postaram sie dokladnie opisac.

– Wal, kolego – zachecil go czlowiek z Nowego Jorku.

– Jesli chodzi o tego czlowieka, to jest wysoki, okolo piecdziesiatki…

– Siwieje na skroniach? – przerwal mu Armbruster.

– Zdaje sie, ze tak. Szpakowaty, siwy czy cos w tym rodzaju. Bez watpienia wlasnie dlatego ogrodnik ocenil jego wiek na tyle lat.

– To Simon – stwierdzil Armbruster, spogladajac na nowojorczyka.

– Kto? – DeSole zatrzymal sie i popatrzyl uwaznie na obu mezczyzn.

– Tak sie przedstawil, a w dodatku wiedzial wszystko o panu, o Brukseli i w ogole o calej sprawie – wyjasnil przewodniczacy.

– O czym pan mowi?

– Miedzy innymi o panskim przekletym bezposrednim polaczeniu faksowym z tym palantem w Brukseli!

– Przeciez to scisle tajne! Nikt o tym nie wie!

– A jednak ktos sie dowiedzial, panie Dokladny – powiedzial nowojorczyk bez sladu usmiechu na twarzy.

– Moj Boze, to straszne! Co mam robic?

– Ustalic jakas historyjke z Teagartenem, ale radzilbym rozmawiac z automatu – warknal mafioso. – Moze ktoremus z was uda sie cos wymyslic.

– Pan wie o Brukseli…?

– Ja wiem prawie o wszystkim.

– Ten sukinsyn wmowil mi, ze jest jednym z nas, a potem zlapal mnie za jaja! – mruknal gniewnie Armbruster, ruszajac w dalsza wedrowke wzdluz granicy parkingu. Dwaj pozostali mezczyzni dolaczyli do niego, DeSole z pewnym ociaganiem i jakby troche niepewnie. – Wydawalo sie, ze wie o wszystkim, ale kiedy teraz o tym mysle, widze, ze to byly tylko drobne fragmenciki, jak ten o tobie, Burtonie i Brukseli… A ja, jak kompletny idiota, dopowiedzialem mu reszte. Cholera!

– Zaraz, chwileczke! – wykrzyknal czlowiek z CIA, ponownie zmuszajac swoich rozmowcow do przystaniecia. – Nic nie rozumiem… Jestem zawodowym strategiem, a mimo to nic nie rozumiem. W takim razie co David Webb – albo Jason Bourne, jesli to naprawde jest Jason Bourne – robil wczoraj wieczorem w posiadlosci Swayne'a?

– A kim jest ten Bourne, do diabla? – ryknal wsciekle przewodniczacy Federalnej Komisji Handlu.

– Sladem prowadzacym do 'Meduzy', o ktorym przed chwila wspomnialem. Trzynascie lat temu Agencja nadala mu nazwisko Bourne, bo prawdziwy Bourne wtedy juz dawno nie zyl, i zlecila supertajna misje… Chodzilo o wyeliminowanie nadzwyczaj waznego celu…

– Mial kogos sprzatnac, jesli dobrze rozumiem?

– Tak, wlasnie o to chodzilo. Niestety, nie wypelnil zadania, bo doznal utraty pamieci i cala operacje diabli wzieli. Operacje, ale nie jego.

– Boze, co za galimatias!

– Co wiesz o tym Webbie, Bournie, Simonie czy Kobrze… Jezu, ten czlowiek to chodzacy teatr!

– I to od dawna. Wczesniej wielokrotnie przyjmowal rozne nazwiska, zmienial wyglad i tozsamosc. Nauczono go tego, kiedy przygotowywal sie do akcji przeciwko Szakalowi. Mial zwabic go w pulapke i zabic.

– Szakal? – zdumial sie capo supremo z Cosa Nostra. – Tak jak w filmie?

– Nie, nie tak jak w filmie, ty idioto…

– Spokojnie, amico!

– Stul pysk. Iljicz Ramirez Sanchez, znany takze jako Carlos lub Szakal, to zywy czlowiek, zawodowy zabojca, poszukiwany na calym swiecie juz od prawie cwierc wieku. Ma na koncie mnostwo zamachow, a wielu podejrzewa, ze to wlasnie on byl na trawiastym pagorku w Dallas i zastrzelil Kennedy'ego.

– Pieprzenie…

– Zapewniam pana, ze nie. Wedlug scisle tajnych informacji, jakie przekazano do Agencji, Carlosowi udalo sie wreszcie odnalezc jedynego zyjacego czlowieka, ktory go widzial i moze zidentyfikowac. Tym czlowiekiem jest Jason Bourne, czyli, jestem o tym calkowicie przekonany, David Webb.

– Jakie to informacje? – wybuchnal Albert Armbruster. – Kto wam je przekazal?

– Ach, oczywiscie… To wszystko jest takie nieoczekiwane. Dostarczyl ich emerytowany agent nazwiskiem Conklin, Aleksander Conklin. On, a takze psychiatra Morris Panov, sa bliskimi przyjaciolmi Webba… czyli Jasona Bourne'a.

– Gdzie mieszkaja? – zapytal ponuro mafioso.

– Na pewno nie udaloby sie panu do nich dotrzec, bo caly czas pozostaja pod scisla ochrona.

– Nie prosilem o rade, tylko zapytalem, gdzie mieszkaja.

– Conklin w malym miasteczku o nazwie Vienna, w specjalnym, niedostepnym osiedlu, natomiast mieszkanie i gabinet Panova znajduja sie przez cala dobe pod obserwacja.

– Chyba poda mi pan dokladne adresy?

– Oczywiscie, ale zapewniam pana, ze zaden z tych ludzi nie bedzie chcial z panem rozmawiac.

– Wielka szkoda, bo wlasnie szukamy faceta o kilku nazwiskach i nie wykluczone, ze moglibysmy mu pomoc.

– Nie nabiora sie na to.

– Warto sprobowac.

– Do cholery, dlaczego? – wybuchnal ponownie Armbruster, ale natychmiast znizyl glos. – Dlaczego ten Webb, Bourne czy jak on tam sie nazywa, byl u Swayne'a?

– Nie potrafie wypelnic tej luki.

– Ze co?

– Tak mowimy w Agencji, jesli czegos nie wiemy.

– Nic dziwnego, ze ten kraj tonie po szyje w gownie!

– Doprawdy, trudno mi sie z tym zgodzic…

– Teraz wy sie zamknijcie! – przerwal im czlowiek z Nowego Jorku, wyjmujac z kieszeni notatnik i dlugopis. – Napisz mi pan tutaj adresy tego agenta i zydowskiego doktora od czubkow. Szybko!

– Troche slabo widac… – wymamrotal DeSole, starajac sie wykorzystac skapy blask rzucany przez neon nieczynnej stacji benzynowej. – Prosze. Nie pamietam dokladnie numeru mieszkania, ale nazwisko Panova bedzie na liscie lokatorow. Powtarzam jeszcze raz: to nic nie da. Nie bedzie chcial z wami rozmawiac.

– Wiec przeprosimy go grzecznie, ze zawracalismy mu glowe.

– Tak to sie chyba skonczy. Mam wrazenie, ze on bardzo przejmuje sie sprawami swoich pacjentow.

– Do tego stopnia, ze interesuja go panskie tajne polaczenia telefaksowe?

– Dokladnie rzecz biorac, linia jest jawna, tyle tylko ze zdublowana.

– Pan zawsze jest cholernie dokladny…

– A pan denerwujacy.

– Musimy juz isc – wtracil sie Armbruster. Czlowiek z Nowego Jorku schowal notatnik i dlugopis. – Uspokoj sie, Steven – dodal przewodniczacy Komisji Handlu, z trudem opanowujac wzburzenie i kierujac sie z powrotem do samochodu. – Nie ma takiej rzeczy, z ktora nie moglibysmy sobie poradzic. Bedziesz rozmawial z Jimmym T. w Brukseli; sprobujcie razem wymyslic cos sensownego. Jesli wam sie nie uda, nie wpadaj w panike; zrobimy to za was na gorze.

– Oczywiscie, panie Armbruster. Czy moge o cos zapytac…? Czy moge podjac z mojego konta w Bernie kazda sume, gdyby… na wypadek… sam pan rozumie…

– Naturalnie. Wystarczy, zebys tam polecial i wlasnorecznie napisal numer konta. To twoj podpis, jak zapewne pamietasz.

– Tak, pamietam.

– Mysle, ze sa tam teraz juz ponad dwa miliony.

– Och, dziekuje. Dziekuje panu.

– Zapracowales na nie, Steven. Dobrej nocy.

Dwaj mezczyzni rozsiedli sie wygodnie na tylnej kanapie limuzyny, ale napiecie miedzy nimi nie zmalalo. Kiedy oddzielony od nich szklanym przepierzeniem kierowca przekrecil kluczyk w stacyjce, Armbruster spojrzal na mafioso.

– Gdzie drugi woz?

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату