Lece na kongres do Nowego Orleanu. Do mojego Nowego Orleanu. Wracam przez Nowy Jork i linia lotnicza TWA chce mnie wyslac stamtad do Monachium albo przez Londyn, albo przez Paryz.
Przez co Ty dalabys sie wyslac?
Jakub
Zaskakiwal ja tymi naglymi informacjami o swoich podrozach. Swiat przy nim wydawal sie jej o wiele mniejszy. Boston, San Francisco, Londyn, Genewa, Berlin, znowu San Francisco. A teraz Nowy Orlean. Wiedziala, co oznacza dla niego to miasto.
Kilka dni pozniej, wracajac Krakowskim Przedmiesciem do domu, na wystawie jednego z biur podrozy zauwazyla plakat reklamujacy kilkudniowa wycieczke do Paryza. Normalnie zignorowalaby to, ale akurat tamtego dnia Paryz natychmiast skojarzyl sie jej z Jakubem. Sprawdziwszy, ze data pobytu w Paryzu obejmuje dokladnie dzien, w ktorym on mogl tam wyladowac, weszla, troche juz podniecona, do opustoszalego, przyjemnie w tym upale klimatyzowanego biura. Mlody chlopak, najprawdopodobniej praktykant, wstal gwaltownie od biurka, gdy weszla, i usiadl dopiero kiedy podal jej szklanke zimnej wody mineralnej. Gdy przekornie i bez wiekszej nadziei poprosila o plasterek cytryny – pila wode mineralna prawie zawsze z cytryna – usmiechnal sie i podajac jej kolorowy prospekt ich biura, poszedl na zaplecze. Po chwili wrocil z porcelanowym talerzykiem, na ktorym lezaly plasterki obranej cytryny przeklute miniaturkami francuskich i polskich flag naciagnietych na plastikowe szpikulce. Usmiechnal sie do niej. Mial ogromne brazowe oczy, wyjatkowo dlugie, delikatne dlonie i pachnial droga woda po goleniu. Ze zdumieniem zauwazyla, ze odkad zna Jakuba, mezczyzni, z ktorymi sie styka, znowu maja kolor oczu, pachna w odroznialny sposob i, co najbardziej ja ostatnio poruszalo, maja interesujace lub absolutnie niegodne uwagi posladki. Biorac plasterek cytryny, wskazala na francuska flage na szpikulcu i zapytala cicho:
– Skad pan wiedzial, ze chcialabym pojechac do Paryza?
Po sprawdzeniu w komputerze upewnil ja, ze maja jeszcze kilka wolnych miejsc w autokarze, ale tylko dwa w hotelu w Paryzu. Zapytala go, czy moze zadzwonic. Wybrala numer telefonu komorkowego Alicji.
– Ala, nie planuj nic na niedziele czternastego lipca. Jedziesz ze mna do Paryza. Sama mowilas, ze od dziecinstwa marzylas o tym, aby zobaczyc Paryz.
Przez krotka chwile panowalo milczenie. Slyszala w tle, ze Alicja z kims rozmawia.
– Genialnie, ze mowisz mi to juz dzisiaj. Niedziela jest przeciez dopiero za trzy dni. Oczywiscie, ze pojade, ale pod jednym warunkiem: Asia pojedzie z nami. Jest tutaj ze mna.
Usmiechnela sie. Tylko Ala i Asia mogly tak zareagowac. Szczerze mowiac, wyobrazala sobie czasami swiat bez mezczyzn, ale swiata bez tych dwoch przyjaciolek nie mogla sobie w zaden sposob wyobrazic. Byly w jej zyciu «od zawsze». I chociaz, a moze dlatego, ze az tak sie roznily od siebie i od niej, czula, ze jej zycie bez nich byloby jak swiat pozbawiony jednego wymiaru. Plaskie.
Alicja...
Zablakana polowa serca poszukujaca nieustannie drugiej czesci. Atrakcyjna szatynka o oczach, ktorych kolor zmienial sie ostatnio z kolorem kupowanych szkiel kontaktowych. Wlascicielka swietnych piersi, eksponowanych lub skrywanych w zaleznosci od wskazan elektronicznej wagi w jej lazience. Gdy byla bezgranicznie nieszczesliwa z powodu swojej samotnosci, jej spodniczki stawaly sie krotsze, makijaze wyrazniejsze, a ona sama chudla w zastraszajacym tempie – zawsze jej tego zazdroscila – ale mimo to jej piersi sterczaly kuszaco spod coraz bardziej obcislych bluzek i sweterkow. Gdy byla akurat z kims, tyla z usmiechem na ustach i przykrywala swoje coraz bardziej obszerne, ale szczesliwe, bo dotykane przez mezczyzne cialo, obszernymi ciemnymi swetrami, ktore sama robila na drutach.
Marzyla o wielkiej milosci, jak dziecko marzy o prezentach pod choinka. Szukala jej wszedzie i zachlannie. Juz na pierwszej randce myslala, w jakiej sukni pojdzie do slubu, a na drugiej, gdy on myslal glownie, czy pojda do niej, czy do niego po tej kolacji, ona zastanawiala sie, czy on na pewno bedzie dobrym ojcem ich dziecka. Prawie wszyscy jej mezczyzni wprowadzali sie juz w drugim tygodniu znajomosci, ale tylko jeden wytrzymal dluzej niz dwa miesiace. Na swoim kolorowym wyobrazeniu «tego jedynego» konsekwentnie zapominala zostawic troche miejsca na szarosc. Mezczyzni, oprocz tej ogromnej zalety, ze zdecydowali sie byc z nia, miewali jeszcze zwykle ludzkie slabosci: chrapali w nocy, ejakulowali o wiele za wczesnie, siusiali na stojaco, opryskujac moczem jej sterylnie czysta lazienke, zostawiali zabrudzony zlew po goleniu lub myciu zebow i na ogol wcale nie mieli ochoty na wyrafinowany seks tylko dlatego, ze ona spedzila cale popoludnie w kuchni, przygotowujac kolacje przy swiecach.
Gdyby ona byla mezczyzna, ozenilaby sie z Alicja natychmiast. Dwa razy. Ten drugi raz nawet w kosciele. Alicja byla bowiem, wedlug niej, absolutnie glowna nagroda w loterii dla heteroseksualnych kawalerow, rozwiedzionych lub chcacych sie rozwiesc. Byla przygotowana do malzenstwa jak niemieccy alpinisci do wejscia na Mount Everest. Oni maja nawet spisany testament potwierdzony przez notariusza. Alicja nie miala jeszcze testamentu, w ktorym wszystko oczywiscie przekazywalaby «swojemu ukochanemu mezowi», ale polowa jej szafki w lazience stala caly czas pusta, czekajac na jego pedzle do golenia, nozyki do golarki, wody kolonskie i prezerwatywy.
Poza tym, ze byla absolwentka najlepszego kursu gotowania w Warszawie, jeszcze na dodatek kiedys spontanicznie przez tydzien uczyla sie od zaprzyjaznionego barmana mieszac najlepsze drinki. Wszystko dla «niego». Ale szczerze mowiac, Alicja nie do konca wierzyla, ze droga do serca mezczyzny prowadzi przez zoladek. Uwazala, ze mozna pojsc na skroty. I dlatego wydala majatek, aby kupic ostatnie, «koniecznie oryginalne», dwutomowe wydanie Kamasutry, czytala angielski «Cosmopolitan», bo polskiego jeszcze wtedy nie bylo, dzieki czemu wiedziala na przyklad, jak to jest «po grecku», a takze dlaczego on «bedzie jeczal» z rozkoszy, gdy zanim wezmie sie «go» do ust, najpierw «possie sie kostki lodu razem z cukierkami mietowymi». Ponadto ostatnio z prawdziwie zolnierska dyscyplina cwiczyla miesnie pochwy.
Ale nawet to niespecjalnie pomagalo. Wiedziala dokladnie, bo Alicja jej o tym w najdrobniejszych szczegolach opowiadala, rozczarowana swoimi mezczyznami, przewaznie juz po pierwszym tygodniu. Stwierdzala po raz kolejny, ze faceci to w ogole dziwne stworzenia. Boja sie dentysty, wypadania wlosow i tego, ze ich telefon komorkowy nie bedzie mial zasiegu. Uwazala, nie bez racji, ze w tym calym leku «haczy» im sie prostata. Czasami, przewaznie tak po trzecim tygodniu wspolnego zamieszkiwania, bala sie, ze nagle ten jej «jedyny i wymarzony», gdy ona przytuli sie do niego goracymi piersiami spod zdjetej wlasnie koszulki nocnej, powie: «Kochanie, daj mi dzisiaj spokoj. Nie widzisz, ze mam okres?». Bo Alicja chciala miec plomienie co noc. Zapominala, ze plomienie co noc maja tylko strazacy.
W takich momentach wlasnie Alicja przylapywala sie na mrozacej krew w zylach mysli, ze tak naprawde to ten facet lezacy obok w lozku zakloca jej to, co ona lubi najbardziej: harmonijna, wypielegnowana i ustabilizowana samotnosc. Te samotnosc z zawsze czysta lazienka, naczyniami zawsze prawidlowo ustawionymi w zmywarce, termoforem kladzionym i bez skrepowania na podbrzuszu w pierwszym dniu okresu i jej ulubiony – i mi sobotami przed telewizorem lub z ksiazka i muzyka Kenny'ego G w tle zamiast tych makabrycznie nudnych, zadymionych papierosami do granic brydzowych wieczorow albo idiotycznych, pelnych wulgarnosci spotkan przy wodce z jego kolegami z wojska, technikum lub biura.
Ale tak myslala tylko krotka chwile i z poczuciem ogromnej winy. Przeciez samotnosc to najgorszy rodzaj cierpienia! Czyz Stworca nie powolal swiata do istnienia dlatego wlasnie, ze czul sie samotny? Niech juz chrapie, zostawia brudne skarpety na srodku pokoju i pali w sypialni. Niech tylko bedzie.
Wszyscy ci «jej mezczyzni» nie umieli – albo nie chcieli – z nia rozmawiac. Mieszkali z nia, jedli z nia kolacje i sniadania, mieli z nia superseks – bo ona robila bez wahania wszystko, czego oni sobie zyczyli i o czym przeczytala w nowoczesnych gazetach dla panienek poszukujacych wielokrotnego orgazmu z Mr. Ten Wlasciwy – ale to nie znaczylo, ze chca akurat z nia sie zestarzec. A ona glownie o tym chciala rozmawiac i oczekiwala z ich strony zdecydowanych deklaracji. Tych, ktorych dotychczas spotykala, nie interesowaly za bardzo rozmowy o slubach, kupnie «na spolke» wiekszego mieszkania i kolorze tapet w dziecinnym pokoju, gdyby «to byla dziewczynka». Dlatego wyprowadzali sie od niej przewaznie przed uplywem drugiego miesiaca.
Tak robili jednak tylko ci, ktorzy w ogole mogli sie do niej wprowadzic. Byli tez liczni tacy, ktorzy wprowadzic sie nie mogli. Ci, chociaz czesciej niz tamci mowili jej wszystkie romantyczne