nie opusci, bo dobrze pamieta wszystko, co tu sie dzialo trzynascie lat temu. Gdyby nie ona, juz bys nie zyl.

– Stanowi dla mnie obciazenie. Musi wyjechac. Znajde jakis sposob. Aleks spojrzal prosto w zimne oczy czlowieka zwanego kameleonem.

– Masz juz piecdziesiat lat, Jason – powiedzial przyciszonym glosem. – To nie jest Paryz trzynascie lat temu ani Sajgon jeszcze dawniej. To dzieje sie teraz i dlatego potrzebna ci jest kazda pomoc, jaka tylko sie znajdzie. Skoro ona uwaza, ze moze ci przyjsc z pomoca, to ja jej wierze.

– Ja tutaj decyduje, kto w co ma wierzyc! – parsknal z wsciekloscia Bourne.

– Chyba troche przesadziles, kolego.

– Wiesz, o co mi chodzi – dodal Jason nieco lagodniejszym tonem. – Nie chce dopuscic do tego, co sie zdarzylo w Hongkongu. Chyba nie powinienes sie tym przejmowac.

– Moze i nie… Sluchaj, chodzmy stad. Nasz kierowca zna mala wiejska restauracje w Epernon, jakies dziesiec kilometrow stad. Tam bedziemy mogli spokojnie porozmawiac. A mamy o czym, mozesz mi wierzyc.

– Powiedz mi tylko jedno – zazadal Bourne, nie ruszajac sie z miejsca. – Dlaczego wziales ze soba Panova?

– Dlatego ze gdybym tego nie zrobil, wstrzyknalby mi mieszanke wirusow grypy ze strychnina.

– Co to znaczy?

– Dokladnie to, co slyszysz. Mo jest jednym z nas i ty wiesz o tym lepiej niz Marie albo ja.

– Cos mu sie stalo, prawda? Ktos mu cos zrobil i ja jestem temu winien? – Wrocil i juz jest po wszystkim, nic wiecej nie powinienes wiedziec.

– To sprawka 'Meduzy', prawda?

– Owszem, ale powtarzam jeszcze raz: Mo wrocil i poza tym, ze jest troche zmeczony, prawie nic mu nie dolega.

– Prawie…? Gdzie jest ta restauracja?

– Dziesiec kilometrow stad. Chlopak swietnie zna Paryz i okolice.

– Kto to jest?

– Algierczyk, ktory pracuje dla Agencji od wielu lat. Zaangazowal go osobiscie Charlie Casset. Jest twardy, duzo wie i dostaje za to duzo pieniedzy. Najwazniejsze, ze mozna mu ufac.

– Przypuszczam, ze musi mi to wystarczyc.

– Nie przypuszczaj, tylko po prostu uwierz.

Usiedli przy stoliku w glebi niewielkiej wiejskiej restauracji. Stolik byl nakryty spranym obrusem, krzesla drewniane i przerazliwie twarde, a wino nawet calkiem niezle. Gruby, rumiany wlasciciel zaklinal sie, ze menu jest wysmienite, ale poniewaz nikt nie mial ochoty najedzenie, Bourne zaplacil za cztery najdrozsze dania i poprosil, zeby im nie przeszkadzano. Rozpromieniony wlasciciel kazal natychmiast przyniesc na stol dwie duze karafki dobrego wina i butelka wody mineralnej, po czym zniknal im z oczu.

– W porzadku, Mo – zwrocil sie Jason do Panova. – Na pewno nie powiesz mi, co sie stalo ani kto to zrobil, ale mam nadzieje, ze w dalszym ciagu jestes tym samym pyskatym, wygadanym doktorkiem, ktorego znam od lat?

– Mozesz byc tego pewien, uciekinierze z oddzialu psychiatrycznego Bellevue. A gdyby ci sie roilo, ze moja obecnosc jest dowodem nadzwyczajnego heroizmu, to pozwol, ze ci wyjasnie, iz do przyjazdu sklonilo mnie wylacznie lakomstwo. Jak moze zauwazyles, nasza urocza Marie siedzi kolo mnie, nie kolo ciebie, a mnie az slinka cieknie do ust na mysl o jej wspanialych befsztykach…

– Jestes kochany, Mo – powiedziala zona Davida Webba i uscisnela lekko jego ramie.

– Wiem o tym – odparl doktor, calujac ja w policzek.

– Halo, ja tez tutaj jestem – wtracil sie Conklin. – Nazywam sie Aleks i musze z wami porozmawiac o sprawach, ktore nie maja nic wspolnego z befsztykami… Choc przyznam, ze nie dalej niz wczoraj zachwalalem je Peterowi Hollandowi.

– Czemu tak sie przyczepiliscie do tych befsztykow? – zapytala Marie.

– Przede wszystkim chodzi o to, ze sa w srodku czerwone – wyjasnil Panov.

– Czy mozemy wreszcie przejsc do rzeczy? – zapytal gluchym tonem Jason Bourne.

– Przepraszam, kochanie.

– Bedziemy pracowac z Rosjanami – oznajmil Conklin. – Nie bojcie sie, znam dobrze czlowieka, z ktorym mamy sie skontaktowac, ale Waszyngton nie wie, ze go znam – mowil tak szybko, zeby Marie lub Jason nie mogli mu przerwac. – Nazywa sie Dymitr Krupkin i, jak juz powiedzialem Mo, mozna go kupic za piec srebrnikow.

– Daj mu trzydziesci jeden, zeby nie nawiedzily go watpliwosci – poradzil Bourne.

– Bylem pewien, ze to powiesz. Proponujesz jakis gorny pulap?

– Nie.

– Zaczekajcie, nie tak szybko – wtracila sie Marie. – Od jakiej sumy powinnismy zaczac negocjacje?

– Oho, nasza ekonomistka wziela sie do pracy – mruknal Panov i podniosl do ust kieliszek z winem.

– Biorac pod uwage jego pozycje w tutejszym KGB… Jakies piecdziesiat tysiecy dolarow.

– Zaproponujcie mu trzydziesci piec, a w ostatecznosci dajcie siedemdziesiat piec. Gdyby sie bardzo upieral, moze byc sto.

– Na litosc boska, o czym wy mowicie? – syknal Bourne. – Przeciez tu chodzi o nas, o Szakala! Niech bierze, ile chce!

– Jezeli cos latwo kupisz, nie masz zadnych oporow, zeby sprzedac to komus, kto da jeszcze wiecej.

– Czy ona ma racje? – zapytal Jason Conklina.

– Teoretycznie tak, ale w tym wypadku musialaby to byc rownowartosc kopalni diamentow. Nikt bardziej od Rosjan nie pragnie unicestwienia Carlosa, a czlowiek, ktory przyniesie jego glowe, zostanie ogloszony bohaterem. Pamietajcie, ze Szakal byl szkolony w Nowogrodzie. Moskwa nigdy o tym nie zapomni.

– W takim razie robcie, jak mowi Marie, ale koniecznie musicie go kupic!

– W porzadku. – Conklin nachylil sie ku nim, obracajac w dloni szklanke z woda. – Zadzwonie do niego dzis wieczorem i umowie nas na jutrzejszy lunch w jakims cichym zakatku pod Paryzem. Wczesny lunch, zeby nie bylo tloku.

– Moze tutaj? – zaproponowal Bourne. – To chyba wystarczajaco cichy zakatek, a poza tym znamy juz droge.

– Rzeczywiscie, czemu nie? – odparl Aleks. – Pogadam z wlascicielem. Ale mozemy byc tylko we dwoch, Jason i ja.

– To oczywiste – powiedzial chlodno Bourne. – Marie nie moze miec z tym z nic wspolnego, jasne?

– Naprawde, David…

– Tak, naprawde.

– Zostane z nia – wtracil szybko Panov. – Zrobisz mi befsztyk? – zapytal, zeby zlagodzic napiecie.

– Nie mam dostepu do kuchni, ale znam doskonala knajpke, gdzie podaja swiezego pstraga.

– Czegoz sie nie robi dla kobiety! – westchnal Mo.

– Powinniscie jesc w pokoju – powiedzial Bourne tonem nie znoszacym sprzeciwu.

– Nie chce byc wiezniem – odparla spokojnie Marie, patrzac mezowi w oczy. – Nikt nie wie, kim jestesmy ani gdzie mieszkamy, a wydaje mi sie, ze ktos, kto zamyka sie w pokoju i nie wychyla z niego nosa, zwraca na siebie uwage znacznie bardziej niz zwyczajny czlowiek prowadzacy normalny tryb zycia.

– Marie ma racje – poparl ja Aleks. – Jezeli Carlos spuscil swoje psy, ktos zachowujacy sie tak nienaturalnie moglby latwo wpasc im w oko. Poza tym, Mo powinien udawac lekarza. I tak nikt nie uwierzy w to, ze nim jest, ale to mu doda powagi. Nigdy nie bylem w stanie pojac, dlaczego lekarze zawsze sa poza wszelkimi podejrzeniami.

– Niewdzieczny psychopata – mruknal Panov.

– Moze wrocilibysmy do tematu? – przerwal im Bourne.

– Jestes bardzo nieuprzejmy, Davidzie.

– Jestem po prostu zniecierpliwiony. Masz cos przeciwko temu?

– W porzadku, tylko spokojnie – odezwal sie Conklin. – Wszyscy dzialamy w ogromnym napieciu, ale pewne rzeczy musimy ustalic. Kiedy skaptujemy Krupkina, jego pierwszym zadaniem bedzie ustalenie, czyj jest numer telefonu, ktory Gates podal Prefontaine'owi w Bostonie.

– Kto komu dal co gdzie? – zapytal ze zdumieniem psychiatra.

– Wtedy jeszcze nie bylo cie z nami, Mo. Prefontaine to wyrzucony z posady sedzia, ktory wpadl na slad

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату