Nie tylko Asia moze byc przygotowana wewnetrznie do Renoira – pomyslala.
Ona tez. Muzyke juz ma. Teraz zadba o chemie.
Pojawil sie recepcjonista z parujacym od ciepla croissaintem. Wylaczyla muzyke i zdjela sluchawki. Zauwazyla, ze on nadal zerka na jej piersi.
– Czy moglby pan przyniesc jeszcze jedna kawe? A jesli tak, to czy moglby pan wlac do tej kawy kieliszek irlandzkiej whisky? Usmiechnal sie i zapytal:
– Dwadziescia piec, piecdziesiat czy sto mililitrow? Przy stu bedzie miala pani kawe w whisky, a nie odwrotnie.
– A jak pan mysli, po jakiej ilosci bedzie mi jeszcze lepiej?
– Po dwudziestu pieciu mililitrach whisky w kawie i stu szampana w kieliszku z truskawka. Szampan na moj rachunek. Renoir tez pil szampana. I czesto do sniadania. Niech pani dzisiaj w Orsay zwroci uwage, ile butelek stoi na stolach na jego slynnym obrazie «Sniadanie wioslarzy».
– No tak. Wie pan o mnie wszystko. Czyta pan i pisze moje e-maile, wie pan, ze potrzebuje Internetu, a teraz jeszcze pan wie, ze za chwile ide spotkac Renoira. Skad, jesli mozna wiedziec?
– E-maile mam od pani lub dla pani, Internetu potrzebuje od kilku miesiecy jak tlenu, wiec uogolnilem to takze na pania, bo pasuje pani do modelu, a Renoir? Wiem od pani kolezanki. Zanim polaczylem jej rozmowe z pani pokojem, opowiedziala mi prawie wszystko o tej wystawie w d'Orsay, a potem straszyla mnie, ze jesli pani nie podniesie sluchawki, to moze pani zaslabla w pokoju i powinienem natychmiast tam pojsc. Ona jest taka slodka, gdy klamie. Moze jej to pani powiedziec.
To rzeklszy, odszedl do baru. Za chwile przyniosl filizanke kawy, kieliszek z plywajaca w musujacym szampanie truskawka i krysztalowa miseczke truskawek posypanych wiorkami kokosowymi. Postawil to przed nia i powiedzial:
– Ma pani przed soba cudowny dzien. Widzialem te wystawe przed dwoma dniami. Renoir to jedyny impresjonista, ktory malowal wylacznie dla i przyjemnosci, wiec bedzie pani wyjatkowo przyjemnie w d'Orsay. Gdybym nie musial dzisiaj pracowac, zapytalbym pania, czy moglbym jej towarzyszyc. Ale dzisiaj nie patrzylbym wcale na obrazy.
Zanim odszedl, zblizyl sie do krzesla, na ktorym siedziala, i poprawiajac stokrotki w malym porcelanowym wazoniku stojacym przy kieliszku z szampanem na jej stoliku, powiedzial:
– Poza tym wyglada pani przeslicznie w tych mokrych wlosach i bez makijazu.
Jak to dobrze, ze on to mowi – pomyslala z wdziecznoscia.
Chciala przeciez «przeslicznie wygladac» i chciala, aby swiat to widzial. Szczegolnie teraz, tutaj, w Paryzu, przez najblizsze dni. To bedzie kosztowac majatek, ale zamowila sobie jeszcze w Warszawie, oczywiscie przez Internet, termin u fryzjera w Paryzu. Tylko kilka ulic od ich hotelu. Na dzien przed jego przylotem.
Zjadla croissainta. Kawa przyjemnie smakowala goryczka whisky. Po wypiciu szampana palcami wyjela truskawke i wlozyla powoli do ust. Czula, ze dzieki tej drugiej kawie i szampanowi jej postrzeganie swiata zaczyna zblizac sie do postrzegania Asi. To doskonale – pomyslala. Maja przeciez miec wspolne wspomnienia z tej wystawy na reszte konczacego sie wieku.
O Boze, jak bardzo chcialaby teraz dotknac jego ust. Tylko dotknac – pomyslala. – Znowu sie zaczyna. Po co ja pilam ten alkohol?!
Wstala szybko od stolika, zalozyla sluchawki i przesunela suwak glosnosci odtwarzacza. Potrzebowala teraz glosnej muzyki i to koniecznie Van Morrisona. Przechodzac przez restauracje w kierunku wyjscia, podniosla reke i nie odwracajac glowy kiwnela palcami na pozegnanie. Przypuszczala, ze recepcjonista obserwuje ja. W drzwiach wyjsciowych niespodziewanie odwrocila sie. Miala racje! Patrzyl za nia.
ON: Po kolacji rozpoczal wedrowke po klubach, pubach i restauracjach Dzielnicy Francuskiej Nowego Orleanu. Tak jak wtedy. Ale nie bylo tak jak przed laty. Teraz musial doszukiwac sie tej radosci i beztroski. Wtedy czul ja nieustannie.
Mijajac tak jak wtedy neon przy wejsciu do jednego z klubow nocnych, przystanal i otworzyl butelke piwa, ktore grzalo sie od rozgrzanego ciala w tylnej kieszeni spodni.
Pomyslal, ze to miasto mozna by dokladnie zdefiniowac tym tekstem z neonu. Tutaj faktycznie ludzie przyjezdzaja, aby chociaz przez kilka dni zajac sie swoim pozadaniem. Nawet gdy tego sobie wprost tak do konca nie uswiadamiaja.
Cala reszta to szczegol – pomyslal, usmiechajac sie do siebie.
Do hotelu wracal radosny i podniecony. Wyszedl okolo pierwszej z klimatyzowanego bluesowego klubu Razoo na rogu Bourbone i Vanessa i wpadl prosto w parna, duszaca noc w Nowym Orleanie. Bylo, mimo nocy, okolo 30 stopni ciepla przy wilgotnosci powietrza siegajacej 93 procent. Ulica tetnila zyciem. Kolorowy tlum turystow przekrzykujacych sie we wszystkich mozliwych jezykach sunal jak procesja Bourbone Street, zatrzymujac sie przy wejsciach do klubow i restauracji, przez ktorych drzwi wydobywala sie muzyka.
Swiat sie zmienia, ale na szczescie nie Bourbone Street. Niezmiennie tak samo zwariowana – pomyslal. Pewnie dlatego zawsze tylu tu ludzi.
Przeszedl dwie przecznice, skrecil w Conti Street i znalazl sie na Dauphine Street. Wkrotce stal przed hotelem, dwukondygnacyjnym budynkiem w kolonialnym stylu porosnietym winorosla i ozdobionym kilkoma wielkimi amerykanskimi flagami, ktore oswietlal reflektor ustawiony na tarasie domu po drugiej stronie ulicy. Gwiazdy na flagach migotaly niebieskimi zaroweczkami. Usmiechnal sie do siebie, myslac po raz kolejny, ze Amerykanie sa czasami tak zabawni i rozbrajajaco kiczowaci w swoim patriotyzmie.
Minal recepcje w klimatyzowanym holu, wzial klucz od zaspanego portiera i juz chcial isc do pokoju, gdy nagle uslyszal muzyke dobiegajaca z patio w poludniowej czesci hotelu. Przez chwile wahal sie, czy tam pojsc. Wczesnie rano lecial do Nowego Jorku. Wyobrazal sobie to cierpienie, gdy zadzwoni budzik. Mimo to pomyslal, ze pojdzie na najbardziej juz dzisiaj ostatniego drinka i wyslucha tego bluesa. Tylko na chwile. Zawrocil w polowie pietra i poszedl na patio.
Bylo to typowe podworze bogatszych kolonialnych domow w Dzielnicy Francuskiej, z mala kamienna fontanna posrodku eliptycznego basenu pokrytego gesto bialymi liliami, ktore mogly wyrosnac tak ogromne tylko w tym klimacie. Pod sciana budynku stal niewielki bar, oswietlony tylko lampami imitujacymi swiece, a wokol niego kilka stolikow z okraglymi blatami z bialego marmuru i niewielkie metalowe krzeselka z fantazyjnie wygietymi oparciami. Rozlozysta palma swoja korona zaslaniala lampe majaca oswietlic maly parkiet taneczny znajdujacy sie za fontanna. Po stronie baru stal bialy fortepian. Mlody Murzyn w czarnym smokingu i bialej koszuli ozdobionej czarna mucha akompaniowal starszej grubej Murzynce ubranej w blyszczaca suknie do ziemi. Mimo ciemnosci miala ogromne sloneczne okulary. Spiewala bluesa.
Obok fortepianu znajdowaly sie bebny perkusji, przy ktorych nikt nie siedzial, ale tuz obok na fotelu z nieskazitelnie bialej skory siedzial mlody bialy mezczyzna, ktory trzymal gitare na kolanach i popijal drinka.
Nad patio konczyl sie bluesowy standard «Bring it home to me». Na chwile zapadla cisza. Jakub podszedl do baru, zamowil whisky z woda sodowa i lodem i usiadl przy stoliku stojacym najblizej fortepianu. Nagle gitarzysta wstal, dal znak wokalistce, ktora wyjela mikrofon ze stojaka. Zaczal grac. Jakub od razu poznal, co to jest.
Zdal sobie nagle sprawe, ze dotad slyszal to wylacznie w wykonaniu wokalistow, a teraz, w wykonaniu tej Murzynki, bylo to niesamowite. Zupelnie inne, porywajace.
Saczyl powoli whisky, sluchal i mimowolnie zaczal poruszac sie w rytm muzyki. Nagle na ten maly parkiet wyszla biala dziewczyna w brazowej spodnicy do ziemi i czarnej bluzce niezakrywajacej brzucha. Miala czarne buty na wysokim obcasie, czarne wlosy do ramion. W lewej dloni trzymala duza krysztalowa szklanke wypelniona do polowy.
Zauwazyl ja juz wczesniej, kiedy zamawial drinka przy barze. Zwrocila jego uwage alabastrowa biela zupelnie nieopalonej skory na brzuchu i twarzy oraz ogromnymi wargami, odcinajacymi sie czerwienia od twarzy. Siedziala zamyslona, nic nie mowiac, przy sasiednim stoliku w towarzystwie ubranego mimo upalu w szary garnitur mlodego mezczyzny z telefonem komorkowym w dloni. Zajmowali stolik razem z inna para. Ta druga dziewczyna miala spadajace na ramiona blond wlosy z kosmykami splecionymi kolorowymi wloczkami. Byla ubrana w krotkie spodnie, ktore odslanialy niesamowicie dlugie, opalone nogi. Czarny podkoszulek na waskich tasiemkach, napiety przez jej duze piersi, konczyl sie wysoko nad pepkiem. Jej partner byl wysokim, szczuplym