Szczescie... Jakie to pojemne slowo... – pomyslal, patrzac z obrzy­dzeniem na tego lekarza.

Potem poszli zabrac rzeczy ojca z pokoju szpitalnego, w ktorym umarl. Na lozku lezal ten nowy sweter od niego, pod poduszka zgniecione stroni­ce jego doktoratu, a na poobijanym stalowym stoliku napoczeta pomaran­ cza. Wysunal szuflade stolika. Oprocz otwartej paczki papierosow, ktore palil do konca, nawet tutaj, na godziny przed smiercia, zobaczyl te same zdjecia, ktore tak czesto zbieral z zalanego woskiem stolu w mieszkaniu.

Dopiero wtedy, mimo ze chcial to zrobic juz znacznie wczesniej, usiadl na szpitalnym lozku i zaczal plakac jak dziecko.

I przyszedl dzien radosny...

Te czarno-biale, wyblakle, niewyrazne, poplamione i polamane zdjecia do dzisiaj sa dla niego tym, co najbardziej przypomina mu ro­dzicow. Czesto, gdy idzie na cmentarz na ich groby, zabiera je z soba. Kiedys ich zapomnial, wiec wrocil taksowka do domu, zabral je i poje­chal drugi raz.

Natalia... Nie, o tej smierci nie moze myslec. Nie teraz, nie!

Smierc. Czy to teraz to byl znak, czy banalny przypadek?

Nie wrocil na miejsce. Musial sie uspokoic. Zaczal chodzic wzdluz samolotu. Swiatla byly lekko przyciemnione, wiec nikt nie mogl wi­dziec wyraznie jego twarzy i zaczerwienionych oczu. W pewnym mo­mencie podeszla do niego ta sama stewardesa; przyniosla valium i szklanke z woda.

Nagle zdal sobie sprawe, ze wcale nie ma pewnosci, ze ona wie o tym, ze jego NIE BYLO w tym samolocie. Musi byc tego pewien.

Nie moge jej tego zrobic... po prostu nie moge – myslal w panice.

Natychmiast wrocil na miejsce i wybral numer jej hotelu.

Zajety.

Wyslal kolejno trzy maile teraz juz z dramatyczna prosba i zada­niem, aby natychmiast i bezzwlocznie ja zawiadomili o zmianie termi­nu jego przylotu.

Uruchomil program testujacy lacznosc internetowa z serwerem ho­telu. Wszystko funkcjonowalo, jego maile nie wracaly, strona WWW ho­telu tez byla dostepna, wiec uznal, ze jego maile musza docierac.

Nie przynioslo mu to jednak ani odrobiny uspokojenia.

Dalby wszystko, zeby ten cholerny paryski numer byl wreszcie wolny!

Zaczal szukac hoteli w poblizu z postanowieniem, ze poprosi o za­wiadomienie jej hotelu. Dodzwonil sie nawet do jednego, ale nie mogl sie porozumiec. Recepcjonistka mowila wylacznie po francusku.

Zapytal pasazera obok, czy mowi po francusku, ale nie mowil.

Byl wsciekly, valium w ogole nie dzialalo, a on czul, ze jego oddech staje sie coraz krotszy i zaczyna mu brakowac tchu.

Wstal i zaczal chodzic po samolocie. To zawsze pomagalo.

Po godzinie wrocil na miejsce i zaczal znowu dzwonic.

Bylo juz bardzo pozno. W Paryzu dochodzila osma i zaczynal oba­wiac sie, ze moze byc za pozno.

Nagle dostal wolny sygnal. Scisnal sluchawke i gdy tylko po dru­giej stronie ktos odebral, zaczal krzyczec po angielsku, ze maja pola­czyc go natychmiast z jej pokojem.

Nie bylo jej. Spoznil sie. Spoznil sie z wkroczeniem do jej biografii i teraz spoznil sie znowu. Poczul sie strasznie winny.

Zebral wszystkie sily i spokojnie zapytal, czy odebrano jego maile i czy je przekazano adresatce. Potem opowiedzial o katastrofie TWA i o tym, ze mial byc na pokladzie tego samolotu i ze ona moze jeszcze tego nie wie.

Recepcjonistka wiedziala juz z gazet o tragedii, mimo to, gdy usly­szala to, co on mial do powiedzenia, zamilkla z oslupienia. Oprzytom­niawszy, powiedziala, ze dopiero co przejela dyzur i nie moze nic po­twierdzic ani zaprzeczyc, bowiem jej poprzednik, ktory zawsze odbiera maile, zniknal tuz przed jej przyjsciem i wszyscy go szukaja. Obiecala, ze natychmiast jak go znajda, wyjasni cala sprawe. Mogla jedynie po­twierdzic, sprawdziwszy zawartosc plikow z poczta elektroniczna w komputerze, ze jego maile zostaly odczytane przez jej poprzednika. Radzila mu, zeby zadzwonil za pol godziny.

Gdy skonczyl rozmawiac, zauwazyl, ze pasazerowie z kilku rzedow obok, za nim i przed nim przygladaja mu sie dziwnie. Musieli slyszec te rozmowe, bo polaczenie nie bylo najlepsze i musial mowic glosno. Zdal sobie sprawe, ze prawdopodobnie byl dotychczas jedynym pasazerem na pokladzie, ktory wiedzial o katastrofie TWA.

Dotychczas...

Zlamal slowo dane stewardesie, ale przeciez nie mial wyboru.

Za chwile szeptal caly samolot, a wkrotce przyszla do niego dziew­czyna, po akcencie poznal, ze jest Amerykanka, i tak ni stad, ni zowad powiedziala, ze chcialaby wiedziec, jak sie czuje czlowiek, ktory w ta­kich okolicznosciach uniknal smierci. Odpowiedzial jej sarkastycznie, ze nie udziela wywiadow, chyba ze jest z «Time'a» i ma ksiazeczke czekowa przy sobie. Zrozumiala jego sarkazm, ale odeszla zdziwiona.

Te pol godziny wydawalo mu sie wiecznoscia.

Siedzial ze sluchawka w reku i patrzyl na ekran monitora, na ktorym wyswietlana byla mapa z trasa lotu, aktualna pozycja samolotu oraz czasem. Byli bardzo blisko Paryza, a kazdy centymetr przesuniecia na tej mapie oddalal go od pewnosci, ze ona wie.

Minelo pol godziny i wybral ponownie numer hotelu w Paryzu. Re­cepcjonistka od razu zaczela sie usprawiedliwiac, ze jeszcze nie udalo sie im odszukac jej poprzednika.

Po prostu zniknal. Nagle powiedziala mu rzecz nieslychana:

– Wyslalismy kierowce naszym hotelowym samochodem na lotni­sko Roissy. Jesli nie utknie w korku, to powinien dotrzec na lotnisko przed... no, wie pan... przed tym TWA. Pana przyjaciolka nie odebra­la swojego paszportu z recepcji, wiec kierowca ma nawet jej fotografie i postara sie ja odszukac. To wszystko, co moge dla niej zrobic...

Byl jej tak ogromnie wdzieczny.

ONA: Z zaciekawieniem obserwowala przez okno taksowki krzatani­ne na ulicach Paryza. Lotnisko Roissy- Charles de Gaulle jest oddalone okolo 23 km na polnocny wschod od centrum Paryza i kierowca, zanim dotarl do autostrady prowadzacej na lotnisko, musial przejechac przez zatloczone porannym ruchem centrum.

Miala duzo czasu, wiec nie denerwowaly jej czeste przestoje na swiatlach oraz stanie w korkach.

Arabski kierowca przygladal sie jej od czasu do czasu w lusterku i usmiechal sie.

Na poczatku probowal nawiazac rozmowe, ale gdy zorientowal sie, ze ona odpowiada mu po angielsku, przestal i tylko sie usmiechal.

Poza tym czesto wykrzykiwal cos po francusku, gwaltownie hamo­wal lub przyspieszal, a czasami otwieral okno i wymachiwal rekami, wykrzykujac cos wzburzonym glosem do innych kierowcow.

Bawilo to ja. Byla w doskonalym nastroju i wszystko ja dzisiaj ba­wilo i cieszylo.

W taksowce rozbrzmiewala poranna muzyka, glownie francuska, przerywana wiadomosciami i komunikatami. W pewnym momencie, podczas kolejnych wiadomosci, kierowca podglosnil radio i sluchal w skupieniu. Potem zaczal cos mowic do niej po francusku, ale nie wi­dzac zadnej reakcji, zamilkl.

Wkrotce wjechali na autostrade. Teraz mijali ogromne, podobne je­den do drugiego jak krople wody, bloki przedmiesc Paryza. Przestalo byc tak ladnie; uznala, ze w zasadzie w Warszawie jest zupelnie podobnie.

Po dwudziestu minutach byli w Roissy i podjezdzali do terminalu, na ktorym ladowaly samoloty TWA. Zaplacila taksowkarzowi, ktory blyskawicznie wysiadl z taksowki, gdy sie zatrzymali, i podbiegl otwo­rzyc jej drzwi. Pomyslala, ze w Warszawie jednak tak nie jest. Jak dotad zaden taksowkarz nigdy jeszcze nie wyszedl, aby otworzyc jej drzwi.

Po wejsciu do holu terminalu rozejrzala sie i pierwsze, co zauwazy­la, to nieprawdopodobna cisza. Wokol bylo w zasadzie mnostwo ludzi, ale miala wrazenie, ze jest niezwykle cicho. Wyciagnela wydruk jedne­go z maili, w ktorym informowal ja o szczegolach swojego lotu. Posta­nowila, ze zanim pojdzie do bramy dokowania TWA800, poinformuje sie, czy nie nastapila jakas zmiana.

Zaczela szukac stanowisk obslugi TWA.

Dostrzegla duzy, czerwony napis z nazwa tej linii. Gdy podeszla, zauwazyla nagle tlumy ludzi, ekipy telewizyjne z kamerami i dzienni­karzy z mikrofonami. Na marmurowej posadzce staly obok siebie trzy komplety noszy, uzywanych zwykle przez karetki pogotowia; lezaly na nich trzy zaplakane kobiety. Nad noszami nachylali sie sanitariusze w zoltych odblaskowych kamizelkach. Przy jednych ze zdumieniem uj­rzala ksiedza trzymajacego za

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату