– Przykro mi, Aleksiej, ale musimy jechac.
– Dokad? Przeciez dopiero co przyjechalismy.
– Do mieszkania przy Sadowej. To taki moskiewski Grand Boulevard, panie Bourne. Moze nie dorownuje Polom Elizejskim, ale nie jest wcale najgorszy. Carowie wiedzieli, jak trzeba budowac.
– A co tam jest? – pytal dalej Conklin.
– Komisarz numer jeden – wyjasnil Krupkin. – W tym mieszkaniu bedzie nasza kwatera glowna. Nie wie o niej nikt, z wyjatkiem nas pieciu. Zdaje sie, ze stalo sie cos waznego, bo mamy natychmiast tam sie zjawic.
– W zupelnosci mi to wystarczy – powiedzial Jason, odstawiajac na barek nie dopitego drinka.
– Dokoncz go – rzucil przez ramie Aleks, kustykajac do sypialni. – Musze sobie wyplukac mydlo z uszu i mocniej przywiazac noge.
Bourne poslusznie wzial szklanke do reki, obserwujac spod oka oficera KGB, ktory odprowadzil Conklina dziwnie smutnym, melancholijnym spojrzeniem.
– Znal go pan wczesniej, zanim stracil stope? – zapytal cicho Jason.
– O tak, panie Bourne. Znamy sie od dwudziestu pieciu… nie, dwudziestu szesciu lat. Stambul, Ateny, Rzym, Amsterdam… Byl niezwyklym przeciwnikiem. Obaj bylismy wtedy mlodzi, sprawni, wpatrzeni wylacznie w siebie, kazdy usilowal za wszelka cene dorosnac do wizerunku, ktory stworzyl sobie w wyobrazni… To dawne czasy. Bylismy naprawde dobrzy, moze mi pan wierzyc, on nawet lepszy, ale prosze mu tego nie powtarzac. Zawsze
potrafil spojrzec na wszystko z wiekszej perspektywy, ogarnac calosc sytuacji. Mysle, ze takze dzieki swemu rosyjskiemu pochodzeniu.
– Dlaczego uzyl pan slowa 'przeciwnik'? – zapytal Jason. – Zupelnie, jakbyscie byli sportowcami i brali udzial w jakichs igrzyskach. Czyzby nie byl wtedy po prostu panskim wrogiem?
Krupkin odwrocil raptownie swoja potezna glowa w strone Bourne'a. W szklanym spojrzeniu jego oczu nie bylo ani odrobiny ciepla.
– Oczywiscie, ze byl moim wrogiem, panie Bourne. Powiem nawet wiecej: nadal nim jest. Prosze nie brac moich slabostek za to, czym nie sa. Moje sklonnosci moga wplywac na ksztalt mych przekonan, ale nie zdolaja ich zmienic… Widzi pan, nie jestem katolikiem, ktory moze sie wyspowiadac, a nastepnie wstac od konfesjonalu i dalej grzeszyc, na przekor swojej wierze, ale ja tez wierze… Moj dziadek i babka zostali powieszeni – powieszeni – za
to, ze ukradli pare kurczakow z gospodarstwa nalezacego do ksiecia Roma nowa. Tylko nieliczni sposrod moich przodkow mieli szanse nauczyc sie choc by czytac i pisac, bo o zadnej prawdziwej edukacji nie moglo nawet byc mowy. Wielka Rewolucja Marksa i Lenina byla zaledwie pierwszym krokiem, ale we wlasciwym kierunku. Popelniono tysiace bledow, w tym wiele niewybaczalnych i tragicznych w skutkach, ale poczatek zostal zrobiony. Ja sam jestem tego najlepszym dowodem.
– Obawiam sie, ze nie rozumiem.
– Dlatego ze ani wy, ani wasi kiepscy intelektualisci nigdy nie byliscie w stanie zrozumiec tego, co my zrozumielismy od samego poczatku. 'Das Kapital', panie Bourne, przewidywal stopniowe dochodzenie do spoleczenstwa sprawiedliwego zarowno pod wzgledem ekonomicznym, jak i politycznym, ale nigdzie nie zostalo powiedziane nic o formie panstwa. Wiadomo tylko tyle, ze nie moze ono byc takie, jakie bylo.
– Szczerze mowiac, nie jestem specjalista w tej dziedzinie.
– Wcale nie musi pan nim byc. Przy odrobinie szczescia za sto lat bedzie pan socjalista, a my kapitalistami.
Z lazienki Aleksa przestal dochodzic szum wody.
– Prosze mi cos powiedziec – zwrocil sie Jason do Rosjanina. – Czy moglby pan go zabic?
– Oczywiscie. Tak samo jak on mnie, czyli z ogromnym bolem i tylko w razie absolutnej koniecznosci. Obaj jestesmy profesjonalistami i zdajemy sobie z tego sprawe, choc czesto nie budzi to naszego entuzjazmu.
– W takim razie nie jestem w stanie was zrozumiec.
– I niech pan nawet nie probuje, panie Bourne. Jeszcze pan do tego nie doszedl. Jest pan blisko, ale jeszcze troche brakuje.
– Czy moglby mi pan to wyjasnic?
– Dotarles do przelomowego momentu swojego zycia, Jason… Moge tak do ciebie mowic?
– Jasne.
– Masz teraz okolo piecdziesiatki, prawda?
– Zgadza sie. Za pare miesiecy skoncze piecdziesiat jeden. Co z tego?
– Aleksiej i ja przekroczylismy juz szescdziesiatke. Czy zdajesz sobie sprawe z tego, jaka to ogromna roznica?
– A skad niby mialbym wiedziec?
– Wiec pozwol, ze ci wyjasnie. W dalszym ciagu widzisz siebie jako mlodego czlowieka wykonujacego blyskawicznie i bezblednie wszystko, co sobie zaplanowal, i pod wieloma wzgledami masz racje. Jestes sprawny, bardzo silny – jednym slowem jestes panem wlasnego ciala. Jednak predzej czy pozniej nadejdzie taka chwila, kiedy cialo bedzie jeszcze sprawne, ale umysl przestanie byc zdolny do podejmowania natychmiastowych decyzji. Krotko mowiac, przestaniesz sie tak bardzo o siebie troszczyc, natomiast zaczniesz sie zastanawiac, czy powinienes sie cieszyc, czy martwic tym, ze udalo ci sie przezyc.
– Czy chcesz przez to powiedziec, ze jednak nie moglbys zabic Aleksa?
– Nie licz na to, Jasonie Bourne czy Davidzie jakis tam.
Do salonu wszedl Conklin. Utykal bardziej niz zwykle, a jego twarz byla wykrzywiona bolesnym grymasem.
– Chodzmy – powiedzial.
– Zle ja przypiales? – zapytal Jason. – Czy mam…
– Daj spokoj! – przerwal mu niecierpliwie Aleks. – Trzeba byc akrobata, zeby dosiegnac do tych wszystkich klamer i zatrzaskow.
Bourne zrozumial wymowke i postanowil zrezygnowac na przyszlosc z wszelkich prob pomocy przy mocowaniu protezy. Krupkin obrzucil Aleksa spojrzeniem, w ktorym wspolczucie walczylo o lepsze ze zdziwieniem i podziwem, i powiedzial:
– Samochod czeka na Swierdlowskiej, bo tam mniej rzuca sie w oczy. Kaze portierowi, zeby go sprowadzil przed wejscie.
– Dziekuje – odparl z wdziecznoscia Conklin.
Ekskluzywne mieszkanie przy ulicy Sadowej miescilo sie we wzniesionym z kamienia starym budynku, ktory podobnie jak hotel Metropol dawal wyobrazenie o architektonicznych gustach obowiazujacych w cesarstwie rosyjskim u schylku ubieglego stulecia. Apartamenty sluzyly glownie przybywajacym z dluzszymi lub krotszymi wizytami dygnitarzom i byly specjalnie do tego przygotowane, to znaczy mialy zainstalowane urzadzenia podsluchowe, dozorcy zas, portierzy i sprzatajace kobiety albo pracowali dla KGB, albo byli czesto przez KGB przesluchiwani. Sciany pokoi okrywal czerwony welur, a ozdobne meble pamietaly jeszcze czasy ancient regime. W salonie, po prawej stronie ogromnego kominka, stal przedmiot jakby przeniesiony z koszmarnego snu dekoratora wnetrz: wielka, czarna jak noc szafka, a w niej telewizor i stojace jeden nad drugim magnetowidy, kazdy na inny rodzaj kaset.
Drugim elementem, ktory zupelnie nie pasowal do wystroju pomieszczenia i z cala pewnoscia mogl obrazic poczucie estetyki dawnych ksiazat, byl mocno zbudowany mezczyzna w wymietym, rozchelstanym i poplamionym jedzeniem mundurze. Mezczyzna mial nalana twarz i krotko ostrzyzone wlosy, a rzucajacy sie natychmiast w oczy brak jednego z przednich zebow i brudnozolty kolor pozostalych swiadczyly jednoznacznie o braku zaufania do radzieckich stomatologow. Twarz, podobnie jak i cala postac, zdradzala prostego chlopa; wrazenie to potwierdzaly chytrze zmruzone, niezbyt bystre oczy.
– Moj angielski nie bardzo dobry – poinformowal nowo przybylych komisarz numer jeden, skinawszy im glowa – ale wszystko rozumiem. Dla was nie mam nazwisko ani pozycja. Mowcie mi pulkownik, tak? Ja jestem wiecej, ale wszyscy Amerykanie mysla, ze u nas w Komitecie kazdy jest pulkownik, da? Okay?
– Mowie po rosyjsku – odparl Aleks. – Jesli pan woli, mozemy rozmawiac w tym jezyku, a ja bede wszystko tlumaczyl mojemu koledze.
– Ha, ha! – ryknal smiechem pulkownik. – Krupkin nie moze was oszukac, tak?
– Rzeczywiscie, nie moze.
– To dobrze. On mowi za szybko, da? Nawet w rosyjski jego slowa leca jak kule.