przewidywania przyszlosci ludzi. «Poczucie obowiazku Brownie» bylo wytresowane, tak jak czasami wytresowane jest «poczucie obowiazku» panicznie bojacych sie swojego szefa wy­leknionych podwladnych, gotowych zrobic wszystko, aby tylko ich nie zwolniono. Brownie w wyniku tresury bala sie «kary» za pozostawienie Theodore'a bez opieki, a jako pies pozbawiona kognitywnego przewi­dywania nie mogla wiedziec, co sie stanie, gdy przejedzie ja ciezarow­ka. Dlatego gdy wszystko inne zawiodlo, po prostu rzucila sie pod nia.

Pamieta, ze czytala to jego wyprute z emocji logiczne wyjasnienie i czula, jak to zdarzenie z Brownie odzierane jest na jej oczach z legen­dy. Pomyslala, ze nawet jesli ma racje, to mogl sobie darowac ten wy­wod. Naukowiec sie znalazl! Co on moze wiedziec o Brownie oprocz tego, ze miala geny jak wszystkie inne psy? Tego, jak Brownie patrzyla na Theodore'a, nie odda zaden program sekwencjonujacy geny. Nigdy.

Kilka tygodni pozniej zupelnie przypadkowo wrocili do zdarzen z Nimes. Jakub potrafil tak poprowadzic ich rozmowy na ICQ, ze cze­sto pojawial sie w nich temat Boga. Ona nie wierzyla w Boga; jej kon­takt z Kosciolem skonczyl sie zaraz po chrzcie, ktory jej rodzice zainscenizowali glownie po to, aby sasiedzi dali im spokoj.

Na poczatku ich znajomosci to, ze Jakub przy swoim tak bardzo na­ukowym i bezwzglednie racjonalnym podejsciu do swiata tak czesto powolywal sie na Boga, draznilo ja troche. W przypadku czlowieka, ktory, jak Jakub, podawal w watpliwosc praktycznie wszystkie aksjo­maty i powszechnie uznawane prawdy, ciazenie ku czemus tak bardzo opartemu na wierze i w swej istocie na nieracjonalnym idealizmie, by­lo jak dysonans. Potem, wczytujac sie z uwaga w to, co pisal o religii, teologii i swojej wierze, zaczela ow dysonans minimalizowac. Zniknal zupelnie, gdy ktoregos dnia przeczytala w e-mailu od niego:

Mimo ze wiem mniej wiecej, co dzialo sie przez pierwszych kilkadziesiat se­kund po Wielkim Poczatku i wiem, jak z plazmy kwarkow i gluonow zaczal two­rzyc sie ten nieozywiony wszechswiat, ciagle nie moge oprzec sie wrazeniu, ze caly ten projekt mogl powstac tylko w nieskonczonym umysle jakiegos Kon­ struktora. Nigdy nie slyszalem tez o zadnej konferencji naukowej, na ktorej pre­zentowano by referaty o istnieniu lub nieistnieniu Boga. Takich konferencji nie organizowal nawet Stalin, a on nie wzdragal sie przeciez przed poprawianiem genetyki – na pewno slyszalas o nadwornym genetyku Stalina, Lysence – aby marksisci bron Boze nie dziedziczyli po arystokratycznych przodkach. Nie ma absolutnie zadnych powodow, poza psychologicznymi, ktore moglyby mi uniemozliwic wiare w Boga tylko dlatego, ze sa czarne dziury i obowiazuje strasznie madra teoria strun. Idea Stworzyciela jest jeszcze bardziej kuszaca, gdy od kwarkow przejdziesz do zycia. Fakt, ze na tym odprysku materii, jakim jest Zie­mia, powstalo zycie, jest dowodem na to, ze zdarzenia nieprawdopodobne sie zdarzaja. Jeszcze bardziej nieprawdopodobne, z punktu widzenia modeli pro­babilistycznych, jest istnienie czlowieka, ktory, pomijajac nawet umysl, ma cialo bedace systemem o takiej zlozonosci, ze istnienie Wielkiego Programisty na­suwa sie samoistnie. Niektorzy uwazaja, ze Bog uruchomil program i na tym skonczyla sie jego rola. Program wykonuje sie sam, bez jego udzialu i jego in­terwencji. Tak mysla deisci. Czasami mysle, ze maja racje, kiedy patrze na ca­le to zlo dookola.

A propos ciala. Opowiesz mi dzisiaj cos o Twoim ciele? Mozesz pominac sledzione i trzustke. Skup sie na piersiach, a potem przejdz do ust. Nie mow mi nic o podbrzuszu. Nie jestem jeszcze na to przygotowany...

Taki takze byl Jakub! Potrafil od kwarkow, gluonow i idei Stworzy­ciela przejsc bez najmniejszego wahania do trywialnej erotyki. I na do­datek bylo to tak naturalne, ze nie umiala sie nawet oburzac w przeko­nujacy sposob.

Pamieta, ze wtedy nie byla to «prowokacja walczacej ateistki». Za­pytala z czystej ciekawosci. Przypomniala jej sie pewnego dnia ta sce­na okrucienstwa przy zabijaniu krow w Nimes. To zawsze budzilo w niej agresje. Opowiedziala mu ja w szczegolach. Byla znowu rozju­szona swoimi wspomnieniami. Wprowadzila sie przy tym w stan cy­nicznego sarkazmu i napisala nagle do niego:

ONA: Jak to jest, ze Kosciol chrzescijanski, bo nie tylko katolicki, akceptuje zabijanie zwierzat? Czy ich cierpienie nie ma zadnego znaczenia dla Boga?

Przeciez wszystkie zwierzeta stworzyl On sam. Poza tym zwierzeta nie mu­sza cierpiec z powodu grzechu pierworodnego, bo go nie popelnily. To nie ich prapramatka zerwala Owoc z drzewa wiedzy, aby dostapic wiedzy i zaznac odrobiny rozkoszy. Nie bylo zadnego konia i zadnej klaczy, ktore trzeba by przeganiac z raju. Zwierzat nie dotyczy, o czym wiesz lepiej niz ja, zadna zbio­rowa odpowiedzialnosc – to najbardziej odpycha mnie od religii, ta bezsensow­na zbiorowa odpowiedzialnosc – za zachowanie grzesznej kobiety, ktora na­mowila na jablko slabego mezczyzne, ktory natychmiast poskarzyl sie Bogu. Zwierzeta nie musza ubiegac sie o odkupienie.

Tak na marginesie. Jakubku, moglbys chociaz raz pochwalic moja teolo­giczna erudycje. Jestem pewna, ze choc nie swiece pisanek na Wielkanoc, wiem wiecej o zmartwychwstaniu Chrystusa niz wielu ministrantow w kosciele na moim osiedlu. Pochwalisz?

A moze to cierpienie zwierzat jednak ma znaczenie? Moze tylko Bog jest tak zajety wymyslaniem nowych form cierpienia grzesznych ludzi, ze na zara­dzenie cierpieniu bezgrzesznych zwierzat nie ma juz po prostu czasu i odklada to na pozniej?

Nie pisz mi tylko, ze taka jest logika swiata. O tym, ze to nieprawda, wie na­wet moja gleboko i naprawde wierzaca sasiadka po podstawowce i dlatego za­pisala sie do Ligi Ochrony Zwierzat.

Pytam, bo ostatnio widzialam w telewizji reportaz z pewnej rzezni na polu­dniu Polski. Kamera w szerokim ujeciu i ze wszelkimi szczegolami pokazala wi­szace za nogi w dol krowy z podcietymi gardlami, wykrwawiajace sie do wia­der. W tle trudno bylo nie zauwazyc krzyza wiszacego na scianie nad brama prowadzaca do chlodni. Troche bylam zdziwiona tym krzyzem. Ale wytluma­ czylam sobie, ze to musiala byc rzeznia wyznaniowa.

Jak znam Kosciol, to oni pewnie maja i na te zwierzeta jakies zgrabne wy­tlumaczenie. Jakubku, jesli je znasz, to mi wytlumacz. Prosze.

ON: Nie, nie maja. Wytlumaczenie jest wyjatkowo niezgrabne i malo kogo przekonuje. Jesli juz zdazylas sie uspokoic po tym ataku dumy i triumfu, ze «tak wlasnie myslalas», i obiecasz mi, ze postarasz sie przeczytac to bez uczucia wyzszosci, napisze Ci wszystko, co wiem na ten temat.

ONA: Nie mialam uczucia triumfu. Zwierzeta sa dla mnie o wiele wazniejsze niz chwilowa przewaga bezdusznego ateizmu nad milosiernym chrzescijan­stwem. Dlatego nie mam zadnych trudnosci z obiecaniem Ci tego, o co pro­sisz. Jak wiec chrzescijanie tlumacza przyzwolenie Boga na cierpienie zwie­rzat?

ON: Pokretnie i roznie, w zaleznosci od nasilenia wiary. Niektorzy uwazaja, ze doznania, a wiec takze bol i cierpienie, odbywaja sie w duszy. Poniewaz zwie­rzeta wedlug nich nie maja duszy, nie moga cierpiec. Jest to wyjatkowo nie­prawdopodobna teoria, wiec nawet Kosciol chce o niej zapomniec. Niektorzy genetycy natomiast przychylaja sie ku takiemu podejsciu. Wiwisekcje szczu­row, dla celow naukowych oczywiscie, sa w ramach tej teorii calkowicie uspra­wiedliwione.

Inne wytlumaczenie jest zdecydowanie bardziej logiczne. Cierpienie jest cierpieniem poprzez fakt jego trwania. Nawet jezeli Brownie miala doznania, to, wedlug tej teorii, nie miala swiadomosci. A tylko dzieki swiadomosci mozna przewidziec, ze cierpiac w danym momencie, prawdopodobnie bedzie sie cier­pialo za chwile. Nieuswiadomione trwanie cierpienia powoduje, ze zwierzeta cierpia znacznie mniej. Obmyslil to pewien angielski filozof o nazwisku Lewis. Nigdy nikomu nie powiedzial, jak zdobyl te informacje, tym bardziej ze z jego biografii wynika, ze ani na koniach nie jezdzil, ani nawet psa nie mial.

Lewis tez nie wiedzial do konca, dlaczego zwierzeta w ogole musza cier­piec, chociaz nigdy nie zgrzeszyly. Zwalil wiec wszystko na diabla, ktory rzeko­mo podburzyl zwierzeta do wzajemnego pozerania sie. Czyli jednym slowem wszystko przez diabla. Bog tego nie chcial.

Inny Anglik o nazwisku Geach zrobil faktycznie z Boga Wielkiego Konstruk­tora bez sumienia. Uwazal bowiem, ze Bog, planujac caly ten zyjacy swiat, kto­ry mial podlegac ewolucji, wcale nie martwil sie o zminimalizowanie cierpienia ani ludzi, ani tym bardziej zwierzat. Geacha nikt nie brat powaznie, bo jak tu pogodzic wizerunek nieskonczenie dobrego ojca podzielajacego cierpienie ze wszystkim, co stworzyl, z proponowanym przez Geacha obrazem Boga jako bezwzglednego kierownika projektu pod nazwa «Ewolucja». To juz lepiej zostac przy diabelku Lewisa.

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату