przerwe. Jedna chwileczke, panie Parnell.
– Jestes urocza brzoskwinka, dziecinko.
– Dziekuje! Juz pana lacze.
To zawsze dziala, pomyslal Culver. Za pomoca odrobiny aromatycznego olejku magnolii mozna osiagnac znacznie wiecej, niz skrzypiac niczym stary dab. Ta jego cholerna zastepczyni musi sie jeszcze tego nauczyc: mowi tak, jakby jakis durny dentysta skleil jej pieprzone zeby szybko schnacym cementem.
– To ty, Cull? – przerwal jego rozmyslania glos Redheada. Szybko do pisal siodmy obsceniczny wyraz.
– To ja, chlopcze, ale nie sam, tylko z kupa cholernych klopotow! Ta frymusna dziwka znowu robi swoje! Zaprosilem na dwudziestego piatego paru ludzi z Wall Street, wiesz, na to przyjecie dla nowego francuskiego ambasadora, a ona mi mowi, ze musimy jeszcze znalezc miejsce dla jakichs baletowych dziwolagow! Malo tego, podobno Pierwsza Dama bardzo chcialaby ich poznac. Cholera! Akurat ci chlopcy prowadza z Francuzami mase interesow i to spotkanie wyniosloby ich na sama gore, bo kazdy szczur na gieldzie by myslal, ze maja teraz nie wiadomo jakie dojscia.
– Daj spokoj, Cull – przerwal mu ponurym tonem Redhead. – Szykuje sie nam duzo wiekszy problem, a w dodatku nie bardzo wiem, o co wlasciwie chodzi.
– O czym mowisz, do diabla?
– Czy wtedy, kiedy bylismy w Sajgonie 'slyszales'' o czyms lub o kims zwanym Krolowa Wezow?
– Slyszalem o wezowych oczach, ale nie o zadnej krolowej. Dlaczego pytasz?
– Facet, z ktorym przed chwila rozmawialem – podobno ma zadzwonic za piec minut – sprawial wrazenie, jakby chcial mnie nastraszyc. Naprawde, Cull! Wspomnial o Sajgonie, powiedzial, ze wydarzylo sie wtedy cos okropnego, i kilka razy powtorzyl o tej Krolowej Wezow, jakby oczekiwal, ze za raz schowam sie do mysiej dziury.
– Ja sie zajme tym sukinsynem! – ryknal Parnell – Wiem, co to ma znaczyc! To ta cholerna dziwka, ona jest ta Krolowa Wezow; Daj mu moj numer i powiedz, ze wiem o wszystkim.
– Czy w takim razie moglbys i mnie oswiecic, Cull?
– Przeciez ty tez tam byles, Redhead… No wiec, zorganizowalismy sobie kilka malych kasyn i paru z nas sporo tam przegralo, ale przeciez zolnierze zawsze to robili, juz od chwili, kiedy rzucali koscmi o szaty Chrystusa! Potem podnieslismy to na troche wyzszy poziom, a nawet zatrudnilismy troche panienek, ktore i tak szwendaly sie po ulicy… ta moja elegancka, pieprzona zastepczyni mysli, ze znalazla na mnie haczyk, a zaczela od ciebie, bo wszyscy wiedza, ze jestesmy kumplami. Powiedz temu sukinsynowi, zeby zadzwonil do mnie, a juz ja mu powiem, co mysle o nim i o tej suce! Popelnila duzy blad. Chlopcy z Wall Street beda na tym przyjeciu, a jej tancerzyki pocaluja klamke!
– W porzadku, Cull. Skieruje go do ciebie – powiedzial Redhead, znany skadinad jako wiceprezydent Stanow Zjednoczonych, po czym odlozyl
Stojacy na biurku Parnella telefon zadzwonil w cztery minuty pozniej.
– Krolowa Wezow, Culver! Mamy klopoty!
– Posluchaj mnie, durna palo, a dowiesz sie, kto naprawde ma klopoty! To nie jest zadna krolowa, tylko suka. Moze ktorys z jej trzydziestu lub czterdziestu eunuchowatych mezow przegral w Sajgonie troche jej posagowych pieniedzy, ale nikogo to wtedy nie obchodzilo i nie obchodzi teraz, a juz szczegolnie bylego pulkownika marines, ktory zawsze lubil pograc ostro w pokera, a teraz urzeduje w Gabinecie Owalnym. Malo tego, ty wykastrowany smierdzielu! Jesli sie dowie, ze ta dziwka usiluje teraz oczerniac naszych dzielnych chlopcow, ktorzy chcieli sie tylko troche odprezyc podczas…
W Vienna, w stanie Wirginia, Aleksander Conklin odlozyl sluchawke. Pudlo numer jeden i dwa. Poza tym nigdy nie slyszal o Culverze Parnellu.
Albert Armbruster, przewodniczacy Federalnej Komisji Handlu, zaklal glosno w wypelnionej para lazience, slyszac dobiegajacy zza drzwi wrzaskliwy glos swojej zony.
– O co, do diabla, chodzi? Nie moge nawet spokojnie wziac prysznicu?
– To moze byc Bialy Dom, Al! Wiesz, jak oni zawsze mowia – prawie ich nie slychac i bez przerwy powtarzaja, ze to bardzo pilne.
– Cholera! – warknal przewodniczacy. Otworzyl szklane drzwi i nagi podszedl do zainstalowanego na scianie telefonu. – Mowi Armbruster. O co chodzi?
– Zaistniala kryzysowa sytuacja, ktora wymaga podjecia natychmiastowego dzialania.
– Czy to Bialy Dom?
– Nie, i mam nadzieje, ze to nigdy tam nie dotrze.
– Wiec kim pan jest, do diabla?
– Kims rownie zaniepokojonym, jak pan bedzie za chwile. Po tylu latach… O Boze!
– Czym zaniepokojony? O czym pan mowi?
– Krolowa Wezow, panie Armbruster.
– Chryste! – wykrzyknal zduszonym glosem Armbruster. W nastepnym ulamku sekundy zdolal sie opanowac, ale bylo juz za pozno. Trafienie. – Nie mam pojecia, o co panu chodzi. Co to za weze? Nigdy o czyms takim nie slyszalem.
– W takim razie niech pan poslucha teraz, panie 'Meduza'. Ktos dokopal sie do wszystkiego: daty, defraudacje, banki w Genewie i Zurychu, nawet nazwiska kurierow wysylanych z Sajgonu, a takze inne nazwiska, jeszcze wazniejsze… Wszystko, od A do Z.
– Co pan wygaduje? To nie ma najmniejszego sensu!
– Pan rowniez jest na liscie, panie przewodniczacy. Zebranie materialow zajelo temu czlowiekowi co najmniej pietnascie lat, a teraz chce pieniedzy, bo jesli ich nie dostanie, wszystko rozglosi!
– Kto to jest, na milosc boska?
– Wkrotce sie dowiemy. Na razie ustalilismy tylko tyle, ze od ponad dziesieciu lat znajduje sie pod troskliwa opieka rzadu, w zwiazku z czym nie mial okazji zbytnio sie wzbogacic. Najprawdopodobniej wycofano go kiedys z Sajgonu, a teraz stara sie nadrobic stracony czas. Prosze miec sie na bacznosci. Bedziemy w kontakcie.
Polaczenie zostalo przerwane.
Mimo panujacej w lazience wysokiej temperatury cialem stojacego nago ze sluchawka w dloni Alberta Armbrustera, przewodniczacego Federalnej Komisji Handlu, wstrzasnal gwaltowny dreszcz. Dopiero po dluzszej chwili zdobyl sie na to, zeby odwiesic sluchawke, a kiedy to uczynil, jego spojrzenie padlo na widniejacy na przedramieniu niewielki, budzacy odraze tatuaz.
W Vienna, w stanie Wirginia, Aleksander Conklin spojrzal na telefon.
Trafienie numer jeden.
General Norman Swayne, odpowiedzialny za dostawy dla Pentagonu, Spogladal z satysfakcja w slad za pileczka, ktora po precyzyjnym uderzeniu wyladowala w okolicy siedemnastego dolka. Odleglosc ta dawala szanse na zakonczenie rozgrywki nie wiecej niz w dwoch turach.
– To chyba wystarczy, nie uwazasz? – zapytal swego partnera.
– Z pewnoscia, Norm – odparl wiceprezes Calco Technologies. – Dajesz mi dzisiaj niezla szkole. Zmiescilem sie w limicie tylko przy czterech Kolkach.
– To twoje zmartwienie, mlody czlowieku. Powinienes solidnie potrenowac.
– Masz racje, Norm – przyznal jeden z szefow Calco, wyjmujac kij z torby. Nagle rozlegl sie nieprzyjemny, swidrujacy w uszach odglos klaksonu i zza wzgorza oddzielajacego ich od szesnastego dolka wylonil sie pedzacy z maksymalna predkoscia trzykolowy wozek golfowy. – To twoj kierowca, generale – powiedzial mlody mezczyzna. Natychmiast pozalowal, ze tak oficjalnie zwrocil sie do swego partnera.
– Masz racje. To dziwne, bo nigdy nie przerywa mi gry. – Swayne ruszyl szybkim krokiem w kierunku zblizajacego sie pojazdu. Spotkali sie w odleglosci okolo dziesieciu metrow od trasy. – O co chodzi? – zapytal poteznie zbudowane go sierzanta, pelniacego od ponad pietnastu lat funkcje jego osobistego szofera.
– Na pewno o cos, co cuchnie na kilometr – burknal podoficer, zaciskajac dlonie na kierownicy.
– Wyrazasz sie niezwykle jasno…
– Tak jak ten sukinsyn, ktory do ciebie dzwonil. Powiedzialem mu, ze nie chce sie mieszac do twoich spraw, a on na to, zebym lepiej to zrobil, jesli chce ocalic wlasna skore. Oczywiscie zapytalem go, jak sie nazywa i kim wlasciwie jest, ale on byl okropnie wystraszony i kazal mi sie zamknac. 'Po wiedz tylko generalowi, ze sprawa dotyczy Sajgonu i gadow, ktore pelzaly wokol miasta dwadziescia lat temu', tak dokladnie powiedzial…
– Dobry Boze! – przerwal mu Swayne. – Gady? Weze…