Oczywiscie nie powiedziala mu, bo bylo to dla niej zbyt intymne. Kiedy jednak okazalo sie, ze jego ulubionym kolorem jest zielony, ja­kos tak «przypadkowo» kupila trzy komplety w roznych odcieniach zie­leni.

Postanowila, ze dzisiaj wlozy ten ciemnozielony, najbardziej sexy, z zapinka stanika z przodu i z koronkowymi majteczkami o nieprzy­zwoicie wysokim wycieciu.

Czula, ze to bylby jego ulubiony.

I wcale nie dlatego, ze jej maz patrzyl na nia tak dziwnie, gdy czasa­mi siedziala w sypialni tylko w tej bieliznie, robiac makijaz.

Lubila moment wchodzenia do biura. Od dawna juz rzadko nie byla pierwsza. Bylo cicho i byla sama. Uwielbiala te samotnosc w biurze, odkad go sobie znalazla. Zaparzala kawe i kiedy juz jej zapach rozcho­dzil sie po calym biurze, wlaczala komputer i gdy modem wybieral nu­mer modemu ich warszawskiego providera Internetu, siadala pelna oczekiwan, jak zadurzona nastolatka, z filizanka kawy przed monito­rem. Uruchamiala program pocztowy i czekala, az wszystkie maile sciagna sie z ich firmowego poznanskiego serwera na jej komputer. Po­tem otwierala po kolei maile od niego i czytala.

I stawalo sie tak cudownie i romantycznie.

I tak bylo nieustannie od kilku miesiecy, ale ona wiedziala, ze tak wcale nie musi byc. Wiedziala, ze wszystko jest ulotne, nietrwale i trze­ba to przezywac «tutaj i teraz», nawet gdy to jest tak wirtualne jak ich znajomosc.

Serwer w Poznaniu nie odpowiadal.

Probowala co najmniej osiem razy. Nie mogla sie doczekac, az przyjdzie sekretarka i natychmiast zmusila ja pod jakims pretekstem do sprawdzenia poczty. Z jej komputera tez nie mozna bylo polaczyc sie z Poznaniem.

Byla wsciekla i rozczarowana. Zepsuli jej ten caly poranek, a dla niej poniedzialek rano byl od kilku juz miesiecy tym, czym dla wielu piatkowy lub sobotni wieczor.

Zadzwonila do Poznania.

Powiedzieli jej, ze ktos zaatakowal ich serwer i ze pracuja nad tym, ale ze to jest powazne i ze dzisiaj nie naprawia tego z pewnoscia, bo nie wiedza nawet dokladnie, co zostalo zniszczone.

Palanty! On na pewno by wiedzial, co zostalo zniszczone, juz po pa­ru minutach – pomyslala wsciekle.

Zadzwonila do niego.

– Jakubku, dzien dobry. Tesknilam za toba – wyszeptala. – Nasz serwer w Poznaniu nie dziala, wiec nie moglam przeczytac twoich maili, a wiesz, jakie to dla mnie wazne. Wpadlam wiec na pomysl, ze moglbys mi je teraz przez telefon przeczytac. Jeszcze nigdy tego nie ro­biles. Wiesz, ze bedzie mi dobrze, gdy to zrobisz. Zrobisz to, prawda? – zapytala.

Przez kilka sekund nie odpowiadal, a potem powiedzial cos, co ja zaniepokoilo:

– Nie przeczytam ci ich, bo nie moge.

– Jakubku, ale przeciez napisales je do mnie i wyslales, prawda?

– Oczywiscie, ze napisalem i wyslalem, ale... potem... potem zmienilem zdanie – powiedzial.

Przez chwile analizowala to zdanie i nagle wiedziala.

– Jakub! Czy ty, przepraszam, gdy juz zmieniles zdanie, jak ty to delikatnie i sprytnie nazywasz, wykonczyles serwer w Poznaniu, zeby i on «zmienil» zdanie i mi ich nie doreczyl? – zapytala zdenerwowana.

– Nie, nie wykonczylem... Ale tylko dlatego, ze nie umialem. Wy­konczyl go moj kolega Jacek z Hamburga. Wybacz mi, prosze. Kiedys ci to wytlumacze.

Bylo jej przykro, czula sie zraniona przez niego, w zasadzie po raz pierwszy, od kiedy zaistnial w jej zyciu.

– Co bylo w tych mailach? – zapytala podniesionym glosem. Od razu wiedziala, ze bylo to najglupsze pytanie, jakie mogla zadac.

– Nie odpowiadaj – powiedziala szybko. – To bylo idiotyczne pyta­nie. Zadzwonie do ciebie pozniej. Teraz musze sie uspokoic.

Odlozyla sluchawke.

Nic juz nie bylo tak jak kiedys, «przed nim».

Jak ona w ogole zyla «przed nim»?

Facet wysyla mail do niej i potem rozklada caly komputer, zeby ona go nie mogla przeczytac. Kto robi takie rzeczy, kto zadaje sobie tyle trudu, kto wpada w ogole na takie pomysly?

ON: Budzil sie rano i myslal o niej. Nie pamieta dokladnie, kiedy to sie zaczelo, ale od kilku tygodni niezmiennie tak bylo. Niepokoil go troche nastroj, w jaki wprawialy go te mysli. Wyczekiwanie i taki dziw­ny smutek. Nagly ucisk w piersiach lub nagle niekontrolowane wzru­szenia, gdy w radiu ktos spiewa o milosci, a on akurat wypil juz troche wina. To bylo nowe. Kiedys zauwazal w radiu tylko wiadomosci.

Wkradla sie niepostrzezenie w jego zycie. Od pierwszej chwili, gdy zaistniala, byla niezwykla. Nigdy nie zapomni tego popoludnia, gdy pracujac nad swoim programem, nagle katem oka zauwazyl na monito­rze swojego komputera, ze ktos przeslal mu wiadomosc, uzywajac ICQ. Otworzyl ja i przeczytal:

Jestem jeszcze troche zakochana resztkami bezsensownej milosci i jest mi tak cholernie smutno teraz, ze chce to komus powiedziec. To musi byc ktos zu­pelnie obcy, kto nie moze mnie zranic. Nareszcie przyda sie na cos ten caly In­ternet. Trafilo na Ciebie. Czy moge Ci o tym opowiedziec?

Porazila go ta szczeroscia. Pozwolil. Nie opowiedziala mu w koncu i tak to sie zaczelo.

Dzisiaj tez obudzil sie z mysla o niej i usmiechnal sie do siebie.

Byl poniedzialek! Bedzie z nim przez calych piec dni.

Zaczynal sie wrzesniowy sloneczny dzien w Monachium. Postano­wil, ze przy tej pogodzie pojedzie do biura skuterem.

Kiedys, «przed nia», nigdy nie zauwazylby tego zdarzenia, zatopio­ny w swoich myslach o algorytmach, genetyce i ostatnim dokuczliwym bledzie w programie. Dzisiaj jednak zauwazyl i byl tym w dziwny spo­sob podniecony.

Jeszcze na przedmiesciu, na jednym ze skrzyzowan stanal obok srebrzystego mercedesa z odkrytym dachem. Juz to bylo troche dziw­ne o tej porze dnia i przy tym chlodzie. Kierowca byla kobieta. Mogla miec trzydziesci lat. Ubrana w granatowa, plisowana, bardzo krotka spodniczke i obcisle kremowobiale body, trzymala w lewej dloni pusz­ke coli light, ktora saczyla przez dluga zielona slomke. Miala duze owalne okulary sloneczne ze zloceniami na oprawkach. Na siedzeniu pasazera lezala rakieta tenisowa przykryta czesciowo katalogami mo­dy. Na waskim skorzanym siedzeniu za nia lezaly porozrzucane w nie­ladzie plastikowe opakowania od plyt kompaktowych. Zatrzymal sie tuz obok niej. Na skuterze byl zawsze pierwszy w kolejce przy swia­tlach na skrzyzowaniu. Czekajac na zielone swiatlo, nagle przechylila sie do tylu, aby podniesc plyte z tylnego siedzenia. Spodnica uniosla sie przy tym i nie mozna bylo nie zauwazyc, ze jej body przy zapin­kach miedzy udami ma kolor spodnicy! Ona trwala w tym wychyleniu i przebierala plyty CD na tylnym siedzeniu tak, jakby znala ich tytuly poprzez dotyk, a on wpatrywal sie w te zapinki i staral sie ze wszyst­kich sil skupic na mysli, ze takie zapinki to bardzo praktyczne rozwia­zanie. Nagle odwrocila glowe w jego strone, ich okulary spotkaly sie. Usmiechnela sie do niego, rozchylajac wargi. Zaskoczony, odchylil gwaltownie glowe w zawstydzeniu, czujac sie jak maly chlopiec przy­lapany na podpatrywaniu przez dziurke od klucza kapiacej sie starszej siostry. Na twarzach innych kierowcow wokol jej kabrioletu widac by­lo poruszenie.

Swiatlo zmienilo sie na zielone, ale zanim ruszyla, zdazyl to zauwa­zyc pierwszy raz. Nie byl jeszcze jednak pewien. Zaczal sie wyscig o najlepsze miejsce przy niej na nastepnych swiatlach. Cieszyl sie, ze zdecydowal sie dzisiaj na skuter. Nawet jesli przyjedzie ostatni, i tak bedzie mial miejsce zaraz «przy scenie». Nie, nie mylil sie! Na kazdych kolejnych swiatlach sutki jej piersi pod obcislym kremowym body co­raz bardziej sie odciskaly. Oczarowany, wpatrywal sie w te piersi zza swoich ciemnych okularow i zastanawial sie, czy to chlod tego poranka, czy to jej glod, czy to moze oni, kierowcy.

Otwierajac drzwi swojego biura, uslyszal telefon. To byla ona. Mu­sialo sie cos stac. Przedtem dzwonila do niego tylko jeden raz. Kiedy jednak wyszeptala to «tesknilam za toba», niepokoj minal i wrocil mu erotyczny nastroj. Zastanawial sie wlasnie, jak dowiedziec sie od niej, czy tez ma takie body, z zapinkami miedzy udami, niekoniecznie kre­mowe, gdy ona nagle zapytala go o e-mail z soboty.

Nie spodziewal sie tego. Nie przyszlo mu do glowy, ze Jacek, po­proszony o zdjecie jednego jedynego maila, «zdoluje» caly komputer. Jak zna Jacka, na pewno «zrobil to dla pewnosci».

I chociaz jeszcze nigdy nie widzial jej zrenic, wyobrazal sobie, ze mu­sza byc ogromne i szczegolnie

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату