– Dobry pomysl.
– Ale nie zaalarmowalismy ani obslugi hotelu, ani milicji.
– Bylibyscie idiotami – odparl Aleks. – Musimy go tutaj zalatwic, a gdyby zobaczyl ludzi w mundurach i rozhisteryzowane pokojowki, na pewno zaczailby sie gdzie indziej.
– Robcie, co powiedzialem – polecil oficer KGB. – Nikogo nie wpuszczajcie, trzymajcie sie z dala od okien i zachowajcie wszystkie srodki ostroznosci.
– Oczywiscie… Jak to, z dala od okien? Przeciez bedzie potrzebowal sporo czasu, zeby dowiedziec sie, gdzie jestesmy. Zacznie pewnie od kelnerow i sprzataczek…
– Wybacz mi, stary przyjacielu – przerwal mu Krupkin – ale czy wyobrazasz sobie tutaj, w Moskwie, ksiedza wypytujacego w hotelu o dwoch Amerykanow, jednego wysokiego, a drugiego utykajacego na prawa noge?
– Dobre pytanie, choc traci paranoja.
– Macie pokoj na wysokim pietrze, a po drugiej stronie ulicy, dokladnie naprzeciwko waszych okien, jest dach biurowca.
– Musze przyznac, ze szybko myslisz.
– Na pewno szybciej niz ten duren na placu Dzierzynskiego. Zawiadomilbym was duzo wczesniej, gdyby nie to, ze moj wspanialy komisarz zadzwonil do mnie raptem dwie minuty temu.
– Obudze Bourne'a.
– Badz ostrozny.
Conklin nie uslyszal juz rady Krupkina, bo odlozyl sluchawke i pospiesznie zalozyl proteze, zapinajac byle jak podtrzymujace ja paski. Nastepnie wysunal szuflade stolika i wyjal z niej pistolet typu graz buria wraz z trzema zapasowymi magazynkami, bron skonstruowana i produkowana specjalnie dla KGB. Byl to jedyny na swiecie wytwarzany seryjnie pistolet automatyczny, do ktorego mozna bylo stosowac tlumik. Aleks przykrecil do krotkiej lufy smukly cylinder, a nastepnie wciagnal spodnie, wcisnal pistolet za pas i silnie utykajac, wszedl do saloniku, gdzie ujrzal calkowicie ubranego Jasona, ktory stal przy oknie i wygladal na ulice.
– Przypuszczam, ze dzwonil Krupkin – powiedzial Bourne.
– Zgadza sie. Odejdz od okna.
– Carlos? – zapytal szybko Jason, odsuwajac sie od szyby. – Wie, ze jestesmy w Moskwie? Wie, gdzie jestesmy?
– Odpowiedz na oba pytania brzmi 'najprawdopodobniej tak' – odparl Conklin, po czym powtorzyl w skrocie to, co uslyszal od Krupkina. – Co o tym myslisz? – spytal, kiedy zakonczyl relacje.
– Rozsypal sie – powiedzial cicho Jason. – To musialo sie kiedys stac. Bomba, ktora mial w glowie, wreszcie wybuchla.
– Ja tez tak uwazam. Jego moskiewska armia okazala sie tylko mitem. Pewnie kazali mu sie wypchac i wtedy nie wytrzymal.
– Zaluje, ze tylu ludzi stracilo zycie, i na pewno wolalbym, zeby wszystko odbylo sie w inny sposob, ale nie bede udawal, ze mi szkoda Carlosa. On chcial, zebym to ja stracil zmysly.
– Kruppie uwaza, ze Szakala opanowala psychopatyczna zadza rozprawienia sie z ludzmi, ktorzy pierwsi poznali sie na jego szalenstwie – powiedzial Aleks. – Teraz, kiedy juz wie, ze tu jestes, a musimy przyjac, ze wie, bedzie chcial przede wszystkim zabic ciebie. Wie, ze pozniej sam zginie, ale twoja smierc ma byc czyms w rodzaju symbolicznego spelnienia.
– Zdaje sie, ze za czesto rozmawiales z Panovem… Wlasnie, ciekawe, jak sobie radzi.
– Moge zaspokoic twoja ciekawosc. Zadzwonilem do Paryza o trzeciej w nocy – tam byla wtedy piata rano. Moze stracic wladze w lewej rece i czesciowo w prawej nodze, ale wyglada na to, ze sie wylize.
– Gowno mnie obchodza jego rece i nogi! Co z glowa?
– Prawdopodobnie w porzadku. Pielegniarka oddzialowa skarzyla sie, ze jest okropnym pacjentem.
– Dzieki Bogu!
– Zawsze wydawalo mi sie, ze jestes agnostykiem.
– To symboliczne wyrazenie. Skonsultuj sie z Mo, on ci wytlumaczy. – Jason dopiero teraz zauwazyl pistolet za paskiem Aleksa. – Nie sadzisz, ze to moze za bardzo rzucac sie w oczy?
– Komu?
– Na przyklad obsludze – odparl Bourne. – Zadzwonilem po cos do jedzenia i duzy dzbanek kawy.
– Nic z tego. Krupkin kazal nam nikogo nie wpuszczac, a ja dalem mu slowo.
– To traci paranoja…
– Tez tak uwazam, ale jestesmy na jego terenie. Okna to rowniez jego pomysl.
– Zaczekaj! – wykrzyknal Bourne. – A jesli ma racje?
– Malo prawdopodobne, chociaz niewykluczone. Tyle tylko, ze… – Aleks nie dokonczyl, bo Jason wyszarpnal spod marynarki swoj egzemplarz graza i ruszyl w kierunku drzwi apartamentu.
– Co robisz? – wykrzyknal Conklin.
– Chyba zbytnio ufam przeczuciom twojego przyjaciela, ale moze warto zaryzykowac… Stan tam – polecil Bourne, wskazujac przeciwny kat pokoju. – Drzwi beda otwarte, a kiedy kelner zapuka, powiedz mu po rosyjsku, zeby wszedl.
– A gdzie ty bedziesz?
– We wnece na korytarzu jest automat z lodami. Oczywiscie nie dziala, a obok stoi automat z pepsi, naturalnie tez zepsuty. Jest tam jeszcze dosc miejsca, zeby sie schowac.
– Dzieki Ci, Boze, ze stworzyles kapitalistow, choc potem skierowales ich na bledna sciezke! Ruszaj!
Delta uchylil drzwi, wysunal ostroznie glowe, rozejrzal sie w obie strony, po czym wypadl na korytarz i popedzil do glebokiej wneki, gdzie staly dwie nieczynne maszyny. Wslizgnal sie miedzy bok jednej z nich a sciane i lekko przykucnawszy, zamarl w oczekiwaniu, czujac, jak blyskawicznie dretwieja mu nogi, a w kolanach i napietych miesniach rodza sie ogniska dokuczliwego bolu; jeszcze kilka lat temu nie doswiadczal zadnych nieprzyjemnych dolegliwosci tego rodzaju. Na szczescie po niezbyt dlugim czasie uslyszal szelest kol toczacych sie po dywanowej wykladzinie. Szmer narastal coraz bardziej, az wreszcie jego oczom ukazal sie pchany przez kelnera wozek, nakryty dluga, siegajaca niemal do podlogi serweta. Bourne przyjrzal sie uwaznie kelnerowi, kiedy ten stanal przed drzwiami apartamentu; mial najwyzej dwadziescia lat, byl jasnowlosy, dosc niski, poruszal sie z wystudiowana, typowa w tym zawodzie unizonoscia. Zapukal niesmialo do drzwi. Zaden z niego Carlos, pomyslal Bourne, podnoszac sie z niewygodnej pozycji. Uslyszal przytlumiony glos Conklina, zezwalajacy kelnerowi na wejscie; kiedy chlopak otworzyl drzwi i zaczal pchac wozek do wnetrza, Jason schowal pistolet pod marynarke i nachylil sie, zeby rozmasowac zdretwiale miesnie lydki.
Wszystko, co nastapilo potem, mialo szybkosc spienionej fali rozbijajacej sie o urwisty brzeg. Ubrana na czarno postac wypadla zza zalomu korytarza i runela w kierunku wejscia do apartamentu, mijajac wneke z maszynami. Bourne przypadl do sciany; to byl Szakal!
Rozdzial 38
Szalenstwo! Rozpedzony Carlos uderzyl prawym ramieniem w kelnera, odrzucajac chlopaka na bok i przewracajac na podloge zastawiony stolik; potrawy i napoje wyladowaly na scianie i pokrytej dywanowa wykladzina podlodze. Niespodziewanie kelner odepchnal sie od sciany korytarza i w polobrocie wyszarpnal zza paska pistolet; Szakal albo wyczul ten ruch, albo dostrzegl go katem oka, bo odwrocil sie gwaltownie i poslal z biodra krotka serie. Pociski rzucily mlodego Rosjanina z powrotem na sciane, rozrywajac jego piers i glowe. W tej okropnej, jakby zawieszonej w wiecznosci chwili, muszka na lufie broni Jasona zahaczyla o pasek spodni. Szarpnal z calej sily, uwalniajac pistolet wraz ze strzepem materialu, i w tym samym ulamku sekundy poczul na sobie triumfujacy, szalony wzrok mordercy.
Ledwie Bourne zdolal skulic sie w szczelinie miedzy sciana niszy a bokiem maszyny z pepsi- cola, a Szakal juz ponownie nacisnal spust i grad kul posypal sie na oba automaty, przebijajac aluminiowe scianki i tlukac w drobny mak frontowe szyby. Jason przeturlal sie po podlodze pod przeciwna sciane korytarza, naciskajac spust tak szybko, jak tylko bylo mozliwe. Odpowiedzialy mu strzaly, ale nie z broni maszynowej! Aleks zaczal strzelac z wnetrza apartamentu! Wzieli Carlosa w krzyzowy ogien! A wiec to bylo mozliwe, wszystko moglo sie skonczyc tutaj, w hotelowym korytarzu w Moskwie! Boze, spraw, zeby tak sie stalo!

 
                