Gatesa, jednego z ludzi Carlosa. Mowiac najkrocej, jak mozna, ten Gates podal naszemu sedziemu numer, pod ktorym rzekomo mozna w Paryzu zastac Szakala. Tymczasem Jasonowi rowniez udalo sie zdobyc telefon Szakala. Zupelnie inny. Nie ma jednak najmniejszej watpliwosci co do tego, ze tamten czlowiek, prawnik nazwiskiem Gates, wielo krotnie kontaktowal sie z Carlosem.

– Randolph Gates? Najwiekszy w calym Bostonie wielbiciel Dzyngis- chana?

– Ten sam.

– Swiety Jezu… Przepraszam, nie powinienem tak mowic, zwazywszy na moje pochodzenie, ale jestem cokolwiek zaskoczony.

– Wcale ci sie nie dziwie. Musimy sie dowiedziec, czyj to numer. Krupkin sie tym zajmie. To troche pogmatwane, przyznaje, ale jestem pewien, ze cos z tego wyjdzie.

– Troche pogmatwane? – powtorzyl Panov. – Szczerze mowiac, wolalbym ukladac arabska wersje kostki Rubika. A kto to wlasciwie jest ten sedzia Prefontaine? Brzmi jak nazwa marnego, mlodego wina.

– Ale to bardzo dobry, stary rocznik – odparla Marie. – Na pewno go polubisz. Moglbys spedzic kilka miesiecy, usilujac go zbadac, bo jest bardziej inteligentny od kazdego z nas i nic nie stracil na swej bystrosci mimo takich utrudnien jak alkoholizm, korupcja, utrata rodziny i pobyt w wiezieniu. To prawdziwy oryginal, Mo, a poza tym nie zwala winy za swoje nieszczescia na wszystkich dookola, jak zrobilaby wiekszosc ludzi w jego sytuacji. Ma takze wysmienite, ironiczne poczucie humoru. Gdyby w Departamencie Sprawiedliwosci pracowali ludzie z glowa na karku, natychmiast przywrociliby mu prawo wykonywania zawodu… Zdecydowal sie wystapic przeciwko Szakalowi wlasciwie tylko dlatego, ze ludzie Szakala chcieli zabic mnie i dzieci. Jest wart kazdego dolara, ktorego ewentualnie uda mu sie zarobic w drugiej rundzie, a ja dopilnuje, zeby bylo ich sporo.

– Wyrazasz sie nadzwyczaj zwiezle i tresciwie. Chcialas chyba po prostu powiedziec, ze go lubisz?

– Podziwiam go tak samo, jak podziwiam ciebie i Aleksa. Zdecydowaliscie sie podjac dla nas tak wielkie ryzyko…

– Moze wreszcie zajmiemy sie tym, co w tej chwili najwazniejsze? – przerwal jej gniewnym tonem Bourne. – Teraz nie interesuje mnie przeszlosc, tylko przyszlosc.

– Jestes nie tylko nieuprzejmy, kochanie, ale takze niewdzieczny.

– Niech i tak bedzie. Na czym skonczylismy?

– Na sedzim – odparl sucho Aleks, spogladajac na Jasona. – Ale o nim nie bedziemy teraz mowic, bo prawdopodobnie nie uda mu sie ujsc z zyciem z Bostonu… Jutro zadzwonie do motelu i powiem wam, na ktora godzine wyznaczylem spotkanie z Krupkinem. Zapamietajcie dokladnie, ile czasu zajmie wam dzisiaj droga powrotna, zebysmy potem nie petali sie po okolicy jak stado dzikich gesi. Jezeli ten tluscioch mowil prawde, zachwalajac swoja kuchnie, to Kruppiemu na pewno sie tutaj spodoba i bedzie wszystkim rozpowiadal, ze to on odkryl te knajpe.

– Kruppiemu?

– To dawne czasy.

– I lepiej sie w nie nie zaglebiac – dodal Panov. – Zapewniam was, ze nie chcielibyscie uslyszec nic ani o Stambule, ani o Amsterdamie. Ci dwaj to para zlodziejaszkow, i tyle.

– Wierze na slowo – odparla Marie. – Co potem, Aleks?

– Potem razem z Mo przyjedziemy taksowka do motelu, a stamtad ja z twoim mezem tutaj. Zadzwonimy do was po lunchu.

– A co z tym kierowca od Casseta? – zapytal Bourne, wpatrujac sie w Conklina zimnym, nieruchomym spojrzeniem.

– A co ma byc? Dostanie za dzisiejszy wieczor wiecej, niz moglby zarobic na tej swojej taksowce przez miesiac, i zniknie, jak tylko odwiezie nas do hotelu. Nie zobaczymy go wiecej na oczy.

– Chodzi mi o to, kogo on moze zobaczyc.

– Nikogo, jesli zalezy mu na tym, zeby zyc i w dalszym ciagu wysylac pieniadze rodzinie w Algierii. Przeciez mowilem ci, ze Casset osobiscie go zatrudnil. To pewniak.

– W takim razie, jutro… – rzekl ponuro Bourne. Spojrzal na Marie i Panova siedzacych po przeciwnej stronie stolu. – Macie zostac w motelu i nigdzie sie stamtad nie ruszac, rozumiecie?

– Wiesz, co ci powiem, David? – odparla Marie, prostujac sie na twardym drewnianym krzesle. – Mo i Aleks naleza do rodziny tak samo jak nasze dzieci, wiec moga to uslyszec. My wszyscy – wszyscy, rozumiesz? – staramy sie postepowac z toba najlagodniej, jak tylko mozna, ze wzgledu na okropne rzeczy, ktore przeszedles, ale nigdy nie zgodzimy sie na to, zebys pomiatal nami jak jakimis podrzednymi, niedorozwinietymi istotami, ktorym zdarzylo

sie znalezc w towarzystwie twojej swietlanej osoby, rozumiesz?

– Rozumiem. W takim razie proponuje, zebys wrocila do Stanow, gdzie nie bedziesz narazona na towarzystwo mojej swietlanej osoby. – Bourne wstal od stolu. – Jutro czeka mnie ciezki dzien, wiec musze troche sie przespac.

Pewien czlowiek, z ktorym nikt z nas nie moze sie nawet rownac, powiedzial mi kiedys, ze odpoczynek takze jest grozna bronia. Ja rowniez w to wierze… Bede czekal w samochodzie przez dwie minuty. Mozesz wybierac. Jestem pewien, ze Aleksowi uda sie jakos wyekspediowac cie z Francji.

– Ty sukinsynu! – syknela Marie.

– Niech i tak bedzie – odparl kameleon i wyszedl.

– Idz za nim! – szepnal do niej Panov. – Przeciez widzisz, co sie dzieje.

– Nie dam rady, Mo!

– Wiec nie dawaj, tylko z nim badz! Jestes jego jedyna nadzieja. Nie musisz nawet z nim rozmawiac, tylko badz przy nim!

– Znowu zamienia sie w bezlitosnego morderce…

– Nigdy nie podniesie na ciebie reki.

– Wiem o tym.

– W takim razie badz dla niego pomostem laczacym go z Davidem Webbem. To konieczne, Marie.

– Boze, ja go tak kocham! – wykrzyknela przez lzy Marie, zrywajac sie z miejsca, zeby pobiec za czlowiekiem, ktory kiedys byl jej mezem.

– Czy to byla sluszna rada, Mo? – zapytal Conklin.

– Nie mam pojecia, Aleks. Po prostu wydawalo mi sie, ze on nie powinien zostac sam z dreczacymi go koszmarami. Tak mi podpowiada zdrowy rozsadek, wcale nie moja wiedza ani doswiadczenie.

– Chwilami mowisz jak prawdziwy lekarz, wiesz o tym?

Algierska czesc Paryza lezy miedzy X i XI dzielnica; niskie budynki sa paryskie z wygladu, ale wypelniajace je odglosy i zapachy naleza do innego, arabskiego swiata. W waskie uliczki enklawy wjechala dluga czarna limuzyna z niewielkimi religijnymi emblematami na przednich drzwiach. Kiedy zatrzymala sie przed dwupietrowym budynkiem o drewnianej konstrukcji, wysiadl z niej stary ksiadz. Stanawszy przed drzwiami, przeczytal nazwiska lokatorow, po czym nacisnal guzik do jednego z mieszkan na pierwszym pietrze.

– Oui? – odezwal sie skrzeczacy glosnik prymitywnego domofonu.

– Przyslano mnie z ambasady amerykanskiej – odparl po francusku ubrany w duchowne szaty mezczyzna. Mowiac, popelnial typowe dla Amerykanow bledy gramatyczne. – Mam dla pana pilna wiadomosc, ale musze zostac przy samochodzie.

– Zaraz zejde – odparl Algierczyk zatrudniony przez Charlesa Basseta z Waszyngtonu. Trzy minuty pozniej wyszedl z budynku na waski chodnik i podszedl do poslanca, ktory stal przy limuzynie i zaslanial umieszczony na jej drzwiach symbol. – Dlaczego jest pan tak ubrany?

– Bo jestem ksiedzem, moj synu. Nasz wojskowy charge d'affaires chcial by zamienic z toba kilka slow.

– Zrobilbym dla was wiele, ale na pewno nie wstapie do waszej armii – rozesmial sie taksowkarz. Nachylil sie, by zajrzec do wnetrza samochodu. – Czym moge panu sluzyc, sir?

– Dokad zawiozles naszych ludzi? – zapytala skryta w cieniu postac na tylnym siedzeniu limuzyny.

– Jakich ludzi? – W glosie Algierczyka pojawila sie nuta niepokoju.

– Tych dwoch, ktorych kilka godzin temu zabrales z lotniska. Jeden kulal.

– Jezeli pan jest z ambasady, to chyba moze pan sam ich o to zapytac, prawda?

– Ty mi to powiesz!

Nagle zza samochodu wyszedl trzeci, poteznie zbudowany mezczyzna, doskoczyl blyskawicznie do nie spodziewajacego sie niczego Araba i uderzyl go w glowe gruba gumowa palka. Nastepnie wepchnal nieprzytomna

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату