– Po prostu was tu nie bylo… – wycedzil w zamysleniu Bourne, spogladajac na lezace w popielniczce niedopalki papierosow z wyraznymi sladami szminki. Po chwili przeniosl wzrok na adiutanta generala. – Niczego nie dotykaliscie, wiec nie ma zadnych dowodow na to, ze tu sie kreciliscie. Wystarczy wam kilka godzin?
– Nawet trzydziesci minut, panie Delta – odparla Rachela.
– Dobry Boze, przeciez obydwoje tu mieszkaliscie, prowadziliscie normalne zycie…
– Nie chcemy od tego zycia nic oprocz tego, co juz mamy – oznajmila kategorycznie pani Swayne.
– Ta posiadlosc nalezy chyba teraz do pani?
– Jak cholera. Zapisal ja jakiejs fundacji, prawnik wie jakiej. Zawiadomi mnie, co dostane, jesli w ogole cokolwiek dostane. Na razie chce sie stad jak najszybciej wydostac. Obydwoje tego chcemy.
Jason przez dluzsza chwile przygladal sie w milczeniu niezwyklej parze.
– W takim razie nic was nie zatrzymuje – powiedzial wreszcie.
– Jakie mamy na to gwarancje? – zapytal Flannagan, robiac krok naprzod.
– Przyznam, ze to wymaga z waszej strony okazania odrobiny zaufania, ale mozecie mi wierzyc: wiem, co mowie. Oczywiscie, nikt wam nie zabrania tutaj zostac. Zalozmy, ze jakos pozbedziecie sie ciala. Ale to nie rozwiaze sprawy. General ani jutro, ani pojutrze nie pojawi sie w Arlington. Predzej czy pozniej zjawi sie tu ktos, zeby sprawdzic, co sie stalo. Zaczna sie pytania, dochodzenia, poszukiwania, a w prasie i telewizji az sie bedzie roilo od plotek i domyslow. W krotkim czasie wasz zwiazek wyjdzie na jaw – do diabla, wiedzieli o nim nawet straznicy! – a kiedy dziennikarze dopadna takiego kaska, to juz go nie wypuszcza… Tego wlasnie chcecie? Nie boicie sie, ze konsekwencja beda foliowe worki w kostnicy, o ktorych wspomniales?
Mezczyzna i kobieta wymienili spojrzenia.
– On ma racje, Eddie – powiedziala wreszcie zona generala. – Z nim mamy jakas szanse, bez niego – zadnej.
– To brzmi zbyt pieknie, zeby moglo byc prawdziwe – warknal Flannagan i obejrzal sie nerwowo w kierunku drzwi. – Jak zdolasz wszystko zorganizowac?
– To moja sprawa – odparl spokojnie Bourne. – Podaj mi wszystkie numery telefonow, a potem zadzwon do Nowego Jorku. Na twoim miejscu zrobilbym to jednak dopiero z Hawajow albo z jakiejs innej wyspy, na ktorej wyladujecie.
– Chyba oszalales! Rusza za nami natychmiast, gdy sprawa wyjdzie na jaw. Beda chcieli dowiedziec sie wszystkiego.
– Jesli powiesz im prawde, a raczej nieco zmodyfikowana wersje prawdy, z pewnoscia otrzymasz nawet pochwale.
– Jestes kompletny swir!
– Nie bylem swirem w Wietnamie, sierzancie, ani w Hongkongu, i na pewno nie jestem nim teraz… Wraz z pania Swayne przyjechaliscie do domu, zobaczyliscie, co sie stalo, i natychmiast wyjechaliscie, zeby uniknac pytan. Nieboszczycy nie mowia, dzieki czemu bardzo trudno przylapac ich na klamstwie. Wstaw date wczesniejsza o jeden dzien, wyslij poczta papiery, a reszte pozostaw mnie.
– Nie wiem, czy…
– Nie masz wyboru, sierzancie! – Jason podniosl sie z fotela. – A ja nie mam ochoty tracic wiecej czasu. Jezeli chcecie, moge stad isc, a wy sami sobie wszystko przygotujecie. – Ruszyl ku drzwiom.
– Eddie, zatrzymaj go! Musimy zrobic, co mowi, musimy zaryzykowac! Jesli tego nie zrobimy, zginiemy, i ty dobrze o tym wiesz!
– Juz dobrze, dobrze… Uspokoj sie, Delta. Przyjmujemy twoj plan. Jason zatrzymal sie i odwrocil w jego kierunku.
– Caly plan, sierzancie, od A do Z.
– W porzadku.
– Po pierwsze, pojdziemy we dwoch do twojej kwatery, a pani Swayne w tym czasie spakuje swoje rzeczy. Podasz mi wszystko, co wiesz: telefony, numery rejestracyjne, nazwiska… Wszystko, czego zazadam. Zgoda?
– OK.
– W takim razie, chodzmy. Aha, pani Swayne… Wiem, ze z pewnoscia jest tu wiele rzeczy, ktore chcialaby pani ze soba zabrac, ale…
– Moze pan byc spokojny, panie Delta. Nie lubie wspomnien. To, na czym mi naprawde zalezalo, juz dawno stad wyslalam. Wszystko czeka na nas kilka tysiecy mil stad.
– Widze, ze naprawde byliscie dobrze przygotowani.
– Co w tym dziwnego? Wiedzielismy, ze taka chwila predzej czy pozniej musi nadejsc. – Rachela minela mezczyzn i szybkim krokiem wyszla do holu. Przy schodach prowadzacych na pietro zatrzymala sie raptownie, wrocila i dotknela delikatnie dlonia policzka sierzanta.
– Hej, Eddie… – powiedziala cicho, wpatrujac sie w niego blyszczacy mi oczami. – To sie wreszcie stalo! Bedziemy teraz zyc, Eddie! Wiesz, o czym mowie?
– Tak, wiem.
Szli we dwoch w kierunku chaty.
– Ja naprawde nie mam zbyt wiele czasu, sierzancie – odezwal sie Bourne. – Mozesz zaczac juz teraz. Co chciales mi powiedziec o tej posiadlosci?
– Jestes przygotowany?
– Co to ma znaczyc? Oczywiscie, ze jestem.
Okazalo sie jednak, ze nie byl, zatrzymal sie bowiem jak wryty, kiedy uslyszal slowa Flannagana.
– Zacznijmy od tego, ze w rzeczywistosci to jest cmentarz.
Aleks Conklin siedzial bez ruchu za biurkiem, sciskajac sluchawke w dloni, niezdolny zmusic sie do jakiejs racjonalnej reakcji na podawane mu przez Bourne'a rewelacje.
– Nie wierze! – wykrztusil wreszcie z najwyzszym trudem.
– W co?
– Nie wiem… Chyba we wszystko. A przede wszystkim w ten cmentarz. Wyglada na to, ze jednak bede musial, co?
– Nie wierzyles tez w Londyn, Bruksele, dowodce Szostej Floty i klucznika z Langley. Ja po prostu dodalem tylko kilka nowych pozycji do listy. Jak tylko ich wszystkich zidentyfikujemy, bedziemy mogli przystapic do dzialania.
– Musisz zaczac jeszcze raz od poczatku, bo w glowie mi sie kreci. Telefon w Nowym Jorku, numery rejestracyjne…
– Przede wszystkim cialo, Aleks, a zaraz potem Flannagan i zona generala! Sa juz w drodze. Zawarlem z nimi umowe, a ty musisz mi pomoc jej dotrzymac.
– Tak po prostu? Swayne popelnia samobojstwo, a my machamy chusteczkami na pozegnanie ludziom, ktorzy mogliby cos na ten temat powiedziec? To jeszcze wieksze wariactwo od tego, ktorym mnie przed chwila uraczyles!
– Nie mamy czasu na to, zeby teraz renegocjowac zasady gry. Poza tym oni i tak nie mogliby nam odpowiedziec na wiecej pytan.
– Wyrazasz sie niezwykle jasno.
– Zrob to. Pozwol im odleciec. Moga nam sie jeszcze przydac. Conklin westchnal, najwyrazniej nie mogac podjac decyzji.
– Jestes pewien? To bardzo skomplikowana sprawa.
– Zrob to, na litosc boska! Nic mnie nie obchodza wszystkie komplikacje, naruszenia prawa czy manipulacje, jakie jestes w stanie sobie wymyslic, Chodzi mi tylko o Carlosa! Wlasnie tkamy siec, w ktora on wpadnie… Ja go po niej wciagne!
– Juz dobrze, dobrze… W Falls Church mieszka pewien lekarz, z ktorego uslug juz kiedys korzystalismy. Zawiadomie go, a on juz bedzie wiedzial, co robic.
– W porzadku. – Umysl Bourne'a pracowal na najwyzszych obrotach. – A teraz wlacz magnetofon. Podam ci wszystko, co mi powiedzial Flannagan.
– Tylko pospiesz sie, bo mam jeszcze mase roboty.
– Mozesz zaczynac, Delta Jeden.
Jason mowil szybko i wyraznie, aby uniknac ewentualnych niejasnosci przy przesluchiwaniu tasmy, nie spuszczajac oczu z listy, jaka sporzadzil w kwaterze Flannagana. Znajdowaly sie na niej nazwiska siedmiu gosci