– Jezeli pan w to wierzy, ksieze, to znaczy, ze nie zna pan KGB – zauwazyl otyly mezczyzna z dzialu zaopatrzenia armii.

– Nie znam?! – ryknal Carlos, przyciskajac z calej sily do ciala lewa reke, w ktorej pojawilo sie niemozliwe do opanowania drzenie. – Znam je na wylot, wszystkie jego tajemnice! Mam tomy dokumentow dotyczacych wszystkich waznych osobistosci na swiecie, wszystkich przywodcow i liczacych sie politykow! Mam informatorow wszedzie, w kazdym kraju!

– Ale nie ma pan juz Rodczenki. – Otyly mezczyzna takze wstal z krzesla. – A w dodatku odnioslem wrazenie, ze wcale pana nie zaskoczyla ta wiadomosc.

– Co takiego?

– Pierwsza rzecza, jaka robi codziennie wiekszosc z nas, a moze nawet wszyscy, jest wlaczenie radia. Najczesciej slyszymy w kolko te same glupoty, ale jest w nich cos uspokajajacego. Wszyscy wiedzielismy o smierci Rodczenki… Wszyscy z wyjatkiem ciebie, ksieze, a kiedy powiedziala ci o tym nasza dama z telewizji, nie byles wcale zaskoczony, nawet sie nie zdziwiles…

– Oczywiscie, ze bylem zaskoczony! – wykrzyknal Szakal. – Nie rozumiecie, ze po prostu zawsze potrafie sie opanowac? Wlasnie dlatego potrzebuja mnie i ufaja mi wszyscy przywodcy swiatowego marksizmu.

– To juz przestalo byc modne – mruknela kobieta z uczesanymi w kok wlosami. Ona rowniez wstala z miejsca.

– Co pani powiedziala? – Glos Carlosa zamienil sie w ochryply, donosny szept. – Jestem monseigneurem z Paryza. Niczego w zamian nie zadajac, zapewnilem wam spokojne, dostatnie zycie, czyli znacznie wiecej, niz moglibyscie oczekiwac, a wy teraz osmielacie sie watpic w moje slowa? Skad bym wiedzial o tym, co wiem, skad mialbym te informacje, ktore teraz chce wam przekazac, gdybym nie nalezal do najwazniejszych ludzi w Moskwie?!

Nie zapominajcie o tym, kim jestem!

– Wlasnie o to chodzi, ze nie wiemy, kim pan jest! – odparl jeden z tych mezczyzn, ktorzy do tej pory nie zabierali glosu. Rowniez jego garnitur byl czysty i starannie wyprasowany, ale uszyto go znacznie lepiej niz pozostale. Takze twarz mezczyzny roznila sie od innych: byla nieco bledsza, a oczy bardziej myslace. Mowiac, zdawal sie starannie dobierac kazde slowo. – Wie my tylko tyle, ze kaze pan zwracac sie do siebie jak do osoby duchownej, bo jak dotad nie ujawnil nam pan swojej tozsamosci i zdaje sie, ze nie ma pan najmniejszego zamiaru tego uczynic. Co do tych pana rzekomych rewelacji, to identyczne zarzuty przeciw zwierzchnikom moglby pan uslyszec dokladnie w kazdym departamencie i centralnym urzedzie tego kraju. Nie uslyszelismy nic nowego, wiec…

– Jak smiesz?! ryknal Szakal. Na szyi wystapily mu nabrzmiale, pulsujace zyly. – Kim jestes, ze osmielasz sie mowic do mnie w ten sposob? Do mnie, monseigneura z Paryza, prawdziwego syna rewolucji!

– Jestem sedzia, pracujacym w Departamencie Sprawiedliwosci, towarzyszu monseigneur, i zarazem znacznie mlodszym produktem tejze rewolucji. Byc moze nie znam szefow KGB, ktorzy, jak pan twierdzi, sa panskimi po plecznikami, ale znam kary, na jakie sie narazimy, biorac sprawy we wlasne rece, zamiast doniesc o wszelkich nieprawidlowosciach w pracy naszych zwierzchnikow powolanym do tego organom. Te kary sa na tyle surowe, ze zawahalbym sie, czy podjac jakiekolwiek kroki, dysponujac zaledwie czyimis nie potwierdzonymi nigdzie zarzutami. Wcale niewykluczone, ze sa to jedynie

wymysly sfrustrowanych urzednikow zajmujacych stanowiska znacznie nizsze od naszych… Szczerze mowiac, te materialy wcale mnie nie interesuja. Wole ich nawet nie widziec, zeby potem nie byc zmuszonym do skladania zeznan, ktore moglyby niekorzystnie wplynac na dalszy przebieg mojej kariery.

– Jestes tylko nedznym, nic nie znaczacym prawnikiem! – wrzasnal morderca w sutannie, kurczowo zaciskajac piesci. – Wy wiecie, jak przewracac wszystko na druga strona! Jestescie jak choragiewki na wietrze!

– Ladnie powiedziane – zauwazyl z usmiechem sedzia. – Tyle tylko, ze nie pan to wymyslil.

– Nie zniose dluzej tej niewybaczalnej bezczelnosci!

– Nie musicie, towarzyszu ksieze, bo juz wychodze i radze zrobic to samo wszystkim pozostalym.

– Ty smiesz…

– Oczywiscie, ze tak – przerwal mu pracownik Departamentu Sprawiedliwosci i dodal zartobliwie: – Niewykluczone, ze musialbym sam siebie oskarzac, a jestem w tym zbyt dobry.

– Pieniadze! – wyskrzeczal Carlos. – Dalem wam setki, tysiace dolarow!

– A gdzie dowody? – zapytal z niewinna mina prawnik. – Pan sam zatroszczyl sie o to, zeby zadnych nie bylo. Zwyczajne, szare koperty, ktore znajdowalismy w skrzynkach na listy lub szufladach biurek… Czy mysli pan, ze ktos przyzna sie, ze je tam podkladal? Na pewno nie, bo to z daleka pach nie Lubianka. Zegnam, towarzyszu monseigneur.

Sedzia odstawil krzeslo pod sciane i ruszyl w kierunku drzwi.

Jedna za druga czynily to rowniez pozostale osoby. Kazdy, nim sie odwrocil do wyjscia, obrzucal dluzszym lub krotszym spojrzeniem tajemniczego czlowieka, ktory w tak niezwykly sposob naruszyl ich spokoj. Wszyscy zdawali sie przeczuwac, ze jego zycie nie potrwa juz dlugo, a zakoncza je gwaltowne, straszne wydarzenia.

Ale z pewnoscia nikt nie byl przygotowany na to, co sie stalo. Zabojca w sutannie nagle wyprostowal sie, jakby dzgniety nozem, jego oczy zaplonely szalenczym ogniem, ktory ugasic mogla tylko brutalna, okrutna zemsta na niedowiarkach, osmielajacych sie podawac w watpliwosc szczerosc jego intencji. Szakal jednym gwaltownym ruchem zmiotl ze stolu wzgardzone dokumenty, po czym rzucil sie w lewo, do stosu starych czasopism, i wyszarpnal spod niego pistolet maszynowy.

– Stojcie! – ryknal. – Wszyscy stojcie!

Nikt jednak nie posluchal; tego juz bylo dla niego za wiele. Pekla watla tama powstrzymujaca napor szalonej nienawisci i morderca nacisnal spust. Pomieszczenie wypelnil grzechot strzelajacej ogniem ciaglym broni, swist rykoszetujacych od scian pociskow i przerazliwe krzyki konajacych ludzi. Carlos rzucil sie do drzwi, ani na chwile nie przestajac naciskac spustu, i wybiegl na ulice, koszac bezlitosnie tych, ktorzy zdazyli sie tam wydostac.

– Zdrajcy! Smiecie! – ryczal wsciekle, przeskakujac w biegu ciala zabitych ludzi. Potem wskoczyl do samochodu odebranego wczesniej agentom KGB, uruchomil silnik i ruszyl z piskiem opon z miejsca. Skonczyla sie noc. Powoli wstawal nowy dzien.

Telefon nie zadzwonil, tylko doslownie wybuchnal przerazliwym terkotem. Aleks Conklin raptownie poderwal glowe z poduszki i otrzasajac z powiek resztki snu, siegnal do stojacego na nocnym stoliku aparatu.

– Slucham – powiedzial, nie majac wcale pewnosci, czy przypadkiem nie trzyma na odwrot sluchawki.

– Aleksiej, uwazaj! Nie wpuszczajcie nikogo do pokoju i miejcie bron w pogotowiu!

– Krupkin…? O czym ty mowisz, do cholery?

– Wsciekly pies szaleje po Moskwie. – Carlos?

– Kompletnie zwariowal. Zabil Rodczenke i dwoch naszych agentow, ktorzy go sledzili. O czwartej rano pewien chlop znalazl ich ciala na polu – zdaje sie, ze obudzilo go szczekanie psow, ktore zwietrzyly swieza krew,

– Boze, on rzeczywiscie oszalal… Ale dlaczego myslisz, ze…

– Jeden z agentow byl torturowany, nim zginal – wpadl mu w slowo Krupkin, uprzedzajac pytanie. – To on wiozl nas z lotniska do hotelu. Byl synem mojego dobrego kolegi ze studiow – porzadny mlody czlowiek, ale zupelnie nie przygotowany na to, co go spotkalo.

– Sugerujesz, ze mogl powiedziec Carlosowi o naszym przyjezdzie?

– Tak… Ale to jeszcze nie wszystko. Mniej wiecej godzine temu na ulicy Wawilowa osiem osob zginelo od kul pistoletu maszynowego. Mowie ci, prawdziwa masakra. Jedna z kobiet, dziennikarka telewizyjna, zdazyla wyszeptac przed smiercia, ze zabojca byl czlowiek w sutannie, ktory przyjechal z Paryza i kazal sie tytulowac monseigneur.

– Boze! – wykrzyknal Conklin, siadajac na krawedzi lozka i wpatrujac sie z oslupieniem w kikut swojej prawej stopy. – To byla jego kadra…

– Rzeczywiscie, byla – zgodzil sie Krupkin. – Nie wiem, czy pamietasz, ale wspomnialem ci kiedys, ze opuszcza go przy pierwszej okazji.

– Musze zawiadomic Jasona…

– Zaczekaj! Posluchaj, Aleksiej…

– Tak? – Conklin siegnal po proteze, przyciskajac sluchawke broda dopiersi.

– Utworzylismy specjalny oddzial, kobiety i mezczyzni, wszyscy w cywilu i uzbrojeni. Wlasnie otrzymuja dokladne instrukcje i wkrotce powinni tam byc.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату