojazdowa, cztery mile w bok od autostrady.
– Znam to miejsce – powiedzial Bourne, krzywiac sie z powodu panujacego w lodziarni halasu. – Posiadlosc Tannenbaum. Holland ma racje: to najlepsze miejsce z mozliwych. Chyba nas lubi.
– Pytam po raz drugi: gdzie jest Marie?
– Ze mna.
– A wiec znalazla cie!
– Pozniej, Johnny. Skontaktuje sie z toba w Fairfax.
Kiedy Jason odwiesil sluchawke, ujrzal swoja zone przepychajaca sie przez tlum z plastikowym pomaranczowym kubkiem wypelnionym jakas brazowa masa, z ktorej sterczala rowniez plastikowa niebieska lyzeczka.
– Co z dziecmi? – zapytala, przekrzykujac harmider i wpatrujac sie w niego blyszczacymi oczami.
– Wszystko w porzadku, nawet lepiej niz mozna bylo sie spodziewac. Aleks doszedl do tego samego wniosku co ja. Peter Holland zabierze wszystkich, lacznie z pania Cooper, do domu- twierdzy w Wirginii.
– Dzieki Bogu!
– Dzieki Aleksowi. – Bourne zajrzal do kubka. – A co to jest, do licha? Nie mieli waniliowych?
– Czekoladowe z polewa kakaowa. Staly przed jakims facetem, ale byl tak zajety wymyslaniem zonie, ze nie zauwazyl, jak je wzielam.
– Ale ja nie lubie czekoladowych z polewa kakaowa!
– Wiec zwymyslaj za to zone. Chodzmy, musimy jeszcze zrobic zakupy.
Wczesnopopoludniowe karaibskie slonce swiecilo jasno nad Pensjonatem Spokoju, kiedy John St. Jacques zszedl do glownego holu, niosac w prawej rece duza sportowa torbe. Skinal glowa Pritchardowi, ktoremu wyjasnil przed chwila przez telefon, ze wyjezdza na kilka dni, ale odezwie sie natychmiast, jak tylko dotrze do Toronto. Personel juz wie o jego wyjezdzie, a on bez wahania pozostawia pensjonat pod fachowa opieka swego zastepcy i jego nieocenionego pomocnika, pana Pritcharda. Jest calkowicie pewien, ze wiedza dwoch tak odpowiedzialnych ludzi wystarczy do rozwiazania wszystkich problemow, jakie ewentualnie moga sie pojawic podczas jego nieobecnosci, tym bardziej ze oficjalnie Pensjonat Spokoju zawiesil dzialalnosc. Niemniej jednak w razie najmniejszych nawet klopotow nalezy natychmiast skontaktowac sie z sir Henrym Sykesem na Montserrat.
– Moja wiedza na pewno w zupelnosci wystarczy, sir! – odparl z duma Pritchard. – Wszyscy beda pracowac rownie starannie, jak wtedy, kiedy przebywa pan na miejscu!
St. Jacques wyszedl przez szklane drzwi z owalnego budynku i ruszyl w kierunku pierwszej willi po prawej stronie, stojacej najblizej schodow prowadzacych na plaze i nabrzeze. Tam wlasnie pani Cooper i dwoje dzieci czekalo na przylot helikoptera Marynarki Wojennej USA majacego przewiezc ich na Puerto Rico, skad wojskowym samolotem udadza sie w dalsza podroz do bazy Andrews pod Waszyngtonem.
W chwili gdy nie spuszczajacy oka ze swego pracodawcy Pritchard zobaczyl, jak ten wchodzi do willi numer jeden, nad pensjonat nadlecial z loskotem duzy helikopter. Za kilkanascie sekund powinien usiasc na wodzie i tam czekac na przybycie pasazerow. Pasazerowie rowniez uslyszeli huk wirnikow, gdyz Pritchard ujrzal niebawem, jak John St. Jacques prowadzacy za reke chlopca i arogancka pani Cooper trzymajaca w ramionach starannie opatulone dziecko wychodza z willi. Za nimi szli dwaj straznicy, niosac bagaze. Pritchard siegnal pod lade po telefon, z ktorego mozna bylo dzwonic bez posrednictwa centrali, i wykrecil numer.
– Tu biuro zastepcy dyrektora Urzedu Imigracyjnego, on sam przy aparacie, slucham?
– Szanowny wujku…
– To ty? – przerwal mu urzednik, raptownie sciszajac glos. – Czego sie dowiedziales?
– Rzeczy ogromnej wagi, zapewniam cie, drogi wuju! Slyszalem wszystko przez telefon!
– Obaj zostaniemy za to hojnie wynagrodzeni. Otrzymalem zapewnienie z najwyzszego szczebla. Jest bardzo prawdopodobne, ze oni wszyscy to w rzeczywistosci grozni terrorysci, a St. Jacques jest ich przywodca! Podobno nawet udalo im sie oszukac Waszyngton. Jakie masz wiadomosci, moj nadzwyczaj bystry siostrzencze?
– Wlasnie zabieraja ich do jakiegos bezpiecznego domu w Wirginii. Posiadlosc nazywa sie Tannenbaum i ma nawet wlasne lotnisko, wyobraza wuj sobie?
– Jezeli chodzi o te wsciekle zwierzeta, to potrafie sobie wszystko wyobrazic.
– Zeby tylko wuj nie zapomnial napomknac o mnie, kiedy bedzie przekazywal te wiadomosc…
– Nie obawiaj sie, siostrzencze! Obaj bedziemy bohaterami Montserrat…! Ale pamietaj, chlopcze, ze wszystko musi byc utrzymane w najscislejszej tajemnicy. Obaj jestesmy do tego zobowiazani! Tylko pomysl: sposrod tylu ludzi wlasnie nas wybrano do pracy na rzecz wspanialej miedzynarodowej organizacji. O naszym cennym wkladzie dowiedza sie wszyscy wielcy tego swiata!
– Moje serce peka z dumy! Czy wolno mi zapytac, jak sie nazywa ta i znakomita organizacja?
– Ciii! Ona nie ma nazwy. To takze tajemnica, ma sie rozumiec. Pieniadze zostaly przekazane droga komputerowa prosto ze Szwajcarii. To jeden z dowodow jej potegi.
– Swiete przymierze… – powiedzial z rozmarzeniem w glosie Pritchard.
– Ktore dobrze placi, moj znakomity siostrzencze, a to przeciez dopiero poczatek. Ja sam, osobiscie, zbieram informacje na temat wszystkich samolotow, ktore startuja stad lub laduja na naszym lotnisku, i przesylam je na Martynike pewnemu znanemu lekarzowi! Oczywiscie w tej chwili wszystkie loty sa wstrzymane z polecenia gubernatora.
– To przez ten amerykanski helikopter? – zapytal oszolomiony Pritchard.