– Co on gada, do diabla? – zapytal Bourne Aleksa.
– Stara sie nawiazac lacznosc z samochodem sledzacym Carlosa, przeskakujac z jednej wysokiej czestotliwosci na druga. Na tym wlasnie polega kod moreny.
– Jaki?
– Morena jest blisko spokrewniona z wegorzem – powiedzial Krupkin, ogladajac sie do tylu. – Ma gabczaste skrzela i moze zanurzac sie na duze glebokosci. Niektore jej odmiany sa bardzo niebezpieczne.
– Dziekuje, profesorze – odparl Bourne.
Krupkin parsknal smiechem.
– Nie ma za co. Chyba sam przyznasz, ze to dobra nazwa, prawda? Trzeba miec specjalnie dostosowane nadajniki.
– Kiedy nam to ukradliscie?
– Wlasnie ze nie wam, tylko Brytyjczykom. Londyn nigdy nie chwali sie tymi rzeczami, ale w pewnych dziedzinach zostawili daleko w tyle nie tylko was, ale nawet Japonczykow. To ich cholerne MI6 spedza mi sen z powiek. Przesiaduja calymi dniami w klubach, pala smierdzace fajki i udaja niewiniatka, ale ich agenci sa najtrudniejsi do zdemaskowania.
– Oni tez mieli swoje wpadki – zauwazyl niesmialo Conklin.
– Moze w przeszlosci, ale na pewno nie teraz, Aleksiej. Zbyt dlugo po zostawales poza obiegiem. My dwaj ponieslismy wiecej porazek niz ich caly wydzial, a w dodatku oni potrafia za kazdym razem wychodzic z twarza. My sie jeszcze tego nie nauczylismy. Skrzetnie ukrywamy wszystkie wpadki, jak to okresliles, i pragniemy za wszelka cene zdobyc szacunek, ktorego nikt nie chce nam okazywac. Moze dlatego, ze historycznie rzecz biorac, jestesmy od nich znacznie mlodsi. – Krupkin ponownie przeszedl na rosyjski. – Morena, odezwij sie, prosze! Jestem juz przy koncu skali. Gdzie jestes, morena?
– Zglaszam sie, towarzyszu! – rozlegl sie metaliczny glos z glosnika. – Slyszycie mnie?
– Mowicie jak kastrat, ale slysze was.
– Wy jestescie zapewne towarzysz Krupkin…
– A kogo sie spodziewaliscie, papieza? Kto mowi?
– Orlow.
– To dobrze. Ty przynajmniej zawsze wiesz, co robisz.
– Mam nadzieje, ze ty tez, Dymitrze.
– O co ci chodzi?
– O twoj kategoryczny rozkaz, zeby nic nie robic. Jestesmy dwa kilometry od budynku, na malym trawiastym pagorku. Caly czas mamy samochod w zasiegu wzroku. Stoi na parkingu, a podejrzany wszedl do budynku.
– Co za budynek? Jaki pagorek? Nic nie rozumiem!
– Magazyn broni w Kubince.
Conklin podskoczyl na fotelu.
– O, moj Boze! – wykrzyknal.
– Co sie stalo? – zapytal Bourne.
– Wtargnal do magazynu broni – wyjasnil mu Aleks, po czym szybko dodal. – W tym kraju magazyny broni to prawdziwe arsenaly, w kazdym mozna wyposazyc mala armie.
– Wcale nie jechal do Odincowa… – mruknal Krupkin. – Magazyn jest cztery lub piec kilometrow dalej na poludnie. Musial juz tu kiedys byc.
– Takie miejsca sa na pewno scisle strzezone – odezwal sie Bourne. – Chyba nie moze tak po prostu wejsc do srodka.
– Juz to zrobil – poprawil go oficer KGB.
– Ale do samej zbrojowni…
– Wlasnie nad tym sie zastanawiam – odparl Krupkin, obracajac w palcach mikrofon. – Skoro juz tu byl, jak duzo wie o tym miejscu, a przede wszystkim, kogo tam zna?
– Polacz sie z nimi przez radio i kaz im go zatrzymac! – wykrzyknal Jason.
– A jezeli trafie na niewlasciwa osobe albo spoznie sie i tylko go zaalarmuje? Wystarczy jeden nieprzemyslany telefon czy nawet pojawienie sie podejrzanego samochodu, a zgina dziesiatki kobiet i mezczyzn. Obok magazynu sa niewielkie koszary, a w nich oddzial obrony cywilnej. Wiemy juz, co zrobil na Wawilowa i w hotelu. To szaleniec!
– Dymitr! – zabrzeczal metalicznie glosnik. – Cos sie dzieje. Obiekt wyszedl przez boczne drzwi. Niesie plecak i idzie do samochodu… Nie rozumiem! To chyba nie on. To znaczy, wyglada wlasciwie tak samo, ale zachowuje sie jakos inaczej…
– Zmienil ubranie?
– Nie, jest caly na czarno, a jedna reke ma na temblaku, ale jest jakby bardziej wyprostowany i porusza sie szybciej niz przedtem.
– Chcesz powiedziec, ze nie sprawia wrazenia rannego, tak?
– Chyba tak.
– Moze udawac – ostrzegl Krupkina Conklin. – Ten sukinsyn jest gotow nabrac po raz ostatni powietrza w pluca i udawac, ze za chwile wystartuje w maratonie.
– Dlaczego mialby to robic, Aleksiej?
– Nie wiem, ale skoro twoj czlowiek go widzi, to on moze widziec jego. Pewnie spieszy sie, i tyle.
– O co chodzi? – zapytal niecierpliwie Bourne.
– Ktos wyszedl na zewnatrz z workiem zabawek i idzie do samochodu – poinformowal go po angielsku Conklin.
– Na litosc boska, zatrzymajcie go!
– Nie jestesmy pewni, czy to Szakal – wtracil sie Krupkin. – Ubranie jest to samo, lacznie z temblakiem, ale sa pewne roznice w zachowaniu…
– Chce was zmylic! – przerwal mu Jason.
– Szto…?Ja kto?
– Postawil sie na waszym miejscu i probuje myslec tak jak wy. Nawet jesli nie wie, ze go wytropiliscie i obserwujecie, postepuje tak, jakby to sie stalo. Kiedy tam dotrzemy?
– Jezeli nasz mlody towarzysz bedzie w dalszym ciagu jechal jak szaleniec, to najdalej za trzy lub cztery minuty.
– Krupkin! – zawolal agent z samochodu sledzacego Szakala. – Wyszlo jeszcze czworo ludzi, trzech mezczyzn i kobieta! Wszyscy biegna do samochodu.
– Co on powiedzial? – zapytal Bourne. Kiedy Aleks przetlumaczyl wiadomosc, Jason zmarszczyl brwi. – Zakladnicy…? Tym razem przechytrzyl! – Delta pochylil sie do przodu i dotknal ramienia Krupkina. – Powiedz swoim ludziom, zeby ruszyli natychmiast, jak tylko samochod odjedzie, i narobili maksymalnie duzo halasu. Kiedy beda przejezdzac kolo magazynu, moga nawet trabic albo cos w tym rodzaju.
– Co takiego? – wybuchnal oficer radzieckiego wywiadu. – Czy bylbys laskaw mi wytlumaczyc, dlaczego mialbym wydac taki rozkaz?
– Dlatego, ze twoj kolega mial racje, a ja nie. Ten czlowiek z reka na temblaku to nie Carlos. Szakal zostal w srodku i czeka, az kawaleria przegalopuje kolo fortu, a wtedy ucieknie innym samochodem… Ma sie rozumiec, jesli jest jakas kawaleria.
– Na swiete imie Karola Marksa! Jak do tego doszedles?
– Bardzo prosto. Popelnil blad… Chyba nie strzelalibyscie do tego samochodu, prawda?
– Oczywiscie, ze nie. Przeciez sa tam niewinni ludzie, zmuszeni odgrywac role zakladnikow.
– Wbrew swojej woli?
– Naturalnie.
– W takim razie powiedz mi, kiedy po raz ostatni widziales ludzi biegnacych co sil w nogach tam, gdzie wcale nie maja ochoty sie znalezc? Nawet gdyby byli trzymani na muszce, ociagaliby sie, a ktores z nich na pewno probowaloby uciec.
– Ale…
– Pod jednym wzgledem na pewno sie nie pomyliles. Carlos mial swojego czlowieka w magazynie, tego z temblakiem. On tez moze byc niewinny, ale jesli ma brata albo siostre w Paryzu, Szakal trzymal go w garsci.
– Dymitr! – zaskrzeczal glosnik. – Samochod wyjezdza z parkingu! Krupkin nacisnal guzik mikrofonu i wydal