Szakal wrzasnal; byl to rozpaczliwy ryk trafionego zwierzecia. Bourne rzucil sie z powrotem do niszy, przez ulamek sekundy zdekoncentrowany odglosami dobiegajacymi z dzialajacego ni stad, ni zowad automatu z lodami. Wepchnawszy sie w ciasna szczeline, zaczal wysuwac ostroznie glowe poza chroniacy go zalom sciany, ale wlasnie w tej chwili na korytarzu rozpetalo sie istne pieklo. Niczym wsciekle, osaczone zwierze Carlos krecil sie z zawrotna szybkoscia dookola wlasnej osi, zaciskajac caly czas palec na spuscie pistoletu, jakby staral sie odepchnac ulewa pociskow niewidoczne, napierajace zewszad na niego sciany. Z drugiego konca korytarza dobiegly dwa przerazliwe krzyki, meski i kobiecy; jakas para zostala ranna lub zabita jedna z wystrzeliwanych na oslep serii.

– Padnij! – ryknal z wnetrza apartamentu Conklin. – Kryj sie! Pod sciane!

Bourne posluchal instynktownie, nie rozumiejac dlaczego, wiedzial tylko tyle, ze ma sie skulic w klebek i oslonic glowe. Za rog! W chwili, kiedy tam sie rzucil, scianami zakolysala pierwsza eksplozja, a zaraz potem druga, znacznie glosniejsza, w samym korytarzu. Granaty!

Dym zmieszal sie z opadajacym tynkiem i potrzaskanym szklem. Strzaly! Dziewiec, jeden po drugim… Graz buria! Aleks! Jason poderwal sie z podlogi i wypadl zza zakretu korytarza. Conklin stal w drzwiach apartamentu przy przewroconym stoliku; wyrzucil pusty magazynek, a teraz rozpaczliwie przetrzasal kieszenie w poszukiwaniu nastepnego.

– Nie mam! – krzyknal z gniewem na widok Bourne'a. – Uciekl za rog, w nastepny korytarz, a ja nie mam czym strzelac!

– Za to ja mam, a w dodatku jestem szybszy od ciebie – odparl Jason, zmieniajac magazynek w swoim pistolecie. – Wracaj do pokoju i zadzwon na dol. Powiedz im, zeby usuneli wszystkich ludzi.

– Krupkin kazal…

– Nic mnie nie obchodzi, co kazal! Powiedz, zeby unieruchomili windy, zabarykadowali schody i trzymali sie z daleka od tego pietra.

– Rozumiem, ale…

– Zrob to!

Bourne popedzil przed siebie korytarzem. Kiedy dotarl do lezacej na podlodze pary, dostrzegl, ze mezczyzna i kobieta jednak sie poruszaja, choc obydwoje byli ranni.

– Sprowadz pomoc! – krzyknal przez ramie do Aleksa, ktory kustykajac, przeciskal sie wlasnie obok przewroconego stolika. – Oni zyja! Niech ida tymi schodami! – dodal, wskazujac na oznaczone zielona strzalka drzwi: po przeciwnej stronie korytarza. – Tylko tymi, rozumiesz?

Rozpoczelo sie polowanie, znacznie utrudnione przez fakt, ze wiadomosc o strzelaninie na dziewiatym pietrze rozeszla sie po niemal calym hotelu. Nie trzeba bylo wielkiej wyobrazni, zeby zobaczyc za zamknietymi drzwiami przerazonych odglosem bliskiej kanonady ludzi, nakrecajacych rozpaczliwie numer recepcji i wzywajacych pomocy. Szanse na dyskretne uzycie przebranej w cywilne ubrania grupy operacyjnej zniknely w chwili, gdy Carlos po raz pierwszy nacisnal spust pistoletu.

Gdzie mogl teraz byc? Na drugim koncu dlugiego korytarza znajdowaly sie jeszcze jedne schody, ale idac w ich kierunku, mijalo sie co najmniej pietnascie drzwi do pokojow. Carlos nie byl glupcem; zraniony wykorzysta kazda taktyke, jaka zdazyl wyprobowac podczas trwajacej juz kilka dziesiatkow lat walki o przetrwanie, zrobi wszystko, zeby zabic tego, na ktorego smierci zalezalo mu bardziej niz na wlasnym zyciu. Potem moze juz zginac… Bourne uswiadomil sobie niespodziewanie, ze jego analiza jest stuprocentowo trafna, bo opisujac Szakala, myslal jednoczesnie o sobie. Jak to okreslil stary Fontaine na Wyspie Spokoju? Siedzieli wtedy obaj na poddaszu i obserwowali przechodzaca kolo pensjonatu procesje ksiezy, wiedzac o tym, ze jeden z nich zostal kupiony przez Szakala. 'Dwa starzejace sie lwy, ktore walcza wsciekle ze soba, nie przejmujac sie ani troche tym, kto zginie razem z nimi' – tak wlasnie powiedzial czlowiek, ktory oddal swoje zycie za kogos zupelnie obcego tylko dlatego, ze jego wlasne nie mialo juz sensu, odkad umarla kobieta, ktora kochal. Zblizajac sie ostroznie do pierwszych drzwi po lewej stronie, Jason zastanawial sie, czy potrafilby postapic tak samo. Bardzo chcial zyc, oczywiscie z Marie i dziecmi, ale gdyby jej zabraklo… Czy zycie przedstawialoby wtedy dla niego jakas wartosc? Czy mialby dosc odwagi, zeby z niego zrezygnowac, gdyby dostrzegl w jakims czlowieku czastke dawnego siebie?

Nie mial teraz czasu na takie rozwazania. Zastanawiaj sie nad tym kiedy indziej, Davidzie! Nie jestes mi teraz potrzebny, slaby, miekki sukinsynu. Odejdz ode mnie! Poluje na drapieznego ptaka, ktorego chcialem zdobyc od trzynastu lat. Ma ostre szpony i wiele istnien ludzkich na sumieniu, a teraz chcial zniszczyc te, ktore sami – tobie – najdrozsze. Odejdz!

Plamy krwi, blyszczace na ciemnobrazowej wykladzinie w przycmionym swietle podsufitowych lamp. Bourne przykleknal i dotknal jednej palcem; byla mokra i zostawila na jego skorze czerwony slad. Plamy mijaly pierwsze drzwi, potem drugie, caly czas trzymajac sie lewej strony korytarza; nagle ich uklad zmienil sie – teraz byly rozrzucone zygzakiem, mniej regularne, jakby ranny odnalazl krwawiace miejsce i przycisnal je reka, wstrzymujac czesciowo uplyw krwi. Szoste drzwi… Siodme… Slad nagle zniknal! Nie, niezupelnie: cienka, ledwo dostrzegalna struzka skrecala w lewo, a tuz przy klamce widniala delikatna, rozmazana smuga czerwieni. Osme drzwi po lewej stronie korytarza, nie dalej niz piec metrow od wyjscia na schody. Carlos byl w tym pokoju, a razem z nim jakis niewinny czlowiek, ktory tam mieszkal.

Teraz wszystko zalezalo od precyzji. Kazdy ruch, kazda czynnosc musiala byc wykonana z mysla o pojmaniu lub zabiciu przeciwnika. Starajac sie oddychac mozliwie spokojnie i opanowac drzenie napietych do granic wytrzymalosci miesni, Bourne cofnal sie bezszelestnie korytarzem na mniej wiecej trzydziesci krokow od podejrzanych drzwi. Nagle znieruchomial, bo do jego uszu dotarly dochodzace z mijanych pokoi stlumione pochlipywania i przerazone jeki. Z zainstalowanych we wszystkich pomieszczeniach hotelu glosnikow dobiegaly uspokajajace polecenia, sformulowane nieco lagodniej od tych, jakie przekazal Jasonowi i Aleksowi Krupkin: 'Prosimy o pozostanie w pokojach i niewpuszczanie nikogo do srodka. Nasi ludzie juz opanowali sytuacje'. 'Nasi ludzie', nie 'milicja' ani 'wladze', bo te slowa nieodmiennie wywolywaly panike… A wlasnie na wywolaniu paniki czlowiekowi, ktory byl kiedys Delta Jeden, najbardziej w tej chwili zalezalo. Panika i zamieszanie – odwieczni sprzymierzency mysliwych polujacych zarowno na zwierzeta, jak i na ludzi.

Uniosl pistolet, wycelowal w jedna z ozdobnych, wiszacych pod sufitem lamp i nacisnal dwa razy spust.

– Tutaj! Ten w czarnym ubraniu! – krzyknal co sil w plucach, prawie zagluszajac donosny trzask rozpryskujacego sie szkla.

Starajac sie czynic jak najwiecej halasu, pobiegl korytarzem w kierunku wyjscia, a mijajac drzwi naznaczone krwawa smuga, wrzasnal ponownie:

– Schody! Wybiegl na schody!

Celnym strzalem roztrzaskal trzecia lampe; korzystajac z donosnego loskotu, zawrocil raptownie, dla nadania sobie wiekszej predkosci odbil sie od sciany i uderzyl calym ciezarem rozpedzonego ciala w drzwi. Ustapily od razu, wpadajac do srodka razem z zawiasami, a on runal do wnetrza pokoju i przeturlal sie po podlodze z bronia gotowa do strzalu.

Pomylil sie! Zrozumial to w ulamku sekundy; role ulegly odwroceniu, teraz on byl zwierzyna! Gdzies na zewnatrz otworzyly sie inne drzwi – nie slyszal tego, tylko wyczul – wiec zaczal sie blyskawicznie toczyc w prawa strone, rozbijajac po drodze sprzety. Jego szeroko otwarte oczy zarejestrowaly nieruchomy jak fotografia obraz dwojga starszych ludzi, tulacych sie do siebie w kacie pomieszczenia.

Ubrana na bialo postac wpadla raptownie do pokoju, zataczajac szerokie polkola trzymanym w dloniach, terkoczacym wsciekle pistoletem maszynowym. Bourne rzucil sie w kierunku przeciwleglej sciany, wiedzac, ze jeszcze co najmniej pol sekundy bedzie w polu martwego ognia, i oddal jeden za drugim kilka strzalow w kierunku napastnika.

Trafil! Szakal dostal w prawe ramie! Bron wypadla mu z reki, wytracona sila uderzenia pocisku; Carlos zacisnal lewa dlon na otwartej ranie, odwrocil sie w blyskawicznym polobrocie i z calej sily kopnal stojaca lampe w kierunku Jasona.

Bourne ponownie nacisnal spust, czesciowo oslepiony lecaca na niego masa, lecz tym razem chybil. Natychmiast ponowil probe, ale zamiast donosnego huku uslyszal tylko suchy, metaliczny szczek; magazynek byl pusty! Niewiele myslac, rzucil sie w kierunku lezacej na podlodze broni Szakala, lecz odziany w biala szate Carlos odwrocil sie i wybiegl przez roztrzaskane drzwi na korytarz. Jason zlapal pistolet maszynowy, jednak kiedy zrywal sie na nogi, by ruszyc w pogon, kolano odmowilo mu posluszenstwa, uginajac sie miekko pod jego ciezarem. Boze! Doczolgal sie do lozka i przetoczyl po nim na druga strone, do stojacego na szafce telefonu, tylko po to, by ujrzec, ze z aparatu pozostaly tylko zalosne szczatki. Carlos rzeczywiscie myslal o wszystkim, staral sie

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату