galezi, nie pozwalajac sie zbytnio oddalic swoim podopiecznym. Bourne trzymal sie nieco z tylu, z glosniczka jego miniaturowego radia caly czas dobiegal gniewny glos Fontaine'a:

– Gdzie jest tamta pielegniarka? Gdzie jest ta urocza dziewczyna, ktora tak wspaniale opiekuje sie moja zona? Dlaczego jej nie ma? Nie widzialem jej przez caly dzien!

Powtarzal pretensje i oskarzenia coraz glosniej, z narastajaca irytacja.

Jason poslizgnal sie. Utknal! Jego stopa utkwila miedzy dwoma grubymi, splatanymi lianami. Nie mogl jej uwolnic, nie mial sily! Poruszyl raptownie glowa i w tej samej chwili poczul, jak w szyje wbijaja mu sie grube igly bolu. To nic. Szarp, ciagnij, kop…! Z pekajacymi plucami i koszula przesiaknieta krwia zdolal sie wreszcie wyrwac i ruszyl po omacku przed siebie.

Nagle ciemnosc rozjasnily kolorowe swiatla; Fontaine i pielegniarka dotarli do kaplicy, gdzie wedlug planu powinni przez chwile zaczekac, aby stary Francuz mogl zebrac sily, a potem ruszyc z powrotem w kierunku willi. Przy wejsciu do zrujnowanej swiatyni St. Jacques postawil straznika, wiec bylo raczej malo prawdopodobne, zeby ktos wlasnie tutaj probowal nawiazac kontakt. Mimo to Jason uslyszal przez radio slowa, po ktorych falszywa pielegniarka powinna natychmiast opuscic swego podopiecznego.

– Odejdz ode mnie! – wrzasnal Fontaine. – Nie podobasz mi sie! Gdzie jest nasza pielegniarka? Co z nia zrobiliscie?

Dwaj komandosi przywarli do ziemi u podnoza muru oddzielajacego sciezke od tropikalnej gestwiny, po czym odwrocili sie i spojrzeli na Jasona. Zrozumial doskonale wyraz ich twarzy, oswietlonych niesamowitym, roznobarwnym blaskiem; teraz wszystko bylo w jego rekach. Oni wykonali swoje zadanie, eskortujac go i doprowadzajac do nieprzyjaciela. Reszta nalezala do niego.

Niespodziewany rozwoj wydarzen rzadko kiedy napelnial Bourne'a niepokojem, ale tym razem tak wlasnie sie stalo. Czy Fontaine popelnil blad? Czyzby starzec zapomnial o strazniku i przez pomylke wzial go za jednego z ludzi Carlosa? Moze pracujacy dla Johnny'ego czlowiek zareagowal zaskoczeniem na pojawienie sie niespodziewanych gosci, co bylo calkiem zrozumiale, a stary Francuz blednie zinterpretowal jego zachowanie? Nalezalo brac pod uwage taka ewentualnosc, ale zwazywszy na kwalifikacje Fontaine'a i jego bez watpienia wzmozona czujnosc, pomylka raczej nie wchodzila w gre.

Zaraz potem w umysle Bourne'a pojawila sie inna mysl, budzaca rozpacz i odraze. A moze straznik zostal zamordowany lub przekupiony, a na jego miejsce podstawiono innego? Carlos byl mistrzem, jesli chodzi o przekupywanie ludzi. Podobno podczas przygotowan do zabojstwa Anwara Sadata nie oddal nawet jednego strzalu, tylko dopilnowal, zeby podczas parady prezydentowi Egiptu nie towarzyszyli doswiadczeni funkcjonariusze ochrony osobistej, lecz swiezo zwerbowani rekruci. Wydane na to pieniadze zwrocily mu sie stokrotnie za sprawa antyizraelskich ugrupowan dzialajacych na Bliskim Wschodzie. Jesli tak bylo naprawde, to zadanie, jakie Szakal mial zrealizowac na Wyspie Spokoju, musialo byc dla niego dziecinna igraszka.

Jason wspial sie na palce, chwycil za krawedz muru i powoli, z ogromnym wysilkiem wciagnal sie na szczyt, przenoszac uchwyt na druga strone. Bol w karku odezwal sie ze wzmozona sila. Kiedy jego glowa wychylila sie ponad krawedz, Bourne znieruchomial, oszolomiony widokiem.

Fontaine stal jak wryty z otwartymi szeroko ze zdumienia ustami, wpatrujac sie wybaluszonymi oczami w starego mezczyzne ubranego w lekki, brazowy garnitur, ktory podszedl do niego i usciskal go serdecznie. Bohater Francji ozyl i odepchnal go rozpaczliwie.

– Claude! – z ukrytego w kieszeni Jasona radia dobiegl niedowierzajacy glos Fontaine'a. – Quelle secousse! Vous etes ici!

– Monseigneur wyswiadczyl mi te wielka laske – odparl rowniez po francusku mezczyzna. – Moge zobaczyc po raz ostatni moja siostre i pocieszyc mego przyjaciela, jej meza. Jestem tutaj, z wami!

– Z nami? On przywiozl cie tutaj? Tak, oczywiscie…

– Mam cie do niego zaprowadzic. Chce z toba rozmawiac.

– Czy ty wiesz, co robisz…? Co zrobiles?

– Jestem z toba i z nia. Tylko to sie liczy.

– Ona nie zyje! Ta kobieta zabila ja wczoraj w nocy. Oboje mielismy zginac!

Wylacz radio!!! – ryknal bezglosnie Jason. Wylacz radio! Ale bylo juz za pozno. Drzwi kaplicy otworzyly sie i na zalana blaskiem roznobarwnych swiatel sciezke wyszedl mlody, jasnowlosy mezczyzna o szerokich barach i aroganckich rysach twarzy. Czyzby Szakal szykowal juz swego nastepce?

– Prosze pojsc ze mna- odezwal sie po francusku grzecznym, ale nie dopuszczajacym sprzeciwu tonem. – Ty zostan tutaj – zwrocil sie do starca w brazowym garniturze. – Strzelaj, jak tylko uslyszysz cos podejrzanego. Wyjmij pistolet.

– Oui, monsieur.

Jason przygladal sie bezradnie, jak Fontaine znika we wnetrzu kaplicy. W chwile potem ukryte w kieszeni radio zatrzeszczalo glosno, po czym umilklo; zniszczono nadajnik Francuza. Jednak cos bylo tu nie tak, cos nie pasowalo, a moze przeciwnie, ukladalo sie zbyt symetrycznie… Dlaczego Carlos mialby powtornie korzystac z tej samej pulapki? Sprowadzenie na wyspe brata zony Fontaine'a bylo nieoczekiwanym i znakomitym posunieciem, godnym Szakala, potegujacym i tak juz ogromne zamieszanie i niepewnosc, ale zeby jeszcze raz wracac do kaplicy… Bylo to zbyt uporzadkowane i oczywiste, a tym samym niewlasciwe.

A jesli wlasnie dlatego sluszne…? Czyzby na tym miala polegac swoista logika zabojcy, ktoremu od niemal trzydziestu lat udawalo sie wodzic za nos sluzby wywiadowcze niemal wszystkich krajow? 'To szalenstwo, on tego nie zrobi!' 'Zrobi, wlasnie dlatego, ze to szalenstwo…' Czy Szakal jest w kaplicy? Jezeli nie tam, to gdzie? Gdzie tym razem zastawil pulapke?

Smiertelna partia szachow okazala sie nie tylko nadzwyczaj skomplikowana, ale i obfitujaca w niezwykle subtelnosci. Inni moga zginac, lecz z nich dwoch przezyje tylko jeden. Smierc dla siewcy smierci lub dla tego, ktory odwazyl sie stawic mu czolo. Jeden pragnie utrzymac i potwierdzic swoja legende, drugi ocalic swoja rodzine. Pod tym wzgledem Carlos mial przewage, w ostatecznosci bylby bowiem gotow, tak jak powiedzial Fontaine, rzucic wszystko na szale, gdyz stal juz nad otwartym grobem i na niczym mu nie zalezalo. Bourne przeciwnie – chcial zyc, bo kiedys stracil juz zone i dzieci, ktorych prawie nie pamietal. Nie mogl dopuscic, zeby cos takiego zdarzylo sie po raz drugi!

Jason zsunal sie z muru na schodzacy ostro ku plazy teren i podpelzl do dwoch bylych komandosow.

– Zabrali go do srodka – szepnal.

– A gdzie straznik? – zapytal gniewnie jeden z mezczyzn. – Sam go tam postawilem i wydalem wyrazne rozkazy. Nikt nie mial prawa wchodzic do wnetrza! Mial meldowac przez radio natychmiast, jak tylko by kogos zobaczyl.

– Obawiam sie, ze go nie widzial.

– Kogo?

– Blondyna mowiacego po francusku.

Czarnoskorzy komandosi spojrzeli szybko na siebie, po czym natychmiast utkwili wzrok w Bournie.

– Prosza go opisac – powiedzial spokojnie drugi.

– Sredniego wzrostu, barczysty…

– Wystarczy – przerwal mu byly zolnierz. – Nasz czlowiek widzial go, prosze pana. To oficer policji. Zna kilka jezykow i jest szefem wydzialu do walki z narkotykami.

– Ale skad sie tutaj wzial, mon? – zapytal jego kolega. – Pan Saint Jay powiedzial, ze policja o niczym nie wie.

– Sir Henry, mon. Wzial szesc czy siedem lodzi i kazal im plywac dookola wyspy, zeby nikt nie mogl uciec. To policyjne lodzie, mon. Sir Henry powiedzial, ze to cwiczenia, wiec nic dziwnego, ze szef wydzialu narkotykow… – Komandos umilkl w pol zdania i wybaluszyl oczy na swego towarzysza. – Skoro tak, to dlaczego nie jest na wodzie, w jednej z lodzi?

– Lubicie go? – zapytal wiedziony instynktem Bourne. Jego samego zaskoczylo to pytanie. – Chodzi mi o to, czy go powazacie? Moge sie mylic, ale mam przeczucie, ze…

– Nie myli sie pan, sir – przerwal mu pierwszy komandos. – To okrutny czlowiek i nie lubi Pendzabczykow, jak nas nazywa. Bardzo latwo oskarza ludzi i wielu z jego powodu stracilo prace.

– Dlaczego nie pozbedziecie sie go, nie zlozycie na niego skargi? Brytyjczycy na pewno by was wysluchali.

– Ale nie gubernator, prosze pana. On bardzo go lubi. Sa dobrymi przyjaciolmi i czesto wyplywaja razem na ryby.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату