Zarazili sie grozna choroba znana pod nazwa samowola, a przy okazji wielu zbilo niezly majatek. Prawdziwe dzieciaki ginely wtedy w dzungli, podczas gdy chodzacy w nienagannie odprasowanych mundurach oficerowie z Poludnia wysylali do Szwajcarii, na Bahnhofstrasse w Zurychu, coraz to nowych kurierow.
– Ostroznie, Davidzie. Niewykluczone, ze mowisz o ludziach zajmujacych w naszym obecnym rzadzie bardzo wazne stanowiska.
– Ktorzy to? – zapytal spokojnie Webb, trzymajac przed soba w obu dloniach szklanke.
– Zatroszczylem sie o to, zeby ci, ktorzy siedzieli po szyje w smieciach, znikneli wraz z upadkiem Sajgonu, ale przez kilka lat nie bylo mnie tam, a mozesz sobie chyba wyobrazic, ze nielatwo jest uzyskac od kogokolwiek jakies informacje na ten temat.
– Mimo to na pewno masz jakies podejrzenia.
– Jasne, ale nic konkretnego i zadnych dowodow. Tylko domysly oparte na obserwacji stylu zycia niektorych osob: rezydencje, na jakie nie powinny moc sobie pozwolic, podroze, na ktore nie powinno byc ich stac, i pozycje zajmowane przez te osoby w radach nadzorczych roznych firm i korporacji, nie uzasadnione w najmniejszym stopniu ani wiedza, ani doswiadczeniem.
– Z twoich slow wynika, ze to cala siec – powiedzial David cichym, napietym glosem Jasona Bourne'a.
– Bardzo misterna i nadzwyczaj elitarna – zgodzil sie Conklin,
– Przygotuj mi liste, Aleks.
– Bedzie niekompletna.
– Wiec ogranicz ja na razie do tych waznych ludzi z rzadu, ktorzy byli przydzieleni do Dowodztwa Sajgonu. Ewentualnie dolacz do niej jeszcze tych z ogromnymi majatkami i pelniacych w prywatnym sektorze funkcje, jakich nie powinni otrzymac.
– Powtarzam jeszcze raz: taka lista bedzie zupelnie bezuzyteczna.
– Na pewno nie wtedy, jesli zdasz sie na swoj instynkt.
– Co to, do diabla, ma miec wspolnego z Carlosem?
– Chodzi o czesc prawdy, Aleks. O niebezpieczna czesc, mozesz byc tego pewien, ale autentyczna i dlatego tak bardzo atrakcyjna dla Szakala.
Emerytowany oficer wywiadu wybaluszyl oczy na swego przyjaciela. – O czym ty mowisz?
– Wlasnie teraz powinna ci pomoc twoja zdolnosc kreatywnego myslenia. Powiedzmy, ze na twojej liscie znajdzie sie pietnascie lub dwadziescia nazwisk; mozemy zalozyc, ze co najmniej w trzech lub czterech przypadkach uda nam sie zdobyc niepodwazalne dowody. Kiedy zlokalizujemy dokladnie cele, zaczniemy wywierac nacisk, przekazujac z roznych stron te sama wiadomosc: byly uczestnik 'Meduzy' sfiksowal. Czlowiek otoczony od wielu lat staranna opieka postanowil odstrzelic glowe Krolowej Wezow. Dysponuje wystarczajacym zapasem amunicji: nazwiska, czyny, lokalizacje szwajcarskich kont bankowych. A potem – w tym momencie dowiemy sie, ile sa rzeczywiscie warte talenty tak przez nas powazanego i szanowanego swietego Aleksa – szepniemy tu i owdzie slowko, ze istnieje ktos, komu jeszcze bardziej zalezy na tym, zeby dostac w rece tego niebezpiecznego szalenca.
– Tym kims bedzie Iljicz Ramirez Sanchez – dokonczyl cichym glosem Conklin. – Carlos. Szakal. Wkrotce potem (tylko jak to zaaranzowac?) dojdzie do spotkania dwoch zainteresowanych stron – zainteresowanych, ma sie rozumiec, w usunieciu czlowieka stanowiacego zagrozenie. Przy czym z gory wiadomo, ze jedna ze stron, zlozona z ludzi zajmujacych wysokie stanowiska, nie moze zaangazowac sie aktywnie w te operacje, czyz nie tak?
– Mniej wiecej, z ta tylko poprawka, ze wlasnie ci ludzie moga uzyskac dostep do informacji na temat aktualnej tozsamosci i miejsca pobytu obiektu ich zainteresowania.
– Oczywiscie. – Aleks pokiwal z powatpiewaniem glowa. – Wystarczy, ze machna czarodziejska rozdzka, a wszystkie zabezpieczenia znikna, dajac im dostep do najpilniej strzezonych tajemnic.
– Wlasnie tak – odparl zdecydowanie David. – Dlatego ze ten; kto sie spotka z wyslannikami Carlosa, musi byc tak wysoko postawiony, zeby Szakal nie mial innej mozliwosci, jak tylko podjac wspolprace. Nie moze zywic zadnych, chocby najmniejszych watpliwosci ani podejrzen,
– Czy chcialbys rowniez, zebym kazal rozom kwitnac w czasie styczniowej burzy snieznej w Montanie?
– Czemu nie. To wszystko musi nastapic w ciagu najblizszego dnia lub dwoch, kiedy Carlos nie ochlonal jeszcze po tym, co wydarzylo sie przy Smithsonian Institution.
– Niemozliwe! To znaczy, jasne, ze sprobuje. Zaloze tu sobie glowna kwa tere i kaze przyslac z Langley wszystko, czego potrzebuje, pod Cztery- Zero, oczywiscie… Cholernie bym nie chcial przeploszyc tego kogos z hotelu Mayflower.
– Ktokolwiek to jest, nie wydaje mi sie, zeby zniknal tak szybko – odparl Webb. – Szakal nie dopuscilby do tego, zeby w jego planie powstala nagle tak ogromna dziura.
– Szakal? Sadzisz, ze to moze byc on?
– Na pewno nie osobiscie. To musi byc ktos, kto moglby nosic na piersi tabliczke z napisem 'Jestem wspolpracownikiem Carlosa', a my i tak bysmy mu nie uwierzyli.
– Chinczyk?
– Moze, Oczywiscie, nie dam za to glowy, bo nawet kiedy Szakal dziala pozornie bez sensu, to w takim jego postepowaniu jest duzo logiki.
– Slysze czlowieka z przeszlosci. Czlowieka, ktory nigdy nie istnial.
– Istnial, Aleks, zapewniam cie. Wlasnie teraz wrocil.
Conklin spojrzal w kierunku drzwi pokoju; slowa Davida przypomnialy mu o czyms.
– Gdzie masz walizke? – zapytal. – Chyba przywiozles jakies ubranie, prawda?
– Nie, nie przywiozlem. To, ktore mam teraz na sobie, wyladuje w kanale, jak tylko kupie nowe. Najpierw jednak musze sie spotkac z jeszcze jednym przyjacielem, takze geniuszem, mieszkajacym w niezbyt sympatycznej dzielnicy miasta;
– Pozwol, ze zgadne – usmiechnal sie emerytowany oficer wywiadu. – To starszy wiekiem Murzyn o nieprawdopodobnym imieniu Kaktus, najlepszy specjalista w dziedzinie falszywych paszportow, praw jazdy i kart kredytowych.
– Wlasnie on,
– Wszystko, czego potrzebujesz, moglaby ci zalatwic Agencja.
– Nie tak dobrze i nie tak dyskretnie. Nie wolno mi zostawic zadnego sladu, nawet oznaczonego symbolem Cztery- Zero. To indywidualna operacja.
– W porzadku. Co potem?
– Musisz zabrac sie ostro do pracy, agencie. Do jutra rano trzeba zdrowo potrzasnac kilkoma ludzmi w tym miescie.
– Do jutra…? Niemozliwe!
– Nie dla ciebie. Nie dla swietego Aleksa, ksiecia wszystkich tajnych operacji.
– Mozesz sobie gadac, co chcesz. Wyszedlem juz z wprawy,
– Szybko ja odzyskasz. To dokladnie tak samo jak z seksem albo jazda na rowerze.
– A ty? Co ty bedziesz robil?
– Po konsultacji z Kaktusem wynajme pokoj w hotelu Mayflower – odparl Jason Bourne.
Culver Parnell, magnat hotelowy z Atlanty, ktorego dwudziestoletnie panowanie w tym przemysle zaowocowalo wreszcie posada szefa protokolu Bialego Domu, cisnal z wsciekloscia sluchawke na widelki i nabazgral w lezacym przed nim notesie kolejne, szoste juz nieprzyzwoite slowo. Pelniaca te funkcje za rzadow poprzedniej administracji kobieta nie miala najmniejsze- go pojecia o politycznym kluczu obowiazujacym podczas ukladania listy zapraszanych do Bialego Domu gosci i Culver Parnell, w wyniku nastepujace zawsze po wybojach wymiany personelu, zastapil ja na tym stanowisku. Za- raz potem, ku swej ogromnej Irytacji, znalazl sie w stanie wojny ze swoim pierwszym zastepca, rowniez kobieta w srednim wieku, rowniez absolwentka jednej z tych cholernie ekskluzywnych uczelni ze Wschodniego Wybrzeza, a co gorsza, osoba bardzo popularna w towarzyskich kregach Waszyngtonu, przekazujaca- spora czesc zarobkow na rzecz jakiejs idiotycznej grupy baletowej, ktorej czlonkowie wy stepowali najczesciej w samej bieliznie, a czasem nawet bez niej.
– Niech to szlag trafi! – wybuchnal Culver, przeczesujac palcami szpakowate wlosy. Podniosl sluchawke i wystukal czterocyfrowy numer. – Daj mi Redheada, slicznotko – powiedzial, celowo podkreslajac swoj i tak doskonale slyszalny poludniowy akcent.
– Tak jest, prosze pana! – zaszczebiotala zachwycona sekretarka. – Wlasnie z kims rozmawia, ale zaraz mu