piekne, gdy mowi to wyjatkowe zdanie:

«Wiesz, ze bedzie mi dobrze, gdy to zrobisz. Zrobisz to, prawda?».

Nie zrobi. Nie przeczyta jej tego tekstu.

Dla tych zrenic wlasnie. Chcialby przeciez chociaz raz je zobaczyc.

ONA: Nie umiala jeszcze nazwac tego, co sie z nim dzialo. To nie bylo «zakochanie». Wiedziala, ze przy zakochaniu nie ma az tak silnych objawow. Chociaz nagle zdala sobie sprawe, ze mogla sie mylic w jego przypadku.

Kiedys probowal jej wyjasniac wszystko, co dzieje sie w mozgu osob dotknietych «gwaltownym uczuciowym powiklaniem» ogolnie znanym jako milosc, za pomoca swojej chemicznej teorii milosci. We­dlug niego nie mialo to nic wspolnego z szalenstwem, namietnoscia i zauroczeniem. Brzmialo raczej jak raport laboranta. Sprowadzal wszystko do hormonow, dopaminy i odpowiedniego garnituru genow. Staral sie ja przekonac, ze mozna byc szczesliwym dzieki jakims czaro­dziejskim «inhibitorom wychwytu zwrotnego serotoniny». I chociaz brzmialo to jak fragment tytulu jakiejs okropnie nudnej pracy doktor­skiej, wiedziala, ze cokolwiek to bylo, ona dowie sie dokladnie, co to znaczy. Chociazby po to, zeby sie upewnic, ze on nie ma racji. Gdy pi­sal to wszystko do niej, czula sie szczesliwa i wiedziala na pewno, ze zadne inhibitory nie maja z tym absolutnie nic wspolnego.

Sluchala tych tekstow – a w zasadzie czytala je – zgadzala sie z nauko­wa mozliwoscia ich prawdziwosci, ale nigdy nie uwierzyla w nie do konca,

Nie mogla. Byloby to rownowazne z wiara, ze muzyka Chopina to tylko perfekcyjnie zaprogramowana sekwencja uderzen w klawisze.

W to nie moglaby nigdy uwierzyc.

Poza tym od kilku tygodni wiedziala na pewno, ze Jakub jest i tak najbardziej romantycznym mezczyzna, jakiego spotkala w swoim zy­ciu.

Jesli naprawde Bog stworzyl ludzi, to przy nim spedzil troche wie­cej czasu.

Nagle poczula, ze go uwielbia bardziej niz kiedykolwiek.

Zadzwonila jeszcze raz.

– Jakubku, czy nie mogles zniszczyc tego maila bez niszczenia ca­lego serwera? Teraz nie bede cie miala caly poniedzialek, a tak sie cie­szylam i czekalam. Czy ten twoj kolega moze im teraz pomoc szybko to naprawic w tym Poznaniu?

Odlozyla sluchawke i nagle wiedziala dokladnie, co zrobi.

Wziela dyskietke z ICQ, zamowila taksowke, powiedziala sekretar­ce, ze sie zle czuje i musi isc do lekarza oraz ze jesli nie wroci przed siedemnasta, to zeby wylaczyla jej komputer.

Taksowkarzowi kazala sie zawiezc do tego nowo otwartego hotelu, o ktorym wszyscy ostatnio opowiadali. W recepcji zapytala, gdzie jest opisywana we wszystkich warszawskich gazetach Internet Cafe. Ka­wiarnia okazala sie kilkoma komputerami w rogu klubu nocnego na pierwszej kondygnacji podziemia hotelu.

Gdy tam weszla, dochodzila dziesiata rano.

Byl to ekskluzywny klub nocny z barem, malym parkietem do tanca i stolikami otoczonymi wysokimi, ciezkimi krzeslami wykladanymi zielonym pluszem. Swiatla byly przyciemnione, klub zupelnie pusty; tylko za barem stal mlody barman z przekrwawionymi od kaca oczami, wycierajacy kieliszki. Byl mniej wiecej w jej wieku. Typ latynoskiego kochanka, z przylizanymi do tylu czarnymi blyszczacymi wlosami. Byl ubrany w czarny, bardzo obcisly podkoszulek z napisem «mozesz mnie miec» w jezyku angielskim i wygladal, jakby zatrzasnelo sie nad nim solarium na co najmniej cztery godziny. Bylo widac po jego reakcji, ze nie spodziewal sie nikogo w poniedzialek o tej porze i ze mu wyraznie przeszkodzila «wylizywac rany» po wczorajszej nocy. Gdy podeszla do baru, zmierzyl ja od stop do glow, zatrzymujac jedynie, przez ulamek sekundy, spojrzenie na jej ustach.

Zapytala o Internet.

Zaprowadzil ja bez slowa do komputerow, ustawionych na malych ciezkich stolikach z drewna, z takimi samymi ogromnymi zielonymi krzeslami. Przy niektorych staly jeszcze pelne popielniczki, niektore mialy klawiature poplamiona czerwonym winem i nagle z pewnym rozbawieniem zauwazyla tez na jednym z monitorow wyrazny slad krwi­stoczerwonych ust.

Genialne! Czy ona tez czasami nie chciala czegos takiego zrobic?

Na przyklad wtedy, gdy Jakub nagle w trakcie jednej z opowiesci na temat Internetu ni stad, ni zowad, zupelnie bez kontekstu, napisal: «Pragne Cie tak bardzo teraz...». Zrobilo sie wtedy tak czule. Ale tylko na chwile. Zaraz potem poczula, chociaz wtedy dlugo nie chciala przy­znac sie do tego nawet przed sama soba, ze tak naprawde chcialaby, aby wlasnie wtedy dotknal ustami jej piersi.

Barman zauwazyl jej nagle zamyslenie, chrzaknal glosno i wlaczyl kom­puter stojacy dokladnie naprzeciwko baru. Gdy zaczal tlumaczyc jej, jak po­slugiwac sie mysza, zmierzyla go tylko wzrokiem i powiedziala, ze ma sie nie trudzic, ze doskonale da sobie rade bez jego kursu dla poczatkujacych.

Wrocil za bar obrazony, patrzac na nia podejrzliwie.

– Macie ICQ na tych komputerach? – zapytala.

Po jego wzroku poznala, ze nie ma zielonego pojecia, o czym mowi. Zaczal krecic, opowiadajac, ze czekaja wlasnie na nowa wersje, a ona zastanawiala sie, dlaczego mezczyznom tak trudno przychodzi przy­znac sie, ze jest cos, czego nie wiedza, gdy wie o tym kobieta.

Postanowila nie pytac go, czy moze zainstalowac ICQ sama.

Wsunela dyskietke, ktora przyniosla ze soba, i zaczela instalowac.

Przez caly czas patrzyl na nia podejrzliwie spoza baru.

I wtedy przyszla jej do glowy niesamowita mysl.

Tak, to jest ta niezwykla konstelacja!

Ten klub, to, co stalo sie z tym serwerem w Poznaniu, jej nastroj i dzisiejszy stan wyobrazni.

Podeszla do baru i powiedziala:

– Czy moglby mi pan przyniesc do stolika przy komputerze litrowa butelke gazowanej wody mineralnej, cztery plasterki cytryny, dwie slomki do picia, cappuccino z podwojna porcja amaretto w srodku oraz butelke czerwonego wytrawnego wina i dwa kieliszki?

Widziala to jego zdziwienie, ale skinal tylko glowa i zapytal:

– Przepraszam, do ktorej placi pani za komputer?

– Do wpol do piatej. I prosze mi zamowic taksowke na szesnasta czterdziesci piec.

Wrocila do komputera i bezposrednio na jego pager wyslala e-mail:

Jakubku, przyjdz na ICQ najpredzej jak mozesz. Powiem Ci o sobie wszyst­ko, co bedziesz chcial.

Ta niezwyklosc tego, ze to w ogole technicznie jest mozliwe, juz jej nawet nie dziwila. Ale wdziecznosc za te madrosc ludzi nie przemijala w niej. Dzieki tej madrosci miala przeciez jego.

Za chwile komputer dal jej znac, ze on juz jest.

Kochanie, skad sie wzielas??? Nie mow mi, ze Poznan juz sie «podniosl»?

Usmiechnela sie, zadowolona.

Nie podniosl sie. To ja sie podnioslam. Za bardzo tesknilam za Toba i za bardzo sie cieszylam na ten poniedzialek, zeby dac to sobie odebrac jakiemus padnietemu serwerowi w Poznaniu. Jestem w Internet Cafe w klubie nocnym w nowym hotelu w Warszawie i bede tu z toba do 16.30. Siedze w poblizu ba­ru, za ktorym stoi oszolomiony ze zdziwienia barman, pije wode mineralna z cy­tryna i zamowilam butelke czerwonego wina, ktora zaraz otworze. Oprocz bar­mana, ktory sie zupelnie nie liczy, jestesmy sami, tylko ty i ja.

I nie czekajac na jego reakcje, napisala to nieprawdopodobne zdanie:

Jakubku, ja ci podrzuce za chwile wszystkie dane o sobie, a Ty mnie prosze uwiedz.

UWIEDZIESZ MNIE DZISIAJ W TYM KLUBIE????????????

Zrob to, prosze. Jeszcze nigdy nie bylismy razem w klubie nocnym, sami i z alkoholem w mojej krwi. l mozemy dlugo nie byc po raz drugi. Otworz butel­ke czerwonego wina, ktore na pewno masz, zamknij na klucz drzwi biura i przy­pomnij sobie, ze jest poniedzialek rano. Przeciez poniedzialek rano to nasz naj­lepszy

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату