galki oczne, pociete czerwonym liniami naczyn krwionosnych.
– Nie chcialem pani przestraszyc. Szukam automatu z cola. Kto to byl Thommy?
– Thommy tez ciagle szukal coli. Pracowal tutaj wiele lat i nigdy nie pamietal, gdzie jest automat – odpowiedziala.
– Ja dzisiaj z pewnoscia tez nie zapamietam. Zaprowadzi mnie pani do automatu i po drodze opowie mi, kto to byl Thommy?
– Nie wie pan, kto to byl Thommy?! Thommy pracowal cztery korytarze dalej. Kazdy go znal po tym, jak ukradl mozg Einsteinowi. Zna pan Einsteina, tego amerykanskiego Zyda ze Szwajcarii?
W tym momencie przyjrzal sie jej dokladniej. Jeszcze nikt nie nazwal Einsteina «amerykanskim Zydem ze Szwajcarii». Nie umial okreslic jej wieku. Zastanawial sie czasami, czy Murzyni tez nie moga okreslic wieku bialych, bo wydaja im sie zawsze tacy sami. Przypominala mu Evelyn z restauracji w Nowym Orleanie. Ogromna, prostokatna od ramion do ziemi, zwalista, z piersiami jak poduszki, przykrywajacymi cala klatke piersiowa od obojczykow po brzuch.
– Jak to ukradl mozg Einsteina? Kto to byl Thommy? – dopytywal sie zaintrygowany.
Murzynka odstawila wiadro, z ktorego przelewala sie piana, i usiadla na lawce przy wejsciu do toalety.
– Thommy byl lekarzem. Ale nikogo nie leczyl. Dlatego tez nikt go nie szanowal. Poza tym nie wital nikogo rano. Witalby pan kogos radosnie rano, gdyby mial pan dwa trupy do pokrojenia przed i cztery po sniadaniu? Ja go szanowalam. I Marilyn tez. Thommy kochal sie w Marilyn. Ale wtedy tutaj prawie kazdy kochal sie w Marilyn. W tamtych czasach kobiety i mezczyzni jeszcze ciagle kochali sie w sobie. Marilyn byla lekarka na trzecim pietrze. Ja tam nie sprzatalam. Marilyn byla bardzo piekna. Czy moge zapalic przy panu?
Wyjela puszke z tytoniem i zaczela skrecac papierosa.
– Oczywiscie, ze pani moze. A moglaby pani skrecic jednego dla mnie? Czy w tym automacie na cole jest takze piwo?
Znowu zapomnial o przyrzeczeniu z samolotu. Usmiechnela sie.
– Piwo? Nie. Nigdy. Tutaj na campusie latwiej kupic kokaine niz piwo.
– Kto to byl Thommy i kto to byla Marilyn? – zapytal, siadajac obok niej na lawce.
Poniewaz byla tak duza, ze zajmowala prawie cala lawke, musial siedziec przytulony do niej. Podala mu skreconego papierosa. Siedzieli w ciemnym korytarzu, palac papierosy. Dwa zarzace sie punkty. Bylo cicho, tylko jej niski glos brzmial niesamowicie w tej ciemnosci i przy akustyce tego korytarza.
– Marilyn w zasadzie pracowala na pediatrii. Dzieci kochaly ja, bo smiala sie caly czas. Tylko gdy umieralo jakies dziecko, miala lzy w oczach. Plakala zawsze w toalecie. Zeby dzieci tego nie widzialy. Thommy byl patologiem. Kroil trupy, zeby znalezc w nich cos waznego. Dzieki temu, co znajdowal, mozna bylo ratowac zycie innych. Chociaz byl bardzo potrzebny, nikt go nie podziwial. Oprocz Marilyn. On to chyba jakos czul. To bylo tak dawno temu, a ja pamietam kazdy szczegol. Einsteina przywiezli przed polnoca. Byl nieprzytomny. Umarl krotko po polnocy. To byl poniedzialek, osiemnastego kwietnia piecdziesiatego piatego roku. Bylam wtedy tutaj najmlodsza praktykantka. Wydaje mi sie, jakby to bylo wczoraj. Sprzatalam wtedy pierwsze, parter i piwnice. Patologia jest w piwnicy. Thommy oczywiscie znal i podziwial Einsteina. Byl dla niego niedoscigniona madroscia. Kazdy w Princeton znal Einsteina. Chociazby z powodu tych wszystkich dziennikarzy, ktorzy tutaj na campusie za Einsteinem gonili jak stado wilkow.
Gdy Thommy przyszedl na dyzur, Einstein lezal juz na stole. Thommy najpierw nie chcial robic tej sekcji. Przyszedl na gore do Marilyn i powiedzial jej o tym, bardzo zdenerwowany. Po kilku minutach dal sie przekonac i wrocil do piwnicy. To, co tam dalej sie dzialo, znam w szczegolach od Marilyn. Ja mysle, ze Thommy to zrobil dla niej. Zeby go podziwiala i byla dumna z niego. Wszyscy mowia, ze to niemozliwe, aleja wiem swoje. Widzialam, jak on patrzyl na Marilyn. Thommy zrobil straszna rzecz. Najpierw wykonal normalna autopsje i potem nagle na szlo go to uczucie. Ta jedna, jedyna, niepowtarzalna szansa w jego zyciu. Wzial pile, przecial czaszke Einsteina i wydobyl z niej jego mozg. Podzielil go skalpelem na dwiescie czterdziesci rownych kostek i wsadzil do dwoch trzylitrowych sloikow z napisem
Na chwile zamilkla, oddychajac ciezko.
Obraz czaszki Einsteina wypchanej gazetami byl jak scena z makabrycznego filmu. Porazal groza i nonsensem. Einstein byl dotad dla niego jak pomnik. Kwintesencja inteligencji. Einstein bez mozgu, z czaszka wypchana papierem, nagle wydawal sie nieistotny i ponizony. Nie, to nie byl film! Tego nie wymyslilby zaden rezyser. Poczul sie nieswojo w tym ciemnym korytarzu jedno pietro nad piwnica, gdzie odbyl sie ten satanistyczny rytual wycinania mozgu Einsteina. Cieszyl sie, ze ta lawka byla taka mala, a Murzynka duza. Dzieki temu mogl siedziec przytulony do niej.
– Na czym to skonczylam? Juz wiem. Thommy wiedzial o ostatniej woli Einsteina, ktory zyczyl sobie, aby jego cialo po smierci spalic, a prochy rozrzucic w znanym tylko najblizszej rodzinie miejscu. Einstein nie chcial miec zadnego grobu... Wie pan co? Skrece sobie jeszcze jednego. Ostatnio duzo pale. To nie jest dobrze, tutaj, w Ameryce.
Zapadla cisza. Wyciagnela puszke z tytoniem z przepastnej kieszeni fartucha i juz po chwili sklejala slina papierosa. W swietle plomienia zapalniczki jej biale galki oczne na tle smolistoczarnej twarzy wydawaly sie monstrualnie duze.
To, co opowiadala ta Murzynka, bylo sensacyjne. Ani przez chwile nie watpil, ze mowi prawde. Mial, dawno temu, jeszcze w trakcie studiow, taka faze w zyciu, ze Einstein go fascynowal. Prawda jest, ze nie ma grobu. To akurat doskonale pasowalo do Einsteina. Bogowie nie maja grobow. Faktem jest takze, ze mozg Einsteina nie splonal z reszta jego ciala, dzieki czemu mogl byc wielokrotnie badany przez neurologow. Badania neuroanatomiczne potwierdzily jego wyjatkowosc. To wszystko wiedzial od dawna. Natomiast nie mial absolutnie pojecia, ze kryje sie za tym taka niesamowita historia. Murzynka tymczasem opowiadala:
– Tego, co zrobil Thommy, nikt mu nie polecil ani mu na to nie zezwolil. On uwazal, ze nie musial miec na to pozwolenia, bo, jak mowil, «Einstein nalezal do wszystkich». Nawet gdy wszystko sie wydalo, nie chcial oddac tego mozgu. Marilyn mowila mi, ze Thommy zrobil to dla ludzi, a nie dla slawy. Wierzyl, ze majac to, co najwazniejsze w Einsteinie, jego mozg, uda sie kiedys odtworzyc calego Einsteina. On byl takim nawiedzonym dziwakiem. Kroil codziennie trupy, ale mimo to byl najwiekszym romantykiem w calym tym budynku. Dlatego Marilyn tak go lubila. Ale tego, co zrobil Einsteinowi, nigdy mu nie wybaczyla. Thommy bardzo cierpial z tego powodu.
Murzynka zaciagnela sie gleboko i przestala mowic. Tajemniczy Thommy mial wiele racji. Ale wtedy, w 1955 roku, ani on, ani nikt inny nie mogl wiedziec, ze do sklonowania czlowieka nie potrzeba nikomu wyjmowac mozgu z czaszki. Odpowiednio przechowana odrobina krwi, wlos lub tkanka skory w zupelnosci wystarcza. Kompletny material genetyczny czlowieka jest w jadrze kazdej pojedynczej komorki. Neurony z mozgu nie roznia sie pod tym wzgledem od innych, bardziej «prozaicznych» komorek. Thommy prawdopodobnie chcial byc po pro stu pewien i dla pewnosci wlasnie zabezpieczyl w formalinie ponad kilogram materialu do klonowania. I wiedzial tez, ze ze wszystkich komorek najwazniejsze u Einsteina byly te w mozgu.
– Thommy musial odejsc z Princeton – podjela swoja opowiesc Murzynka. – Ale i tak nie oddal tych sloikow z mozgiem Einsteina w formalinie. Pol roku po tym, jak odszedl, Marilyn wyszla za maz i przeniosla sie do Kanady. Nie wiem dokladnie, co stalo sie z Thommym. Ktos mi mowil, ze spotkal go ostatnio na jakims uniwersytecie w Kansas.
W tym momencie ktos z hukiem otworzyl drzwi w koncu korytarza. Snop swiatla z latarki zaczal przesuwac sie powoli po scianach. To musial byc straznik. Murzynka zerwala sie gwaltownie i zniknela za drzwiami toalety. Za chwile swiatlo latarki straznika dotarlo do lawki, na ktorej siedzial Jakub. Straznik stanal na wprost niego i zaswiecil latarka prosto w oczy.
– Czy pan wie, ze palenie tutaj jest powaznym wykroczeniem? Moglbym pana ukarac mandatem od tysiaca dolarow w gore – powiedzial glos za swiatlem latarki. I dodal ze smiechem: – Ale nie ukarze, poniewaz doskonale wiem, ze do palenia namowila pana Virginia. Tylko jej tyton moze tak okropnie smierdziec. Gdy wyjdzie juz z toalety, gdzie sie teraz ukrywa, niech pan jej powie, ze przedostatni raz jej to uchodzi na sucho. – Zasmial sie tubalnie i odszedl w kierunku schodow prowadzacych do piwnicy.