– To ja bylem w panstwa pokoju kilka minut temu…
– Tak, oczywiscie! – przerwala mu kobieta. – Ogromnie panu dziekuje! Lekarz juz tu jest i mowi, ze…
– Musze sie czegos dowiedziec, natychmiast! Czy wozi pani ze soba treski albo peruki?
– Chyba sam pan przyzna, ze to dosyc impertynenckie pytanie…
– Droga pani, nie mam teraz czasu na uprzejmosci! Musze wiedziec! Wozi pani czy nie?
– No… Owszem. To zadna tajemnica, wiedza o tym wszyscy nasi przyjaciele i nie maja mi za zle tej slabostki. Widzi pan, cierpie na cukrzyce i moje biedne, siwe wlosy robia sie coraz rzadsze…
– Czy jedna z peruk jest ruda?
– Tak. Dosc czesto je zmieniam, bo lubie…
Bourne odlozyl z trzaskiem sluchawke i spojrzal na Krupkina.
– Wymknal sie, sukinsyn! To byl Carlos!
– Za mna, szybko! – rzucil Krupkin. Popedzili we dwoch przez pusty hol do biurowej czesci hotelu. Kiedy wpadli do ambulatorium, zatrzymali sie jak wryci, porazeni widokiem, jaki ukazal sie ich oczom.
Na podlodze i stole zabiegowym walaly sie zuzyte strzykawki, strzepy bandazy i waty, jakby ktos w wielkim pospiechu robil opatrunek. Obaj mezczyzni jednak ledwo to zarejestrowali, bo ich uwaga byla zwrocona gdzie indziej. Mloda pielegniarka lezala bezwladnie w fotelu, gardlo miala poderzniete, a na jej nieskazitelnie bialym fartuchu zasychala powoli ogromna plama krwi.
Dymitr Krupkin rozmawial przez telefon, siedzac przy stoliku w salonie. Aleks Conklin usadowil sie na ozdobnej kanapie i masowal sobie prawa lydka, a Bourne stal przy oknie, spogladajac na Prospekt Marksa. Aleks i Dymitr wymienili porozumiewawcze spojrzenia i usmiechneli sie lekko; stanowili pare godnych siebie przeciwnikow w pozbawionym konca i sensu konflikcie. Mogli wygrywac lub przegrywac bitwy, ale zasadnicze, filozoficzne kwestie pozostawaly nie rozstrzygniete.
– W takim razie moge przyjac, ze uzyskalem wasza zgode, towarzyszu – mowil Krupkin po rosyjsku. – Nie bede ukrywal, ze mam zamiar trzymac was za slowo… Oczywiscie, ze nagrywam nasza rozmowe. A czy wy postapilibyscie inaczej…? No, wlasnie. Obaj znamy doskonale zarowno nasze obowiazki, jak i zasieg odpowiedzialnosci, wiec pozwolcie, ze jeszcze raz wszystko powtorze. Ten czlowiek jest powaznie ranny, dla
tego poinformowalismy wszystkich taksowkarzy, lekarzy i szpitale w Moskwie i okolicach. Milicja ma opis skradzionego samochodu, a gdyby go zauwazyli, maja natychmiast meldowac wam osobiscie. Trzeba podkreslic, ze niewykonanie rozkazu oznacza dlugotrwaly pobyt na Lubiance… Znakomicie. Jak rozumiem, wszystko jest jasne, i spodziewam sie, ze dacie mi znac, jak tylko czegos sie dowiecie, tak…? Nie denerwujcie sie, bo dostaniecie zawalu serca, towarzyszu… Owszem, zdaje sobie sprawe, ze jestescie moim przelozonym, ale przeciez zyjemy w bezklasowym spoleczenstwie, czyz nie tak? Traktujcie to jako zyczliwa rade od doswiadczonego podwladnego. Zycze wam milego dnia… Nie, to nie pogrozka, tylko uprzejme pozdrowienie, ktore przyswoilem sobie w Paryzu. Zdaje sie, ze wymyslili je w Ameryce. – Krupkin odlozyl sluchawke i westchnal z glebi piersi. – Czasem zaluje, ze nie mamy juz starej, wyksztalconej arystokracji.
– Lepiej nie mow tego glosno – poradzil mu Conklin, po czym wskazal ruchem glowy na telefon. – Rozumiem, ze na razie nic nie wiadomo?
– Nic, co by nas bezposrednio dotyczylo, ale wyszla na jaw bardzo interesujaca, choc makabryczna sprawa.
– W takim razie domyslam sie, ze ma jakis zwiazek z Carlosem?
– I to niemaly. – Krupkin potrzasnal lekko glowa. Jason odwrocil sie od okna i spojrzal na niego. – Kiedy przyjechalem do biura, znalazlem w gabinecie osiem duzych kopert, z ktorych tylko jedna zostala otwarta. Milicja znalazla je na Wawilowa, a kiedy zobaczyli, co jest w jednej, podrzucili mi, zeby nie miec z tym nic do czynienia.
– A co tam bylo? – zapytal Aleks i zarechotal pod nosem. – Kopie dokumentow stwierdzajacych ponad wszelka watpliwosc, ze wszyscy czlonkowie Biura Politycznego to pedaly?
– Mozliwe, ze wcale sie nie mylisz – wtracil sie Jason. – Ludzie, z ktorymi spotkal sie na Wawilowa, stanowili jego moskiewska kadre. Albo chcial im pokazac, co ma na nich, albo przygotowac do walki z innymi.
– To drugie – wyjasnil Krupkin. – W kopertach znajdowaly sie staran nie zebrane, wrecz niewiarygodne zarzuty dotyczace najwazniejszych osob w kilku departamentach.
– On ma nieprzebrane zasoby takich oskarzen. Zawsze dzialal w ten sposob. Wlasnie dzieki temu udawalo mu sie umieszczac swoich agentow tam, gdzie nikt by sie ich nie spodziewal.
– Chyba mnie nie zrozumiales, Jason – odparl oficer KGB. – Mowiac niewiarygodne mialem na mysli wlasnie to, ze nie sposob w nie uwierzyc. To czyste wariactwo.
– Do tej pory nigdy sie nie mylil. Na twoim miejscu nie stawialbym zbyt duzych pieniedzy na to, co przed chwila powiedziales.
– Jestem gotow postawic wszystko, co mam, i spodziewam sie wygranej. Wiekszosc tych informacji to zwykle, niewybredne plotki, ale sa wsrod nich takze kompletne bzdury, przeklamania dotyczace zarowno czasu i miejsca opisywanych wydarzen, jak i funkcji albo nawet tozsamosci niektorych osob. Na przyklad Departament Transportu miesci sie przecznice dalej niz wynikaloby z zawartosci jednej z kopert, a jeden z dyrektorow departamentu jest ozeniony z zupelnie inna kobieta. Ta, o ktorej wspomina sie w dokumencie, jest ich corka i od szesciu lat przebywa na Kubie. Czlowiek wymieniony jako szef Radia Moskwa i oskarzony doslownie o wszystko, z wyjatkiem sodomii, umarl prawic rok temu i byl bardzo wierzacy. Znajomi podejrzewali, ze najchetniej zostalby popem… Te przeklamania tak bardzo rzucaja sie w oczy, ze wychwycilem je zaledwie w ciagu paru minut, ale jestem pewien, ze znalazlbym ich jeszcze cala mase.
– Chcesz przez to powiedziec, ze ktos wcisnal Carlosowi falszywe materialy? – zapytal Conklin.
– Falszywe to malo powiedziane. One sa po prostu kuriozalne. Zaden sad w tym kraju nie sluchalby takich oskarzen dluzej niz dwie minuty. Ten, kto mu ich dostarczyl, chcial miec pewnosc, ze nigdy nie beda mogly zostac wykorzystane.
– Rodczenko? – podsunal Bourne.
– Nikt inny nie przychodzi mi na mysl. Grigorij – teraz mowie o nim Grigorij, ale nigdy nie zwracalem sie do niego inaczej niz towarzyszu generale – byl nie tylko doskonalym strategiem i oddanym marksista, ale takze typem czlowieka, ktory potrafi wyjsc calo z kazdego niebezpieczenstwa.
Mial obsesje na punkcie sprawowania kontroli nad wszystkim i wszystkimi, a mozliwosc kontrolowania poczynan slynnego Szakala w imie interesow ojczyzny musiala stanowic dla niego powod nie lada dumy. A jednak Szakal zabil go strzalami w gardlo – dlatego, ze Rodczenko go zdradzil, czy dlatego, ze byl zbyt malo ostrozny? Nigdy sie nie dowiemy. – Zadzwonil telefon; Krupkin chwycil blyskawicznie sluchawke i przycisnal ja do ucha. – Da? – Dal znak Aleksowi, zeby ten zabral sie do przypinania protezy. – Sluchajcie mnie uwaznie, towarzyszu – powiedzial po rosyjsku. – Milicja ma nie interweniowac, a przede wszystkim niech sie trzyma od niego z daleka. Poslijcie tam jakis zwykly samochod, zeby zastapil radiowoz. Czy wszystko jasne…? To dobrze. Nawiaze lacznosc na czestotliwosci moreny.
– Udalo sie? – zapytal Bourne, odsuwajac sie od okna. Dymitr odlozyl z trzaskiem sluchawke.
– I to jak! – odparl. – Zlokalizowano go na ulicy Nemczinowka. Jedzie w kierunku Odincowa.
– Nic mi to nie mowi. Co jest w tym Odincowie czy jak to sie nazywa?
– Nie wiem dokladnie, ale nalezy przyjac, ze on wie. Pamietajcie, ze zna Moskwe i okolice. Odincowo to cos w rodzaju uprzemyslowionego przedmiescia, mniej wiecej trzydziesci piec minut drogi od centrum…
– Niech to szlag trafi! – ryknal Aleks, szarpiac sie z paskami podtrzymujacymi proteze.
– Pozwol, ze ja to zrobie powiedzial Jason tonem nie znoszacym sprzeciwu i zajal sie opornymi wiazaniami. – Dlaczego Carlos ciagle uzywa waszego samochodu? – zapytal Krupkina. – W ten sposob duzo ryzykuje, a to do niego niepodobne.
– Nie ma wielkiego wyboru. Doskonale wie o tym, ze prawie wszyscy taksowkarze wspolpracuja z nami lub z milicja, a on jest powaznie ranny i chyba bez broni, bo gdyby bylo inaczej, na pewno by z niej skorzystal. Nie da rady sterroryzowac kierowcy ani ukrasc innego samochodu… Poza tym Nemczinowka jest malo uczeszczana i daleko od centrum. To czysty przypadek, ze udalo sie go tam zauwazyc.
– Chodzmy stad wreszcie! – wykrzyknal Conklin, zirytowany zarowno troskliwoscia Jasona, jak i wlasna nieporadnoscia. Zerwal sie z kanapy, za chwial, gniewnie odtracil dlon Krupkina i ruszyl do drzwi. – Tracimy tylko czas. Mozemy rozmawiac w samochodzie.
Morena, odezwij sie. – Krupkin siedzial w samochodzie obok kierowcy, z reka na pokretle strojenia nadajnika, i mowil po rosyjsku do mikrofonu. – Morena, odezwij sie. Wzywam morene.